Okołoświąteczna kołomyja mnie omija, bo jak to zwykle u mnie moje życie koncentruje się znów siłą rzeczy na pracy.
Chyba ja szczególnie nie pasuję do oczekiwań obecnego rządu, według których powinnam siedzieć w domu i szykować jedzenie na święta. Nie mówiąc już o kompletnie niezgodnym z literą obecnych rządzących moim życiem na obczyźnie u jednego z najzagorzalszych wrogów Ojczyzny. No ale co poradzę, tak mi wyszło. Pierogów lepić nie umiem i w święta wolę spędzić czas spokojnie u boku najbliższych, niż sterana przygotowywaniem 12 potraw.
Jeśli Was interesuje, co u mnie nowego, opisuję moje obecne zajęcia poniżej.
Dla tych, którzy nie mają tyle czasu, żeby czytać, tylko chcą coś napisać na szybko, zamieszczam streszczenie: praca, choinki, Kicia, remont, praca, brak czasu na świecidełka i świąteczne iluminacje, zdrowe jedzenie, nadal brak prezentu dla Mojego.
A teraz już jedziemy bez skrótu:
Moje życie w ostatnich tygodniach upływa na głównie na intensywnej pracy związanej znów z wyjazdami. Czyli znów z Bremerhaven przyjechałam równo tydzień temu do Warszawy. Nie narzekam, bo chyba mam to już wgrane na mojej osobistej matrycy, że usiedzieć na miejscu jest mi trudno i dlatego taka praca wyjazdowa mimo wszystkich utrudnień i zmęczenia wydaje się jak na razie najlepsza dla mnie.
Mimo intensywnej pracy zauważyłam, jak pięknie ustrojono salę konferencyjną i halę fabryki, gdzie pracowałam.
Choinki z sali, dwie z trzech:
Dziewczyny z biura i z hali musiały poświęcić sporo czasu i energii na tak staranne udekorowanie tych miejsc i wprowadzenie nastroju świątecznego, podziwiam, mnie nawet w domu rzadko chce się aż tak piękne bombki i ozdoby wyszukiwać. Może mi się zmieni na starość, ale póki co jest jak jest.
Dwa dni poświęciłam na rejestrację używanego autka dla mojej córci, ma teraz takie małe miejskie jeździdełko, w dobrym stanie, pięciolatek z małym przebiegiem i już śmiga po zakupy, a niedługo jak się jeszcze trochę poduczy, będzie mogła jeździć nim do pracy.
Starałam się też codziennie po pracy, czyli w poniedziałek i w środę, trochę z nią wieczorami pojeździć, żeby powoli i w towarzystwie doświadczonego kierowcy nabyła trochę umiejętności. Córka poczęstowała mnie natomiast obiadem i dała jeszcze na wynos sałatkę i obiad, dzięki czemu nie musiałam pichcić sobie jedzenia do pracy (noszę do pracy przynajmniej sałatki w pudełeczkach).
Skoro córcia była w pracy i nie ma już urlopu na ten rok, więc to ja rejestrowałam jej samochód, udało mi się nawet samej zamontować tablice rejestracyjne.
W środę wylądowałyśmy w IKEI, ciągle jestem na etapie oglądania różnych mebli i rodzajów wykończenia. A IKEA ma często doskonałe pomysły na przechowywanie rzeczy.
Była tam też miła dla (mojego) oka instalacja quasi-świąteczna z białymi miśkami i gwiazdą betlejemską.
W piątek po pracy i jeżdżeniu po mieście przez cały tydzień jedynym moim marzeniem było paść i odpocząć, co też zrobiłam, kupując tylko niezbędne rzeczy do jedzenia.
Wczoraj natomiast musiałam się wybrać na zakupy remontowe, kupić hektolitry farby, umywalkę, baterię i syfon do niej, a na koniec wybrać i zamówić drzwi, bo też już na to czas. I tak mi oto minął dzień.
