Mam ostatnio sporo tematów do opisania, zacznę od tych krajoznawczych. A dokładnie od naszego wypadu 7 sierpnia czyli w ostatni poniedziałek do Cuxhaven. Tego dnia Mikael obchodził urodziny.
Mieliśmy ochotę spędzić ten czas we dwoje i poza domem, więc wybraliśmy się do uroczo położonego tak jak nasze miasto także nad Morzem Północnym Cuxhaven. Ani pora dnia, ani dzień nie były typowymi dniami turystycznymi, toteż ludzi na mieście było niewielu i pod jednym względem to dobrze.
Z drugiej strony okazało się, że w godzinach wczesnopopołudniowych znalezienie jakiegoś lokum, żeby coś zjeść graniczy z cudem.
Ale zanim poszliśmy jeść wybraliśmy się na spacer po mieście.
Byliśmy już w Cuxhaven chyba dwa lata temu, więc myślałam, że już trochę znam miasto. Okazało się jednak, że wtedy podążaliśmy głównie nadmorskim deptakiem. Tym razem udaliśmy się bardziej na miejski deptak, coś w rodzaju tutejszego starego miasta, które jest tu jednocześnie centrum miasta.
Jak na miasto portowe przystało, w centrum tym, w samym jego sercu stoi łódź.
Łódź ma oczywiście swoją historię i nazwę, która brzmi: frachtowiec, a dokładnie szkuner gaflowy Hermine [pl. Hermiona].
|
Szkuner gaflowy Hermine [Hermiona] |
A obok widnieje w gablocie jej historia. Dla niemieckojęzycznych dałam ten opis ze zdjęciami w nieco wyższej rozdzielczości.
Otóż ten szkuner gaflowy wybudowano w 1904 r. na zamówienie rybaka dalekomorskiego Hinricha Bardenhagen, a nazwano od imienia jego żony Hermiony [niem. Hermine]. Pan rybak na swoim kutrze, który zasilił jego flotę, sam pływał po morzach i oceanach, ale tylko trzy lata, po czym sprzedał kuter. A jego kolejny właściciel ochrzcił jednostkę imieniem Emma, bo tak … miała na imię jego żona. I właśnie jako Emma kuter pływał do 1934 roku. Czwarty właściciel sprzedał Emmę do Szwecji. Tym samym Emma została skreślona ze spisu jednostek pływających w Hamburgu [Hamburger Seeschiffahrtsregister – Rejestr jednostek żeglugi morskiej w Hamburgu].
W czasie 1. wojny światowej Emma miała być podobno nawet używana do przemytu. Potem kuter przeszedł jeszcze długą historię, w międzyczasie nazywał się też Wega. Ponownie odkryty został statek w pewnej stoczni w Sztokholmie w 1979 r. Dzięki licznym datkom udało się odkupić jeden z ostatnich niemieckich szkunerów o tak bogatej historii w 1981 r. i w ten sposób trafił on z powrotem do Hamburga, gdzie zasilił szeregi portu-muzeum marynistycznego.
Datki nie wystarczyły jednak do doprowadzenia statku do stanu używalności ani do odtworzenia jego zabytkowego charakteru. W 1984 r. Hermiona zapadła się nawet pod lód. Wielkim wysiłkiem szkuner został wydobyty i podarowany miastu Cuxhaven. W latach 1985 – 1998 miasto Cuxhaven zleciło odbudowę statku. Co ciekawe statek był odnawiamy w ramach programu pomocy dla osób długofalowo bezrobotnych oraz dla odbiorców pomocy socjalnej. A sfinansowanie odnowy statku odbyło się na bazie środków Europejskiego Funduszu Socjalnego.
