Mój blog nie przypadkiem nosi tytuł „W poszukiwaniu celu”.
Ktoś kiedyś bardzo dawno powiedział mi, że to dobrze, że wiem czego chcę. Pamiętam moje zdziwienie wówczas, bo mnie wydawało się, że wiem już bardzo wiele, a szczególnie to, czego NIE CHCĘ. Ale daleko mi do pewności w zakresie tego właśnie, czego CHCĘ.
Według mnie znacznie łatwiej jest określać rzeczy, których nie chcemy. Parę kopniaków od życia, trochę łez i od razu wiadomo, co jest fajne i miłe, a co wredne i boli.
Znacznie więcej mądrości wymaga określenie i sformułowanie swoich najważniejszych oczekiwań, pragnień w formie celów.
Dopiero kiedy próbujemy usiąść i spisać, czego oczekujemy od życia, często łapiemy się na tym, że pewne oczekiwania się wręcz wykluczają. Realizacja celów to ustawienie ich w hierarchii i kolejności.
Konfrontacja z własnymi oczekiwaniami to jednocześnie próba sił z własnymi demonami i oceną samego siebie.
Niektórzy twierdzą, że świetnie wiedzą czego chcą.
Też tak myślisz, naprawdę? Sprawdźmy. Usiądź na chwilę i spisz sobie na kartce 10 realnych celów w życiu – na teraz, na za tydzień, miesiąc, rok i pięć oraz dwadzieścia lat. Nie używając formy – „nie chcę”. Korzystając tylko z formy zdań orzekających, jak: za 15 lat mam wspaniały dom/jacht/rodzinę/psa/zdrowe i piękne ciało/cały pokój w domu na bibliotekę – to tylko pomysły, ciekawi mnie, jakie są Wasze.
Mówię Wam, to wcale nie jest takie łatwe, szczególnie po tym, kiedy się już coś osiągnęło.
I szczególnie w takim momencie życiowym, kiedy jesteś w zasadzie zadowolony ze swojego życia i nawet za bardzo nie chcesz cokolwiek zmieniać. Jeśli już, to nieznacznie poprawić jedno czy drugie.
Ale i wtedy warto sobie postawić jakieś cele, bo życie bez celu jednak nie bardzo ma sens.
Ostatnio jednym z takich celów jest dla mnie przypomnienie sobie i podszkolenie mojego języka angielskiego. Zabrałam się za to od ostatniego wiosennego pobytu w Warszawie, znalazłam nauczyciela angielskiego (native speakera), kontynuuję lekcje online. Pewne rzeczy przypomniałam sobie od razu, inne – szczególnie gramatyka – chwilowo słabo mi idą, ale szukam metody na siebie, żeby opanować ją równie skutecznie, co słówka, bo fatalna budowa zdań w wypowiedziach to jednak obciach.
Cieszę się, że znalazłam czas i przestrzeń na podszkolenie języka, w którym tak wiele rozumiałam, a który niestety miałam na zbyt słabym poziomie, jak na moje wymagania.
Poza tym ostatnio jak i przez cały zeszły sezon coraz częściej i więcej jeżdżę na rowerze, spaceruję.
Ostatnio zamówiłam też dodatkową tablicę na bagażnik rowerowy. Żeby móc się ruszyć gdzieś dalej z rowerem i pojeździć sobie na miejscu, będzie to ciekawsze i przyjemniejsze niż zawsze tylko poruszanie się samochodem a potem spacer. Jeszcze tylko muszę przymocować tę tablicę do bagażnika.
Póki co prawie codziennie wsiadam na rower w poszukiwaniu nowych tras – a kiedy pogoda dopisuje nie mam też nic przeciwko starszym, byle daleko i z pięknymi widokami. Twarz mi już owiała tutejsza morska bryza i jest mi chwilami tak dobrze, że sama sobie zazdroszczę.
To moje ZEN. Wtedy po prostu jadę i patrzę, fotografuję i filmuję.
I to jest teraz mój cel – uchwycenie tych wspaniałych momentów.
