Blog

Najtrudniejsza rzecz w byciu rodzicem

25 stycznia 2022

Wiem, że wielu z Was tutaj jest rodzicami (tak wiem, że to wbrew zaleceniom Min. Czarnka, tym bardziej chętnie będę używać), a to młodego narybku, a to już całkiem dorosłych dzieci. Jako młody rodzic często myślimy, że najtrudniejszy jest etap dochowania niemowlęcia do jakiej takiej samodzielności. Każdy etap na swój sposób bywa trudny, co wie każdy, kto był się załapał na funkcję rodzica. Tak więc owszem, ten jest bardzo trudny. Ale jednak chyba większa jazda jest, kiedy następuje etap wchodzenia w dorosłość, po czym kiedy nasza latorośl już metrykalnie jest dorosła.

Moja przyjaciółka wprowadziła w swojej rodzinie zasadę, że do 18-tego roku życia, a dokładniej do matury robi wszystko jako samica-matka, nadzoruje, pilnuje, doradza, naciska, wozi i pomaga. Zapowiedziała, że od chwili zdania matury, da córce pełen luz, czyli powiedziała, że od tej chwili jest dorosła i we własnych sprawach decyduje absolutnie samodzielnie i tak zrobiła. Jakież było zdumienie jej córki, kiedy krótko potem na pytania dotyczące studiów, bycia na studiach, kontaktów z rówieśnikami zaczęła odpowiadać: teraz już jesteś dorosła, decyduj sama! Moja przyjaciółka jest w tym nieugięta. Na dalsze pytania: Mama, a co mam zrobić z….? – odpowiada, ale jesteś pewna, że chcesz poznać moje zdanie? Naprawdę mam Ci powiedzieć? I pyta co najmniej trzy razy, zanim udzieli rady. Powiem tak: system się sprawdza. 🙂 Reszty nie dopowiem, bo Młoda jest moją ulubienicą i liczę się z tym, że może zajrzeć na mojego blogaska.

Z perspektywy matki dorosłej kobiety, którą obecnie jest moja córka, mogę powiedzieć, że najtrudniejszą rzeczą bywa od wielu lat, w zasadzie od czasu dojrzewania, jest dla mnie wycofywanie się ze swoimi uwagami, popularnie zwane buzią w kubeł, czy jakoś tak. Jednym słowem: wiem, ale nie powiem.

No bo przecież my to już wszystko wiemy, mamy doświadczenie, liznęliśmy tego i owego, argumentów za wtrącaniem się w życie dorosłej osoby pojawia się w głowie zawsze sporo.

Tych przeciw raczej mniej… A przecież wystarczy czasem wziąć głębszy oddech i zastanowić się:

  1. czy osoba, o którą chodzi w ogóle ma ochotę na rozmowę na dany temat? Wystarczy zapytać i uszanować decyzję na tak lub na nie.
  2. czy moja uwaga wniesie coś nowego do sytuacji i dyskusji?
  3. czy już tego nie mówiłam/-łem?
  4. czy wypowiadam się na temat znany lepiej mi, czy mojemu dorosłemu dziecku?
  5. czy w obecnej sytuacji mam coś mądrego do powiedzenia?
  6. czy moja uwaga pomoże, czy raczej wprowadzi niepotrzebne zamieszanie lub zamęt do sytuacji?
  7. czasem po prostu wydaje nam się, że musimy coś powiedzieć, a czy na pewno?
  8. czy przez 18 lat przekazałam/-łem dziecku takie wartości, które pozwolą mu podjąć właściwą decyzję w obecnej sytuacji? Jeśli nie, to i tak po ptokach.
  9. czy znam swoje dorosłe dziecko na tyle, żeby wiedzieć, że przemyślało już wszystkie rozwiązania?
  10. a może warto zapytać, czy ten dorosły (choć zawsze będzie moim dzieckiem) w ogóle życzy sobie usłyszeć naszą opinię, czy potrzebuje tylko wsparcia i wzmocnienia ode mnie, jako od rodzica?