Od czasu przywrócenia Hermiony do obecnego stanu szkuner zdobi tutejszą małą zatokę-port w centrum miasta.
|
Szkuner gaflowy Hermine |
Tu widok od drugiej strony, zdjęcie zrobiłam w drodze powrotnej.
|
Szkuner gaflowy Hermine |
Idąc dalej deptakiem w miasto napotykamy na Bibliotekę Miejską.
|
Stadtbibliothek – Biblioteka Miejska |
|
Stadtbibliothek – Biblioteka Miejska |
Ciekawy architektonicznie budynek, ale obejrzałam go tylko mijając, bo spieszyliśmy do znanej tylko Mikaelowi kafejki, którą sobie upodobał do spędzenia swoich urodzin.
Tymczasem odnalazłam ciekawą nazwę, którą musiałam sprawdzić, a mianowicie Alte Liebe [
Stara Miłość]. Nie dotarliśmy tam tym razem, ale pamiętam, że zwiedzaliśmy to miejsce ostatnim razem. Jest to najbardziej znana w Cuxhaven Platforma Widokowa, porobiłam z niej ostatnio w 2015 mnóstwo zdjęć statków, a samej platformy znalazłam w zasadzie tylko te kilka zdjęć:
Sama platforma jest bardzo uczęszczana i popularna, w sezonie pełno tam ludzi.
Nic dziwnego, takie widoki z niej można obejrzeć.
Podążając dalej w miasto, oglądałam i uwieczniałam typowe dla tego nadmorskiego miasteczka kamienice.
Te bardziej centralne, okazałe:
|
Napis na fasadzie: Anno 1910 |
Zdjęcie od drugiej strony:
i od podwórza:
I te mniejsze, trochę w głębi.
Tu jeszcze widać okazałe wille.
A tu już skromniejsze choć nadal urocze mniejsze wille.
Aż po zwykłe klocki-bliźniaki.
Im dalej wchodziliśmy w głąb miasta, tym domy były skromniejsze.
Tu trafił się nawet jeden nadający się już tylko do renowacji. Choć żałuję, że nie mogłam sfotografować tego niebieskiego domeczku tuż przed nim. Był uroczy, ale właśnie stała przed nim mama z dwójką dzieci, w dodatku chyba nie zastali nikogo w domu, jedno dziecko płakało i nie mogłam ot tak zacząć robić zdjęć architektury.
Potem napotkaliśmy budynek, który mi od razu przypomniał tureckie centra handlowe: minimum klasy, maksimum powierzchni handlowej, voila:
I znów zaczęła się dalsza część dzielnicy willowej. Tam zresztą oprócz dużych kamienic bliżej centrum w większości zabudowa to niskie domki.
Albo domy wielorodzinne o charakterze kamienic.
Aż tu nagle moim oczom ukazał się najpierw ten dom z taraso-ogrodem na dachu.
A tuż za nim cudo niczym żywcem przeniesione tutaj z Prus Wschodnich, nie wiem dlaczego skojarzyło mi się, jakby było z powieści Reymonta, choć tytułowi Chłopi na pewno mieszkali znacznie skromniej. W takim domu mógł mieszkać zarządca, czyli taki Bogumił Niechcic z Nocy i Dni.
Domiszcze, mam wrażenie, że przeniesione tu gdzieś ze wsi, zostało zbudowane z cegły w oparciu o mur pruski i fantastycznie odrestaurowane.
I jeszcze z taką bramką i takim słodkim domkiem z tyłu ogrodu.
Okazało się, że jesteśmy już blisko celu. Okolica była coraz bardziej urocza, a wejścia do niektórych domków doprawione ot takim detalem architektonicznym jak te murki. I to właśnie w tej okolicy Mikael wymarzył sobie, że wypijemy kawę i zjemy ciacho w znanej mu bardzo miłej kawiarni.
Wreszcie wylądowaliśmy w kawiarni przeznaczenia i zrozumiałam dlaczego Mikaelowi tak zależało, żeby to właśnie tam przysiąść nad kawą i ciastem. Czekało na nas urocze zapraszające wejście i zaciszne, sympatyczne wnętrze.
