Stwierdzenie, że rozpoczynam tu pracę zupełnie na nowo nie jest takie do końca prawdziwe.
Na troskliwe pytania osób z otoczenia:
– czy masz tam już jakąś pracę?
odpowiadam, że od lat pracę tworzę sobie sama i od lat niezmiennie pracuję jako tłumacz niemiecko-polski, i z tego żyję, utrzymuję się, płacę rachunki, kupuję jedzenie zwierzakom itp.
Freelancer to wybór rzemiosła na życie i własnej drogi, przez lata wypracowany sposób działania, myślenia, mój sposób na życie.
Faktycznie jestem sama sobie sterem, żeglarzem, okrętem. Jestem też dla siebie najsurowszym szefem pod słońcem.
Przyjęte zlecenie ma najwyższy priorytet i musi być wykonane, czy zarwę noc, nie zrobię obiadu, nie odkurzę, nie posprzątam, nie umyję włosów, no dobra umyję na pewno, ale po skończonej pracy, czyli np. o trzeciej w nocy. I uważam, że to wcale nie jest nic nadzwyczajnego. Chociaż staram się teraz już tak planować pracę, żeby zrobić to wszystko oprócz niej w normalnych godzinach. Ale jeśli czasem się przeliczę, to jest tak jak wyżej i nie mam dla siebie litości. Nie biorę zwolnień z pracy, bardzo rzadko po prostu muszę się położyć i odpocząć.
Zadowolony klient, który chętnie płaci za moje usługi to największa nagroda za to, co robię i jak to robię.
I pewnie dlatego trzymam się i wracam do tej pracy od lat.
Dlatego pewnie nie przeraża mnie urządzenie się z pracą na nowym miejscu.
Praca freelancera wcale nie oznacza tego, że każde zlecenie mogę wykonać online. Będą takie, których z racji odległości (w Warszawie, czy gdzieś indziej w Polsce) nie wykonam. Przysięgłe wymagają wydania dokumentu tłumaczenia z podpisem i pieczęcią, to też wymaga zatem mojej obecności. Na tłumaczenia ustne w okolicy jeszcze mnie nie zapraszają, bo najpierw muszę pokazać, że tu jestem.
Ale to, czego dokonałam u siebie, wydaje mi się całkiem możliwe także w nowych warunkach. I na tym się obecnie skupiam.
To nie tak, że nigdy nie myślę, czy nie myślałam o pracy na stałej posadzie, oczywiście że korci świadomość stałej pensji co miesiąc wpływającej na konto, czasem śnią mi się płatne zwolnienia lekarskie, prawo do płatnego urlopu, płatne nadgodziny, karty do dobrej przychodni, karty na siłownię i inne przywilejach osób zatrudnionych na etacie. Ale jednocześnie z przepracowanych u różnych pracodawców w sumie 3 lat z kawałkiem mojego życia pamiętam doskonale:
– brak dobrej organizacji,
– brak lepszego szybszego sprzętu
– inne biurokratyczne ograniczenia i przeszkody
Tak to niestety wyglądało w miejscach, gdzie pracowałam i brak było możliwości jakiejkolwiek poprawy tej sytuacji, co doprowadzało mnie załamania psychicznego i emocjonalnego.
Dla człowieka, który przez całe swoje życie zepsuty czy przestarzały komputer czy drukarkę wymienia lub naprawia jak najszybciej, planując to wcześniej w budżecie, bo przecież wiadomo, że za dwa lata laptop będzie raczej starawy, i do tego, że zawsze ma w zanadrzu sprzęt awaryjny, bo potrzebuje ich do pracy natychmiast, sytuacja zawodnego, fatalnego, przestarzałego sprzętu, na zabawę z którym traci w pracy wiele godzin, czasem dni i tygodni, jest nie do pomyślenia.
Podobnie droga każdego pomysłu przez wszystkie drogi służbowe, we mnie to hamowało mój zapał i po pewnym czasie odechciewało mi się w ogóle pracować w takich miejscach.