Z wielkim żalem stwierdzam, że nie mam ani siły, ani czasu pojechać na Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście, żeby chociaż raz przejść się tamtędy i zobaczyć oświetlenie świąteczne, które zawsze bardzo lubiłam. Może chociaż przejadę przez Saską Kępę, bo tam też od czasu utworzenia deptaka na Francuskiej światełka ustrajają świątecznie tę niezwykle popularną w okolicy ulicę.
Od Mikaela dostaję zdjęcia naszej ośnieżonej choinki z ogrodu.
I zdjęcia Mozarta wtulonego w jego kolana.
Kiedy mnie nie ma, a nawet często kiedy jestem na miejscu, ale nie mam czasu, kicia uwielbia przesiadywać z nim razem w pokoju muzycznym na górze i słuchać muzyki.
W tym roku święta spędzamy w Niemczech, więc z moimi widzę się tylko teraz przed świętami, staram się choć trochę nadrobić to, co mnie potem ominie. Prezenty już rozdane, moja mama jeszcze nie wie, że pod choinką u mojej Córki jeszcze na nią czekają prezenty.
Wczoraj mama wpadła do mnie i też przywiozła prezenty dla nas.
Najtrudniej mi jest wybrać prezent dla mojego. On miał ułatwione zadanie, bo wybrałam dokładnie taki sam prezent, co moja córka – skrzynię-puzderko na kobiece skarby.
Spodobało mi się i kupił nam obu po takim prezencie.
A teraz ja mam zagwozdkę, bo sama nie wiem, co wybrać dla niego. Ogólnie uważam, że mężczyznom trudno jest coś kupić, szczególnie kiedy ciuchy najchętniej kupują sobie sami a inne rzeczy są tak specjalistyczne (mój ma zainteresowania muzyczne), że laik nie znajdzie dobrego prezentu.
Wracając do mnie – tym razem wzięłam ze sobą sprzęt ułatwiający mi przyrządzanie posiłków, czyli mój robot mechaniczny do siekania warzyw Zelmera. Bez niego bym była zgubiona!
To szczególnie ważne, jako że rozpoczęłam właśnie trzeci tydzień mojego zmienionego sposobu odżywiania, którego podstawę stanowią właśnie warzywa. Nie wiem, jak Wam, ale mnie jest łatwiej spożywać je właśnie w formie startej.
A potem na surowo, albo z patelni czy duszone w garnku.
A z nim robię takie na przykład surówki: powyżej surówka z buraczka, marchwi i cebuli. Poza cebulą wszystko posiekane na tym sprzęcie.
Na szczęście samochodem można przewieźć sprzęt w tę i wewtę.
Moje życie obecnie składa się z bardzo prostych czynności: jedzenie, picie, praca, sen, spacer, zakupy, market budowlany, do domu, prysznic, książka, spać.
Nic ciekawego na razie. Kupiłam wczoraj los w lotto, ale jeszcze na wszelki wypadek nie sprawdziłam, czy coś wygrałam, raczej pewnie trzeba przeżuć kolejną porażkę, jakich wiele.
Jakoś tak moje otoczenie oczyszcza się zupełnie spontanicznie z osób, które od dłuższego czasu i tak nie były tak naprawdę jego częścią, tylko ja tego na czas nie zauważyłam.
Bolesne są dla mnie te czystki, bolesne pożegnania z iluzją, że coś było wartościowe, ja dla kogoś byłam ważna, po czym po latach plum: zostają szczątki i zgliszcza dawnych wrażeń.
Może właśnie tak musi być, żeby wiedzieć, że to pożegnanie miało sens?
Albo może lepiej dokończyć porządki na koniec roku i rozpocząć ten nowy z nowymi siłami. A tych ostatnich mi będzie bardzo potrzeba, bo czekają mnie spore przedsięwzięcia.
