Moje nowe WG
Co to w ogóle jest WG?
Mowa o wspólnocie mieszkaniowej, bo tak w Niemczech nazywa się ta forma wspólneego mieszkania obcych osób (czy też zaprzyjaźnionych ale najczęściej nie spokrewnionych, choć to nie jest wykluczone) w jednym mieszkaniu czy domu.
Nigdy wcześniej nie było mi dane mieszkać w akademiku ani w żadnej innej formie wspólnoty z innymi, niespokrewnionymi ze mną osobami. Pierwszy raz wyprowadziłam się od rodziców z byłym mężem i dzieckiem do naszego pierwszego mieszkania.
W sumie to nawet zazdrościłam często moim kolegom, którzy po zajęciach jechali do akademika nie tylko się pouczyć, ale i pobyć razem, poimprezować itepe. A ja wracałam do domu, do rodziców, bo studiowałam w tym samym mieście. Także niewiele miałam z tego życia studenckiego.
Wohngemeinschaft bo tak nazwa ta brzmi po niemiecku (skrót to WG) jest popularnym i stałym elementem rynku najmu głównie w większych miastach, gdzie ceny najmu są dość albo bardzo wysokie. Najczęściej wynajmowane są w ten sposób większe mieszkania studentom bądź singlom, których zarobki nie wystarczają na najem odpowiednio centralnie położonego samodzielnego mieszkania. Często ta forma wspólnego mieszkania z różnych powodów, w tym nie tylko ekonomicznych, bardzo odpowiada wielu ludziom, nawet nieco starszym, którzy nie chcą mieszkać samodzielnie.
U mnie to wyszło dość nieoczekiwanie i spontanicznie… Ale może od początku. Historia jest trochę długa, więc jeśli nie masz czasu, wróć, kiedy go znajdziesz :).
DOJAZDY DO BREMEN – JAK ZAPADŁA DECYZJA?
W sumie moje dojazdy do Bremen można byłoby opisać z podtytułem *Jak hartowała się stal*, ale poza stałym elementem niepewności, czy pociąg a) w ogóle przyjedzie, b) przyjedzie o czasie, c) przyjedzie i dojedzie na miejsce przeznaczenia – wywołały gwałtowny wzrost liczby siwych włosów na mojej i tak dość już posiwiałej głowie (farbuję, to nie widać!).
Kiedy pewnego razu z powodu robót kolejowych na trasie Bremen-Bremerhaven na cały miesiąc odwołano wszystkie kursy pociągów i zamiast tego wprowadzono autobusową komunikację zastępczną (Schienenersatzverkehr), nie miałam już na to siły i jeździłam na zajęcia niemal codziennie samochodem.
Tak czy siak nie dość, że wzrosły mi koszty dojazdów, to jeszcze DB (Die Bahn), czyli Kolej Niemiecka dalej ściągała mi z konta regularnie tej samej wysokości opłatę za bilet miesięczny! Po tym miesiącu, kiedy głównie się spóźniałam na zajęcia i docierałam do domu umordowana jak pies o różnych dziwnych porach, dostałam nawet naganę za ciągłe spóźnienia w moim Centrum Kształcenia! To była moja pierwsza nagana w życiu, więc jest o czym napisać w sumie, ale cicho szaaa!!! 😀
Ale jednak jestem człowiekiem sumiennym i chciałam mieć więcej czasu na naukę, oczywiście myślałam od dawna o tym, żeby się przenieść do Bremen z całym moim dobytkiem. Czyli o przeprwadzce. Tym bardziej, że to w tym mieście pewnie będę w przyszłości pracować i w nim lub niedaleko niego mieszkać.
POSZUKIWANIA I ICH REZULTATY
Największym minusem realizacji tego pomysłu TERAZ byłaby jednak przeprowadzka sama w sobie! To słowo wywołuje u mnie skojarzenia takie same jak horror, demolka i koniec świata w jednym! Przeprowadzka to wielki pożeracz czasu i energii, wymaga solidnego przygotowania i przemyślenia oraz pewności w pewnych dziedzinach, takich jak znana wysokość zarobków, fizyczne miejsce pracy i ogólnie znajomości okoliczności życia. A u mnie w tym miejscu formularza widnieje: brak danych.
Przy mojej ilości rzeczy spakowanie się w tydzień (jak mi sugerował kumpel z kursu) nie wchodzi w grę. No i na koniec spakowanie się wymaga czasu i spokoju, którego jeszcze nie mam. Nie mówiąc już o tym, że póki co do zakończenia szkolenia i zawarcia umowy o pracę żyję z zasiłku, czyli nie jestem dobrym kandydatem do wynajmu mieszkania (mimo realnie wystarczającego dochodu).
