I tak jest dobrze.
Niestety pod wpływem mojej ostatniej dolegliwości, czyli problemów z dyskiem, siłą rzeczy zadałam sobie te wszystkie pytania niejeden raz. Nie powiem, żeby udało mi się udzielić sobie wszystkich odpowiedzi. Niektóre pytania ciągle się czają w mroku i szukają rozwiązań.
Poniżej nastąpi opis przejścia do stanu, który mi się przydarzył i przemyśleń z tym związanych.
Jeśli ktoś wszedł tutaj tylko po to, żeby przeczytać 8 sposobów, jak sobie radzić z ograniczeniem ruchowym, może od razu przejść do końcówki wpisu. Jeśli chcesz, brnij w to dalej razem ze mną.
Kiedy nagle zmogło cię tak, że masz ograniczoną możliwość poruszania, to nie masz wyboru i się kładziesz. A kiedy potem leżysz, masz silne bóle i nie możesz o własnych siłach wstać i iść choćby do WC, nie jesteś już człowiekiem takim, jak inni. Wystarczy drobna zmiana stanu ze stojącego i chodzącego, czyli samodzielnego, na stan leżący lub nawet kuśtykający, a już tracisz pewne cechy człowieka i stajesz się pacjentem.
Czasem też lub potem od partnera. Ale jeśli nie jest on dyplomowanym pielęgniarzem lub pielęgniarką, trudno raczej od drugiego zdrowego człowieka oczekiwać, że cię w tym stanie zrozumie.
Może go cała sytuacja przerosnąć, może faktycznie nigdy tak nie czuł i jest przerażony, co będzie dalej i czy już zawsze będzie cię miał pod opieką.
Może też być zwykłym chujem (męskim lub żeńskim) i być tak zajęty sobą, że zrobi tylko to, co konieczne albo to, co wypada i pójdzie dalej ciesząc się własnym życiem.
Albo zadba o odbiór ze szpitala, nakarmienie cię i ubranie, ale tyle go to będzie kosztowało, że emocjonalnie ze swoim stanem będziesz sobie radzić sam, bo nikt go na to nie przygotował, więc tak bywa najczęściej.
Przypadki niezwykłych ludzi, umiejących i chcących zapewnić ci opiekę w takich stanach dają się policzyć raczej na palcach jednej ręki. Lepiej nie liczyć na to i nie uważać, że to jest oczywiste. A jeśli się już zdarzają, człowiek chory przeważnie jest tak zraniony, obolały, wystraszony i przerażony, że nie potrafi tego docenić. Wersji jest mnóstwo.
Ale z mojego doświadczenia wynika, że w najczarniejszej godzinie i tak zawsze będziesz sam ze swoimi myślami i emocjami.
Kiedy życie nie pieści, często się go odechciewa.Silne środki przeciwbólowe wprawdzie uśmierzają ból, ale prowadzą do upośledzenia działania mózgu, Mnie się na przykład od czasu, kiedy je przyjmuję, język się plącze przy prostych wypowiedziach i trudno mi zebrać myśli. Poza tym mogą wywołać różne objawy uboczne, w tym wysypkę. Mnie wysypało od paru dni na całej twarzy i szyi. Nawet porządna tapeta tego w całości nie pokrywa.
W takich chwilach nie bardzo idzie czytanie, bo człowiek jest rozkojarzony. Podczas 4 dni w szpitalu nie udało mi się przeczytać ani jednej strony z książki, którą miałam ze sobą. Dałam radę przeczytać jedynie kilkanaście artykułów w sieci.
Ciesz się, jeśli masz w takich chwilach do niej dostęp. Ja przeputałam na internet po raz pierwszy od zawarcia umowy cały miesięczny zapas 1GB, który mam na kraje UE, ale nie mogłam zostać z tym wszystkim sama i potrzebowałam kontaktu ze światem. Dokupiłam sobie potem dodatkowy pakiet, co okazało się dobrą decyzją, z uwagi na ważną wiadomość, którą otrzymałam następnego dnia.
Dzięki temu byłam też w stanie wykorzystać w ciągu tych paru dni (od wtorku do piątku) w sumie ok. 3 godziny na pracę i dokończyć zlecenie.