I nie mówię tutaj tylko o dokończeniu remontu mieszkania w Warszawie, mieszkając 1000 km stąd. Już samo to i zgranie tego z pracą i dojazdami jest męczące, ale to nie wszystkie zmiany, które planuję czy też które mnie czekają.
Ciekawa jestem, czy i na ile z moich planów wyjdzie, ale w sumie zwykle kiedy coś zamierzam, to wychodzi.
Bo coś musi się wreszcie zmienić, bo czekanie w zawieszeniu, jak przez cały ostatni rok już mnie fizycznie i emocjonalnie bardzo zmęczyło. Coś się musi zmienić. Tylko jeszcze nie do końca umiem powiedzieć, co, a raczej jak szybko.
Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali do tego miejsca i przeczytali jednak mój wpis.
Mam nadzieję, że nie jesteście rozczarowani, jeśli nie opowiada o fajerwerkach ani o cudownościach, tylko jest epicką opowieścią codzienną. A właściwie wcale mi nie jest z tego powodu przykro, bo z tego teraz głównie składa się moje życie i nie będę czarować, że jest inaczej.
Blog nie jest dla mnie miejscem przeznaczonym głównie po to, żeby się chwalić nadzwyczajnymi wydarzeniami, ani narzekać na swoje problemy, bo tych macie wszyscy aż nadto. Ostatnio problemy rozwiązuję a tu piszę o tym, co może Was zainteresuje, a może natchnie.
Poza tym czasem warto zwyczajnie przyznać: u mnie wszystko po staremu, nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego, wszystko na razie idzie, jak szło.
A jak u Was końcówka roku? Też generalne sprzątanie? W domu, w życiu?
Mam nadzieję, że nie jesteście rozczarowani, jeśli nie opowiada o fajerwerkach ani o cudownościach, tylko jest epicką opowieścią codzienną. A właściwie wcale mi nie jest z tego powodu przykro, bo z tego teraz głównie składa się moje życie i nie będę czarować, że jest inaczej.
Blog nie jest dla mnie miejscem przeznaczonym głównie po to, żeby się chwalić nadzwyczajnymi wydarzeniami, ani narzekać na swoje problemy, bo tych macie wszyscy aż nadto. Ostatnio problemy rozwiązuję a tu piszę o tym, co może Was zainteresuje, a może natchnie.
Poza tym czasem warto zwyczajnie przyznać: u mnie wszystko po staremu, nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego, wszystko na razie idzie, jak szło.
A jak u Was końcówka roku? Też generalne sprzątanie? W domu, w życiu?
U mnie luzik totalny. Właśnie wróciłam z narciarskiego urlopu, po drodze zrobiłam jakies zakupy, na choinkę jeszcze mam czas ( dopiero w wigilię stawiamy), coś tam jeszcze musze pomyślec prezentowo. To tyle, jeśłi chodzi o święta. A w życiu bez zmian, też luzik:).
Sama nie wiem, kiedy u mnie skończył się czas urlopów zimowych, ale było to jakoś wiele lat temu. Szkoda, że tak jest, ale nie udaje mi się od lat wybrać na narty. Jeśli uda mi się to w przyszłym roku, będę niesamowicie szczęśliwa. 🙂
Na zakupy mam mało czasu, bo wolę prezenty kupić tu, a nie tam (przeważnie mogę kupić tu coś, czego tam nie ma, więc jakiś element zaskoczenia jest).
Luzik to dobre podejście do świąt i bardzo mi bliskie 🙂
U mnie jak zwykle, swieta wypieram, staram sie nie zauwazac :))) Bigos uwarzylam, bo rodzina sobie zyczyla, a potem bede juz tylko robila za goscia. Fajnie mam, co nie? :)))
Pewnie, że masz fajnie, o takich świętach marzy 95% kobiet :)), a Ty tak masz!
