
Czy PLAN musi być SZTYWNY?
W pewnej mierze tak, ale i nie. Ważne, żeby uświadomić sobie, co właściwie kryje się pod planem, czyli co tak naprawdę chcemy osiągnąć. Czyli jaka motywacja kryje się za twoim planem. I czy sposób realizacji jest dostosowany do ciebie. A może jest świetny dla Doroty spod piątki, ale dla mnie?
I czy plan może zawierać poprawki, albo korekty? No bo we wtorek świeżo opracowany plan był super, a w czwartek zauważasz, że jednak coś warto dopracować czy dostosować, żeby lepiej działało.
Czy wtedy wolno zmieniać plan? Do tego własny? No jasne!!! Faza początkowa to już realizacja, ale z prawem do wyciągania wniosków i dostosowywania głównych założeń planu.
Właśnie dlatego jest on własnym planem, żeby mieć nad nim pełną kontrolę!
Wiem, że pełna kontrola dla niektórych brzmi: o rany, nie wiem co robić, kto mi powie, co jak i kiedy?
Wszystko zależy od etapu, na którym jesteś. Bo dla początkujących taki opracowany przez kogoś innego plan może być świetnym początkiem pracy nad sobą. Ale w miarę realizacji uczysz się nowych rzeczy, gmerasz po różnych źródłach (ja tak przynajmniej robię) i odszukujesz jeszcze lepsze sposoby na wykonanie planu. I dlaczego nie miałabyś/miałbyś ich wtedy wprowadzić?
WNIOSEK: PLAN nie może stać na przeszkodzie realizacji PLANU! Czyli Twojego głębszego CELU!
Może dlatego niechętnie biorę udział w różnego rodzaju wyzwaniach organizowanych przez inne osoby, blogerów, infuenserów, speców w różnych dziedzinach. Jasne, że oni się znają na swojej działce i umieją przedstawić najepszą wersję planu nauki ich umiejętności…
Tzw. WYZWANIA
Ale nie zawsze dla mnie są właściwe:
- Termin rozpoczęcia
- Tempo działań
- Czas i pory wyznaczone przez kogoś innego
- Każdy z punktów planu może się okazać już na początku nie do wykonania i co wtedy?
- Moment w życiu
- I czy akurat teraz mam dostatecznie dużo siły, energii i entuzjazmu do realizacji planu, bo nie ma nic bardziej frustrującego, jak zaczynanie i niedokańczanie planów – a przecież nie każdy jest skrojony na moją miarę i możliwości.
DOJRZEWANIE
Do planu dojrzewałam od dłuższego czasu. Wertowałam różne strony, z których w przeszłości korzystałam. Sprawdzałam, jak działają apki i co oferują obecnie różne kluby fitness, couchowie i platformy. Niektóre z nich wprowadziły coś fajnego, a mianowicie zanim przystąpisz do wykupienia płatnego planu, musisz wypełnić ankietę, w której odpowiadasz na szereg pytań dotyczących wieku, płci, trybu życia, upodonań, stopnia wiedzy o dietetyce, aktywności sportowych, ulubionych posiłków, emocji związanych z jedzeniem itd. itp.
To wszystko ma znaczenie. Ale też przejście kilku takich antkiet uświadomiło mi, że wszystkie one są podobne i stworzone dla osób ze znikomą wiedzą na te tematy. A ja mam obecnie w zasadzie wiedzę bliską eksperckiej w każdym z tych punktów. Tak więc miałabym płacić za coś, do czego już doszłam sama po latach szukania dopstępnej wiedzy w różnych źródłach i wypróbowania szeregu tych działań na sobie.
I dlatego kilka razy zatrzymałam się na chwilę przed płatnością za nowy programy odnowy, kurs tańca, program dietetyczny itp.
Zatrzymałam sobie, żeby uświadomić sobie mój cel:
A brzmi on tak: Wszystkie moje działania mają na celu poprawę stanu mojego ciała i podjęcie działań, żeby nareszcie znów tak się nim zaopiekować i zająć, żeby poczuło, że może być silne, zadbane i kochane. Przeze mnie najpierw 😉
DECYZJA
Po przejrzeniu wielu naprawdę ciekawych planów i wykonaniu szeregu testów zawsze pod sam koniec wycofywałam się tuż przed płatnością za abonament, ponieważ dochodziłam do wniosku, że ja się jeszcze chwilę wstrzymam i prześpię z tematem. I to nawet, jeśli teraz przysługuje mi jednorazowy rabat w wysokości 15% dla nowego klienta, a oferta jest czasowo organiczona do 24 godzin :).
