Obostrzenia w Niemczech znikają, a jednak nie!
Od jakiegoś czasu w trakcie pandemii obowiązywała 10 dniowa izolacja po stwierdzonym zakażeniu COVID SARS-19. Ponowny test można było wykonać najwcześniej po siedniu dniach, żeby stwierdzić, czy zakażenie koronawirusem jeszcze da się stwierdzić, czy już nie. Kilka dni temu niemiecki Minister Zdrowia Karl Wilhelm Lauterbach (w nowym rządzie od grudnia 2021) po naradach ze swoimi kolegami i koleżankami z poszczególnych landów podjął decyzję, żeby od pierwszego maja znieść obowiązek obowiązkowej kwarantanny. Tak oto od 1. maja społeczeństwo miało dobrowolnie i według własnego uznania podejmować decyzję o kwarantannie.
Czyli tak. Był sobie ziomek (lub ziomkini), który się zainfekował i to stwierdził, szedł grzecznie do domku, dobrowolnie izolował się, a następnie już po pięciu dniach mógł wykonać samodzielnie test i jeśli stwierdził, że już w porzo, wyjść z powrotem między ludzi. To samo miało dotyczyć osób, które znalazły się w ewentualnym kontakcie z osobą zainfekowaną. Wyjątkiem od tej reguły miały być osoby zatrudnione w sektorze ochrony zdrowia, mające kontakt z chorymi z różnych grup.
Zmiana miała służyć zapobieganiu wielkim nagłym brakom personalnym, które pojawiały się w wielu sektorach i bywały dramatyczne dla pracodawców.
O powyższych zmianach Min. Zdrowia Niemiec informowało na początku tego tygodnia. Ale już dziś minister Lauterbach wycofał się z tych propozycji, przyznając się do błędu. Czyli jednak dalej kwarantanna i izolacja będą pod nadzorem Ministerstwa Zdrowia. W sumie to się nie dziwię, bo mimo wysokiego wyszczepienia (Land Brema, czyli i mój to ok. 76% zaszczepionych przynajmniej jedną szczepionką) liczby zakażeń akurat teraz są znów dość wysokie, co pewnie ma jednak związek z pogodą. Ludzie na przednówku i tak są osłabieni, w marcu jak w garncu, a kwiecień plecień co przeplata, łatwo roznoszą się nawet zwykłe przeziębienia. „A przecież koronawirus to nie jest zwykłe przeziębienie” – jak zauważył minister.
Z maseczką czy bez – oto jest pytanie!
Kolejna zmiana przeszła w zasadzie prawie niezauważenie. Czyli od 1 kwietnia 2022 zniesiono obowiązek noszenia maseczki w większości przestrzeni publicznej. Nie trzeba więc już nosić maseczki w większości sklepów (ale np. Edeka chce, żeby klienci nadal nosili maseczni) i restauracji, pozostają natomiast obowiązkiem m.in. w aptekach i placówkach ochrony zdrowia.
Sytuacja wygląda jednak tak, że mimo wszystko dwa minione lata nawet tym dość odpornym na wiedzę ludziom pomogły nauczyć się (a właściwie wymusiły nauczenie się) trochę więcej niż wymagano w szkole: o zarazkach, zasadach ich roznoszenia i zagrożeniach wynikających ze zwykłej wizyty w sklepie czy przebywania w większej grupie ludzi.
I wiecie, co obserwuję? Ludzie spontanicznie i na własną prośbę noszą dalej maseczki! Ja sama weszłam wczoraj do Netto i jeszcze innego sklepu w maseczce. I – podobnie jak od początku – nie czułam się z tym nie na miejscu. W końcu robię to dla siebie i dla innych.
W sumie nic dziwnego, że ludzie już są świadomi zagrożenia, nawet jeśli wygadują różne bzdury. Wielu wielu ludzi jeśli nie osobiście, to ich bliscy to przeszli, albo znajomi. Ci co mieli mniej szczęścia potracili członków rodziny lub znajomych.