Na pocieszenie w szpitalu zdarzyło mi się fajne panoramiczne okno i dość sympatyczna sąsiadka w pokoju, co doceniłam dopiero drugiego dnia podczas rozmowy w trakcie posiłku, na którą sama ją namówiłam.
Kiedy jesteś blisko w większości bardzo chorych i bardzo starych ludzi, w dodatku sam osłabiony i zdany na innych, dopiero wtedy dociera do Ciebie, jakim byłeś dotychczas szczęściarzem/jaką szczęściarą!
Że samodzielne poruszanie się, posiadanie działających zmysłów, pozwalających na swobodny kontakt ze światem to już samo w sobie ogromne szczęście.
I jak mało doceniasz to, co masz.
Jak bardzo nieważne wydaje ci się to, że masz gdzie mieszkać, co jeść, gdzie spać, że może nie zawsze jest idealnie, ale nie jesteś sam.
Widząc, jak łatwo to stracić i nagle zostać unieruchomionym na wiele godzin, może nawet dni, tygodni czy miesięcy (nie wiem, kiedy ustąpi nacisk dysku na rdzeń i kiedy w pełni z powrotem poczuję moją lewą stopę), dopiero wtedy doceniasz swobodę, którą ci dawało dotąd twoje ciało.
Ze szpitala wyszłam w miniony piątek.
Już nasz zwykły domowy wikt i wreszcie sałatki i warzywa uszczęśliwiły mnie.
Poza tym środki przeciwbólowe wreszcie zaczynają działać i odczuwam coraz mniej bóle.
Nadal mam nie-swoją lewą stopę, kolano strzyka mi przy chodzeniu, łydka a raczej jej mięśnie ciągną, zaś stopa wydaje się być daleka, zimna, nieobecna, bo częściowo nie mam w niej czucia.
A kiedy już trochę chodzę, opierając na niej ciężar, czuję jakby nie bardzo wiedziała, czego od niej chcę. Poza tym ciągle mam skurcze mięśni, głównie w lewej łydce. Mimo, że łykam magnez po 3 razy dziennie.
Czeka mnie jeszcze sporo trudnych chwil w najbliższych dniach, ale chyba najgorsze są te, kiedy czuję tę niesłychaną bezradność i słabość, wynikającą z braku pełnej sprawności.
Czekam na wizytę u neurologa, mam nadzieję, że przyjmie mnie awaryjnie jutro. W czwartek pierwsza wizyta na fizjoterapii.
A potem nie mam wyboru, wyjeżdżam do Warszawy na kilka dni do pracy. Nie, nie mogę z tego zrezygnować, więc ta sprawa nie podlega dyskusji.
Samolotem, autobusem czy pociągiem z tymi przesiadkami kompletnie sobie tego nie wyobrażam., bo poruszam się niczym mucha w smole. Pozostaje mi przeżegnać się i znów wsiąść do auta. Mam nadzieję, że wykonane do tego czasu zabiegi fizjo trochę mnie postawią na nogi.
Jak sobie radzić przez ostatnie dni i jak dalej sobie radzę?
O tym myślałam przez ostatnie dni i postanowiłam tym właśnie podzielić się z Wami. Oto moje siedem sposobów:
1. Rozmowy z przyjaciółmi
Rozmawiaj z przyjaciółmi. Ja rozmawiam głównie z jedną przyjaciółką, ale także inne osoby dają mi wsparcie, którego potrzebuję. Staram się wygadać wszystkie, nawet te najgorsze rzeczy, żeby móc pójść dalej. Trzeba jednak pamiętać, że przyjaciele to nie worek na śmieci i ich siły też trzeba oszczędzać. Jeśli bardzo ci źle staraj się sam też krok po kroczku szukać wyjścia z sytuacji. Samo obarczanie trudnościami innych jeszcze nikomu nie pomogło.
2. Próby powrotu do samodzielności
Jak tylko coś możesz zrobić w domu czy wokół siebie, staraj się to robić.
Staram się właśnie to robić, ale też odpoczywam od razu, kiedy moje ciało daje mi takie sygnały. Prysznic biorę na stołeczku pod prysznicem, bo nie mogę za długo stać. Podobnie wygląda mycie zębów. Staram się szukać metod na samodzielność nawet tam, gdzie póki co może mi ktoś pomóc. Bo za chwilę mogę jednak być sama przez kilka godzin i nie wszystko móc zrobić.
