Czy istnieje coś takiego jak norma? Czy możemy powiedzieć, że do jakiegoś momentu jesteśmy normalni, a ponad to już nie? Albo inni są normalni?
Normy od zawsze były definiowane w każdej epoce na nowo. I to zarówno normy piękna, jak i normy postępowania, granice równouprawnienia, czy w ogóle ludzkich praw, zasady wychowywania dzieci, i nasze własne prywatne ludzkie granice.
I nawet jeśli można nas uznać za normalnych według jednej normy, to na świecie zawsze się znajdzie inna norma, według której nasze postępowanie będzie zgoła nienormalne, a może i niemoralne czy też niezgodne z prawem.
Po tym teoretycznym wstępie opowiem Wam historię z życia.
Od czasu do czasu chodzę się strzyc tu w Polsce. Od lat do tej samej fryzjerki, która strzygła mnie też przez ostatnie lata. Dobrze farbuje odrosty i strzyże. Jak to u fryzjera, wymieniamy się trochę poglądami, każda opowiada, co porabiała ostatnio. Moja fryzjerka na przykład lubi sobie pochodzić na tańce, mimo wieku emerytalnego 65+ jest osobą bardzo energiczną, pełną życia i wolną. Lubi czasem wyjechać na fajne wakacje, wydawać kasę na ciuszki, ubierać się kobieco i to właśnie uważa za kwintesencję kobiecości. Dla niej to jest normalne u kobiety, co przy każdej okazji podkreśla.
Za to moje opowieści od lat kręcą się głównie wokół remontów, marketów budowlanych, wyboru odpowiednich materiałów do remontu, majstrów itp.
Trudno o większy kontrast.
Moja fryzjerka często apeluje do mnie o to, żebym wreszcie zajęła się sobą, zaczęła kupować ciuchy, ubierać się bardziej kobieco (do malowania włosów nie chodzę w najlepszych ciuchach, więc wyglądam zawsze na sportowo i średnio), wyjeżdżać itp.
Bo życie mija, a ja nic ciągle tylko remonty, urządzanie się i praca.
Ostatnio miałam trochę czasu na przemyślenie moich ostatnich lat i mojej własnej normy. Faktycznie całe lata upłynęły mi na remontowaniu najpierw domu, a teraz mieszkania, w którym póki co zakotwiczyłam się w Warszawie. I podejrzewam, że to jeszcze nie koniec.
Jedno i drugie uznawałam i dalej uznaję za logiczną konsekwencję kupienia starej bądź niewykończonej nieruchomości i konieczności dostosowania jej do swoich wymagań.
Dla mnie to tak samo normalne, jak kupowanie ciuszków dla niej.
Czy istnieje coś takiego jak norma kobiecości?
A może jestem mniej kobieca dlatego, że od lat zajmuję się remontami i czerpię z tego zadowolenie, a następnie cieszę się, doskonale odnajdując się w odnowionych i przystosowanych specjalnie dla mnie wnętrzach?
Czy kobieta to tylko ta, która zawsze chodzi w kobiecych sukienkach, ma zrobione włosy (no dobra, włosy to i ja lubię mieć ładne), tańczy, śpiewa itepe?
Bo według tej definicji to ja nie jestem kobietą.
Spróbujmy więc inaczej. Czy czuję się dobrze z tym moim życiem, czy też czuję się nieszczęśliwa w moich remontach.
No dobrze. Powiem prawdę. Jestem teraz bardzo zmęczona, ale bardziej tym, że jeszcze mi została do skończenia kuchnia i garderoba oraz że część rzeczy poremontowych jeszcze mi zalega w salonie, niż tym, że właśnie skończyłam wielki remont i znów nie kupiłam sobie ciuchów.
No dobrze. Powiem prawdę. Jestem teraz bardzo zmęczona, ale bardziej tym, że jeszcze mi została do skończenia kuchnia i garderoba oraz że część rzeczy poremontowych jeszcze mi zalega w salonie, niż tym, że właśnie skończyłam wielki remont i znów nie kupiłam sobie ciuchów.
Czy jest mi źle z tego powodu, że wolę zainwestować kasę w mieszkanie, dom, lepszy samochód, który pozwoli mi wygodnie pokonywać moje kilometry, albo w lepszy sprzęt, dzięki któremu wygodniej mi się pracuje? Jakoś nie czuję się źle z tego powodu. Mało tego, te rzeczy mnie uszczęśliwiają. To dla nich haruję. W marzeniach nie pojawiają mi się raczej kiecki i torebki. A na zagraniczne wyjazdy już trochę pojeździłam. Mogę wprawdzie pojechać jeszcze kilka razy, ale za każdym razem wybieram raczej miejsca wygodne, wypoczynkowe, niż ciekawe. Bo mnie z tym akurat jest dobrze.