Mnie udało się nie zachorować, albo może przeszłam formę bezobjawową – choć o tym się nie dowiem. Przyjmuję, że skoro przez cały czas trwania pandemii ani razu nie miałam ostrych objawów, a najgorzej było po trzeciej szczepionce, bo przez chwilę jednak miałam styczność z wirusem, to raczej się ustrzegłam zakażenia.
W Netto wczoraj było większość osób była w maseczce, dziś nawet na bazarku, czyli na otwartej przestrzeni, gdzie od dawna nie ma obowiązku noszenia maseczek, widziałam ludzi, głównie starszych noszących dobrowolnie maseczkę (Mund- und Nasenschutz). A kiedy ostatnio wracałam z Polski, czyli w styczniu 2022, właściwie w większości stacji benzynowych i sklepów, restauracji też, ludzie (dodam, żeby była jasność LUDZIE W POLSCE – POLACY) ostentacyjnie mimo zakazu łazili bez maseczek, albo mieli je założone pod nosem, brodą na czole i gdzie tam jeszcze.
Mam wrażenie, że w Niemczech świadomość jest wyższa. W końcu dane są publikowane i statystyki znane.
Nie podaję linka, bo są to dane ogólnie dostępne, jeśli wpisze się w wyszukiwarce COVID SARS-19, to wyskakuje właśnie ten wykres jako pierwszy, dostosowany do Twojej lokalizacji.
Jak widać statystyki średnich zachorowań z ostatnich 7 dni podskoczyły już w grudniu, a od początku roku przypadków zachorowań jest jeszcze więcej. Za to miejmy nadzieję, mają łagodniejszy przebieg, bo jednak poziom wyszczepienia jest w Niemczech dość wysoki.
Moja decyzja odnośnie noszenia maseczki jest więc taka: tam, gdzie trzeba lub gdzie uznam, że ryzyko zakażenia nadal istnieje lub jest duże, noszę maseczkę.
Nadal też widzę duży sens w zdrowym odżywianiu, dbaniu o siebie pod każdym względem i unikaniu zagrożeń zdrowia: czy to w formie zgromadzeń i niepotrzebnego zbliżania się do mnie obcych ludzi, czy to macania klamek, poręczy i innych takich w miejscach publicznych. Zawsze na to uważałam, teraz po prostu tym bardziej. Poza tym z maseczką spędzam w sklepie tylko tyle czasu, ile to konieczne dla zrobienia zakupów, poza tym nie muszę się odsuwać od ludzi na dwa metry, którzy przychodzą tam z widocznym katarem i innymi objawami jakiegoś przeziębienia, bo sami przeważnie noszą maseczkę i trzymają dystans.
I mnie taki dystans i ostrożność naprawdę bardzo pasuje!
*Zdjęcie tytułowe wzięłam wyjątkowo ze strony Instytutu Paula Ehrlicha [LINK]. Sama nie mam mikroskopu, a nawet gdybym takie zdjęcie zrobiła, na pewno nie byłoby tak kolorowe, jak ta grafika.
Klik dobry:)
Od dawna uważam, że w Niemczech jest wyższa świadomość zagrożeń bakteryjnych czy wirusowych. Mój szwagier (mieszkał w Herne) mówił, że Niemiec nie wpuściłby do pracy chorego pracownika. Zresztą pracownik nie ośmieliłby się do pracy udać, gdyby był zasmarkany, kaszlący czy zakichany. W Polsce od dawna unikam autobusów, bo pełno w nich ludzi z infekcjami. Nawet chore ekspedientki w sklepach się zdarzają.
Pozdrawiam serdecznie.
No niestety, w Polsce nadal obowiązuje kult pracy niezależnie od zakatarzenia, bólu głowy i wszystkich innych objawów zakaźnych chorób. I po takim dniu wszyscy w biurze kaszlą, mają katar i cierpią razem. Może my Polacy po prostu jesteśmy tacy towarzyscy, że nawet wirusa przekazujemy chętnie i za darmo?!
