Odpoczynek to chyba jednak u mnie wyraz ze słownika wyrazów obcych. Co sobie zaplanuję, że odpocznę, pojawia się na raz tyle pracy, jak i teraz podczas pobytu w stolicy. Zlecenie jedno za drugim. Niektóre muszę odrzucać, bo się nie wyrabiam. I pracuje mi się nadal jeszcze nie do końca w moim zwykłym tempie.
A to przecież nie wszystko. Jak zwykle podczas pobytu w Warszawie staram się załatwić maksymalnie jak najwięcej formalnych i firmowych spraw. Tym razem padło na przewiezienie wielkich gabarytów, jak już Wam pisałam przed wyjazdem. Nawoziłam się rzeczy, połaziłam z urządzającą się córcią po sklepach i marketach.
I tak jakoś patrząc na siebie z półobrotu w lustrze mimo tego całego zmęczenia niepostrzeżenie postanowiłam przejść na dietę. Dlaczego akurat teraz, jak to mawia mój znajomy: bo Ty iw nigdy nie możesz mieć za łatwo, taka karma. No widzicie, ja znów tylko o jedzeniu. A tu schudnąć do lata mi się już nie da, bo upały prosto z zimowych mrozów się zrobiły, kwiatki rozszalały się po ogródkach, a dziewczyny ma ulicach zrzuciły dużą część ciuszków.
Ja też bym moje ciuszki chętnie częściowo zrzuciła, ale po zrzuceniu okazało się, że mi niestety tak szybko zrzucanie sadełka nie idzie, które narosło podczas pocieszania się i zaniedbania się w chorobie.
A skoro choroba już mija, czucie w stopie wraca, to można przejść do realizacji kolejnych celów.
To już postanowione.
Od dziś się będę dietować. Ponownie skorzystam ze sprawdzonej diety przygotowanej przez dietetyków.
Takie przygotowanie jest wygodne, poza tym daje duże możliwości i nie powoduje opętania myślą: a gdzie ja do diabła dziś dostanę ananasa/rzodkiewkę/mąkę z amarantusa!?
Efekty mojej pracy nad sobą, w tym uprawiania sportu w lutym ub. roku i długo później wyglądały tak.
A potem był bardzo długi i trudny rok, pakowanie dobytku z całego życia, przeprowadzka, niestety choroby zwierzaków i nasze, odejście Schwarza i … pewne rzeczy zeszły na drugi plan.
Co nie znaczy, że całkowicie odpuściłam. Ale za bardzo jednak poluźniłam pasa, nie dałam rady przypilnować wszystkich posiłków, a czasem musiałam polegać na tym, co mi ktoś przyszykuje i poda.
Krótko mówiąc teraz nie jestem w pełni zadowolona. Długo patrzyłam z przyjemnością w lustro – jeszcze w styczniu i lutym tego roku wszystko było OK. Ale potem niestety stres mnie zassał i wyżął dokumentnie ze wszystkiego dobrego, wchłaniając niepostrzeżenie w swój występny wredny lej.
Dlatego teraz cofam symbolicznie taśmę tego filmu do początku roku i zaczynam z powrotem o siebie dbać.
Ciekawe sałatki robiłam rok temu.
Teraz też już robię codziennie. Nie wiem, czy będę Was zanudzać pisaniem o tym, ale nie dziwcie się, że moja uwaga teraz będzie po części z powrotem skierowana na zdrowe odżywianie. Tym bardziej, że pojawia mi się o tym coraz więcej nowych przemyśleń.
Wracając do zrealizowanych spraw.
W weekend udało się nam z córcią odwiedzić Mamę na jej działce. Zabierałyśmy od niej meble z PRLu. Po odrestaurowaniu zyskają nowe życie.
Podziwiałam wszystkie zarośla i kwiatuszki.
Zostałam też obdarowana ziołami i rukolą. Te z działki są najbardziej eko i najzdrowsze. Dodaję je teraz do każdej sałatki.
No więc już od kilku dni z powrotem przestawiłam się na jedzenie bez słodyczy. Zapomniałam, jak fantastycznie odzyskuje się poczucie smaku, nie opychając się. Dobrze, że wracam do zdrowia i do moich zasad zdrowego jedzenia.
Do pełni szczęścia i ruchu brakuje mi tu tylko mojego roweru, ale już za parę dni wracam do domu i sobie pojeżdżę.
Ćwiczyć jakoś porządnie w moim stanie na razie jeszcze nie mogę, albo muszę bardzo uważać i wszystko lepiej konsultować z fizjoterapeutą.