W normalnych warunkach przeprowadzka w nowe miejsce wnosi dużo radości i nowej energii w życie. Ale nie w momencie, kiedy całą energię trzeba poświęcić na naukę i rozwiązywanie zadać koncepcyjnych! Jednym słowem NA TERAZ zamknęłam temat przeprowadzki… No chyba, że wydarzy się jakiś niezmiernie korzystny zwrot wydarzeń, jak wygrana w TOTKA, ale póki co realnie nic nie widać na horyzoncie.
Mimo wszystko od dawna oglądałam różne mieszkania w Bremie i solennie postanowiłam sobie jakoś rozwiązać ten problem!
Z drugiej strony koszty wynajmu nawet malutkich mieszkań w Bremen są sporo wyższe, niż w Bremerhaven. Czyli też nieosiągalne dla mnie.
Mimo to szukałam na każdej przerwie i w każdej wolnej chwili, w pewnym momencie kumpel z kursu polecił mi tutejszą giełdę ogłoszeń, tzw. Schwarzes Brett, gdzie pojawiają się różne lokalne ogłoszenia. I tam właśnie pewnego dnia znalazłam ogłoszenie następującej treści (cytuję z pamięci mniej więcej):
„Jeżeli jesteś kobietą i bywasz w Bremen w tygodniu w celach związanych z pracą, to może akurat masz ochotę zamieszkać w pokoju w moim mieszkaniu, które w tygodniu przez większość czasu stoi puste? Bo pracuję poza Bremą i wracam na weekendy, więc miło by było gdybyś w tym czasie tam mieszkała. Porozmawiajmy o tym. „
NIEOCZEKIWANY ZWROT AKCJI!
W ogłoszeniu było jeszcze coś o ogrodzie i ogólnie brzmiało bardzo miło i zachęcająco i tak, że pomyślałam, że kurczę, to jest właśnie ogłoszenie specjalnie dla mnie! I że skoro kobieta chce wynająć pokój kobiecie, to jest to zrządzenie losu. I że jeżeli jest w pobliżu mojej pracy (praktyk), to koniecznie musi się udać!
Napisałam od razu przez portal wiadomość, że ja bardzo chętnie, bo potrzebuję pokoju właśnie w tygodniu, bo teraz dojeżdżam z Bremerhaven na zajęcia i czy mogłabym tu zamieszkać tu z koteczką. Dalsze losy Mozarta są Wam już znane, więc wrócę do mnie. Zaraz po wysłaniu pomyślałam, że po takim mailu to najemczyni raczej tylko się wystraszy. Że kot i jakaś narwana baba i po co ona tu w ogóle chce przyjeżdżać.
Tak więc wzięłam głębszy oddech i na następnej przerwie napisałam drugiego, dłuższego maila z dokładniejszymi informacjami o sobie: kim jestem, co tu robię, co robiłam dotychczas i na ile będę potrzebowała pokoju. Jak się okazało drugi mail wzbudził zainteresowanie.
Moja przyszła najemczyni K. w odpowiedzi podziękowała mi za wszystkie informacje, głównie te podane w drugim mailu i zaprosiła mnie tego samego wieczoru na rozmowę video przez zoom, gdzie się wirtualnie poznałyśmy i porozmawiałyśmy o sobie i o warunkach wynajmu.
Kiedy na moje pierwsze pytanie: gdzie znajduje się mieszkanie, podała nazwą dzielnicy, która znajduje się bezpośrednio w okolicy mojej firmy, uznałam to za znak! Na szczęście cena też pokryła się z moimi oczekiwaniami, tak więc sprawę dograłyśmy na pniu. Formalności i wymianę innych informacji załatwiłyśmy wirtualnie.
Cena wyniosła nieco powyżej kwoty, którą płaciłam dotychczas za wynajmowane w Bremerhaven biuro, z którego zdecydowałam się zrezygnować, bo i tak nie mam czasu na dalszą działalność tłumaczeniową.
Zyski okazały się wymierne! Przy takich oszczędnościach na paliwie (zamiast tankować 1 / 2 razy w tygodniu, robię to przeważnie raz na miesiąc). Tak więc operacja ta okazała się ekonomicznym strzałem w dziesiątkę! Teraz dojeżdżam do Bremen tylko raz w tygodniu. Mogę pociągiem, ale mogę też samochodem. Mimo wszystko wychodzi o wiele taniej.