I tu pojawia się pytanie. Czy powinnam mieć wyrzuty sumienia (wobec kogo?), że nie interesuje mnie za bardzo bieżąca moda, a do sklepów z ciuchami chodzę może raz na pół roku / w porywach na dwa miesiące, kiedy już muszę?
I właściwie z kim ja mam się rozliczać z mojego życia, moich wyborów, mojego sposobu wydawania pieniędzy i mojego pojmowania własnego życia?
Bo chyba nie z moją fryzjerką. Ani nawet z moimi znajomymi. Ani z rodziną. Ani z moimi Przyjaciółmi, bo tego ode mnie wcale nie wymagają.
Robię remonty, a potem mieszkam i jestem całkiem zadowolona. I tym właśnie zapełniam swoje życie, bo tak lubię i dlatego, że mi się tak podoba.
Inni lubią ciuchy, nie bronię im ani ich za to nie krytykuję. Ani nie pouczam, że szkoda życia na coś tak błahego, jak ciuchy.
W przerwach ostatnio czytam książki, oj jakie fajne znów sobie kupiłam. Ktoś inny woli słuchać muzyki czy chodzić do teatru, albo oglądać filmy. Jego wybór, jego sposób na szczęście czy zadowolenie. Jeśli mamy akurat wspólne pasje, to możemy się wymienić opiniami na ten temat, jeśli nie – nie będziemy mieli tematów do rozmowy. Ale nie upoważnia to żadnej ze stron do pouczania tej drugiej, że jej pasja czy zainteresowania są gorsze, bardziej płytkie czy głupie.
Dla mnie jednym z największych marzeń, gdybym wreszcie wygrała w totka te miliony, byłoby kupno i odnowienie takiego na przykład domu.
Jest ciekawy architektonicznie i pociągałaby mnie jego transformacja i przywrócenie mu dawnej świetności.
Dla mnie jednym z największych marzeń, gdybym wreszcie wygrała w totka te miliony, byłoby kupno i odnowienie takiego na przykład domu.
Jest ciekawy architektonicznie i pociągałaby mnie jego transformacja i przywrócenie mu dawnej świetności.
A że inni uciekliby z krzykiem. A przepraszam, co mnie to?
Wielu ludzi uwielbia cię pouczać. Zna się lepiej na twoim życiu od ciebie samej.
Większość wie, co dla ciebie lepsze, z którym facetem powinnaś się natychmiast rozstać, a który będzie dla ciebie wcieleniem dobroci i realizacją marzeń. Ale to nie ci ludzie będą potem siedzieć w twojej skórze i ponosić konsekwencje twoich wyborów, tylko ty sama.
To nie twoja koleżanka będzie się nudzić z „tamtym świetnym facetem”, tylko ty. I to nie ona będzie nocami wzdychać za tym, z którym ci się kazała rozstać, bo według niej był „nie dość”. Albo kazała ci się rozstać za wcześnie, zanim to twoje serce było na to w pełni gotowe.
Tak więc wracając do tematu: żyj według własnej normy. Definiuj ją. Ciesz się tym, co cieszy Ciebie. I bądź szczęśliwa/szczęśliwy.
Tak więc wracając do tematu: żyj według własnej normy. Definiuj ją. Ciesz się tym, co cieszy Ciebie. I bądź szczęśliwa/szczęśliwy.
Norma to jedno a stereotyp drugie i wydaje mi się, że Twoja fryzjerka poleciała z tym drugim właśnie.
Jesteś normalna, ale nie stereotypowa i tu jest haczyk 😉
To dobra uwaga. Tylko kto chce być stereotypowy? A może większość myli te dwa pojęcia?
Mało kto się nad tym zastanawia, co prowadzi rzeczywiście do pomylenia, wskutek czego… niektórzy chcąc ze stereotypem walczyć, jeszcze bardziej w niego wchodzą 🙂
Często jako dziecko słyszałam, że powinnam urodzić się chłopcem. Ale nie dość, że urodziłam się dziewczynką, to w dorosłym życiu ta moja niby "męskość" paradoksalnie dodaje mi kobiecości. Nawet jeśli zamiast szpilek śmigam w trampkach i dziurawych dżinsach.