Bo czas i odległość zawsze wspólnie weryfikują przyjazń i uczucia. Gdy się z kimś widujesz często to ulegasz złudzeniu, że twoje sprawy są dla niego niemal tak samo ważne jak dla ciebie. Przy spotkaniach "od czasu do czasu" pomału otwierają się nam szerzej oczy i zaczynamy lepiej widzieć nasze relacje z daną osobą. Jak już odtajesz w domu w święta, zajrzyj w pocztę- mam kilka pytań do Ciebie, a nie chcę Ci nimi truć głowy w przedświątecznym okresie.Na razie buszuję w przepisach by znależć coś bezglutenowego co inni moglibyzjeść nie zauważając, że to jednak coś dietetycznego. Chyba zrobię coś co… Czytaj więcej »
Nie chcę wchodzić w szczegóły, bo musiałabym tu opowiedzieć za dużo, ale w tym przypadku to nie odległość (która była zawsze), tylko raczej chyba inne czynniki zadecydowały. Niestety życie jednak od czasu do czasu weryfikuje wszystkie znajomości. I tylko te, które przetrwają do końca będzie można później nazwać przyjaźniami przez duże P.Inne to niestety tylko czasowe relacje.Oczywiście pisz, ja też teraz nie miałabym czasu, ale postaram się zadzwonić jak złapię moment po świętach. 🙂Na razie w moim jadłospisie jest jedno ciasto, którego jednak jeszcze nie udało mi się zrobić. I pewnie nieprędko zrobię. U mnie to nie z nietolerancji, raczej… Czytaj więcej »
A mnie się właśnie podoba. Sam w sobie, a dodatkowo dlatego, że nie jest taki jak większość postów, jakie można zobaczyć na wielu innych blogach – świątecznych, okołoświątecznych, okołochoinkowych i okołokulinarnych plus okołosprzątaniowych. Ja wiem, ja rozumiem, że taki czas, ale czytać to samo sto razy? :/ U Ciebie można odetchnąć.
Taka dygresja: nie wiem czy coś ze mną nie tak, ale najbardziej zachwyciłam się tym zestawem zmiotko-szufelkowym 😀 Jeszcze takiego nie widziałam 🙂
No to się cieszę, że zapełniłam lukę rynkowo-blogową 🙂
A co do zestawu do zamiatania – zachwycił mnie i porwała go dla mnie Córcia za niecałe pięć zeta w naszej IKEI :)!
Iw! Świetny tekst:) , ale najbardziej ciekawi mnie ta planowana zmiana:)Oj, umiesz rozbudzić ciekawość! Pozdrawiam!
Chyba wprowadzę element streszczenia na stałe :), a przynajmniej przy dłuższych tekstach!
Cieszę się, że Ci się spodobał, okazuje się że i bez czarów mogę kogoś zainteresować, to fajnie.
Moja zasada jest taka, że zanim nie mam złożonych podpisów, a w zasadzie zanim kasa nie znajdzie się na moim koncie, to zawsze jeszcze powątpiewam w obietnice losu, nawet te bardzo dobrze wyglądające. Więc czekamy, my wszyscy, ja i Wy 🙂
pozdrowienia serdeczne
Robię tradycyjną wigilię od kilku lat i to dla licznej rodzinki – dań też 12 🙂 tradycyjnie. Ale przygotowuje wszystko wcześniej i mrożę bo nie da się w dwie osoby zrobić tyle dań "na ostatnią chwilę" wtedy faktycznie sterana bym padła przy wigilii :)) a gorączkę na razie mam – 38,5 :))
Czyli jesteś jedną z tych legendarnych kobiet, które mają swoje sposoby i dają radę z tymi 12 potrawami. Moja córka też jest niezła, ale i ją bierze właśnie przeziębienie, katar, słabość. A jutro do pracy musi iść, choćby na lekach.
Życzę zatem zdrowia i wytrwałości. Ale nie mów, że oprócz tego jeszcze masz idealnie wysprzątany dom?!
Nie sprzątam, nie kupuję, nie robię przygotowań do świąt. Jestem zarobiona i zdołowana, nie mam do niczego żadnej motywacji.