Do tego trudne czy uciążliwe osoby w otoczeniu, czasem niezbyt uczciwe stosunki pracy, zły szef (który np. nie umie zorganizować dobrze pracy ani postępować z ludźmi) i można stracić nie tylko ochotę do pracy, ale i do życia.
Może dlatego zawsze najlepiej wychodziłam na tym, układając sobie pracę samodzielnie.
Chociaż to wielkie obciążenie, ta cała księgowość, nawet szykowanie co miesiąc dokumentów do księgowej i to pilnowanie się, żeby za wszystko co można wszędzie brać faktury, włączając w to środki czystości i zwykły papier toaletowy, bo przecież to też należy do działalności i mnie za to nikt nie zwróci. Po pewnym czasie wiele rzeczy się odpuszcza, ale ogólne nastawienie na pracę, klienta, skupienie się na pracy przez większość doby, to zostaje. Człowiekowi trudno się uwolnić od tego poczucia odpowiedzialności nawet podczas romantycznego weekendu we dwoje czy urlopu. Ale coś za coś. Albo brak szefa, firmy, stałej pensji, ale za to wolność godzin pracy i możliwość wyprowadzania psa na spacer, kiedy wszyscy inni już dawno siedzą w pracy, obiad w porze wczesno-popołudniowej, a nie w godzinach wieczornych itp.
Albo: przyjęcie nie swoich zasad pracy, zadań narzuconych z góry, podporządkowanie się czasem niekompetentnym i wrednym ludziom, wytrzymywanie w narzuconych z góry godzinach pracy w obcym miejscu, życie pod czyjeś dyktando…
Albo: przyjęcie nie swoich zasad pracy, zadań narzuconych z góry, podporządkowanie się czasem niekompetentnym i wrednym ludziom, wytrzymywanie w narzuconych z góry godzinach pracy w obcym miejscu, życie pod czyjeś dyktando…
Dopiero teraz zaczynam się urządzać w nowym biurze. Meble wprawdzie już w miarę ustawione, ale mam tu jednak jeszcze do uporządkowania wiele rzeczy. I jak widać jeszcze parę pudeł do rozpracowania.
Tuż przed wyjazdem odświeżyłam sprzęt, po 12 latach kupiłam wreszcie sieciową drukarkę laserową, wielofunkcyjną również do skanowania i kopiowania. Teraz taki sprzęt jest już w zasięgu normalnego domowego biura, kiedyś w wersji atramentowej kosztował ponad dwukrotnie więcej.
Do komputera stacjonarnego mój informatyk dołożył mi nowy strasznie szybki dysk.
Jednocześnie porobił mi na wszelki wypadek kopię z trzech starszych dysków i teraz kompletnie się w tym zgubiłam i póki co nie wiem, gdzie co mam i co mogę ze spokojnym sumieniem pokasować. Niektóre programy przestały działać tak, jak przed instalacją i też to wszystko muszę ponaprawiać, czyli poinstalować od nowa.
W biurze do dziś nie miałam nawet radia. Dopiero dziś ustawiłam sobie w biurze moje radio z odtwarzaczem CD przywiezione z poprzedniego domu. Tak cieszy, że już działa wstawione na regale, już gra muzyka. Od razu zachciało mi się pracować i pisać posty na bloga. 🙂
To jeszcze jedna zaleta pracy na swoim, czego nie bardzo można sobie zażyczyć w jakiejkolwiek innej pracy. Bo gdzie włączysz ulubioną stację czy muzykę? No dobrze, może ma taką możliwość obecnie szef kuchni albo chirurg wirtuoz na sali operacyjnej (przynajmniej w serialach telewizyjnych, w które lubię sobie czasem uwierzyć).
W pozostałych miejscach człowiek najczęściej siedzi uwięziony jak pies w budzie, nie mogąc nawet zmienić stacji radiowej, zmuszony pracować w zespole nad czymś, co sam zrobiłby w swoim tempie, często szybciej, niż cały zespół itd.