Grunt to czuć się dobrze ze sobą, nie raniąc przy tym innych. Cała reszta pozostaje poza wszelką dyskusją 🙂
Czasem w słabszych momentach zastanawiałam się, kto ma rację. Czy właściwe są moje wewnętrzne odczucia. I doszłam do wniosku, że jak najbardziej i że to przecież moje wybory, życie, pieniądze, decyzje. Jeśli komuś się nie podobają, to nie musi ze mną:
1) spędzać czasu
2) rozmawiać
3) może mnie usunąć ze znajomych na FB :).
Jeśli ktoś nie siedzi w mojej głowie i w moim sercu i tak nie ma szans wiedzieć tego, co ja wiem, ani czuć tego, co ja czuję. 🙂
Uściski (też miałam być chłopcem podobno 🙂
Einstein war auch nicht "normal" , also mach Dir keinen Kopf 😉
Genialne porównanie z genialnym uczonym. Czy wyglądam, jakbym się zamartwiała tym, że nie podchodzę pod tę ogólnie przyjętą normę? 🙂
Sama sobie odpowiedziałaś trzema ostatnimi zdaniami tekstu. Czytając, gdzieś w połowie odczułem u autorki lekki zapach przeddepresji, który w miarę czytania jednak się ulotnił. Norma na normalnego człowieka nie raczej istnieje, pomijając przypadki ewidentnych odchyłek psychicznych.Żyć życiem własnym, mieć z tego radość i znaleźć kogoś do pary, kto takie życie akceptuje, podziela, i co chyba najważniejsze, chce z tobą być, sączyć wieczorem wino na tarasie a rano kawę…I na koniec: też bym chciał wygrać w końcu te kilka milionów i postawić ostatni w życiu, szósty już dom, który by miał w sobie sprawdzone elementy pięciu poprzedników.I na pewno by stanął… Czytaj więcej »
Piękne masz to marzenie o domu na zboczu, nad dużą wodą. Bardzo chętnie bym ten Twój szósty dom zwiedziła, słuchając, jak oboje opowiadacie mi z zapamiętaniem, co gdzie i dlaczego zrobiliście!!! 🙂
Już teraz możemy opowiadać, w koncu ten piąty ma w sobie najlepsze rozwiązania z czterech poprzednich:)
No pięć domów to też jest niezły wynik, zważywszy, że większość ludzi ma najwyżej mieszkanie, a już jeden dom to raz na zawsze! 🙂
O nie!żadnych norm,żadnego pouczania! Pani fryzjerka chyba się zbyt spoufaliła…i to mnie zdumiewa, skąd w ludziach przekonanie, że wiedza lepiej?ja tam Cię autentycznie podziwiam za zapał i energię:)ja lubię projektować wnętrza, ale na czas remontu uciekam,zostawiając go na głowie męża…
Chyba większość ludzi wierzy w to, że ich sposób na życie jest najlepszy. I to nie tylko dla nich, ale i dla całej reszty populacji. I próbują – zupełnie mimo woli, bo w złą wolę w tym przypadku nie wierzę – naginać czy namawiać innych do przyjęcia ich normy. A mnie właśnie podczas takich rozmów najsilniej wyświetla się ta moja własna norma, pragnienia, marzenia. 🙂Znam się już na tak wielu aspektach remontu, że nie zostawiam niczego na niczyjej głowie (poza tym nie mam męża). Nigdy nie prowadziłam remontu wspólnie z kimś. Zawsze to była albo moja nieruchomość, albo nieruchomość mojego… Czytaj więcej »
Iw, Ty jesteś po prostu niezwykła i wyjątkowa! a wszelkie normy mieszczą w sobie tylko przeciętniaków:)Pozdrawiam z podziwem!
No dobrze, oczywiście chętnie się zgodzę na taką pozytywną ocenę. 🙂 Ale nas jest więcej, popatrz, co napisały dziewczyny, prawie żadna nie spełnia tych ogólnoprzyjętych norm i jest nam z tym dobrze!
Iw- Siostro. Piszesz to wszystko, czego ja nigdy nie ubrałam w słowa, a co czuję od zawsze. I… też mam na oku taki dom do remontu za ciężką forsę.
Dreamu – bo my się rzadko przyznajemy do takich marzeń czy celów, wiedząc, jaka będzie przeważnie reakcja. Ale mnie wiek chyba zaczyna powoli dawać zbawienne poczucie tego, ze mogęmiećwdupie. Każdego, kto władczo próbuje mnie przekonać, że jego racja jest najlepsza, a jego sposób na życie to miód-cud i orzeszki i nic tylko zrobić kopiuj-wklej. A to nie tak. Mnie się marzy to i to na takich marzeniach spędzam bezsenne noce. I czas było wreszcie zrobić outing :))) Jaka ulga!
