Wczorajszy dzień upłynął mi na oczekiwaniu na różne rzeczy, na które nie miałam wpływu, toteż chętnie zajęłam ręce i myśli czymś innym.
Zaczęłam od zrobienia chleba, przepis na chleb znajdziecie tutaj, czyli na moim blogu kulinarnym Migawki. Ale ciasto z mąki żytniej wyszło tak ciężkie, że wolałam nie piec chleba, bo byłam pewna, że opadnie i będzie zakalec. Żeby nie wyrzucać ciasta, postanowiłam zrobić bułki. Tak więc upiekłam je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.
I wyszły tak:
Nie żeby zwalały z nóg, ale pierwszą od razu zjadł M., jeszcze na ciepło, bo nie ma to jak na świeżo i z masełkiem.
Poza tym jak już widzieli stali czytelnicy moich blogów, wczoraj upiekłam bananowiec, zwany też chlebkiem bananowym lub ciastem bananowym. Jak sama nazwa wskazuje jego podstawowym składnikiem są banany. Trzeba najpierw je kupić i odłożyć na kilka dni, żeby sczerniały, bo takie przejrzałe są najsłodsze. Przepis na chlebek bananowy znajdziecie tutaj, na moim blogu obecnie o charakterze kulinarnym, czyli na Migawkach.
Tak więc wczoraj popełniłam też mój chlebek bananowy i pochwalę się, wyszedł pyszny, mimo że nie dodałam cukru! To jest ważna informacja dla wszystkich, którzy wolą jeść rzeczy dietetyczne. W smaku moim zdaniem nie ustępował ciastom z cukrem.
Żebyście nie myśleli, że moje życie upływa głównie na pieczeniu ciast i chleba, przyznam, że tego dnia zrobiłam jeszcze dietetyczną kolację, która właściwie miała być obiadem, ale byliśmy późno w domu, więc wcześniej jej nie zdążyłam przygotować.
Podstawę stanowiło zmielone własnoręcznie mięso wołowe 750 g (pręga z poodkrajanymi fragmentami tłuszczu i żył). Do mięsa dodałam ulubione przyprawy: od pieprzu i niewielkiej ilości soli począwszy, na natce pietruszki, zmielonym siemieniu lnianym (3 łyżki) i chilli skończywszy. Dużo ziół, do tego dużo posiekanych drobno warzyw: u mnie były to: pół świeżej cebuli, pietruszka cały korzeń, pół papryki, 2 ząbki czosnku i trochę pora. Wszystkie warzywa posiekane drobno wymieszałam ze świeżo zmielonym mięsem, a na koniec dodałam 1 jajko i wszystko ręcznie wymieszałam.
Blacha na tę ilość pulpetów musiała być spora, podlałam je też przed wstawieniem do pieca trochę wodą, żeby nie wyszły wyschnięte.
Do tego ugotowałam kaszę jaglaną i zrobiłam surówkę z sałaty, pomidorów, 1/2 świeżej cebuli, wszystko doprawione ziołami i polane olejem lnianym i octem balsamicznym.
Wszystko jednak znikło z talerzy tak szybko, że ostały się jeno te ostatki, żeby je pokazać:
A i ta skromna resztka zniknęła wieczorem po nerwowym meczu Niemcy-Francja, podczas którego mój M. wielokrotnie przeklinał swoich zawodników z drużyny, że nie umieją trafić do bramki.
Moje bułki okazały się dziś nadal smaczne i bardzo sycące, na drugie śniadanie każde z nas najadło się jedną taką, z tym że na bułce było jeszcze sporo innych dobrych rzeczy:
Przepis na bułki muszę jeszcze dopracować, żeby były smaczniejsze i nie opadały, może więcej drożdży… Kiedy już wyjdą wzorcowe podzielę się nim z Wami. Ale skoro do dziś zostały tylko 4, to znaczy, że takie złe nie wyszły. 🙂
I nie pytajcie mnie o Szczyt NATO w Warszawie, bo w tym czasie tym bardziej cieszy mnie to, że mieszkam na obrzeżach Warszawy i nie muszę się czuć zakleszczona i zamknięta w obrębie ograniczeń w centrum. Ale nawet tu u mnie co kilka godzin słuchać nad głowami przelot helikopterów i słychać też jeżdżące w tę i z powrotem karetki lub policję – w każdym razie na sygnale.