Nic więcej mi teraz nie potrzeba.
skoro ZEN, to niech będzie ZEN… kiedyś spytano sześciu sprinterów (każdego z osobna) przed finałowym biegiem zawodów: „o czym myślisz gdy biegniesz?” i każdy z nich coś odpowiedział: pierwszy: „myślę o przeciwnikach, którzy się wkurzą, gdy wygram”… drugi: „myślę o medalu, który chcę zdobyć”… trzeci: „myślę o swojej kobiecie, którą ucieszy moja wygrana”… czwarty: „myślę o mecie, do której mam dobiec”…. piąty: „myślę tylko o tym, aby jeszcze szybciej biec”… szósty: „wcale nie myślę, po prostu biegnę”… co prawda ta historia na tym się kończy i nie mówi, kto wygrał wyścig /w końcu o wygranej decyduje całe mnóstwo czynników/, ale… Czytaj więcej »
No i właśnie chyba osiągnęłam to moje ZEN, że nie musi być innego celu, samo życie jest tym celem. 🙂
Gdyby przełożyć to na język Twojej historii: o czym myślisz, żyjąc – o tym tylko, żeby codziennie lepiej żyć.
I żyję. 🙂
Pozdrawiam
p.s. nie, nie musi być.
Chyba faktycznie łatwiej określić, czego się nie chce, niż czego się oczekuje od reszty życia, która nam została.
Ostatnio raczej żyję chwilą, ciesze sie każdym dniem i odliczam do emerytury…praca zawodowa absorbuje zbyt wiele sił , także psychicznych, by zajmować się tym, co naprawdę się lubi…
A może to właśnie jest spełnienie, że już nie szuka się na siłę celu? 🙂
Chyba że robimy za mało rzeczy, które lubimy… A jak jest u Ciebie? Myślisz, że robisz za mało rzeczy, które naprawdę lubisz?
Zdecydowanie za mało, czasami nadrabiam w wakacje 🙂
Też mam czasowo ten sam problem, nie nadążam ze wszystkim, ale działam, staram się wykorzystywać chociaż popołudnia czy wieczory na to, co lubię i co mi sprawia przyjemność. A w weekendy wyjeżdżać, chociaż na chwilę, na rower, trochę z daleka od domu. Nie znam przeciętnych ludzi, którzy mają czas na wakacje i ciekawe wyjazdy aż tak często. A nie, znam jedną koleżankę, ale ona też wybiera krótkie 3-4 dniowe wypady, a nie 3-tygodniowe urlopy. 🙂
znakomicie wyglądasz na tych zdjęciach. i taka pogodna. super.
na własny użytek uknułem powiedzenie, że kiedy się wie, czego się nie chce – wtedy się unika. a kiedy się wie, czego się chce – wtedy się dąży. i to cała różnica.
Bardzo dziękuję. Pogody mi ostatnio nie brakuje, przeplatanej czasem ze smuteczkiem, ale któż tego nie ma.
Czasem unikanie jest równie trudne, jak dążenie.
Pozdrowienia
Ja sobie niczego nie określam. Robię to, co w danym momencie życia uważam za potrzebne i patrzę na tego rozwój lub upadek. Czasami jest to kilka takich powiedzmy: „celów”, nie ograniczam się do jednego dążenia. Wymienić ich na pewno nie potrafię, bo ciągle coś się zmienia, ciągle coś innego jest na świeczniku. Co ma być to i tak będzie. 😉
Ano widzisz, a ja zawsze miałam dość jasne, określone i opisane cele. Dopiero teraz moim celem jest samo działanie w tym kierunku, który sobie już obrałam. I cieszenie się tym, kiedy wychodzi. 🙂 I oczywiście, że co ma być to będzie. Uściski Aniu
Wyznaczanie celów jest dobre dla zdyscyplinowanych i odpowiedzialnych. Lekkoduch zawsze znajdzie powód by z realizacji zrezygnować. To czego ja Ci w tym momencie zazdroszczę, to przypomnienia sobie języka angielskiego. Ja miałam taki zamiar odnośnie niemieckiego, niestety skończyło się na zamiarach. Życzę udanych wycieczek rowerowych, oraz realizacji kolejnych celów. Uściski.