Wedlug norm naszych nieproszonych gosci ja jestem wyuzdana i obsceniczna, bo chodze nie tylko z gola glowa, a latem nawet z golymi nogami w szortach, ale przebywam w miejscach publicznych bez opieki meskiego czlonka rodziny. Ale czy to wystarcza za powod, zeby bezkarnie mnie gwalcic czy mna pogardzac? Zreszta to ja jestem u siebie, bo u nich prawdopodobnie nie odwazylabym sie na podobne ekscesy.
Ano właśnie, to są te inne normy kulturowe, o których pisałam. Niestety też obawiam się tej "kultury gwałtu" (to raczej barbarzyństwo, ale tak się przyjęło nazywać). Marzy mi się, żeby jakaś siła wreszcie siłą zmusiła nieproszonych gości do nauczenia się norm krajów, w których żyją i do ich przestrzegania. Może nie należy porzucać wiary?
Kochanie, ja też nie jestem "normalna". Bo normalny człowiek w moim wieku to siedzi na d. i nie wyprowadza się z kraju urodzenia, nie zaczyna wszystkiego od nowa.Być może, że i moje zainteresowania kwalifikują mnie do otrzymania wariackich papierów, ale to przecież moje zmartwienie, a nie osób trzecich i czwartych. Popatrz, jak ciężko jest u nas realizować powiedzenie "żyj i pozwól innym żyć". O ile pierwszą część każdy stara się realizować wg własnego zdania, to część druga większości sprawia trudność- wg niektórych wszyscy powinni być i żyć jednakowo, tak jak oni.Ponieważ mam przyjemność znać Cię osobiście, jestem zdania, że jesteś… Czytaj więcej »
Anabell – oczywiście, że Ty też jesteś bardzo awangardowa, nie znam innych ludzi w Waszym wieku, którzy zdecydowaliby się na równie odważny krok i w dodatku potrafili z tego czerpać zadowolenie :).Bardzo dużo ludzi z pokolenia zwanego starszym, a chodzi głównie o ludzi starych mentalnie, nie rozwijających się, którzy zatrzymali się w rozwoju, a w dodatku chcą innych ściągnąć na swój poziom i do swoich norm. Nie wiem po co, ale może po to, żeby poczuć się lepiej w większości.Bardzo Ci serdecznie dziękuję za Twoją opinię na temat mojej kobiecości. Kobieca opinia jest jeszcze więcej warta od męskiej, bo najczęściej… Czytaj więcej »
Odnoszę wrażenie, nie pierwszy raz, że minęłaś się z powołaniem. Powinnaś być "odnowicielką" domów i mieszkań(to trochę więcej niż tylko dekorator wnętrz), a tłumaczem w wolnych chwilach. Znam kobiety, które są ładne, zadbane, modnie ubrane, a jednak niekobiece. Kobiecość/męskość nie zależy od sprawności seksualnej czy umiejętności robienia zakupów. Składa się na to szereg cech osobowości. Normy ogólnie przyjęte przez społeczeństwo należy szanować tak by nie krzywdzić innych i nie dać się stłamsić. Pozdrawiam.
Masz rację. Był moment, kiedy marzyło mi się pójście na studia architektoniczne. Bardzo mi się marzyło, ale pomysł nie miał poparcia w rodzicach. Porzuciłam to marzenie, a pewnie na tamten moment bym również nie zdała egzaminów wstępnych, musiałabym się najpierw super przygotować, a przygotowana nie byłam. Potem wielokrotnie wracałam do tego marzenia, ale się nie udało, może zacznę to robić jeszcze na emeryturze. 🙂Tłumaczenie to mój sposób na zarabianie pieniędzy, ale to odnawianie i wyczarowywanie ciekawych wnętrz mnie najbardziej kręci. 🙂I faktycznie może być kobieta/mężczyzna w świetnych ciuchach, zadbana/y, a przez to wcale nie bardziej kobieca/męski.Nie krzywdzę, żyję po swojemu… Czytaj więcej »
Ostatnie zdania w twoim poście to pełna odpowiedź na twoje pytanie. Ja też uważam, że to ja mam być szczęsliwa, zadowolona, ja mam dokonywać wyborów i ponosić ich konsekwencje. Inni mają to samo prawo. I nic mi do tego. To się, jak sądzą, nazywa tolerancją. A że nie każdy to czuje? Iwonko, to się akurat nie zmieni. Powtórzmy więc za poetą "róbmy swoje".