A oto kilka zdjęć ze środka, tj. z Kraßmanns Kaffee-Insel (poprzednio zwanego Kraßmanns Backstube).
Myślę, że oglądając te zdjęcia możecie poczuć klimat tej uroczej kafejki.
Poza tym podobno było tu wspaniałe ciacho.
To powyżej to oczywiście ja, ciacho poniżej. 🙂
No cóż. Teraz nie jadam słodyczy, więc z przyjemnością wypiłam moje pyszne cappuccino.
Po tym uroczym posiłku poszliśmy dalej.
Obserwując kolejne uliczki dotarliśmy z powrotem do portowej części miasta. Napatrzyliśmy się na najliczniejszych okolicznych mieszkańców.
Oraz na tutejsze nowopowstające i starsze osiedla tuż nad wodą.
Minęliśmy Maritimes Sicherheitszentrum [Marynistyczne Centrum bezpieczeństwa], kolejny ciekawy budynek o regularnych kształtach.
Miałam mini-sesję zdjęciową.
Po czym głód zaczął nam doskwierać. Czyli poszliśmy poszukać czegoś na żer. Zwiedziliśmy okoliczne knajpki, ale nic nam się nie podobało. Wreszcie cofnęliśmy się do miejsca, gdzie przez cały dzień stał zaparkowany samochód. I tu okazało się, że znaleźliśmy!
Cudna gracka knajpa, niedaleko centrum, a dokładnie Placu Karla-Olfersa.
I właśnie ją otwierali. W środku od razu nam się spodobało i zapachniało. Toteż zostaliśmy i nie pożałowaliśmy.
Czasem dobrze jest sprawdzić, jak w takich miejscach wygląda toaleta. I muszę powiedzieć, że ta była w porządku. Nawet ob sobie leżało do wzięcia na tacce tuż przy umywalce, tuż obok mydełka do rąk w płynie i kremu do rąk.
I na tym zakończyliśmy świętowanie i pojechaliśmy do domu.
:-))
Spojrzałam na twoje zdjęcia i wyszło mi,że Ty byłaś tym najlepszym ciachem :-)))
Świetnie wyszłaś…
Pozdrawiam 🙂
Dziękuję Krysiu, to był taki piękny dzień, mogłam wreszcie założyć sukienkę. Na spacer wybrałam oczywiście płaskie buty, a na szybkie wyjście miałam w samochodzie przygotowaną wyższą koturnę, którą w sumie dość szybko przebrałam na te sandałki nadające się do chodzenia. :))
wzajemnie!
Iwona, czy ta Hermiona to aby nie postac z Harrego Pottera? O ile wiem Hermine po polsku to Hermina (https://pl.wikipedia.org/wiki/Hermina)
A poza tym to z przyjemnoscia wzielam udzial w wycieczce, bardzo sie stesknilam za morzem. 🙂
Masz rację Aniu, Hermiona to to samo imię, co tej bardzo mądrej dziewczynki z Harrego Pottera :). Podałam to tłumaczenie imienia zresztą w art. powyżej. 🙂
Z przyjemnością byłam Twoim przewodnikiem! Morze też dla mnie ma niesłabnący urok.
uściski!
toć wiem, o które ciacho chodzi, bo mężczyźni o atrakcyjnych kobietach raczej nie mówią ciacho, mają swoje określenia, czasem nawet bardzo dosadne dla kobiecych uszu, aczkolwiek zero w tym pejoratywu, co czasem zresztą powoduje pewne nieporozumienia……szkuner podobać się, fajna laska z tej Hermiony, nie powiem, nie powiem……to przed biblioteką, to kibelek?… bo architektonicznie kojarzy się z takowym budyneczkiem na autobaniowych parkingach…tak swoją drogą, to kiedyś znajomy architekt mi tłumaczył, że ponoć takie obiekty najtrudniej jest zaprojektować……ptaszynki skojarzyły mi się dziwnie, bo z pięknym dzięciołem, którego ostatnio nasza łowna kocurnica przywlokła do domu, ten jej zaś uciekł w głąb pokoju, lecz… Czytaj więcej »
Moje najlepsze ciacho siedziało przede mną 🙂
A i Hermiona naprawdę warta uwagi.
