Pakowanie w toku. Niestety nie mogę powiedzieć, że coś już jest w całości spakowane i gotowe. Wiele rzeczy doprowadziłam do 95% i pracuję nad nimi dalej. Uznałam więc, że to, z czego jeszcze do przeprowadzki i do wyjazdu korzystam, już spakuję w kartony, żeby jednak mieć ogląd, ile tych kartonów potrzebuję. I tak w kuchni mam spakowane sztućce i przybory, ale stoją na wierzchu, bo nadal z nich korzystam.
Podobnie karton z makaronem, kaszami, mąkami i drugi – z orzechami, płatkami owsianymi itp.
Radzę sobie z tym życiem z kartonów, a przynajmniej wiem, że nie zapomnę tych najważniejszych rzeczy.
A reszta rzeczy kuchennych już jest spakowana.
Ale przecież jeszcze został ekspres do kawy i różne ściereczko-rękawiczko-drobiazgi.
Ustawiłam spakowane kartony z narzędziami w jednym pomieszczeniu w moim dotychczasowym biurze, żeby Mikael mógł ocenić, ile miejsca przeznaczyć na nie w garażu. W tej poszwie z tyłu też stoi zapakowany jeden mebelek, moja witrynka, szyby zdemontowane zapakowane w folię bąbelkową stoją przy naprzeciwległej ścianie.
Jedną z najtrudniejszych rzeczy było spakowanie narzędziowego drobiazgu… Dobrze, że dokupiłam wygodne rozkładane kosze, do nich większość zapakowałam.
Zabieram też swój rower, moja śliczna Gazela będzie rowerkiem na zakupy, a ten góral będzie moim rowerem na wycieczki.
Po spakowaniu większości ubrań mam problem, żeby wybrać, co mam jeszcze spakować, a co zostawić, bo po wyjeździe samochodu z rzeczami ja i zwierzaki jedziemy dopiero za kilka dni. Czyli jedna zmiana ubrań mi nie wystarczy, musi ich być na kilka dni. Czyli nadal mam jeszcze dużo rzeczy do zabrania.
Do końca całego pakowanie jeszcze mi tak daleko, jak stąd na Alaskę. W początkach listopada mam jeszcze kilka spraw urzędowych do załatwienia i jedno zlecenie i już się obawiam, czy wszystko ważne zdążę załatwić.
Zaczynam się robić nerwowa, spanie w normalnych porach nie bardzo mi się udaje. kładę się wieczorem koło 23-24, zasypiam jak kłoda, ale potem budzę się między 2 a 3, myśli błądzą mi po wszystkich pokojach i piętrach, zastanawiam się, co jeszcze muszę spakować i jak, no i oczywiście kiedy.
Od wszystkich przemyśleń dostaję kręćka. Często leżę w nocy przez 2-3 bezsenne godziny i kompletnie nie umiem się uspokoić. Potem wstaję za późno i wyglądam jak zombie. Włączam dla oderwania filmy, których potem nawet za bardzo nie pamiętam, żeby się jakoś odciąć od tych natrętnych myśli. Ale nie da się nie zauważyć, że mimo mnóstwa stojących wszędzie kartonów nadal jeszcze daleko mi do końca tej całej pracy.
No dobra, przyznaję. Dziś mam kryzys.
Zaczęłam wątpić, czy zdążę się spakować i czy to w ogóle możliwe w takim tempie. Przydałoby mi się dodatkowo ze trzy tygodnie, ale ich nie mam. Mam dwa i pół dnia.
Poza tym w międzyczasie załatwiam różne rzeczy, kupuję to, co taniej lub wygodniej można kupić w Polsce i zabrać ze sobą. W końcu skoro i tak jedzie do Niemiec duży samochód – właściwie to raczej dwa, to niech zabiorą nawet te drobiazgi, dzięki temu nie będę musiała potem ich gdzieś szukać, czy prosić o ich sprowadzenie pocztą z Polski.
Myślę też, co z drukarką, bo zabieram moją prostą jak drut laserówkę, ale potrzebny mi też skaner z kopiarką i faksem. Mam starą drukarkę sieciową atramentową o tych funkcjach, ale jest mocno retro, już ponad rok temu popsuła się jej głowica i wkrótce mogła się też popsuć druga. Wygląda na to, że muszę kupić nowe urządzenie wielofunkcyjne i to najlepiej jeszcze tutaj, bo moją działalność na początek będę prowadzić w Polsce, a tu mogę przynajmniej odliczyć VAT.