Nie we wszystkich dziedzinach jestem taka zdyscyplinowana i odpowiedzialna, ale staram się. I cieszy mnie, kiedy zwycięża jednak działanie, a nie lenistwo czy brak konsekwencji. To takie małe codzienne zwycięstwa. Nie widać ich za bardzo, większość ludzi o nich nie wie, może mówię o tym najbliższym przyjaciołom. I to mi wystarcza, oraz świadomość, że to się udało. :)) Do nauki angielskiego czy innego języka można wrócić zawsze, chociaż oczywiście im mózg starszy, tym trudniej. Ale walczę, skoro tak postanowiłam. Limit czasowy – rok na przypomnienie sobie tego, co kiedyś już umiałam, a drugi – na udoskonalenie angielskiego na tyle, żeby… Czytaj więcej »
Doszłam do etapu, w którym już jedynym celem jest po prostu życie. W miarę możliwości bezstresowe. takie spokojne kierowanie się do przodu, choć mam zachowaną świadomość, że ta droga prowadzi do miejsca w którym zapewne dowiem się co jest tam skąd się już nie wraca- a może i się wraca, bo się źle odrobiło lekcję zwaną życiem.
Miłego;)
P.S.
Jak widzę humorek Ci dopisuje;) I cieszy mnie to;)
A wiesz Anabell, że mam wrażenie, że też jestem w takim miejscu, że cieszę się samym życiem właśnie. Większość celów mam zrealizowaną, już nic nie muszę, a najwyżej mogę. Może teraz jeszcze podróżowanie w różne miejsca mi zostało. 🙂 A może właśnie zaczyna się najciekawszy etap w tym życiu, właśnie tak – kiedy wyjściem jest po prostu spokojne miejsce, w którym jestem.
Uściski!
p.s. a i owszem, dobry mam humor 😉
Jesteś moją inspiracją – masz tyle energii, że kiedy Cię czytam, trochę z niej przechodzi na mnie 🙂
Jeśli chodzi o mnie, zdecydowanie za dużo czasu zajmuje mi myślenie i planowanie, a za mało działanie. To byłby dla mnie idealny plan: działaj!
Kiedyś mnóstwo czasu poświęcałam na planowanie, dość szczegółowe zresztą. I czasem jeszcze bywało, że opowiadałam komuś te moje plany. Na koniec tak przeżutego planu z marzeń nie pozostawało nic lub prawie nic. Energii wystarczało mi zaledwie na położenie się spać. 🙂 A potem gdzieś przeczytałam, że nasz mózg traktuje nasze plany i to, o czym myślimy na równi z realnymi wydarzeniami. Czyli też się nimi męczy, przeżywa, przetrawia. W efekcie pozostajemy wyzuci z tej energii. Od kiedy to przeczytałam staram się zaczynać od bardzo ogólnego planu, a potem po prostu działać. I sprawdzać, co się dzieje po drodze. Daję sobie… Czytaj więcej »
Mam wrażenie, że u mnie przez całe życie to moje jedno „chcę” weryfikowało wszystkie kolejne „nie chcę”. Przez całe życie pragnę tylko jednego: spokoju. Od dziecka nie zaznawałam ani spokoju, ani bezpieczeństwa, dlatego jako nastolatka postanowiłam, że sobie je stworzę sama w dorosłości. Ale jak wiadomo, w dorosłości krętymi drogami się chadza, więc łatwo nie było. Teraz generalnie odnalazłam już swoją wewnętrzną równowagę i umiejętność szybkiego wykrywania i usuwania jej zakłócaczy. Wiem, cel „spokój” jest bardzo mało konkretny, nie to, co „kupię samochód”, „spłacę kredyt” czy „skończę studia”. Nie lubię jednak planować zbyt konkretnie, bo co coś zaplanuję, to mi… Czytaj więcej »
Też w pewnej chwili z dokładnie tych samych powodów dotarłam do punktu, w którym mój spokój i spokój w domu dla mnie i dla dziecka stały się najważniejszym celem. Udało mi się to osiągnąć, a mimo to moje dziecko do końca nie umiało odzyskać spokoju. A tym samym i ja też nie tak do końca. Tak to już bywa. Te konkretne plany jakoś tak łatwiej się realizuje, a już najłatwiej jest powiedzieć, czego się nie chce. Zdefiniowanie tego, czego chcę zajęło mi kolejne lata, a nadal jeszcze uważam, że jestem w trakcie poszukiwań. W tym roku chcę wypróbować mój bagażnik… Czytaj więcej »
Chciałabym wiedzieć, czego chcę…
To pytaj sama siebie, szukaj. … Czasem to długa droga łapania kontaktu z samą sobą. 🙂