Uściski!
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że od chwili wybuchu epidemii w Europie niemal każdy minister zdrowia jest bliski utraty zdrowia psychicznego, co mnie zbytnio nie dziwi.Nowy wirus, brak długo przetestowanej szczepionki, łatwa zarażalność, spora śmiertelność, przejściowa niewydolność opieki medycznej- no naprawdę- zgłupieć można. Do tego cała paleta teorii spiskowych, przez cały ten czas w Berlinie co kilka dni jakieś rozróby protestacyjne – nic dziwnego, że tutejszy pan minister zdrowia zaczyna głupotki gadać. A na zdjęciach biedaczek wygląda jakby był co najmniej „przedwczorajszy”. Dziś, tak jak za bardziej pandemicznego czasu, wszyscy klienci w sklepie byli w maseczkach, ani jednej osoby nie… Czytaj więcej »
Bo tak naprawdę nikt się nie liczył z możliwością pandemii w XXI wieku, i system ochrony zdrowia nie był i nie jest na to przygotowany. Może ten niemiecki jest w nieco lepszej kondycji, niż polski, ale nadal nie jest optymalnie. A co się sytuacja trochę opanuje, pojawia się nowy wariant korony i znów wszyscy mają przechlapane. Ja to im nawet nie zazdroszczę, ale też ja się nie pchałam na ministrę! 🙂 Chodzę po sklepach też głównie w godzinach pracy, albo wieczorem, to wtedy ludzi jest widocznie mniej. Ale maseczkę zachowam tak czy siak przeważnie, bo jeszcze nie czuję się bezpiecznie.… Czytaj więcej »
gdy w Polsce zapowiedziano zniesienie obowiązek noszenia maseczek /za wyjątkiem placówek służby zdrowia/, to nie miałem zaplanowanej strategii… wyszedłem z domu i pojechałem do miasta busem w maseczce siłą odruchu, jako jedyny zresztą, do sklepu wszedłem w maseczce, a potem w tym sklepie urwała się gumka, czyli bogini Dola zdecydowała za mnie, co dalej robić, bo zapasowej nie miałem… a teraz jadę na intuicję, maseczkę mam i wkładam, gdy jest za gęsto w danym pomieszczeniu… w aptece też /byłem akurat raz ostatnio/, bo uważam to za obiekt służby zdrowia, ale widziałem, że ludzie mają inne zdanie na ten temat, także… Czytaj więcej »
W Polsce nie tylko świadomość mniejsza, ale i beztroskość większa. Gdy zwracałam uwagę sąsiadce, to twierdziła, że skoro chodzi do kościoła i nie grzeszy, to nie zachoruje, a młody człowiek powiedział do mnie: – Proszę pani, złego diabli nie biorą. Zresztą wielu uważa, że pandemia to wymysł lekarzy, więc szczepić się nie muszą, nawet gdy chorowali bądź ktoś z rodziny umierał. Mówili: – Wiadomo, co mi wszczepią?
Zasyłam serdeczności
Ultro – masz rację, beztroska ludzka w Polsce jest zadziwiająca i chyba jednak ma coś wspólnego z naszą polską, ułańską fantazją.
Najlepsze dla mnie jest to, że większość przeciwników szczepień bez oporów wali jak nie alkohol, to przyjmuje różne alternatywne „metody leczenia” jak np. wlewy dożylne witamin. Znam osobiście takich. Po wypitce stosują najczęściej. A metoda jest bardzo wątpliwa i może być na dłuższą metę wręcz bardzo szkodliwa. Poza tym jak każdy środek podawany dożylnie łatwo przedawkować np. witaminę C.