Do domu woła mnie też nasz piękny ogród, z którego zdjęcia dostaję codziennie.
Żałuję, że nie mogę codziennie fotografować róż i innych kwiatów.
I to tyle na dziś, znów za dużo się dzieje, żebym mogła pisać o wszystkim, wybieram więc to, co mi dziś w duszy najbardziej gra.
Jak dobrze, że teraz poleguję sobie nareszcie spokojnie po udanym dniu i mogę wreszcie poczytać książkę. Szelest papieru i śledzenie przygód moich bohaterów tak pięknie mnie uspokajają.
Ja tez robie sobie dietke pozimowa, jem do syta same malokaloryczne produkty, wiec nigdy nie chodze glodna, a kilogramy znikaja. Przede wszystkim jednak skreslilam slodycze i myslalam, ze bedzie mi ich brakowalo, ale na szczescie nie brakuje.
Ostatni słodycz zjadłam równo tydzień temu, loda podczas podróży w poprzednią niedzielę. Niestety słodycze absolutnie nie współgrają z żadną rozsądną dietą. Nie znam pojęcia dieta poziomowa, ale jeśli jesteś najedzona, a kilogramy lecą, to wygląda to dobrze. 🙂
Na mojej też nie głoduję, produkty są tak dobrane, że człowiek chodzi najedzony.
Trzeba jeszcze pamiętać o piciu dużej ilości wody, to podstawa przywrócenia dobrej gospodarki metabolicznej w organizmie.
No to na zdrowie! :)))
Po-zimowa, a nie poziomowa. :)))
Aaaaaahaaaa, to teraz wszystko jasne :)))
O, jak zdrowe odżywianie to mnie to interesuje 🙂
Chętnie poczytam.
Pierwsza sprawa to odstawić cukier raz na zawsze, wiele kłopotów się wtedy unika :-)))
Zdecydowanie cukier szkodzi i żywi tkanki nowotworowe. Odstawiłam bez żalu, a dziś już mi nawet nie brakuje, podobnie jak Ani. Tak już mam, że nie muszę jeść akurat cukru. Są zdrowe zamienniki, jak już muszę, to jadam słodkie owoce, miód itp.
I chyba to dobry moment, żeby dziada odstawić na zawsze, masz rację Krysiu!
A ja myślałam, że jesteś na diecie. Co do cukru, to i ten z miodu i słodkich owoców też nowotwory dożywia, bo cukier to cukier, choć w innej niż białe kryształki postaci. Powodzenia 🙂
Długo byłam i potem jeszcze długo się trzymałam, przeważnie nadal jem zdrowo. Ale choroby mnie zatrzymały w biegu, że tak powiem. Do tego trochę słodyczy i efekt powrotu do wagi, która mi się nie podoba (choć jeszcze nie do pierwotnej sprzed odchudzania) okazał się szybszy niż myśl niestety. Cukry naturalne są jednak o wiele zdrowsze, chociaż to też nadal cukry, jak słusznie zauważyłaś.
pozdrowienia!!!
U mnie zupelnie odwrotnie, od 2 lat po chemii tucze sie, w zasadzie wrocilam juz do wagi przed chemia, ale panicznie boje sie spadac z wagi, wiec jem duzo, tyle ze w miare zdrowo, praktycznie wszystko organiczne, cukru od dawna nie uzywam, ale miod uwazam za zdrowy, no i lubie daktyle, a one sa bardzo slodkie.
W Twojej sytuacji to zupełnie naturalne, że starasz się jeść zdrowo i dużo, Twój organizm musi być dobrze odżywiony, dobrze, że tak robisz.
Mój mężczyzna niestety bardzo lubi wszelkie łakocie, ciasta itp. Trudno jest ciągle rezygnować z cukru przy takiej osobie, ale to jedyne wyjście dla mnie, żeby wyglądać znów super, więc od teraz tak będę robić. No chyba, że schudnę za dużo, ale to jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło. 🙂
Uściski, dobrze, że udało Ci się wygrać Twoją batalię o zdrowie!!!
Taka chudzinka z Ciebie. Ale nieważne jak wyglądamy, ważne jak się czujemy. Ja tam na ogół jem zdrowo, nie rezygnuje z niczego, wystarczy że musiałam zrezygnować z glutenu. Wagi mimo wszystko nie mogłam zbić przez długi czas, pomimo ruchu i rozsądnej diety. Dopiero jak wykryto poważny niedobów witaminy D (o co bardzo łatwo w moim przypadku bo nie przyswajam) i zaczęłam zażywac końskie dawki, waga zaczęła delikatnie spadać, czyli wracać do normy. Ale już przestałam się przejmować.