Ano zatem "róbmy swoje" Iwonko. Dziwi mnie to jednak za każdym razem, kiedy osoba, której ja nic nie narzucam nagle mi wyciąga takie kazanie. Nadal mnie to zaskakuje i nadal miewam problem z (uprzejmą) reakcją. Czasem wolę nie reagować, wysłuchuję i wiem swoje. Co najdziwniejsze, ci wszyscy doradzacze mają takie poczucie misji, że niejeden jezuita by się nie powstydził! 🙂
O jak to dobrze ze juz od dawna mnie tam nie ma, pisalam juz gdzies kiedys w komentarzach dlaczego ucieklam z Polski, dokladnie tak jak piszesz, wszyscy wokol zawsze lepiej wiedzieli co jest dobre dla mnie, ciagle rady, pouczania.
Za bardzo sobie cenie wolnosc, prawo do moich wlasnych decyzji, dlatego nie pasowalam tam, nawet krzywo patrzyli na mnie kiedy poszlam na studia, na Politechnike, bo to dla chlopcow, ze tam sami chopcy to 'jak ty tam bedziesz wygladac' ech duzo by pisac.
Mnie też wciąż się wydaje, że zbyt wielu u nas doradzaczy, a za mało ludzi, którzy po prostu tolerują i akceptują drugiego takim jaki jest.A to źle się prowadzi, a to ubiera, a to powinien jeść to czy tamto, a inny nie jeść. Mieć faceta/babkę, albo go/jej nie mieć. No koszmar po prostu!Mówisz, że to typowo polskie? Chyba coś w tym jest. Od koleżanek, które dawno temu wyjechały z PL do DE takich tekstów w ogóle nie słyszę. Podobnie jak od znajomych Niemców. W rodzinach być może jest inaczej, ale od obcych nie ma szans doczekać się tego typu "nauk".Na… Czytaj więcej »
Tak, oczywiście, że istnieją normy.Gdyby nie było norm, nie zaistniałoby coś takiego, jak uznanie odstępstwa od normy za chorobę, a tym samym jej leczenia.Gdyby nie istniały normy prawne, już dawno z przyjemnością zamordowałabym parę osób z najbliższego otoczenia.Gdyby nie istniały normy moralne… rozmarzyłam się 🙂Gdyby nie istniały normy, nie byłoby w szkołach i poza nimi sekowania przez pustogłowe lale zwykłych dziewczyn (tu norma = kwadratowe brwi namalowane czarnym tuszem, sztuczne rzęsy i paznokcie, kościotrupia sylwetka; ich brak = niewybaczalne odstępstwo).Gdyby nie istniały normy, nie byłoby takich wypowiedzi, jakie czytałam na niektórych zaprzyjaźnionych blogach, na przykład że ludzie otyli są sami… Czytaj więcej »
Czyli bycie w normie, to bycie w akceptowalnej w danym momencie większości?Skoro jest moda na bycie chudym i wystajlowanym, to wszyscy mają być chudzi i wystajlowani?Nie umiem nosić małych torebek, no nic mi się nie mieści!!! 🙂Według Twojej listy częściowo mieszczę się w normie, bo na przykład mam konto na FB i mailowe, ale już chuda to ja nie jestem, chociaż bardzo bym chciała dostać taki prezent od stwórcy i zapomnieć o tych wszystkich ciuchach korzystnie zakrywających mankamenty ciała i rzucić się na lody czy czekoladę, kiedy akurat mam ochotę. Temat dojrzewał we mnie już od pewnego czasu, ale dopiero… Czytaj więcej »
Nie jesteś chuda?! To przepraszam, jak to nazwać?!
Widzisz? Sama usilnie dostosowujesz się do norm – nie zjesz loda ani czekolady, gdy masz na nie ochotę, myślisz o ciuchach zakrywających "mankamenty" (widocznie istnieje norma określająca, co jest mankamentem, a co nie!)…
Frau Be – według mojej własnej normy jestem zaledwie szczupła, a obecnie nieco gorzej, bo mi przeszkadza to i owo. Chuda to jest Anja Rubik i Angelina Jolie. 🙂To nie dostosowywanie się do norm czyichś, tylko to są moje normy.Czuję się dobrze w mojej skórze do pewnej granicy. A powyżej już mi ze sobą źle, staram się więc tej granicy nie przeszkadzać, a drogą do tego celu jest eliminacja niektórych bezsensownych zapychaczy, które jak lody – nie mają w sobie nic cennego, tylko przyjemność (a tę wolę sobie dawać w innych formach, bo taki mam wybór).Wiesz, ja nikomu nie odmawiam… Czytaj więcej »
Ale te Twoje normy też mają jakieś źródło. W innych normach – może wyczytanych, może wbitych przez kogoś do głowy… Nie ma wolności od norm, czy to się nam podoba, czy nie – podobnie jak nie ma wolności w ogóle (to jest ten "mój" temat).