Bo te wszystkie kruczki marketingowe to my znamy od dawna, nie ze mną te numery Bruner itepe. 🙂
Jakby mi na czymś tak bardzo zależało, albo gdybym naprawdę uwierzyła, że dany plan (np. odchudzający dodatek do codziennej kawy) może w całości zmienić moje życie w 3 do 6 miesięcy, to z miejsca i bez rabatu wykupiłabym ten kielich świętego Graala na rynku odchudzania, przy czym to odchudzanie dotyczy jednak zwykle głównie mojego portfela.
Kiedy tak zastanawiałam się nad tym, dochodziłam zawsze do wniosku, że ja nie jestem początkująca, tylko wiem już bardzo dużo.
I że u mnie wygląda to tak:
- przecież już znam te wszystkie zasady zdrowego odżywiania, picie wody też – to tylko kwestia dopilnowania
- no i przecież żadna apka za mnie nie poćwiczy, ani nie pójdzie na rower czy na rolki
- żaden proszek rozpuszczony w kawie czy tam wodzie nie sprawi magicznie, że ulotni się 10 kilo mojego ciała 🙂
- że już kiedyś byłam w tym miejscu i nauczyłam się tego, co oni mi tu chcą teraz sprzedać, a teraz już mogę sama ponownie wrócić do zdrowych zasad!
Wniosek był taki, że dziś mam zupełnie inne życie i teraz taki plan to ja sobie mogę napisać sama!
A że akurat miałam bezsenną noc, to wzięłam do łóżka laptopa i około 2 w nocy zaczęłam pisać sama mój WŁASNY PLAN. Skończyłam wpis i plan tuż po 4 nad ranem. Wielce zadowolona z efektu i przede wszystkim przekonana, że tym razem mi się uda!
INSPIRACJE
Natchnienie do akurat takiej formy jak 90 dni zaczerpnęłam z jakiegoś motywacyjnego video na Instagramie, ale za boga nie pamiętam teraz, które to było (Jeśli kiedyś cię znajdę chłopaku, to zamieszczę tu linka!). Proponowana tam była zmiana 7 nawyków w 30 dni. Uznałam, że to zbyt krótki czas, że są też czynniki negatywne, które trzeba koniecznie uwzględnić w planie!
PRZESZKODY
- bywam leniwa
- miewam wpadki
- bywam chora
- mam czasem gorsze dni
- mogę mieć nadzwyczajnie dużo pracy i nauki i wtedy będzie o wiele trudniej wykonać plan
- nie mam jeszcze opracowanej metody notowania postępów, więc muszę dać sobie czas na jej dobre przygotowanie – jestem w trakcie.
JAK SOBIE RADZIĆ Z PRZCIWNOŚCIAMI
Skoro umiem przewidzieć, gdzie leży trudność, to najczęściej znajduję też sposoby, żeby sobie lepiej z nimi radzić.
Zacznę od przeszkód w mojej głowie.
Wracając do słowa dieta, czy odchudzanie, to ich nie znoszę, żeby nie powiedzieć, że mi się żygać chce, kiedy ktoś ich używa w potocznym znaczeniu.
Bo te słowa sugerują „jakieś tam krótkotrwałe działanie mające na celu osiągnięcie np. niższej wagi”. A potem co ja się pytam?
Według najnowszych badań psychologicznych nam ludziom najtrudniej jest zmieniać nawyki. To dlatego większość diet kończy się fiaskiem, bo nawyki jeszcze się nie utrwaliły, a nie dlatego, że z nas takie leniwe bladzi skazane na leżenie na plaży i czekanie, aż greenpeace zepchnie nas do morza jako wieloryby!