Chyba ten okrągły budynek to kibelek, ale nawet na powiększeniu nie widać oznaczeń, więc nie powiem na sto procent. Ale kojarzy się prawidłowo, to chyba więc ten sam rodzaj budynku.
Jak dobrze, że uratowałeś dzięcioła, uwielbiam te ptaszyska.
Przyznaję Ci rację, najfajniej mi też się zwiedza, kiedy nie muszę się przeciskać przez dziki tłum.
Pozdrowienia!
Pięknie spędziliście ten dzień… ja wybrałabym czarna kawę, bo te mleczne mają jak dla mnie za dużo kalorii, z mleka, i niestety maja laktozę. Ale zawsze na cafe latte czy cappuccino patrzę z taką zazdrościa i pożądaniem… A ciacho? każda ma swoje ulubione :):):):):):).
Podoba mi się ten dom dla Bogumiła:).
Na szczęście nie mam problemów z żadną nietolerancją pokarmową, więc mogę pić kawę z mlekiem w każdej konfiguracji. A za cappuccino przepadam. 🙂
Chociaż ostatnio w domu przestawiam się na kawę zwykłą, bez mleka i cukru, byle z ekspresu.
W takim domu dla Bogumiła to bym od razu mogła zamieszkać! 🙂
pozdrowienia Anno 🙂
cudnie, przepięknie! Mogłabym tak zwiedzać przez okrągły rok, gdybym tylko miała na to czas i pieniądze. Zawsze, ilekroć oglądam takie reportaże, to dusza mi się wyrywa, żeby wleźć tam do środka – w monitor, w te zdjęcia, w końcu do oglądanej rzeczywistości…
I Emma mnie wzruszyła. To w mojej rodzinie ważne imię.
Podobnie się czuję oglądając wszystkie Twoje wycieczki i czytając opisy!!!! JA TAM CHCĘ!!!! No ale niestety i czas i pieniądze odgrywają niestety przy tym rolę. Dlatego cieszę się przynajmniej z każdego miejsca, w którym uda mi się samej postawić stopę i próbuję się o nim dowiedzieć jak najwięcej.
Teraz będziesz wiedziała, że gdzieś tam na północy w dalekim Cuxhaven stoi statek o tym ważnym dla Ciebie imieniu (nawet jeśli nosił je tylko jakiś czas!).
Uściski!
Mieliscie piekna wycieczke, ciekawa architektura, bardzo ladne to miasto. Cudnie spedzony dzien.
To prawda, przydał nam się bardzo taki luźny dzień. 🙂
Piękne miasteczko, wciągnęłam się w oglądanie. Kamieniczki są bardzo stylowe, nawet te mniej okazałe, jak to nazwałaś klocki-bliźniaki, mnie się podobały. bardzo czysto tam macie, gdy patrzyłam na uliczki miałam wrażenie, że miasto jest niezamieszkałe. Tylko ten dom handlowy… brr. Nie widzę powodu żebyś nie jadła ciastek, zwłaszcza z tak ważnej okazji;-). Pozdrawiam serdecznie
To prawda, nawet te mniejsze kamieniczki w Cuxhaven mają coś w sobie, najczęściej zadbaną ozdobną fasadę. Dom handlowy to koszmarek, tfu!
Ludzi mało, bo to był poniedziałek przed południem, a tu już koniec sezonu urlopowego, dzieciaki w szkołach. Nic więc dziwnego, że mniej ludzi, niż w szczycie sezonu. Poza tym te uliczki, po których my chodziliśmy, to nie główny deptak miejski, ten znajduje się tuż nad morzem. 🙂
Ja jednak wolę trzymać się z dala od ciastek i innych słodyczy, nie służą mi. 🙂
pozdrowienia
Po mojemu to jest szkuner bermudzki, a nie gaflowy. No, chyba że mu oba gafle zdemontowali… Ale jak można tak okaleczyć żaglowiec?