I tak sobie myślę, że znacznie łatwiej większości ludzi jest w każdej sytuacji, nawet po osiągnięciu przez ich dziecko wieku dojrzałego, czyli 18 lat, jest nic nie zmieniać, czyli między innymi nadal stosować wypracowane przez lata schematy odzywania i zachowania się w rodzinie.

Łatwiej jest skomentować strój, a co gorsza wygląd, czy postępowanie, decyzje i wybory tak, jakby ten dorosły przed nami nadal miał 15 lat i robił coś z potrzeby buntu, niż trochę poczytać, rozejrzeć się, jak się zmienił świat od tych kolejnych 15 (czy coś koło tego) lat, doczytać i pomyśleć, a czasem nawet poradzić się mądrzejszych (czy to u psychologa), czy na pewno wszystko robiliśmy dla dobra dziecka, a nie dla własnych aspiracji, czy zaspokojenia własnych pragnień.

Łatwiej jest powiedzieć coś nieprzemyślanego, czy oczywistego, czy to, co zawsze mówiliśmy wcześniej w podobnych sytuacjach, niż po prostu wziąć głęboki oddech, pomyśleć przez chwilę i zrobić coś zupełnie innego. Czyli potraktować tę dorosłą osobę przed nami, jak dojrzałą, ukształtowaną OSOBĘ, a nie uprzykrzającego nam życie bachora czy niesamodzielnego brzdąca.

Rozumiem, że większość z nas jest zmęczona całym procesem wychowywania, zapewniania, zarabiania, organizowania, przekonywania do tego, co dla niego/niej najlepsze, namawiania do sprzątania, a często sprzątania za nie, słuchania wywodów, których koniec już i tak znamy… Ale czy na pewno nadal warto żyć życiem tej dorosłej osoby?

Może niektórzy z nas robią to ze strachu, żeby nie poczuć mijającego czasu. Bo w ten sposób jeszcze raz mogą poczuć się silni, mądrzejsi, bardziej doświadczeni (co gorsza najczęściej głównie we własnych oczach), niż analizować na bieżąco fakty i pogodzić się z tym, że nasze dorosłe dziecko od dawna wypracowało sobie własny sposób na życie, styl i poglądy oraz że całkiem dobrze sobie radzi z życiem.

Pokusa wtrącania się i dawania rad jest silna, bo chwilami nadal wydaje nam się, że ten młody, czy ta młoda nadal są żółtodziobami i mają mleko pod nosem i co oni tam wiedzą. Zapominamy nawet, że przecież wyprowadzili się już kilka lat temu, mają własne mieszkania (nawet jeśli pomagaliśmy kupić), samochody (tu to samo, co w poprzednim nawiasie), gust muzyczny i kulinarny. I że tego wszystkiego nie musimy z nimi już dzielić, bo nie ma konieczności wspólnego mieszkania i dzielenia przestrzeni.

Uwaga, do rad należą nawet te zakamuflowane: a czy na pewno przemyślałaś? Tak kur….a, przemyślała i przemyślał, w końcu po to ich wychowywałyśmy/-liśmy – a nawet jeśli nie, to najprawdopodobniej choć będzie trudno, poradzi sobie i z błędem, który właśnie popełnia. A takie pytania tylko irytują, nic nie wnoszą, w dodatku podważają inteligencję dojrzałego interlokutora. Sama ich nie znoszę. wrrrrr!

Dlatego czasem nie piszę o niektórych sprawach nawet na blogu, bo po latach pisania wiem, że niektórzy nie oparliby się przed zadaniem pytania: a czy przemyślałaś wariant ten czy tamten? Zawsze każdą moją decyzję analizuję dość intensywnie (jeśli jest czas, a zawsze należy zrobić tak, żeby był). Do tego robię to niesłychanie szybko, nie potrzebuję na to miesięcy, czy tygodni, czasem wystarczy kilka minut, rzadziej godzin lub dni. Po tym okresie wszystko mam ułożone w głowie i wiem czego chcę. Dlatego więc młodsza wersja mnie, nie miałaby umieć także tego? Ano przeważnie umie. Nawet kiedy mam wątpliwości, coraz częściej zaskakuje mnie na plus.