Jest jeszcze jeden ważny element: zmiana nawyków sama w sobie jest trudna, ważne więc, żeby lubić albo przynajmniej akceptować tę nową aktywność, która ma zastąpić stary nawyk! Bo jeśli musisz od dziś zacząć zmuszać się do absolutnie wszystkiego, każdej czynności, którą wykonujesz, to polegniesz. Prędzej lub później, ale polegniesz z kretesem i na koniec będziesz płakać z niemocy!
Nie może być tak, żeby to była dieta składająca się ze znienawidzonych produktów albo fatalna i nielubiana aktywność sportowa. Jeśli człowiek jej nienawidzi i będzie się do niej zmuszał, marząc przez cały czas o jej zakończeniu, to nie ma siły utrzymać efektów na trwałe.
Na litość kocią! Przecież nie o to chodzi, żeby to była droga przez mękę!
Na szczęście ja mam kilka aktywności, które lubię: długie spacery (i te uskuteczniam od dawna po co najmniej 10.000 kroków dziennie i przy tym zostanę), jazda na rowerze, także szybszym tempem, jazda na rolkach (nareszcie też je mam od wiosny i zdecydowanie zbyt rzadko jeżdżę!), taniec, hula-hop, ćwiczenia na macie.
BĄDŹ GOTOWA/GOTOWY
Przygotowując plan zmiany 7 nawyków przez 90 dni uwzględniłam wszystko, co wcześniej czytałam o wyrabianiu nawyków przez człowieka, wyciągnęłam wnioski na dziś i spisałam to, co wydawało i wydaje mi się realnym planem.
PODSUMOWANIE MAKING OF
Jeszcze raz o tym napiszę, i nawet jeśli się powtarzam, to warto jeszcze raz przeczytać, bo to jest NAJWAŻNIEJSZE!
Mój plan to nie jest krótkotrwały plan w celu zgubienia określonej liczby kg, jak dieta kopenhaska czy 1000 kalorii, do końca której nie możesz się doczekać i marzysz tylko o tym, żeby zaraz po jej zakończeniu zacząć wpierzać lody i słodycze. Powiem więcej – już się nawpieprzałam, mówiąc mało elegancko i to do syta! Potrzebowałam może tego czasu ostatnich miesięcy, żeby zaspokoić mój głód – często się okazywało, że był to głód bardziej emocjonalny, niż realny: czyli głód na słodkie, albo głód na jedzenie, kiedy tak naprawdę nie jestem głodna, zamiast przytulenia, zamiast fizycznej bliskości i paru innych „zamiast”.
Najpierw więc wyruszyłam na poszukiwania po świecie emocji i w wielu aspektach udało mi się zaspokoić tamte głody, ustał więc albo raczej zmniejszył się głód fizyczny i mogłam zająć się z powrotem dbałością o moje zdrowie, w tym o moje ciało.
ANALIZA PLANU NA WSTĘPIE
Jaka jest zaleta tego, że plan opracowałam sama i że nie biorę udziału w jakimś nie moim wyzwaniu?
Ano taki, że po trzech dniach dokonałam ważnej korekty.
Bo w moim planie poszłam po bandzie i sporządzałam go w dniu, kiedy czekały mnie jeszcze trzy dni siedzenia na zwolnieniu z powodu przeziębienia w domu. No więc w perspektywie czasu jak lodu, wicie rozumicie.
Ale przecież lada moment obudzę się w moim realnym życiu, z codziennymi dojazdami do Bremy, z nauką i z powrotami do domu o godzinie 18. No i ten czas jakby mi się jednak trochę skurczył.
Zawsze w swoim życiu decydowałam raczej dynamicznie, a że tego też wymagał mój zawód tłumacza i praca samodzielnego przedsiębiorcy na wolnym rynku, mam w tym niezłą wprawę.
Kiedy zauważyłam, że przez dwa dni nie wykonałam prawie żadnego działania z listy w punkcie PODCAST (nie wyjęłam z szafki mikrofonu, nie podłączyłam go do komputera, nie nagrałam nawet próbnego testu), uznałam, że chyba jednak powinnam ten punkt wyrzucić z tego akurat planu. Czyli niekoniecznie na zawsze, ale w tym momencie jest tych punktów za dużo.