3. Proście, a będzie Wam dane.
Nie zawsze i nie wszędzie oraz nie każdy spełni twoją prośbę. Ale jakoś tak się składa, że kiedy nie prosisz, to tym mniejsza szansa na spełnienie twoich próśb. Nie licz na to, że ktoś się domyśli. Proś i spokojnie poczekaj na spełnienie prośby. Trenuj cierpliwość. Niejeden raz w życiu jeszcze się przyda. Uczę się prosić, co w moim przypadku jest cholernie trudne.
4. Ciesz się małymi rzeczami
Staraj się odnajdywać drobne radości w tym, co lubisz robić. Ja teraz chętnie oglądam filmy wyłącznie dla rozrywki, podobnie podchodzę do mediów. Sama przygotowuję sobie drobne zdrowe przekąski.
5. Uspokajaj emocje i nie zatrzymuj się na ciężkich myślach
Staraj się nie zatrzymywać przy sobie ciężkich myśli. Albo dziel się nimi z przyjaciółką, albo staraj się przeczekać, aż przeminą i szukaj innych tematów do przemyśleń. Ten czas nie jest najlepszy na rozwiązanie trudnych problemów, skoro nawet w lepszych momentach się to nie udało. Staraj się tak o tym myśleć i odłóż to na lepszy czas.
6. Nie podejmuj teraz życiowych decyzji. Przeczekaj.
Ten okres nie jest dobry do podejmowania życiowych decyzji, więc to odłóż na później. Teraz żyj z dnia na dzień, staraj się odzyskać pełnię sprawności. Chyba, że decyzja w bezpośredni sposób wpłynie na poprawę twojego stanu zdrowia, wtedy czasem trzeba ją podjąć, ale też warto pod tym względem posłuchać rad przyjaciół.
7. Planuj sobie dobre rzeczy
Staraj się myśleć o przyjemnych sprawach, planować coś radosnego i dobrego. To mnie akurat przychodzi teraz najtrudniej, ale pozwala skupić myśli na dobrych sprawach, na radosnych planach.
Siedem to dobra liczba, zatem na niej zakończę tę wyliczankę. Wy pewnie też macie swoje sposoby radzenia sobie w takich sytuacjach, podzielcie się nimi w komentarzach, może pomogą one innym, albo i mnie samej.
Naprawdę szczerze współczuję. Wiem o czym mówisz, bo 1,5 roku temu, po operacji i wcześniejszym wyczerpaniu organizmu prawie do granicy, za którą już nic nie ma, doświadczyłam bezsilności w najprostszych czynnościach codziennych. Był taki dzień, gdy spadła mi książka i nie byłam w stanie jej sobie podnieść. Stałam nad nią i ryczałam z bezradności. To, wbrew pozorom, jedno z najtrudniejszych doświadczeń. No może jeszcze gorsze było, gdy pies stał przy swojej pustej misce, a ja nie miałam jak nalać mu wody…
Skoro wybierasz się do Polski samochodem, to jesteś dla mnie bohaterką.
Jestem jeszcze bardzo słaba, ale szukam metod odzyskania pełni sprawności. Miałam już kilka lat temu, może pamiętasz, taki atak rwy kulszowej, że też ani się schylić, ani ruszyć. Wtedy po miesiącach męczarni na lekach i zastrzykach z wit. B itp. poszłam wreszcie do fizjoterapeuty. I to on mi wtedy najbardziej pomógł. Wystarczyły 3 zabiegi, a stan był już naprawdę poważny!
To u niego teraz mam wizytę zamówioną w Warszawie i oprócz pracy to główny powód mojego wyjazdu do PL.
Takie doświadczenie bezradności totalnej zmienia człowieka i jego rozumienie swojej roli w życiu, nie wyobrażam sobie takiego życia na stałe.
Uściski!