To w takim razie wykorzystaj ten czas na odpoczynek :), jak i ja zamierzam, choć coś tam jednak muszę porobić.
pozdrowienia!
To nie dziwne, że Mozart siedzi w muzycznym. 😉
Wcale nie jestem rozczarowana brakiem "natchnionej" notatki, wolę codzienność, bo to trochę też taka ulga po przeczytaniu ulubionych blogów, gdzie indywidualny dla każdego klimat na jakiś czas prysnął. Lubię Twój pamiętnikarski styl.
U mnie dla odmiany temat świąteczny, ale chociaż się pojawił, jest kompletnym przeciwieństwem wszystkiego.
Pozdrawiam 🙂
W sumie masz rację, takie kocie imię zobowiązuje :)!
Wiesz, ja w sumie też ostatnio szukam na blogach raczej opowieści o codzienności. Fajerwerków i trzęsień ziemi znajduję wszędzie w wiadomościach aż nadto.
Chętnie zajrzę na koniec dnia na dobranoc.
Pozdrowienia 🙂
Na święta wracam z kolejną opowieścią górską. Nie każdego interesuje szlak, no i właściwie co można powiedzieć o każdym kolejnym, mając już za sobą setki górskich dróg?
Ale jakoś udaje mi się zatrzymać czytelników, pomimo że nie każdy uprawia ten sport, czym – mam nadzieję – nikogo nie zanudzam. 😉
Pozdrawiam i dużo ciepła, bo coś mroźno w tej naszej Polsce ostatnio i mgliście 😉
Dziękuję Hexe, mroźnie u nas naprawdę, dlatego ile mogę, siedzę w dobrze ogrzanym pokoju, ale jak już wychodzę, też chętnie po tym mroźnym mieście spaceruję. Taki też mam plan na najbliższy świąteczny czas, a szczególnie wieczory.
Pozdrowienia
Czytam zawsze wszystko co piszesz i komentarze tez. Ja zawsze Ciebie podziwiam za aktywnosc, nie ma w Tobie lenia, odwalania lipy. Lubisz swoja prace, nie boisz sie trudnosci, nie migasz sie, jestes solidna. Moglabym Cie jeszcze wiecej komplementowac od strony kobiecosci ale to zostawiam mezczyznie.
Moje podejscie do swiat jest zupelnie zrelaksowane, lubie miec duzo kwiatow w domu zeby bylo kolorowo, na swieta dla odmiany mam same bukiety zielone i jestem nimi zachwycona, choinki nie mam.
A ja zawsze sobie bardzo cenię Twoje przemyślane komentarze, podoba mi się Twoja życzliwość dla ludzi i Twoja pogoda ducha. 🙂
Lubię też takie zrelaksowane podejście do świąt 🙂
Bez choinki też można świętować, ale lubię świąteczne światełka, w jakiejkolwiek bądź formie. 🙂
pozdrowienia
Piękne zdjęcie waszej choinki za oknem i Mozarta 🙂
A ludzie odchodzą i różnie z nimi bywa, ja ostatnio też wzięłam się za porządki…
Pozdrawiam 🙂
Też uwielbiam ten widok za oknem 🙂
Porządki są konieczne dla oczyszczenia przedpola, poza tym jak się je oczyści, często robi się miejsce na NOWE. 🙂
pozdrowienia Krysiu!
Ładnie masz za oknem i uważaj na siebie w podróży. U mnie? Leżę i pachnę. Kisses
Lubię ten widok, a w podróżach uważam szczególnie, ale wiesz – w mieście jest chyba najgorzej, dziś miałam tyle sytuacji niebezpiecznych, że na całej trasie często mi się tyle nie zdarza!
Oj też chcę leżeć i pachnieć, a tu jeszcze roboty (pracy znaczy) mi zostało.
Uściski!
Iw, z jest dokładnie tak, jak piszesz.
Każdy to zna. A co do Świąt…ja spakowałam walizkę i poleciałam sobie do UK.