Jedyne, co udało mi się zrobić, to sporządzić szkic do pierwszego odcinka… Który może kiedyś ujrzy światło dzienne, a raczej wybrzmi w eterze… Do realizacji tego celu potrzeba o wiele lepszego reaserczu, na który mi teraz po prostu brak czasu i szybko zabraknie mi energii, jeśli wezmę za siebie za dużo.
Mój plan i tak jest pełny wielu obciążeń, a więc ten punkt po prostu poczeka na lepszy moment. Co nie znaczy, że nie będę czasem czegoś robić w tym kierunku, ale jeśli zacznę teraz, będzie to chaotyczne i mogę się tylko zniechęcić, a tego nie chcę.
DECYZJA O ZMIANIE I KOREKTA PLANU
Wymyśliłam jednak punkt na zamianę, w tym momencie lepszy, bo związany z ciałem. Bo przecież w sumie taki był cel tego planu: ZAJĄĆ się w sposób dobry moim ciałem, żeby wreszcie zaczęło współgrać z moim umysłem i żeby poczuć się w nim dobrze!”
I dziś odkryłam jeden z brakujących elementów tego planu. Proszę bardzo! Oto on: masażer do ciała.

Masażer do ciała
A tu mały filmik demonstracyjny:
Oglądałam też elektryczne, po czym odkryłam, że już jakiś czas temu wpadłam na ten pomysł i mam ten mały sprzęcik w domu. 🙂 I od razu dziś po prysznicu go wypróbowałam i powiem ci, że tak mnie ożywił i dokrwił, że aż miło!
Tak więc zmiana wygląda tak, że zamieniam punkt podcast na punkt masaż.
A że dzielę się nim z tobą, to chcę, żeby było od początku otwarcie i uczciwie.
Właściwie to jest to trochę zabawne, ale co tam, podzielę się i powiem ci, że już po dwóch dniach są postępy!
- Jedzenie notuję w apce i mieszczę się w kcal, o których myślałam, ale których nawet wcześniej nie zapisywałam, bo to nie był główny cel tego planu
- od dwóch dni popołudniami jeżdżę na rowerze godzinę i czuję się po tym bosko, a ciało zaczyna się znów kształtować
- piję wodę po 2 litry dziennie i to bez większego wysiłku
- codziennie uczę się programowania – idzie mi dobrze
- już wczoraj znalazłam lepszy sposób notowania postępów w planie, ale jeszcze go nie dopracowałam, ważne że działam i że zapiski też działają
- książkę czytam teraz w chwilach przerw między nauką, nie muszę chyba że chcę sięgnąć po nią wieczorem przed snem
- do podcastu w sumie też podeszłam, ale jak napisałam wyżej – ten temat wymaga lepszego przygotowania – a masaż dziś wykonany!
Cieszę się bardzo, że umiem elastycznie dostosowywać swój plan, i że nie oznacza to jego fiaska tylko jego urealnienie.
Jeśli też akurat pracujesz nad sobą, to chętnie się dowiem, co robisz i co ci w tym pomaga. Poczucie wspólnoty bardzo pomaga! 🙂
Uściski, a teraz znikam do nauki, kawy no i realizacji planu! 🙂
Ściskam, turlam, całuję i buziam!
Na koniec jeszcze parę uroczych obrazków z porannej kawy na tarasie :). Mieszkając tu właściwie nie potrzebuję urlopu!

Poranna kawa na tarasie
Dużo tego, więc napiszę wszystko co mi przyjdzie do głowy w czasie czytania:
-żadne kursy i apki nie dadzą tego, co daje wewnętrzna dyscyplina i świadomości, że masz władzę nad własnym ciałem;
-każdemu zdarzają się słabsze dni i nie ma potrzeby walczyć z sobą jeśli danego dnia nie wychodzi. Można wtedy odpuścić i z pokorą wrócić na lepszą drogę następnego dnia;
-czy próbowałaś intermittent fasting- tzw. post przerywany 16:8?
– jaką książkę czytasz?
-czego dotyczy Twój podcast?
Bardzo się cieszę, że natrafiłam na Twoją stronę. Zgadzam się, poczucie wspólnoty wzmacnia w realizacji wyzwań. Pozdrawiam, życzę miłego dnia!