Kiedy już wiedziałam, co będzie dalej, wyjechałam na urlop. Ale cały czas w głowie planowałam ten etap, żeby zredukować koszty i ilość bytów (bo ileż miejsc na ziemi i rzeczy można mieć!). Tak więc już w ciągu podróży i pobytu w Warszawie ułożyłam plan, co jest mi potrzebne i co muszę skąd przewieźć, żeby się urządzić w tym pokoju na prawie rok.
W pokoju było łóżko i biurko, plus fotel do pracy przy biurku i fotel do siedzenia, plus regał na książki i drobiazgi oraz szafa wnękowa, naprawdę duża. Mam też osobną łazienkę do własnej dyspozycji (naprawdę luksus!), więc i tam chciałam mieć swoje rzeczy.
Skoro większość dochodu wydaję na te dwa miejsca do życia, muszę oszczędzać na innych rzeczach. Ciuchów mam dostatecznie dużo z ubiegłych lat, mebli i wyposażenia, jak się okazało w bród!
RECYCLING MOOD 🙂
Kiedy człowiek ma taką motywację, to zaczyna myśleć strategicznie i skupić się na oszczędności kosztów, gdzie tylko się dało. Wypowiedziałam po latach abonament na mój polski numer, bo prawie go nie używam. Wystarcza mi numer na kartę, który mi w zupełności wystarcza do kontaktów z PL.
NOWE MIEJSCE – STARE RZECZY
A teraz pokażę Wam listę rzeczy, które przewiozłam do pokoju w Bremen, aż mi się gęba śmieje, że sama sobie zapewniłam całe to wyposażenie:
NOWE:
- pościel – musiałam dokupić, żeby nie brać tej z BHV, bo czasem jeszcze tam sypiam (IKEA w PL),
- toner do drukarki laserowej – stary nie był firmowy, nie chciał działać
- WLAN-Stick do starego komputera
Z RECYKLINGU:
- koc – z PL
- drukarka laserowa i skaner – do tej pory od lat kurzyły się u Mamy, a mnie się tu w Bremen mogą przydać
- stolik pod drukarkę, bo tylko jedna mieści się na biurku – z PL
- szafka z szufladami – z biura
- mały regał z 3 półkami do łazienki – z Bremerhaven, stał na tarasie
- ręczniki i dywaniki – z PL
- rower (bo ten z Bremerhaven jest teraz u Miłego, robimy dużo wycieczek) – przywiozłam z PL
- ekspres do kawy, opakowanie kawy i zestaw herbat – wzięłam z biura
- stoliczek nocny – z Bremerhaven, tam akurat miałam ich nadmiar
- torba komputerowa na rower – okazało się, że mam w Bremerhaven, nie używałam prawie 🙂
- stary komputer stacjonarny – wzięłam z biura
- naczynia do kawy i ciasta – z biura
- komplet talerzy – dostałam od kumpla
- wieszak-garderoba – miałam w garażu, używałam w poprzednim mieszkaniu, teraz się nie mieściła, zawiesimy na dniach
- zestaw drobiazgów biurowych – wzięłam z biura 🙂
- Blutooth-stick do komputera (był z komputerem, miałam już od dawna w biurze)
- lampa na biurko – jedna z PL, druga z BHV
- przedłużacze – z biura i z BHV,
- długi kabel do telefonu, żeby WLAN w Bremen stanął bliżej mojego pokoju i miał lepszy zasięg – przydał się tu, gdzie WLAN miał słaby zasięg – z biura
- stary zestaw HiFi – z biura, mogę posłuchać tu radia
- Głośnik Yamaha – z mieszkania w BHV.
Mam w planach podłączyć sobie do pracy monitor od starego PC jako drugi monitor do pracy, zainwestowałam nawet w nowy adapter (HDMI na VGA) i kabel VGA, żeby móc z niego korzystać, ale póki co system Windows mi go nie rozpoznaje. Na razie nie mam pomysłu, jak to zrobić, a znalezione rozwiązania nie działają. Może ktoś będzie mógł mi pomóc, we will see.
I w ten sposób prawie bezkosztowo wyposażyłam sobie mój tutejszy pokój. Najbardziej się cieszę, że miałam wszystko w swoich zasobach, wystarczyło to tutaj przewieźć, dokupić drobiazgi i nie musiałam na to nic więcej wydawać.