Kiedy tak przygotowywałam dla nas jedzenie w kuchni, po swojemu, na spokojnie, fotografując, co przyda mi się na blogu, pomyślałam, że tak właśnie wyobrażam sobie moje życie. Wszystko na spokojnie, bez stresu i popędzania, zdrowo i radośnie przyszykowane, wyczekane, podane, zjedzone i docenione.
Inne sprawy, te może i większej wagi, na chwilę odeszły w niebyt. A my byliśmy sobie tylko we dwoje w naszym małym szczęśliwym świecie, ciesząc się tymi chwilami, jak dzieci.
Ja ostatnio zyje w permanentnym stresie i niedoczasie. Tak sobie mysle, kiedy zdolam wyjsc na spacer i pstryknac choc jedno zdjecie.
Dzisiaj sobie nawet cos ugotowalam, bo przez ostatnie dni jadlam w biegu byle co.
Współczuję, od dłuższego czasu wiem, że zaniedbanie właściwego odżywiania potrafi doprowadzić do różnych stanów osłabienia, a nawet lekkich chorób. Trzymaj się mocno 🙂
Oczarowana, zachwycona I na pewno wrócę tu !!! Wspaniałego weekendu , pozdrawiam cieplutko <3
Bardzo Ci dziękuję za tak miłą opinię :). Zapraszam oczywiście!
no chleb upieke z pewnością ))) dzieki za pyszny przepis
Mnie ten mój chleb smakuje znacznie lepiej od kupnego i lepiej robi na zdrowie, można wziąć własnego wyboru mąki, nie musi być wmieszana mąka pszenna, jak w przypadku 99% wszystkich innych chlebów. 🙂 Polecam!
Będę się czepiał, uwaga!
Tytuł niezbyt fortunny albowiem w luzacki slangu młodzieżowym
"lecieć w kulki" równa się "robić sobie jaja"
Drobiazg, wiem , że się czepiam, ale może lepiej robić sobie kulki?
A poza tym pozdrawiam,to jest jedyny z milionów blogów ktory czytam.
Doskonale znam to znaczenie, pasowało mi do tych moich kulek, a znaczenie można według mnie rozciągnąć na zajmowanie się takimi zwykłymi czynnościami, jak domowe wypieki, jak myślisz?
Z pewnością zapraszam Cię dalej do lektury. 🙂
Muszę przyznać, że bardzo lubię usłyszeć od Ciebie taki komentarz.
pozdrowienia
Dobrze, że właśnie obiad zjadłam, bo przez te pyszności, które pokazujesz, ekran bym lizała.
Ano właśnie, ostrzegałam na fejsie, ale tu w mogłam tylko liczyć na to, że jeśli Was zachęcę do jedzenia, to będzie to zdrowe jedzonko. 🙂
pozdrowienia
Wyglądu nie mają najlepszego ale jeżeli M zjadł jeszcze ciepłą, nie bacząc, że może się to skończyć bólem brzucha, to znaczy, że smaczne były. Bałaś się, że chleb wyjdzie z zakalcem, bo ciasto za ciężkie, a w przypadku bułek nie miałaś tych obaw? Przecież bułki, to takie zminiaturyzowane chlebki. Niemniej jednak podziwiam, że pomimo wielu zajęć związanych z remontem, chce Ci się jeszcze wypiekać. Powodzenia na wszystkich "frontach" robót.
Co do bułek – pomyślałam, że mniejsza forma mniej się zapadnie. 🙂
M. brzuch nie bolał, ani mnie. Zajęcia związane z remontem są w moim drugim domu, a póki co jestem w Polsce, ale po marketach też pobiegaliśmy, nie dało rady się tego uniknąć. 🙂
pozdrowienia serdeczne!
dobre bułki nigdy nie są złe.
a bananowca uwielbiamy, można z nim eksperymentować
Powoli się rozwijam, dziś znów upiekłam chleb, wyszedł lepszy od bułek. 🙂 Uczę sie, która mąka do czego i jak długo. Ale i tak każdy chleb wychodzi inaczej, ech. Podobnie jak każdy bananowiec jest inny! 🙂
Uwielbiam bananowca 🙂
Reszta też smacznie wygląda, dobrze, ze zaraz przedobiad 🙂
Bananowiec mnie opanował w tym roku. Cały czas dążę do ciasta idealnego, takiego, które będzie smakowało wszystkim, mnie też.
Mam nadzieję, że mogłaś coś zjeść 🙂
Ależ u ciebie apetycznie się zrobiło, zapach pieczonych bananów mi się rozchodzi z laptopca!
Ścisku ścisku.
A bo pachną niesamowicie, kiedy się piecze to ciasto :), uściski Eko!