No widzisz Piotr, to ja mam podobnie, kiedy widzę większe skupisko ludzi, np. nadal w sklepie, naturalnym odruchem zakładam maseczkę. A już na pewno przy kasie, gdzie ludzie tutaj wprawdzie już przeważnie odruchowo zachowują dystans, ale nie jest to jeszcze stosowane zawsze. A na co mi się narażać, skoro maseczka na te 15 minut w sklepie w niczym mi nie przeszkadza. Potrafimy poza tym czytać i interpretować statystyki. Poza tym w naszym kraju nad Wisłą w zasadzie nikt nigdy nie wierzył politykom, a więc i teraz nie bardzo ludzie wierzą, że już jest bezpiecznie. Ja w każdym razie będę się… Czytaj więcej »
U nas to nawet nie dowiemy się, ilu nadal jest chorych, bo testów nie będzie, a jeśli już to drogie, nawet do apteki niektórzy wchodzą bez maseczki.
Gdy przeziębiłam się, poszłam do pracy w masce, ale gdy poczułam się gorzej, pobiegłam do lekarza i tu zaskoczenie, bo nawet lekarka okazała niefrasobliwość…chyba opisze to na blogu, bo to jak kabaret.
No właśnie Jotko, tutaj test (2 w opakowaniu) kupujesz w aptece za niecałe 20 EUR, ten bardziej skomplikowany zrobisz w nadal czynnych punktach za podobną cenę. Dzięki temu ludzie idą się testować i wiedzą, na czym stoją.
No i niestety co do lekarzy potwierdza się słabość naszego systemu ochrony zdrowia. Też miewałam lekarzy, po wizycie u których najlepiej byłoby pójść na terapię!
Opisz, podając gdzie kto i co! Takie rzeczy powinno się piętnować, bo kto ich powstrzyma, jak nie my.
Uściski!
po pierwsze dziekuje za rady w kawestii roweru)) po drugie zazdroszcze Wam…u nas burdel i arogancja jak we wszystkim…
Mam nadzieję, że z rowerem nieco pomogłam :))
W kwestii świadomości społecznej – tutaj chyba jest inna tradycja, bo nie zawsze rząd żeruje na obywatelach, jak od wielu, wielu lat w Polsce. Dlatego ludzie mają większe zaufanie do zaleceń rządowych, albo dyskutują z nimi i ten głos bywa nawet usłyszany, jak w przypadku ministra zdrowia, który opisałam 🙂
Uściski!
Pomogłaś ))
a podobno w kraju tutejszym już testy płatne…no i to jest metoda na brak covida
Cieszę się! 🙂
Tutaj testy mają na tyle niską cenę, że każdy nawet dla siebie, albo kiedy jest to wymagane, jest w stanie taki test sobie sam kupić. Albo są nadal czynne centra testów, gdzie można iść i bezpłatnie taki test wykonać.
No niestety – te bezsensy to kolejny argument, który mnie zniechęca do życia w PL. Jednak tutaj jest jakoś tak łatwiej i jakoś tak bardziej frontem do człowieka …
Mnie maseczki noszone pod nosem zawsze kojarzyły się ze źle założonymi majtami u faceta…kiedyś się spotkałam z takim porównaniem i właśnie ono mnie prześladowało przez całą pandemię. U nas już też to i owo zniesione, tylko u lekarza i w aptece należy maseczkę nosić i nawet z tym różnie bywa. Ostatnio do poczekalni u gina przyszła para – ona w ciąży, on bez maseczki. Plus masa kobiet, w tym sporo w ciąży. I ten debil (no sorry inaczej się tego nie da nazwać) jak nie kichnie na całą poczekalnię! No bo po co przecież zasłonić dzioba? Kindersztuba gdzieś mocno w… Czytaj więcej »
WIesz co, to samo mnie się kojarzy, jak widzę te maseczki pod nosem i jest to dla mnie w sumie równie obrzydliwe, widziałam nawet taką grafikę z tym porównaniem.
Co do takich idiotów, żałosnych podróbek jednostek ludzkich, słów mi brak. Nie ma już przeważnie ani kindersztuby, ani żadnych wartości, ani szacunku dla ludzi, ani nawet dla tej przysłowiowego szacunku dla kobiet.