A propos recyklingu – nowe posłanie dla Mozarta, którego w Warszawie wcale nie używała, przywieźliśmy do Miłego i teraz okazało się prawie ulubionym (poza biurkiem, łóżkiem i stolikiem kawowym) jej miejscem do spania w tutejszym salonie :).
Trochę było tego wożenia w tę i wewtę, ale się opłaciło, bo urządziłam się tutaj korzystając w całości z własnych zasobów!
ZADOMOWIONA
Dla mnie takie myślenie i korzystanie z własnych zasobów jest normalne. Nie przepadam za kupowaniem wszędzie nowych sprzętów i mebli, jeśli nie trzeba. Albo za wyrzucaniem swoich a potem szukaniem na giełdach i tak najczęściej rzeczy używanych, bo nie jestem Alexis Carrington i nie wyposażam za własne pieniądze od nowa każdego nowego lokum. Właściwie to bardzo lubię te moje starsze sprzęty i umeblowanie. Są wygodne, jestem do nich przyzwyczajona i pasują mi. A teraz dopasowałam też część niepotrzebnych mi kompletnie rzeczy do nowego miejsca i czuję się prawie tak jak studentka, która wzięła parę mebli od rodziców i cieszy się, że jej wyszło tak tanio :))))!
W sumie w ciągu tego ponad miesiąca już się zadomowiłam w moim WG.
TRYB ŻYCIA
Mój tryb życia wygląda tak, że przyjeżdżam do Bremen późnym wieczorem w niedzielę, a wyjeżdżam w piątki do Bremerhaven, albo do Miłego – odległość podobna, godzina na dojazd.
WG, czyli w naszym wypadku Zweckgemeinschaft – czyli celowa wspólnota – ma właściwie same plusy.
W weekendy K. ma całe mieszkanie w Bremen dla siebie. Z kolei ja mam do dyspozycji na co dzień własną łazienkę z prysznicem (poprzednio ten pokój należał do jej córki), kuchnia jest wspólna, mam też prawo do korzystania z salonu do jedzenia posiłków, bo piękny jest stąd widok na ogród. I oczywiście z ogrodu. Mogę korzystać też z tego pięknego zadbanego ogrodu – jaka szkoda, że mam na to tak mało czasu!
Chociaż czasem lubię też zjeść przy moim biurku
Z tym ogrodem to jest jakiś cud, chyba karma postanowiła mi wynagrodzić ostatnie niezbyt dobre lata, dając mi do dyspozycji to wszystko i możliwość korzystania i fotografowania :D.
Szkoda, że nie mam za dużo czasu na siedzenie w ogrodzie, ale mogę w razie chęci wykonywać pewne prace ogrodowe. Za to codziennie robię zdjęcia tutejszych kwiatów. A jakby mi tego było mało, znajduje się Rhododendronpark, czyli mam też jakby co gdzie pójść czy pojechać na rowerze na spacer.
WG – jeszcze jedna zaleta
Aha, w dolnym mieszkaniu, bo my mieszkamy na poddaszu, które jest jednak całkiem spore, no więc w mieszkaniu na parterze mieszka U., przemiła starsza kobieta. Odbyłyśmy ostatnio pogawędkę, żeby się trochę poznać i też się polubiłyśmy. W sumie jednak głównie się mijamy. Ale nawet mijając się warto się uśmiechnąć i powiedzieć sobie nawzajem coś miłego, a taka właśnie jest U. Miło mi jest przebywać w tak zadbanym i zadomowionym otoczeniu, a do tego z mądrymi i sympatycznymi ludźmi, witającymi cię za każdym razem z uśmiechem.
I wiecie co, nie opuszcza mnie poczucie, że to był i jest nadal świetny plan na życie! Mieszkając i żyjąc dalej tam, gdzie byłam do tej pory, miałabym szansę poznać takie osoby, przeżyć tego, co przeżywam i odbyć takiej podróży w kierunku własnego rozwoju.