Mam już spisane, a muszę jeszcze dokupić zapas leków dla psa. Dziś zawiozłam samochód na wymianę opon na zimowe, bo to też muszę zrobić przed wyjazdem.
Rzeczy i spraw do ogarnięcia jest taka ilość, że nie umiem oszacować, ile czasu mi na to potrzeba oraz ile jeszcze będzie potrzeba kartonów, może dziś po spakowaniu części ubrań i środków czystości (przecież nie zostawię wszystkiego, bo to też kosztuje) trochę się wyjaśni.
Dwa lub trzy (nie pamiętam) dni pod rząd robiłam sobie soki warzywno-owocowe, ale przez kolejne dni wymiękłam, nie daję rady ani ugotować, ani zrobić soku. Najzdrowszym posiłkiem bywa poranna owsianka czy placki bananowe. Przez dwa dni jadłam steki wołowe na obiad, trzeci dostał wczoraj Piesio.
Na szczęście chociaż raz na kilka dni udaje mi się upichcić taki pyszny obiad: łososia z ryżem i surówką.
Kilka dni temu i dziś zrobiłam sobie pastę z sera i awokado, też wyszła pyszna.
Z tego wszystkiego często nie chce mi się kompletnie spać, mimo że jestem totalnie przemęczona i przez pół nocy zastanawiam się, co jeszcze i gdzie mam.
Z obserwacji zwierzaków: piesio przyjmuje wszystko bardzo dobrze, bo trzymamy się zwykłych codziennych rytuałów. Kicia czuje, że coś jest na rzeczy i nie będzie lekko. Przychodzi się przytulać znacznie częściej, niż zwykle, w tym w ciągu dnia, kiedy leżę na wersalce, podczas gdy do tej pory kładła się na brzuchu tylko wtedy, kiedy leżę już w łóżku przykryta kołdrą.
Znów mi się coś przypomniało, że muszę jeszcze spakować resztę swoich leków i ekspres do kawy, i milion różnych dokumentów i, i, i….
Dobrze, że chociaż leki pod kątem terminów ważności przejrzała mi przedwczoraj córka, ten temat mam więc za sobą.
Rany julek, trzymajcie mnie, chyba nie zdążę i będę potem lecieć za tym samochodem przeprowadzkowym i powiewać ręczniczkami kuchennymi albo łopatą, a co gorsza zauważę meble, które miały pojechać, a których nie zabrali, bo zapomniałam spakować lub oznaczyć!!!
Planuję, jak ułatwić zwierzakom tę całą operację.
W trakcie wynoszenia rzeczy myślałam o zamknięciu piesia na górze, nie wiem, jak będzie z kicią, ale obawiam się, że też lepiej, żeby była od tego zamieszania odseparowana.
Z drugiej strony widzę, że już nawet do wszędzie leżących kartonów podchodzi na sportowo, obwąchuje, sprawdza, które przybyły i idzie zająć się swoimi sprawami. Piesia one w ogóle nie interesują. Więc może moje zwierzaki są spokojniejsze ode mnie i wiedzą, że ta operacja po prostu musi się udać?
A co to jest ten taki… mikrofon przy łóżku?
Już mówię. To jest lampa do naświetlania chorych czy zapalnych miejsc, na stojaku, lampę spakowałam, stojak już trudniej, bo oczywiście nie mam oryginalnego opakowania. 🙂
Witaj. Jestem pełna podziwu dla Ciebie i jak Cię już trochę poznałam, to twierdzę, że dasz radę.
Jak już będzie po wszystkim, to chyba urządzę jakieś party. A właśnie, urządzam małe pożegnanie, ale jutro mam ostatni dzień na pracę. I pół dnia w poniedziałek… O rany, ale tempo. Jestem zmęczona, stąd to zwątpienie.
No oczywiście, że operacja przeprowadzka się uda, innej opcji nie ma.
Dziwne, że wszyscy są o tym przekonani, tylko ja nie bardzo…
Ojesuojesu! Mnie dawno by juz u czubkow zamkneli. Trzymaj sie i nie puszczaj! :)))
Rozważałam dobrowolne zapisanie się do jakiegoś Irrenanstalt, żeby tylko ktoś to za mnie zrobił. Ale żaden chętny się nie znalazł niestety!