Czas pokaże, czy to była dobra decyzja. Na razie leżę i pachnę, nie mam zamiaru zabijać się dla dwunastu potraw czy wypucowanego mieszkania. Święta są dla mojej duszy, a nie dla żołądka czy wścibskiego otoczenia.
Życzę Tobie i sobie spełnienia marzeń:)
Fajnie, że tym razem to Ty pojechałaś, mam nadzieję, że miło i w dobrym otoczeniu spędzisz czas. Oczywiście, że masz leżeć i pachnieć, nie ma co się zarzynać, zrobić trzeba tyle, ile trzeba.
Uściski!
PS: mam obcą mi klawiaturę, miało być : z przyjaciółmi jest dokładnie…itd.
PS 2: Odwiedził mnie kot sąsiada, rudy Ginger, towarzyszył mi cały dzień, łasił się i mruczał na cały regulator….jest cudowny, tak bym chciała zabrać go do kraju!
Fajnie jest z kotem, nawet takim gościnnym 🙂
Podziwiam, że mieszkając w Niemczech, utrzymujesz mieszkanie w Warszawie i na dokładkę je remontujesz. Ja poszłabym na łatwiznę, w czasie pobytu w stolicy, pomieszkiwałabym u mamy lub córki. Nie mam problemu z prezentami, bo nie mam na nie pieniędzy. Syn już się przyzwyczaił(znajdowanie czegoś pod choinką ważne było tak do 15 roku życia). Gdybym miała wybierać prezent dla mężczyzny, a nie mogłoby to być coś związanego z ulubioną muzyką, to kupiłabym gustowne(a może wolałby śmieszne)etui na okulary, pióro ze złotą stalówką lub ramkę na moje zdjęcie, które postawiłby sobie na biurku w pracy(lub gabinecie). Z okazji świąt Tobie i Najbliższym… Czytaj więcej »
Iwonko, każdy wybiera rozwiązania na miarę własnych potrzeb. Jakoś tak mimo mieszkania w Niemczech, bywam i pracuję w Polsce bardzo często. To niestety nie współgra dobrze z pobytami u mamy lub córki. Mogę tam się przespać kilka dni, to nie problem, ale już praca i stworzenie właściwych warunków nie na własnym terenie jest kłopotliwe dla każdej ze stron.Poza tym chyba nigdy nie szłam na łatwiznę, wolę się trochę zmęczyć, ale mieć ten efekt, na którym mi zależy. Zamiast domu łatwiej mi jest utrzymać mieszkanie w Warszawie.Dlaczego remontuję? Bo i tak bym remontowała. Wszystkie mieszkania po ludziach wymagały remontu, to jest… Czytaj więcej »
A co u mnie? Ano nic ciekawego. W zeszlym tygodniu bylam na premierze The Last Jedi, mij firmowy Christmas Lunch skonczyl sie w piatek bolem glowy, dobrze ze tym razem nikomu nie narzygalam w samochodzie. Bo autobusem wracalam, ha ha ha! W weekend skrecalismy z Chlopem komode i stol z Ikei, krzesel niestety zabraklo, beda po Nowym Roku. Upieklam dwanascie bulek i blache jablecznika z ostatnich jablek z mojej jablonki, rozpakowalam paczke z Polski, zrobilam sledzie ktore w tej paczce sie znajdowaly i w koncu moglam zasiasc do komputera, bo od czwartku nie mialam czasu zeby nic poczytac. No i… Czytaj więcej »
Widzę, że też jesteś ruchliwa i ciągle coś działasz, robisz, pieczesz, korzystasz z wydarzeń kulturalnych (tego mnie akurat trochę brakuje) i jesteś na bieżąco. Też jesteś bardzo aktywną osobą, a to lubię! 🙂
Pozdrowienia Iwonko
U mnie też było spokojnie i bez przedświątecznych szaleństw. Trzymam kciuki za realizację planów – nie dziękuj 🙂