W poprzednim komentarzu zadałaś pytanie: "bycie w normie to bycie w akceptowalnej w danym momencie większości?". Odpowiedź, niestety, brzmi: tak. Skąd wiem? Z wielu bolesnych, niekoniecznie tylko moich, doświadczeń.
Właśnie do niedawna zamęczałam się próbą zrozumienia, dlaczego mam akurat tak, a nie inaczej. Wcześniej próbowałam też zrozumieć, dlaczego u innych jest tak czy siak. I wiesz, doszłam do wniosku, że być może nie wystarczy mi życia na poznanie odpowiedzi na te wszystkie pytania. I że skoro mam się czuć wolna i w zgodzie ze sobą, to skoro nikomu tym nie robię krzywdy, to może jednak dać sobie samej spokój, wrzucić na luz i żyć tak, jak chcę, lubię i jak mi się podoba? To takie proste, a jednocześnie tak trudne czasem do zaakceptowania przez ogół.Co do wymiarów ciała –… Czytaj więcej »
Nie, no jasne. Skoro Ci dobrze z ascezą, to ani mnie, ani nikomu innemu nic do tego.
Frau Be, dla mnie to nie jest jakaś szczególna asceza, tylko sztuka wyboru. Wybieram to, co dla mnie dobre, a niekoniecznie będzie dobre dla Joasi, Basi, czy Piotra. Ale dla mnie to ważne, więc się tego trzymam.
I rzeczywiście nikomu nic do tego, skoro ja tym osobom z miski nie zabieram, ani na siłę nic do niej nie dokładam.
W ogóle uważam wtrącanie się komuś do jego michy za niezbyt miłe, chyba że ten ktoś akurat zamierza pochłonąć w pełnej niewiedzy sromotnika :)))
Kiedyś mój teść powiedział mi, że odżywiam się jak krowa, "bo tyle tej trawy jem". Z niewymuszona swoboda odrzekłam, że ja mu się nie wtrącam, kiedy żre zupę z kostka smalcu z miski dla psa (nie wiem, dlaczego, kupił sobie taką blaszaną miskę, z której jadł zupy). Pomogło, bo śmiertelnie się obraził 🙂
No i dobrze mu powiedziałaś! Też nie umiałabym jeść z blaszanej miski, przypomina mi nieśmiertelną scenę z filmu Miś, jak jedli w takim barze a łyżki były na łańcuszkach i musieli podnosić je na zmianę :))).
Ja tu wcale nie widzę mankamentów. Jesteś w normie, może gdybyś wtykała sobie w tyłek piórko, gdakała zamiast rozmawiać i chodziła tyłem cytując Norwida, to byś się w tej normie nie mieściła. Norma to bowiem jakieś granice, które zaczynają się od – typowy i ciągną aż gdzieś do – hej, czy z nim wszystko w porządku? Nie ma ludzi, którzy są całkowicie typowi, każdy ma swojego bzika – czy to jest nadmierne przywiązanie do moherowych beretów, czy do zjadania nieokiełznanej ilości makaronu. Zawsze jedna osoba powie o drugiej – ale on/ona to jest dziwna. Dziwna, bo inna ode mnie. Dziwna,… Czytaj więcej »
Komunizm chciał ujednolicić, ale się nie udało. To prawda, ludzie są tak niesamowicie różni, różne mają te swoje bańki życiowe (bardzo dobre określenie) i doświadczenia. Ich pojęcie życia, poczucie humoru, styl życia czy ubierania mogą być bardzo odmienne, nawet jeśli żyją w jednej kulturze, jednym kraju i w jednym mieście. A co dopiero, kiedy tych różnic jest jeszcze o wiele więcej.Dążenie do uporządkowania świata to w pewnym sensie lenistwo mózgu, który wtedy nie musi się aż tak zmagać z otoczeniem, bo ma jakieś tam wartości uśrednione.Ale mimo wszystko nadal zastanawia mnie ta nieustająca pasja i dążenie niektórych (często ludzi w… Czytaj więcej »
no, zarąbiście… człowiek wstaje rano o mało norma-lnej porze, podczas porannej herbaty /norma/ odpala neta /norma/ i nagle staje w oko w oko z nader filozoficznym pytaniem "czy istnieje norma?"… raczej nie-norma-lna sytuacja, by tak odpalać mózg z "czwórki" z samego rana… na szczęście dochodzące z kuchni miauczenie norma-lnej-bo-nie-norma-lnej koty, które akurat jest norma-lne o tej porze daje pretekst, by na razie nie odpowiadać… no, właśnie… znajdywanie pretekstów, by czegoś nie robić to jak najbardziej norma…zaraz, zaraz… w tekście posta jest coś o kobiecości, więc… no tak, przysłowiowe "dupy w głowie" to też norma… ale może jednak odłóżmy to na… Czytaj więcej »
Koty zawsze wygrywają :), zapraszam Cię więc po południu :))
Głaski dla koty!