Wiesz co, może i ja sobie spróbuję pobrać tę wit. D, kto wie, co ja przyswajam. Poczytam najpierw o tym, czyli jakie dawki są potrzebne. Nigdy raczej nie uważałam siebie za osobę z nietolerancją pokarmową, ale kto to wie. Tyle tego teraz po ludziach chodzi. 🙂
A ja po prostu chcę znów zadbać o siebie. Chudzinką to ja byłam i znów mam nadzieję być. Teraz to ja taka trochę nadmuchana chudzinka jestem, hihihi 🙂
Pozdrowienia!
Uwazaj w tym okresie z przyjmowaniem witaminy D, mozesz przedawkowac, a to nie jest zdrowe. Natomiast od pazdziernika, gdzies do marca nawet powinnas przyjmowac, bo w naszych szerokosciach geograficznych jest wtedy deficyt slonca.
Nie ma stracha, póki co jeszcze nie dotarłam do apteki, ale dziękuję za ostrzeżenie, będę uważać! :))
Na widok kiwi pypcie na języku same mi wyskakują. Nie wiem czy to uczulenie, czy kwestia nieprzyzwyczajenia, no ale nie mogę jeść kiwi bez jeżenia się włosów na tyłku ;D
Ja dalej chuda jak byłam, ale brzuszek zrobił się bardziej miękki. Chętnie wzięłabym od Ciebie trochę zapału, bo sama jestem zwyczajnie zbyt leniwa 😉
Pozdrawiam serdecznie ze słonecznego Krakowa!
Ja akurat uwielbiam kiwi, więc zupełnie nie rozumiem Twojego nastawienia. 🙂
Na pocieszenie powiem, że przeważnie warzywne sałatki robię bez kiwi :)))
Życzę powodzenia i wytrwałości 🙂
Dzięki, każde takie pozytywne życzenie się przyda!
Ja przez zimę się zapuściłam 😛 Serio. Były czipsy, czekoladki, ciasteczka… oczywiście nie co dziennie. Raz w tygodniu… i to wystarczyło, żeby krata zniknęła z brzucha.
Robię teraz formę na lato, definitywnie skasowałam ze swojego menu pszenicę, cukier i mleko krowie, nie jem też pieczywa, nie piję alkoholu.
Jestem węższa w pępku o 3 cm – tyle straciłam przez dwa tygodnie.
Od pół roku jestem na IF, ale nawet przy okresowych postach, jak się podjada pierdoły, to nie uzyska się oczekiwanego rezultatu.
Teraz będzie dobrze 🙂
A co to znaczy IF? Posty okresowe? Niestety podjadanie pierdół (u mnie też a to loda, a to ciastko, a to inny lód i narosło sadełko) nie służy zdrowiu i urodzie. 🙂 Ważne, że już coś z tym robimy.
Uściski!
Napisałam o tym artykuł w 4 częściach, masz tu wszystko:
http://madathouse.blogspot.ch/2017/03/if-intermittent-fasting-czyli-sniadanie.html
A także dowód na to, że już czytałaś te notki, bo zostawiłaś komentarz 😛
"Dziecko, w grobie sobie odpoczniesz" mawia moja mama 🙂
Dobre, chyba śmiało mogę i do siebie odnieść :)))
Przecież ładnie wyglądasz. Sama bym chciała być taka szczupła lecz w sklepach musiałoby nie być przekąsek i zapiekanek i innych bajerków do tycia.
Ogólnie nie jest źle ale zawsze możę być lepiej
A kwiatuszki śliczne.
pozdraeiam
Moja droga, na tych zdjęciach ładnie wyglądam i znów tak chcę wyglądać, teraz niestety jest gorzej. Zdjęcia jednak wolę pokazać już po, a nie przed. 🙂
Umiem nad sobą zapanować, tym bardziej, że nawet nie lubię większości tych przekąsek, słodkich napojów itp. Zgubiła mnie choroba i zasiedzenie, do tego deserki słodkie. Ale już działam i idę w dobrą stronę. Kwiatki na działce mama ma faktycznie śliczne, szkoda, że rzadko mam czas tam jechać. 🙂
pozdrowienia!
p.s. Sikoreczko, wczoraj byłam i czytałam Twojego posta, ale znów miałam problem z komentowaniem. Wpisuję, ale przycisk opublikuj nie działa, kilka razy przeładowywałam stronę, nici z tego. I nie wyszło 🙁