Z tej tablicy informacyjnej wyraźnie wynika, że jest to szkuner gaflowy. Wiesz, ten żaglowiec ma tyle lat, że mogli nie wszystko odtworzyć tak jak było. Zaraz wstawię jeszcze tablicę informacyjną (zdjęcie mi się zżarło chyba podczas edycji posta) i tam widać wyraźnie, że był gaflowy.
pozdrowienia
Trochę mi to przypomina po pruską Polskę, dosłownie. Północna część naszego kraju ma bardzo podobną zabudowę. Malowniczo i spokojnie, prawda? Ładne te kamieniczki, śliczny port. Miasteczka portowe mają w sobie duszę.
HA! Selfik łazienkowy musi być! 😛
Fajnie, że znowu jesteś, jakoś dawno Cię nie "widziałam". Widzę, że zmieniłaś oprawę bloga, podoba mi się :).
Tak, miasteczko też uważam za urocze i spokojne, chociaż kiedy kłębi się tu od turystów w centrum, to jest jak na warszawskiej Starówce w szczycie sezonu :).
No jasne, selfik łazienkowy to podstawa! :)) Hihi, tylko my kobiety to rozumiemy!
Bardzo ładne centrum, i reszta:-) Nawet na kawałek ciacha popatrzyłam z przyjemnością, pijąc własną małą czarną.
Nie zdążyłam sfotografować całego ciacha, bo za szybko znikało :))).
I ja ostatnio przestawiam się na czarną, ale często jeszcze pijam mleczko do kawy.
Przede wszystkim spóźnione ale najserdeczniejsze życzenia Urodzinowe dla M, niech setki doczeka, żebyś miała z kim odbywać tak urocze wycieczki. Zawsze podziwiałam Niemców za porządek i gospodarność. Im się opłacało odkupić, odrestaurować i postawić szkuner jako pomnik. U nas to postawiliby jakieś kamienne szkaradzieństwo, z charakterem miasta, nie mające nic wspólnego. Kamieniczki urocze, żałuję, że nie mieszkam w małym miasteczku, zawsze mnie pociągały. Pozdrawiam serdecznie.
Przekażę M. jego życzenia :), dziękuję w jego imieniu.
Też lubię takie akcje odtwarzania dawnego dziedzictwa, ale z tym w Polsce obecnej nie jest tak źle, a przynajmniej już od paru lat wraca tradycja i odbudowuje się różności. Także zgadzam się i popieram, żeby więcej takich akcji urządzać również u nas.
Ja teraz mieszkam w małym miasteczku. Jest inaczej, niż w stolicy, ale trudno mi na szybko powiedzieć, czy lepiej czy gorzej. Są plusy, są i minusy.
pozdrawiam Cię serdecznie
Jestem zachwycona tą nadmorską miejscowością.
Domki mają swój styl a Hermione mnie urzekła. Cieszę się, że miło spędziliście czas, bo przecież oto chodzi.
Szkoda,ze te piekne widoki są tak dalekooooo ode mnie.
pozdrawiam
Warto odwiedzić, jeśli kiedyś znajdziesz się tutaj w pobliżu na szlaku 🙂
pozdrowienia
Fajnie, że pokazałaś zdjęcia ulic. Też kilka porobiłam w Hoorn i zastanawiałam się, czy ze mną wszystko OK.
Zawsze robię zdjęcia nie tylko budynkom, ale i ulicom, całek okolicy, witrynom sklepowym. Wszystko, co mnie zainteresuje może się stać moim obiektem do foto 🙂
Dziękuję za piękną wycieczkę. I wszystkiego dobrego dla Twojego M. 🙂