okay… już jest jakieś popołudnie, a Twoje zaproszenie przyjmuję z przyjemnością…"Jeśli tworzysz normę, jest norma.Jeśli nie tworzysz normy, nie ma normy"tyle mówi ZEN w temacie istnienia norm, dla porządku dodając jeszcze takie ozdobniki /nie bez znaczenia zresztą/, jak:"Kot miauczy, pies szczeka, sól jest słona, cukier jest słodki, Słońce świeci, trawa rośnie sama"…to wszystko jest klarowne, jednak myk polega na tym, że niekoniecznie normy tworzone przez jednych dla innych są do przyjęcia… na pewne normy można się umówić, jest to wręcz bardzo pozytywne, racjonalne, praktyczne, ale problem zaczyna być problemem, gdy ktoś komuś zaczyna narzucać swoje normy tylko dlatego, by obniżyć… Czytaj więcej »
Przez jakiś czas próbowałam żyć według ZEN, niestety nieustannie zwycięża moja niespokojna natura. Pewnie dlatego nadal mnie dziwi i zastanawia tyle rzeczy w społeczeństwie. A szczególnie bezmyślne dawanie komuś rad, czyli naginanie do swoich norm człowieka, który nie jest mną.Fakt, że to wynika z lęku nie poprawia najczęściej samopoczucia tym, którym chce się coś narzucić, bo niestety oni są w mniejszości.Kobiecość najlepiej definiuje się w kontraście do męskości. Kiedy spotykają się one jako jing i jang, nikt nie ma wątpliwości, że są, kim są i że są dla siebie stworzone.Też nie umiałabym ubrać w słowa mojego typu mężczyzny, bo podobają… Czytaj więcej »
hm… zastanawiam się czy istnieje coś takiego, jak "życie według ZEN", skoro sam ZEN nie tworzy żadnych norm… co najwyżej zaleca, by nie tworzyć sobie w umyśle nadmiaru dyskursywnych myśli i podpowiada pewne techniki… ale nic poza tym……z tym lękiem to jest tak, że każdy próbuje jakoś porządkować swoje otoczenie, ale osoba lękowa zawłaszcza nadmiar tego otoczenia wraz z ludźmi w nim przebywającymi… i takim sposobem tworzy im problem, swojego zaś problemu ze sobą nie rozwiązuje……kiedyś, takie spore kiedyś, wydawało mi się, że mam ulubiony swój typ kobiety, ale poznając sporo wspaniałych kobiet zupełnie do tego nie pasujących, uznałem, że… Czytaj więcej »
Życie wg ZEN to był skrót myślowy. Taki właśnie, żeby nie tworzyć norm, być tu i teraz, być uważnym itp.
Niestety w moim umyśle ostatnimi czasy (właściwie chyba od zawsze) tworzyło się zbyt wiele dyskursywnych myśli, a techniki u mnie do tej pory nie działały.
Najgorsze jest to, że te osoby lękowe potrafią całe swoje otoczenie uwikłać w te swoje lęki i bardzo trudno jest czasem się spod nich wydostać.
Typ kobiety czy mężczyzny można mieć, to będzie pewnie ten, który nam się spodoba na ulicy czy na ekranie, ale w życiu często uczucie skieruje nas do osoby zupełnie spoza typu. 🙂
Ależ kochana, to normalne, że ludzi ciągnie do "normalności" i pragną ciągnąć za sobą innych w tym samym kierunku. Nie daj sobie wmawiać nigdy żadnych pierdół, Ty masz swoje hobby, zainteresowania, coś co Cię nakręca i nie zmieniaj nic z tego, chyba że na próbę dla urozmaicenia tylko.