Osobiście ingeruję rzadko (chyba ze dwa czy trzy – jak opublikuję, to się na pewno dowiem, że więcej :), ale zdarza mi się jeszcze czasem podzielić swoim zdaniem w sprawach mojej dorosłej córki. I robię to jedynie wtedy, kiedy obawiam się, że z braku doświadczenia zagrożone jest zdrowie lub życie (również w znaczeniu fatalnych w skutkach osobistych decyzji) mojego dorosłego dziecka, bo wypowiedziałabym swoje zdanie też w przypadku zaprzyjaźnionej osoby. Co do decyzji finansowych nie mam obaw, wychowałam ją tak, że nieda sobie zrobić krzywdy.

U nas chyba jednym z najtrudniejszych momentów w życiu rodzinnym był czas na krótko przed wyprowadzką Młodej. Każda miała już od dawna własne zdanie na każdy temat i własną (najlepszą oczywiście) rację. Poddanie się w tej sytuacji na zasadzie starszeństwa matce traktowane było niczym zamach na wolność i demokrację. I te powstania, i spory o rację kosztowały nas strasznie dużo niepotrzebnie straconej energii. Stanęło na tym, że w wieku 20-tu lat Młoda wyprowadziła sie na swoje, a właściwie na wspólne do swojego ówczesnego chłopaka. Ponieważ robiła to stopniowo, bywając tam najpierw dwa-trzy dni w tygodniu, zmiana była nie skokowa, tylko łagodna. I wyszła na dobre obu stronom.

Może dzięki temu do dziś lubimy ze sobą przebywać, chociaż nie ma mowy o wspólnym zamieszkaniu.

Dojrzałyśmy obie i zdajemy sobie sprawę z różnic między nami. Wiedząc o tym staramy się je szanować, a nie wzajemnie przekonywać o racjach. Już wiem, że nauczyła się ode mnie tego, co trzeba i najważniejsze rzeczy udało mi się jej przekazać. Doceniam jej własny wkład we własne życie i umiem podziwiać za to, co osiągnęła już zupełnie sama, chociaż na bazie tego, co w najlepszej wierze jej zapewniłam. Umiemy się razem śmiać z moich matczynych słabości, niedoskonałości metod wychowawczych i tego, jak to obie pamiętamy. Zdarza też się nam też pośmiać razem ze słabości córki, ona też zyskuje już do siebie dystans.

Darzę ją matczyną miłością, ale też szanuję i doceniam za to, co i jak robi zawodowo, za jej samodzielność, zdolności, które wykorzystuje i jej zapał do pracy. Niesamowicie mi się podoba, jak rozwija się zawodowo i dojrzewa emocjonalnie, cieszy mnie świadomość, jak wzrasta jej pewność siebie.

Już mnie nie potrzebuje. I ja się z tego cieszę! No może troszeczkę, ale moja rola polega naprawdę już głównie na tym, żeby BYĆ, WSPIERAĆ i CIESZYĆ SIĘ z sukcesów, albo BYĆ razem w SMUTKACH.

Nie zawsze trzeba gadać, czasem dobrze przemilczany temat wraca sam do ponownych obrad i wtedy zapada właściwa decyzja. Ale może właśnie dlatego wraca i można go omówić ponownie, że na siłę jej nie przekonuję. W końcu jest dorosła i przekazałam jej w odpowiednim czasie wszystko, co trzeba, a raczej co umiałam. Wiem, że docenia, ale najważniejsze to to, że wiem, że sobie radzi!

A co jest tą najtrudniejszą rzeczą? Ano czasem po prostu nie wtrącać się i pozwolić być im sobą!

Ciekawa jestem Waszych doświadczeń z dorosłymi dziećmi, czy zaprzyjaźnionymi dziećmi, którym ciotkujecie/wujkujecie. A może macie interesujące obserwacje relacji rodzice – dorosłe dzieci – z Waszego otoczenia?