Dzień dobry 🙂 Tak, wiem że to długi wpis, miałam potrzebę uporządkowania sobie tej drogi. Zdecydowanie też nie wierzę, że ktokolwiek za nas załatwi całą robotę, a kiedyś może opowiem o tym, jak u mnie wyglądała wiara w to, że jak wykupię abonament, to coś się zmieni. 🙂 Co do władzy i kontroli nad ciałem – to są dość śliskie pojęcia, bo mogą mieć związek z zaburzeniami odżywiania. Na temat psychodietetyki też sporo czytywałam i nawet rozważałam (no oczywiście to też!) jedzenie intuicyjne. W moim słowniku raczej na dzień dzisiejszy przeważa dbałość o siebie, uważność na siebie. Podobnie jak walczyć… Czytaj więcej »
Post przerywany jest o tyle skuteczny, że ma to okienko żywieniowe, w którym trzeba się zmieścić, dzięki czemu zmniejsza się częstotliwość posiłków, a z czasem i zapotrzebowanie na nie. Masz jakieś ulubione treningi, przy których ćwiczysz?
Pozdrawiam!
Ogólnie znam zasady, ale zastosowanie jest dla mnie przy mojej aktywności dość trudne. Głównym ulubionym treningiem jest u mnie ostatnio rower. Jakiś czas temu ćwiczyłam z trenerką, mam nagrane treningi, więc wystarczy uruchomić komputer i wrócić do tamtych ćwiczeń. Pewnie niedługo znów zacznę 🙂
bywają plany, które muszą być sztywne aż do bólu, bo taki jest warunek powodzenia ich realizacji, ale bywają też takie, które zawierają pewien, czasem nawet spory margines luzu… ważnie jest tylko, żeby nie pomylić jednych z drugimi… co do apek, to dość późno przesiadłem się na srayfon, a wtedy wykonałem ostrą selekcję, na te, które naprawdę się przydają i na zbędne śmieci, które albo odinstalowałem, albo wyłączyłem jeśli były trwale wmontowane w system, bo po co mają bezproduktywnie żreć prąd i zmuszać mnie do zbyt częstego ładowania baterii… rzecz jasna sytuacja jest dynamiczna, bo czasem się pojawia jakaś nagła potrzeba… Czytaj więcej »
To prawda, niektóre plany muszą być zrealizowane co do joty i bez wyjątku. I mam wrażenie, że w tym wypadku się nie mylę :)). Są też jednak takie, które po korekcie będą miały jeszcze lepszy wynik i akurat w tym przypadku sądzę, że tak będzie. 🙂 Apek też używam w zależności od potrzeb, a mój telefon i tak najbardziej zapychają zdjęcia i filmiki :))), bo to lubię najbardziej. Gdybym była influenserką przez duże I, to pewnie i tak miałabym zawsze dwa telefony na wypadek, gdyby jeden się rozładował (oprócz powerbanku oczywiście :). Komoot robi to, czego nie dawał rady mój… Czytaj więcej »
O, przypomniałaś mi, że mam elektryczny masażer do ciała, który leży gdzieś w szufladzie!
Widzę, że jesteś bardzo świadoma i zdeterminowana, wiec wróżę sukces, bo wszystko jest w głowie i dobrej organizacji:-)
No właśnie, takie sprzęty się kupuje, upycha w szufladach i zapomina…
Ja mam jeszcze matę z igiełkami do rozluźniania i masażu ciała. I też leży w szafie, a ja już prawie o niej zapomniałam, chociaż z początku zafascynowana używałam często.
W głowie zaczęło mi się naprawdę porządkować i też mam wrażenie, że jestem na dobrej drodze :)))
Uściski Kochana!