Mnie KAŻDY truje że już powinnam dawno mieć już pierwsze dziecko, że powinnam z siebie wreszcie kobietę zrobić i przestać dźwigać te hantle. Ale ja nie przestane tak żyć, bo w tym mi jest wygodnie. Nikt nie będzie w moich butach chodził.
Moda też kompletnie mnie nie interesuje.
To namawianie innych do rodzenia dzieci i życia "jak inni" to jakaś plaga, chyba szczególnie widoczna w Polsce. Przecież każdy sam wie, kiedy jest gotowy na dziecko i czy w ogóle. Oraz każdy sam powinien decydować, co dla niego jest najważniejsze. Ciekawe, czy dożyję czasu, kiedy ludzie nauczą się zajmować swoim życiem a innym pomagać tylko, jeśli tego chcą i potrzebują oraz wyraźnie o to proszą.
Oj moja droga, za każdym razem jak przyjeżdżam do Polski jest sprawdzanie czy nie "przytyłam".
Nie, ani ja ani Ty tego nie dożyjemy.
Och, ja tez probowalam z ta "normalnoscia", mama mi w mlodosci powtarzala, zebym ubierala sie jak dziewczyna, spodniczke krotka zalozyla, szpilki. Potem moj wlasny eks malz mnie namowil zebym zaczela sie ubierac "jak kobieta", czyli jak wyzej. A potem tylko narzekal, jak nie mialam na sobie spodnicy. Dobrze ze poszedl do diabla. Teraz, w wieku jakim jestem, lubie sie ladnie ubrac, lubie szpilki, bo czuje sie wtedy fajnie. Ale rownie fajnie czuje sie w poszarpanych portkach i bez biustonosza. Po prostu, zalezy od sytuacji, zalezy od humoru, wiadomo ze na bal nie pojde w legginsach, podkoszulce i trampkach, a na… Czytaj więcej »
A konkluzja jest taka, ze wcale nie odnioslam sie do Twojej wypowiedzi, a mialam. Otoz, bardzo fajnie to wszystko napisalas. Kazdy ma swoje wlasne normy i o ile mieszcza sie one w jakichs przyzwoitych granicach (nikomu nie szkodza) to tak chyba powinno byc. Moja mama chodzila na szpilkach, ja nie. Teraz moja mama nie chodzi juz na szpilkach a ja owszem, czesto tak. Kazdy powinien zyc tak jak chce i nikomu nic do tego. A fryzjerka poniekad miala racje. Powinnas zajac sie soba 🙂 Ale Ty chyba juz dawno sie zajelas, dzieci male Ci juz nie placza, facet sam sie… Czytaj więcej »
Iwonko, jak słusznie zauważyłaś od lat zajmuję się sobą, córkę dobrze wychowałam i jest samodzielna, facet tak jak mówisz sam się obrobi, bo dorosły, kot jedynie wymaga opieki, co robię przez większość czasu z przyjemnością (dopóki mnie franca nie wnerwi, ale to każdy kot potrafi).Cała reszta to moja treść życia.A może za jakiś czas nadejdzie kraniec tego remontowania i pojawi się pasja ciuchowa, kto to wie. I wtedy też będę uważała, że mam do tego prawo, jeśli znajdę w tym radość i przyjemność :).Nie dam nikomu za mnie decydować, nawet najlepsze rady muszę i tak zawsze przemyśleć samodzielnie i dopiero… Czytaj więcej »
Kobiecość mamy w głowie, nie w garderobie, a głowę każda z nas ma własną, więc i własne wyobrażenie kobiecości.
Ja to wiem, Ty to wiesz, jak widać z komentarzy większość moich Czytelniczek i Czytelników to wie. Jaka szkoda, że ta wiedza nie jest tak powszechna, jakbyśmy chcieli.
Skoro Ty to wiesz, ja to wiem i inne Czytelniczki też to wiedzą, to znaczy, że wiedza ta jest powszechna, tyle że każdy ocenia innych własną miarą, według własnych standardów i wyobrażeń i stąd takie sytuacje jak ta z fryzjerką.
Dawno, dawno temu przejmowałam się troszkę, że nie mieszczę się w żadnych normach. No w kwestii wagi wreszcie jestem w normie, wcześniej za chuda byłam 🙂 Ale teraz nie tylko mi to lotto,wręcz cieszę się z tego, że jestem jakaś inna i odstaję od norm wszelakich.
I bardzo, bardzo lubię Twoją inność iwuś:) Choćby Twojego frika w temacie wiecznego remontowania:) buziaki:)