Młoda kobieta na tle kuchni z kawą

Młoda kobieta na tle kuchni z kawą, czyli moja córka dumna z tego, że rozmontowała i umyła mój piekarnik z 4 szybami (na moją wyraźną prośbę!)

Subscribe
Powiadom o
guest
26 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Klarka Mrozek

myślę, że najtrudniejszą rzeczą jest pozwolić dziecku na błędy

jotka

Buziaki dla was obu!
Przyrzekłam sobie nie wtrącać się, zwłaszcza po ślubie syna, nawet do spraw związanych ze ślubem i weselem nie wtykaliśmy się.
Pytani, czasem cos dopowiadamy, ale coraz rzadziej pytają, w końcu 30letni ludzie mają swój ogląd na wszystko. Staramy się, by czuli wsparcie, także finansowe, ale na miarę możliwości, bo nasze potrzeby tez są ważne.
Nie jest łatwe być rodzicem, a jeszcze trudniej dziadkiem:-)

anabell

Wyrażanie swojej opinii o tym co i jak moje dziecko robi zakończyłam w momencie, gdy dziecko wyprowadziło się z domu i tym samym z kraju. Z tym, że moje dziecko jakimś cudem „robiło mało głupot” nawet będąc jeszcze nastolatką. Miała wbite do głowy,że może nam mówić o wszystkim a każdy nasz zakaz był zawsze przez nas omówiony i uzasadniony. I, jak teraz widzę, te same zasady są stosowane w jej rodzinie- nie istnieją tematy „tabu”, bo chłopcy wiedzą, że nikt się na nich nie będzie wydzierał i że zawsze mogą o wszystkim powiedzieć rodzicom. A żeby było śmieszniej to mój… Czytaj więcej »

Teatralna

ech, mam dorosłych aktorów, uczniów i dużo z nimi rozmawiam ale z zupełnie innej pozycji, nieco lepszej. Wbrew pozorom, słuchają. Faza buntu rozkłada się różnie ale nawet w szczytowaniu, słuchają… inna sprawa co z tym zrobią. Moim uczniom od małego mówię, nie bójcie sie uczyć na błędach, po to jest szkoła, żebyście się uczyli, inaczej by was tu niebyło, ale gdy już będziecie dorośli uczcie się na cudzych błędach. Ładna młoda kobieta, ta Twoja córka.

Nitager

Dla mnie najtrudniejsze było pogodzenie się z faktem, że nie wróci już to, co dawało mojemu życiu radość. A były to wspólne wycieczki, wspólne gry, dyskusje, przekomarzanie się, dowcipkowanie. I to codzienne.
Bardzo mi tego brakuje. Z żoną nie na wszystkie tematy można porozmawiać. No i ma inne poczucie humoru.
A z radami przestałem, gdy tylko zauważyłem, że i tak mają je gdzieś.

Nitager

Kobietom generalnie jest łatwiej, bo potrafią godzinami rozmawiać przez telefon o niczym. To sprawia wrażenie, że córka wciąż jest przy Tobie. Ja nie potrafię, więc skoro chłopcy są daleko, nie mam z nimi kontaktu. Chyba, że mam konkretną sprawę.

Antares

Ciekawa ta metoda Twojej przyjaciółki – totalna terapia szokowa. Rodzicielskich doświadczeń nie mam i myślę, że już mieć nie będę, lecz Tobie serdecznie gratuluję córki, która daje radę w życiu, po swojemu, mądrze. To musi być dla Ciebie radość i duma! Sama jestem zdania, że w domu jest miejsce na tylko jedną królową, więc lepiej gdy dorosła córka nie mieszka z matką (lub teściową). Ja mam jedynie bratanicę. Z różnych względów (ogólnorodzinnych) mamy teraz bardzo ograniczony kontakt, lecz mam nadzieję, że to się zmieni. Niezależnie od wszystkiego, w zasadzie jedyną rzeczą jakiej wiem, że potrzebuje to to, bym jej wysłuchała.… Czytaj więcej »