O kurczę, niezle sobie narozraiałaś! Rozumiem Cię świetnie, bo mam dwie wypukliny w kręgosłupie lędzwiowym a poza tym miałam kiedyś pękniętą kość krzyżową.Z powodu tej pękniętej kości krzyżowej spędziłam 3 miesiące na desce a zamiast siedzieć klęczałam. Gdy mi kiedyś uaktywniły się owe wypukliny to akurat byłam w górach i dziecko miało niezłą frajdę, gdy mąż musiał mnie ubierać w dolne części garderoby.A poruszałam się jakbym kij połknęła. Leżałam nałogowo na brzuchu ze złożonym ręcznikiem pod brzucem. Co mi pomagało- wiszenie na wyciągu, jakaś extra mikstura wmasowywana kilka razy dziennie w kręgosłup lędzwiowy, seria zabiegów fizykoterapii- prądy interferencyjne i jonoforeza.A… Czytaj więcej »
Mam zrobiony rezonans, ale nie mam pewności, że wystarczający. Idę jutro rano do neurologa, pokażę mu te wyniki. A potem mam już zapisy na zabiegi fizjoterapii, oby tym razem pomogły. Moje nerwy niestety są trochę przyblokowane, stąd ta niemoc. Dziękuję za telefon do przychodni, w razie czego będę wiedziała, do kogo uderzać!
Przepraszam, nie rozpisuję się, skutkiem ubocznym leków jest to, że szybko jestem zmęczona i ciężko mi się skupić na dłużej.
Dziękuję jeszcze raz, czytam zawsze uważnie Twoje porady, bo często masz rację i masę doświadczeń
rezonans jest super… psychodelia niczym na starych filmach sci-fi… gdy swojego czasu wyszedłem z tuby po badaniu, pani zapytała mnie z troską jak się czuję?… była bardzo zdziwiona, gdy poprosiłem o powtórkę…
Szkoda, że wylądowałam na nim w stanie z ciężkim bólem, bo nie mogłam docenić wrażeń estetycznych i słuchowych :).
"Pozytywne myślenie, czyli zła sytuacja to dobra sytuacja.Bazą jest tu proste spostrzeżenie, że niezdolność do wykonywania wielu działań, czynności, przekłada się na przychód dodatkowego czasu. Tego czasu wcześniej zawsze brakowało, teraz więc jest okazja by wyrównać rachunki".…nie napisałem nic nowego, bo jest to zawarte w Twoich punktach, tylko syntetycznie to ująłem… najpopularniejsza forma to odrabianie zaległości w lekturach… ale jest wiele innych możliwości… niejaki Bruce Lee był fanatykiem treningu, jednak ciało mu kiedyś nie wytrzymało, dorobił się kontuzji kręgosłupa, która na rok przykuła go do łóżka… przez ten czas sam napisał książkę, której wcześniej nie miał czasu napisać…to tylko przykład,… Czytaj więcej »
Witaj Piotr,na szczęście już wzięte środki podziałały naprawdę solidnie i zbieram się. Lekarka neurochirurg powiedziała mi jednak, że to schorzenie po prostu wymaga więcej czasu, niż zwykle. Może być potrzebne i 2 miesiące, aż nerwy dojdą do ładu.Leki mam brać w zależności od samopoczucia, biorę też ochronny lek na wątrobę, zanim łykam ibuprofen. Od drugiego mam wysypkę, więc dostałam coś innego. Ogólnie szpital.Na szczęście nie jestem przykuta do łóżka, chociaż pewnie gdybym była, trzeba by było się jakoś i w tym odnaleźć. Nie wiedziałam, że Bruce Lee miał takie przejścia, ale jak widać jako silny i mądry facet umiał wykorzystać… Czytaj więcej »
"Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się zepsujesz."
Naprawdę nie wiem, co napisać, bo nigdy nie byłam , i mam nadzieję, że nie będę, unieruchomiona dłużej niż jeden dzień, ale i ten jeden dzień czy nawet kilka godzin miłe nie było, zwłaszcza że nie mogłam wtedy nawet podnosić głowy, no i w razie jakiejkolwiek, nawet najmniejszej potrzeby, trzeba było "wysługiwać" się innymi.
Dużo zdrowia, siły i cierpliwości Ci życzę 🙂
Annette – szkoda, że człowiek zawsze najpierw musi sam dostać po d…pie, żeby się o tym na powrót przekonać. Niestety nie miałam innej opcji, całość życia tak mi się ułożyła, że trzeba było poddać się temu, co nieuchronne.