P.S. Na zdjęciu tytułowym i na większości moich stories w ostatnim miesiącu kwiaty z mojego nowego ogrodu 🙂
No i bdb! Życie wymaga od nas wiele cierpliwości i elastyczności. Dobrze, że masz teraz blisko do tego szkolenia i nie przyjeżdżasz rano zmęczona,zdenerwowana czy też zniesmaczona czymś, co wcale nie jest przez Ciebie zawinione. I fajnie jest mieć mieszkanie z dostępem do ładnego ogrodu. Serdeczności Ci posyłam;)
Dzięki Anabell, dobrze, że jesteś i miło, że przebrnęłaś przez ten wpis mimo, że o tym wszystkim wszystko już wiesz :))). Powiem Ci, że zyskałam tyle siły i energii, że nawet nie spodziewałam się, jakie to ważne. Staram się z tego zyskanego czasu i energii korzystać na ile to tylko możliwe i iść dalej. I cieszę się, że robię to w tak pięknych okolicznościach przyrody i że to takie fasccynujące i ciekawe. I nie przesadzam w ani jednym z elementów. Raczej staram się tonować moje zachwyty tutaj, ale co tam. Nie wiem jeszcze, co będzie dalej, chociaż czuję już teraz,… Czytaj więcej »
Podobają mi się takie wpisy w formie pamiętnika. Uważam, że Twoje planowanie i organizacja jest wspaniała i motywująca. A pozytywne zbiegi okoliczności i wsparcie ludzi, których spotykasz – bezcenne. Niech Ci Wszechświat sprzyja. Pozdrawiam. 😀
Tak sobie pomyślałam, że warto to upamięnić 🙂
Kiedy się nad tym nie zastnawiam, to wydaje mi się, że to wszystko takie normalne i zwykłe, ale kiedy głębiej się zastanawiam, to myślę: kurczę, ile czynników trzeba było tu zgrać i ile musiało się udać, żeby to doszło do skutku!
I czuję dumę, myślę, że zasłużoną.
I marzy mi się, żeby te wszystkie działania doprowadziły do celu, czyli żebym na tyle się nauczyła programowania, żebym miała drzwi otwarte do nowego zawodu 🙂
Uściski, dzięki i wzajemnie 🙂
Wygląda na to, że masz to swoje studenckie życie.
Najwyraźniej wszystko w życiu kiedyś da się nadrobić :D, co w sumie jest optymistyczne 🙂
Ja tez nigdy nie mieszkałam w akademiku, bo nie łapałam się do średniej dochodów…
Bardzo się cieszę, że wszystko tak sprytnie pospinałaś i masz wolną głowę na inne wyzwania.
Całkiem miła miejscówka, miałaś farta, ale i szybko zadziałaś:-)
Też jestem z siebie dumna i chodzę szczęśliwa, że tym razem wszystko poszło jak po sznureczku. I staram się skorzystać z tej okazji i zrobić z tego jak najlepszy użytek :)!
🙂 no dobra to teraz już wszystko wiem. Wczoraj i przedwczoraj mi przerwano czytanie. Iw, dlatego ja ograniczam prace moje wszelakie dodatkowe, niekoniecznie konieczne, żeby pobyć BYĆ w moim ogrodzie i domu. bo po to go mam, zeby sie nim cieszyć i w nim pławić. i zajmować i planować i malowac. zrobiłam sobie malutka pracownie )) Podoba mi się ta idea współmieszkania. W przypadku osób samotnych i zapracowanych lub młodych lub artystów i singli bardzo sie sprawdza. Ja zawsze mieszkałam w akademikach 🙂 więc może dlatego lubię mieć swoje i po swojemu. ale w razie co nie mam z tym… Czytaj więcej »
Jak ja bardzo Cię rozumiem, też uwielbiałam zawsze moje miejsca, jak mieszkania czy poprzednio dom i starałam się korzystać z uroków moich lokum. Teraz mam akurat taki czas, że trzeba zacisnąć pasa i skupić się na tym, żeby osiągnąć cel. Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo i niczego na ten moment jeszcze nie jestem pewna, ale jednego mogę być pewna, że zrobię wszystko, żeby wziąć z tego co tylko możliwe 🙂 Nowy zawód jest fascynujący i wciąga mnie, im lepiej wiem, jak i co. Ale zdaję sobie sprawę, że to bardzo kompleksowa dziedzina i chyba nigdy nie będzie tak, że… Czytaj więcej »
jak ja lubię ludzi, którzy nie boja sie wyzwań a kobiety to już uwielbiam .
To obie takie uwielbiamy! :)))
Mam też takie przyjaciółki. I wiesz, jak się kobieta za coś weźmie, to jest w najdrobniejszych szczegółach zaplanowane i przewidziane. I dlatego przeważnie wychodzi :)!!!!
Ależ optymistyczny wpis! Prawie namacalnie czuć z niego Twoją radość z tej zmiany. Pozdrawiam 🙂
Bo to naprawdę są super zmiany i dobrze mi tutaj i mogę się tylko cieszyć, że mam takie💯 warunki teraz 😊🤩.
Uściski Annette 🍀😻🤩