Iva

Bywa tak, jak w przypadku mojego dziecka, że choć dawno wyprowadziła się, ma męża, to nieustannie dzwoni i pyta mnie/nas o zdanie. Czy mi się coś podoba, jak to ja bym zrobiła, co bym zaproponowała etc. W takiej sytuacji nie wyobrażam sobie, bym jej powiedziała, że jest dorosła i niech mnie już o nic nie pyta. Te dyskusje między nami bardzo mnie cieszą i oby jak najdłużej oczekiwała od nas takiej pomocy czy wsparcia. Często oczekuje akceptacji swojego pomysłu. Dawniej znałam koleżanki i kolegów ze szkoły czy uczelni z jej opowiadań i dzisiaj nic się nie zmieniło pod tym względem,… Czytaj więcej »

Iva

Córka i jej mąż decydują o wszystkim, pracują, zarabiają pieniądze i je sami wydają. Oboje jednak potrzebują akceptacji, mimo, że i tak najczęściej ich wybory są decydujące. Ja na szczęście wyczuwam, gdy o coś im bardzo zależy, coś podoba się i otrzymują ode mnie akceptacje, mimo to, że nie zawsze coś jest w moim guście. Wiesz, ja całe życie dążyłam do tego, by dzieci miały wrażenie o samostanowieniu od najmłodszych lat. Do tego potrzebne są rozmowy, a tych zawsze było wiele 🙂 PS. Ciesze się, że witryna zostanie poprawna na bezpieczną, bo jednak częściej piszę na smartfonie. Dzięki serdeczne.

Annette ;-)

Dla naszych rodziców zawsze jesteśmy dziećmi, bez względu na to, czy lat mamy aktualnie 5, czy 55.Przekonuję się o tym dzięki mojemu dwudziestoletniemu siostrzeńcowi – mimo upływu lat, cały czas jest dla mnie promiennym przedszkolakiem, który pierwsze o co pyta po przebudzeniu, to: gdzie ciocia? Jednak w jego życie nie wtrącam się, chyba że sam poprosi mnie o radę, ale zdarza się to tylko w tych przypadkach, w których jestem dla niego autorytetem, a od poważnych życiowych rad jest babcia, bo jest najmądrzejsza w rodzinie. Pozdrawiam 🙂

oko

kiedy samemu się spieprzyło życie, trudno doradzać innym. tym bardziej własnym pisklakom. trzeba być strasznym hipokrytą.

Sikorkowe Pasje

Witaj Iwonko, dawno, ale to bardzo dawno temu nie było mnie tutaj. Pewnie też sporo straciłam. W wolnej chwili postaram się nadrobić zaległości – może się uda. Powiem szczerze, że mam super relacje z mamą i mama szanuje każdą moją decyzję. Płakała jak zdecydowałam, że jako jedyna córką będę zakonnicą ale nie zabroniła, nie mówiła że nie… nie mówiła że tak. Mamy umowę, że jak na pewno chcę coś, potrzebuję się dowiedzieć itd. to po prostu mam powiedzieć i tak jest. Ale mama nie decyduje o niczym – to bardziej z naciskiem taty się spotykałam, ale jest on coraz to… Czytaj więcej »

Sikorkowe Pasje

Iwonko, bardzo mi miło, że zaglądasz.
Tak jakoś nam poszło w te puzzle i klocki. Postaram się czasem rzucić coś innego. Na razie plan mam taki, że jeszcze chcę nadrobić zestawy ułożone. Może już nie jako maraton, ale codzienne posty (może dwa posty na dzień hihihi). Ten blog to raczej dla mnie taki katalog. Jeszcze troszkę potrwa zanim będę na bieżąco z postami. Wtedy znów zacznie się mix – przepisy, wyprawy, przemyślenia, Cola itd itp.

Serdeczności jeszcze raz 🙂

Antoni Relski

Postanowiłem nadrobić wszystkie popełnione błędy wychowawcze poprzez rozpieszczanie wnuczki. Myślę że jest więcej osób które widza w tym szansę do jakiejś autonaprawy

26
0
Would love your thoughts, please comment.x