Obym jak najszybciej odzyskała pełnię władzy nad moim ciałem i życiem.
Dziękuję
Tak nagle takie zle wiesci, przeciez dopiero co bylas na wielkiej wyprawie rowerowej. Jak ja dobrze wiem co czulas i czujesz kiedy tak sie dzieje. Dziesiec lat temu moje zycie zmienilo sie kompletnie i prawie z dnia na dzien, z bycia zdrowa i aktywna fizycznie stalam sie niepelnosprawna, taka choroba, zanikanie miesni, pierwsze pol roku doslownie czekanie na smierc. Obecnie jestem OK, ciesze sie zyciem jakie mam, choroba moze sie zatrzymala a moze posuwa sie powoli, poruszam sie uzywajac tzw. walker po polsku to moze wozek, ale jestem na swoj sposob samodzielna i to cenie i to bardzo wazne jest,… Czytaj więcej »
Współczuję i powiem Ci, że teraz na pewno rozumiem Cię lepiej, niż jeszcze niedawno.
Dobrze, że samochodem jeździsz, bo to oznacza już sporo samodzielności.
A każdym dniem cieszę się już znowu. Powoli czuję się lepiej i ból staje się znośny, środki zadziałały.
A wysypka – no cóż, muszę przez to przejść, albo zmienić lek. To w tym wszystkim najmniejszy problem.
pozdrowienia!
współczuje bardzo Iw jednak jesteś fajterką i dasz radę oraz żal, że człowiek nie docenia normy, która pewnego dnia może odjechać w siną dal…
Jeszcze kilka dni temu powiedziałabym, że nie dam rady i mam dość. Tym bardziej, że żyłam już w perspektywie odejścia Piesia… Chociaż tu tego jeszcze nie pisałam.
Chyba faktycznie należy zacząć doceniać. Zanim będzie za późno.
Już z początku całej treści wynika, że pacjent to nie człowiek O_O
Współczuję Ci, kochana, ja nie chce sobie nawet wyobrażać jak to jest być uziemionym. To jedyne czego się w życiu boję, oraz że starość mnie zatrzyma w moim szalonym pędzie życia.
Staram się do tego nie dopuścić, bo to praca całego życia ma wpływ na starość, ale różnie to bywa, sama widzisz, dysk nie pyta o wiek. Na szczęście nie wyskakuje on na zawsze.
Ewidentnie tak, pacjent to przypadek.
Na szczęście poprawa postępuje szybciej, niż myślałam, leki działają, a fizjoterapia pomaga.
Na szczęście teraz już wiem, że będę musiała uważać na dysk i nie będę go przeciążać. I stopniowo wzmacniać kołnierz mięśniowy, jak już będę w lepszej formie…
Jazda samochodem, to wg. mnie najgorsza opcja. Samolot byłby szybszy, bezpieczniejszy i mniej bolesny. Oczywiście życzę jak najszybszego powrotu do zdrowia. Jestem kaleką od 62 lat ale dopiero we wrześniu ubiegłego roku straciłam władzę w nogach(u mnie gorsza prawa) i siadłam na wózek. Próbuje robić koło siebie jak najwięcej, ale nie zawsze wychodzi tak jakbym chciała, więc wtedy nerwy i stres. Psychika pada. Bardzo się cieszę, że ludzie z sieci, tak Cię wspierają, bo to ogromny impuls do działania. Z podpowiedzi Annabel sama zamierzam skorzystać, więc może kiedyś się spotkamy w poczekalni. Uściski.
Samolot z unktu A do punktu B – masz całkowitą rację, tyle że stąd samolot nie lata.
Musiałabym jechać na lotnisko co najmniej dwoma pociągami z przesiadkami. I na miejscu znów autobus lub taksówka. W sumie masakra.
Aha i jeszcze na samym lotnsku pokonać kilometry, żeby dojść do samolotu.
Niestety tego na razie sobie nie wyobrażam.
Współczuję Ci, wydaje mi się, że po dłuższym czasie być może jakoś można się do tego przyzwyczaić, ale generalnie to straszna przypadłość. Nie zdawałam sobie z tego sprawy do niedawna, jak bardzo.
Annabel to mądra babka!