Podstawa- NIE PANIKUJ!!!!!Nim zamieszkałam tu, gdzie mieszkam, przeprowadzałam się ze 6 razy. Teoretycznie było łatwiej, bo mniej gratów.Zapisuj wszystko, co Ci wpadnie do głowy, że powinnaś zabrać, potem sprawdz czy to już spakowałaś, a potem odfajkuj te pozycje czerwonym długopisem. Przejrzyj wszystkie dokumenty, porób u nas ksero, żeby mieć w zapasie.Dasz radę, dasz. Kicia po prostu boi się, że znów wyjedziesz sama na jakiś W czas. A dokumenty zwierzętom już wyrobiłaś? Wiesz- szczepienia, paszporty, czipowanie.?Masz szeleczki dla kici, by ją po drodze wyprowadzić na mały spacerek? Może i tam na początku będziesz ją do ogrodu wyprowadzać w szeleczkach by poznała… Czytaj więcej »
Dobry pomysł z listą, chociaż już ją częściowo mam, ale jeszcze uzupełniam.Dziś jeszcze porządkuję papiery i biuro, bo to najgorsza moja zmora. Potem już jakoś pójdzie. Notuję, co trzeba i dziś dowieźli kartony, więc jutro cały dzień pakuję. Zwierzaki są zachipowane, mają paszporty od dawna. Na wściekliznę psa jeszcze tylko zaszczepię ostatni raz przed wyjazdem i tyle.Szeleczki miałam, ale dokupiłam jeszcze jedne odblaskowe. Jakbyśmy gdzieś dalej wyszły. 🙂Mam tu jeszcze do zorganizowania swoje narzędzia pracy, tj. jeszcze dokupić drukarkę ze skanerem i zorganizować biuro mamie, jakbym coś robiła zdalnie dla moich tutejszych polskich klientów. Ufff, dziś wymieniłam opony na zimowe,… Czytaj więcej »
Klik dobry:)
A kici nie zaszkodzi zmiana? Słyszałam, że o ile psy przyzwyczajają się do człowieka, więc najlepiej je ze sobą wszędzie zabierać, o tyle koty do miejsca.
Pozdrawiam serdecznie.
Znam wiele kotów, które zmieniają miejsce zamieszkania. Koty są też członkami rodziny, nie można kota zostawić tam, gdzie się mieszkało, przecież by zginęły. Przyzwyczajają się do miski i człowieka, jeśli jest inaczej, to znaczy, że człowiek nie dba o kota. Moja kicia na początku jako mały kociak mieszkała już w garażu, potem w bloku i nawet tam wychodziła na dwór, a potem wracała. Koty są mądre, wie gdzie będzie musiała wrócić, żeby dostać jeść i ciepłe posłanie. 🙂
serdeczności
sorry, ale ja strasznie nie lubię takiego gadania, że kot to "tylko do miejsca" się przywiązuje… bzdura, bo kot mocno kocha swojego opiekuna i cierpi, gdy ma za mało z nim kontaktu /choć zbyt ekspresyjnie tego nie okazuje/… myk polega na czymś innym… pies ma inne podejście do terytorialności, za swoje przyjmuje to terytorium, które uznał za takie jego przewodnik, osoba "alfa" w rodzinie /z psiego punktu widzenia/ i trwa to dość krótko… kot natomiast nie zna pojęcia "przewodnik", sam niezależnie i samorządnie musi gruntownie poznać i uznać za swój teren, który mu przydzielono jako bazowy i to rzeczywiście wymaga… Czytaj więcej »
Zgadzam się z Tobą Piotr. Kot przywiązany jest również do człowieka mimo że nie taką wierną psią miłością, tylko kocią swoistą miłością go otacza. Nie obawiam się więc szukania tego domu, bo tam będzie też fajny dom, gdzie wszystko jeszcze pachnie nią i pieskiem. Meble nasze w końcu już tam pojechały 🙂
myślę, że żywy inwentarz ruchomy da radę, niemniej jednak przyda im się nieco wsparcia w przerwach między meblowaniem i ogarnianiem zawartości kartonów na nowych miejscach… nie zapominajmy jednak, że są w duecie i poznając nowy teren będą znakomicie ze sobą współpracować… jak zwykle w takich duetach bywa, kot obejmie kierownictwo, ale to już osobna baja…
pozdrawiać jzns :)…
Też myślę, że dadzą radę, ale piesio to już ledwo się na nogach trzyma, mocno się posunął przez ostatnie miesiące. Oby doczekał i pożył tam jeszcze troszkę. Ale apetyt nadal ma i nadal mu się chce na spacerki.
pozdrowienia 🙂