Wszystko dzieje się w naszej głowie, to fakt, ale najważniejszy jest dystans do swoich planów, bo kiedy czegoś nie zrobisz, to wyrzuty sumienia mogą doprowadzić do frustracji, a ta nie wróży nic dobrego. Wg mnie życiem należy się cieszyć, poluzować, skoro to życie jest jedno i do tego krótkie. Mówię to na podstawie swojego zadaniowego i zapracowanego życia. Teraz wiem, ile dobrych rzeczy przeszło mi koło nosa, a teraz już za późno…
Zasyłam serdeczności
Witaj Ultro, bardzo lubię ten mój plan, bo jest skrojony na moją miarę, a teraz też stanowi pewną całość – możliwą do pogodzenia z pozostałymi sferami mojego życia. Między innymi po to się nim tu jednak z Wami podzieliłam, żeby to publiczne oświadczenie było dla mnie dodatkową motywacją. 🙂 Dobre rzeczy dla siebie właśnie robię, a że nie są to kolejne ciasteczka czy czekolada, tylko jeszcze lepsza dbałość o siebie, w tym ruch i zdrowe odżywianie, nie odczuwam tego, żeby mi coś przeszło koło nosa. Przez ostatnie lata spróbowałam chyba wszystkich rzeczy, których chciałam i nadal będę to robić. Odczuwam… Czytaj więcej »
W planach mam codzienny (a nie tylko po treningu) masaż moich zmasakrowanych zbyt intensywnym nordic walkingiem stóp, ale na razie to tylko plany. Plan, który realizuję drugi miesiąc, to hula-hop od razu po wstaniu z łóżka – tak na rozruch i dobry początek dnia. No i oczywiście nordic walking raz w tygodniu – raz, bo tylko na tyle pozwalają mi moje zmasakrowane stopy. Pozdrawiam 🙂
Ważne, że już coś robisz. Jeśli taka częstotliwość wynika z naturanego trybu życia, to wszystko OK. U mnie tryb życia pozwalał właściwie na trochę więcej, ale brakowało dobrej motywacji i tzw. kopa w d. Tym właśnie jest dla mnie mój plan.
Który w dość udanej formie realizuję już drugi tydzień…
Pozdrowienia :)))
Z doświadczenia wiem, że jak coś zamocujesz na sztywno, to efekt zawsze będzie nie taki. Najlepsze wyniki osiąga się z zastosowaniem aktywnej korekty. Jest uchyb – reagujesz odpowiednio i nastawiasz od nowa. No, ale to tylko teoria. Z teorii jestem dobry. Niestety, tylko z niej.
No tak, większość części w technice mocuje się z zapasem czyli tzw. marginesem błędu czy jak go tam zwał.
I dopiero wtedy tak naprawdę można poznać możliwości danego modułu (czyt. lub człowieka).
W dobre dni osiągam wszystko, co sobie założyłam. A w te gorsze staram się osiągać chociaż poziom minimum. I zapisuję postępy.
Iw, ja ci towarzyszyć będę, bo ja się właśnie szykuję do takiego, no wpowiedzmy pół maratonu 😉 że dieta pudełkowa, że słuchanie zegarka ))) i kontrola i że jednak więcej dyscypliny w zyciu. Wiesz ja jednak muszę mieć albo dużo pracy albo coś co mnie trzyma w ryzach…inaczej katastrofa. Sciskam i pisz, bo widzę że znów popelina, nu nu nu
Też jestem zdania, że szczególnie dla osób chaotycznych i prokrastynujących (jak ja) potrzebne są dokładne plany, harmonogramy, notowanie w kalendarzu i trzymanie się w ryzach. Inaczej ich kreatywność rozwala im wszelkie bariery i pragnie przekraczać wszelkie bariery. 🙂 Dużo pracy czasem nawet lubię, ale muszę mieć też przestrzeń do regeneracji. A może myślę teraz po prostu o poprzedniej pracy, po każdym z wyjazdów muszę mieć też czas dla siebie. Podziwiam osoby biegające, chociaż ja sama do nich nie należę. Dla mnie aktywność to podstawa, niestety potrafię się zapomnieć w czytaniu książki, lub w oglądaniu filmu na Netflixie. A potem jest… Czytaj więcej »
[…] Jak wiecie dość szybko musiałam skorygować mój plan, o czym donosiłam z kolei w tym odcinku Making Of 90 dni 7 nawyków i korekta planu, ale zmiany na tamtym etapie były […]
[…] może właśnie dziś jest dobry dzień na małe podsumowanko rutyn czyli nawyków? Co udało mi się zachować z nawyków, które wprowadzałam latem […]
Rutyna i dobre nawyki, podsumowanie 🙂