I nawet muzyki swojej do zmotywowania do pracy najczęściej nie może wybrać.
Może to się teraz zmienia, nie wiem, miałam tylko małą przerwę w pracy na wolnym rynku dwa lata temu. Wytrzymałam w tamtym biurze przez dwa miesiące i wróciłam na wolny rynek. Nie dało się wytrzymać z powodów wyżej wymienionych. A może to ja nie jestem stworzona do pracy w innych warunkach, tylko właśnie do pracy na swoim.
Ta wolność oznacza jednak też wolny rynek, walkę o klienta, nie zawsze prowadzoną czystymi metodami, czasem niższą cenę, czasem przez jakiś czas pracę w warunkach bardzo ciężkich (pył i hałas na hali produkcyjnej, przekrzykiwanie pracującej maszyny podczas tłumaczenia itp.), i wiele, wiele innych czynników, które musiałabym przemyśleć, żeby tu wyliczyć, ale do tego chyba już przywykłam.
Ale za to za towarzystwo mam moje najwspanialsze zwierzaki i takie biuro, jakie sobie stworzę.
Lubię współpracować z ludźmi, ale zbyt długie przebywanie z innymi niestety nie pozwala mi się skupić na pracy, ludzie mnie rozpraszają. Nie umiałabym raczej pracować w biurze typu open space, albo wymagałoby to ode mnie mnóstwa energii, żeby się przestawić, a i tak pewnie szukałabym jak najszybciej ucieczki z takiego miejsca do swojej samotni, no niezupełnie. 🙂
Oczywiście nie jestem dzikuską, lubię „pracę w ludziach”, jak to nazywam i z ludźmi współpracuję na co dzień, dzięki czemu nie grozi mi zdziczenie.
Ale chyba za duża ilość ludzi grozi u mnie przedawkowaniem.
A Wy jak sobie radzicie: na etacie i freelancerzy, jeśli są tam tacy też wśród Was?
Freelanserem to ja jestem we wlasnym domu, robie kiedy mam ochote albo wcale. Zmusi mnie kto? No wlasnie.
A dowiadywalas sie, czy majac radio w biurze nie musisz placic jakiegos GEZu dla firm? Lepiej popytaj, bo jakis klient-formalista moze Ci namieszac.
Nie wiem, czy biuro domowe podpada pod takie przepisy, nie pracuje nas tu szóstka, tylko ja jedna i to ja głównie słucham radia. Ale dzięki za uwagę, może rzeczywiście lepiej sprawdzić każdy radiobudzik. 🙂
Nie wykluczam Aniu, że kiedyś się zatrudnię na etacie, że mi się znudzi latanie za klientami, ale na początek dobrze jest mieć świadomość, że jednak mogę zarabiać nie będąc pod pręgierzem tego, czy mnie ktoś zatrudni. 🙂
Oby znaleźli się tutaj klienci, którzy się na mnie poznają, to będzie dobrze!
Jesli masz tutaj zameldowana firme, musisz placic miesiecznie €5,83. Kwota ta jest rozna, w zaleznosci od liczby zatrudnionych i samochodow. Ja mam pod adresem domowym zarejestrowana firme i musze miesiecznie placic.
Pozdrawiam Jola
Witaj Jolu,
Póki ci moja firma jest zarejestrowana i działa w Polsce, głównie wykonuję zlecenia na razie dla moich dotychczasowych klientów, a tu nie mam nawet umowy najmu pokoju na moje biuro, chociaż to rozważam.
Jestem na samozatrudnieniu, ale działalność jeszcze na początku utrzymuję w Polsce. Czy w takiej sytuacji też muszę wg Ciebie płacić? Będę wdzięczna za wskazówkę i dziękuję za już. 🙂
Wydaje mi sie, ze nie musisz placic. Na 100% nie wiem. Czy Twoj adres mailowy podany na stronie jest aktualny? Jesli chcesz wysle Ci mailem moj adres und telefon. Moze bede mogla "kolezance po fachu" (tez jestem po germanistyce) w czyms pomoc. Jola
Też mi się wydaje, że w tej sytuacji nie mam takiego obowiązku, a adres jest jak najbardziej aktualny. 🙂 Miło mi, jeśli się odezwiesz (ja po lingwistyce wprawdzie, ale córka po germie :).
Powiem tak, praca u kogoś zawsze hamowała mój rozwój i zapał do tej gry. Praca nie zawsze lubiana, ale chociażby nie przeszkadzała. Jeden raz trafiłam na taką, do której rzeczywiście chodziło się z przyjemnością. Póki nie wymienili większości personelu i sztabu przełożonych. MOBBING. Znów musiałam zmienić pracę, a przynajmniej filię firmy.
Staram się, mam pomysły, może wkrótce ruszę z własną działalnością, ale do tego trzeba szczęścia, bo mój zawód go wymaga. Twój to sprawa dużo czystsza i jaśniejsza, u mnie same znaki zapytania.
Czyli przeszkadzają Ci z grubsza te same rzeczy, co i mnie. Dobrze, że można z zapałem rozpocząć coś własnego i wykorzystać własne pomysły, żeby z nich żyć. Czego i Tobie życzę i oczywiście nam obu szczęścia, bo to jest zawsze potrzebne, ale i chęci i sił do pracy, bo od tego się zaczyna!
uściski cieplutkie!
Wśród ludzi pracowałam krótko,bo 10 lat i bardzo to lubiłam.Zgadzam się z Tobą, że to co wymieniasz jako minus pracy etatowej, potrafi zniechęcić największego entuzjastę "arbeitu".Po przejściu na rentę, marzyłam o założeniu prywatnej biblioteki, by połączyć tęsknotę za bibliotekarstwem z byciem na swoim. Brak funduszy i wsparcia otoczenia sprawił, że skończyło się na mrzonce. Syn po 4 latach dla kogoś(prywatna hurtownia) został zwolniony z powodu redukcji etatów i postanowił pracować "na swoim". Na razie są z tego długi z powodu kredytów na sprzęt i brak klientów. Nie daje jednak sobie przetłumaczyć, że nie każdy nadaje się do pracy na wolnym… Czytaj więcej »
10 lat to i dużo i mało. Moja mama przepracowała ponad 30 lat w jednej firmie i nie mam pojęcia, jak ona to wytrzymała. Ja zwykle po pierwszej euforii już po miesiącu-dwóch widziałam wszystkie braki i chciałam to naprawić, kolejne dwa miesiące przekonywałam się, że tego "się nie da", a potem już tylko szukałam drogi ucieczki.Faktycznie do własnej działalności trzeba mieć talent i zdolność przetrwania trudniejszych okresów z zaciśniętym pasem. A jeśli na początek są kredyty, to trzeba zużytkować wszystkie siły, żeby na nie zarabiać i chociaż nie tracić. Życzę pomyślności Twojemu synowi, niestety nic nas tak nie uczy, jak… Czytaj więcej »
A ja tam lubię swoją ciepłą posadkę na etacie, ale nie ukrywam, że najlepiej pracuje mi się w pojedynkę – wtedy mam wszystko pod kontrolą i nie jestem zależna od niczyich humorów. Czy mogłabym być freelancerem? Nie wiem, nie próbowałam i raczej już nie spróbuję, chyba że za pracę tego typu można uznać bycie konsultantką Oriflame – jeśli tak, to wiem, że się do czegoś takiego nie nadaję, za leniwa jestem.
Muszę przyznać, że sama z freelancerki przeszłam jednak na etat. Szarpanie się o każde zlecenie bez wyrobionej jeszcze marki to za dużo czasu i nerwów. Pracując na etat ma się kontakt z innymi, różne ciekawe wyzwania, do tego profity takie jak szkolenia dla firm to też duża zaleta. Ale moze kiedyś wrócę do samodzielnego działania.. Można to razem pogodzić przecież. 🙂