Tak sobie siedzę i czytam te statusy na fejsbukach i instagramach i się zastanawiam, jakie to teraz proste. Siadam, czytam i od razu wiem, gdzie ja znajdę swoje szczęście. Jak łatwo teraz te wszystkie mądrości odkrywać przede mną nieświadomą niczego, która nie obejrzała nawet żadnej okładki książki psychologicznej, nie wciągnęła zapachu biblioteki, nie widziała ani jednego reportażu, filmu czy dokumentu o ludzkiej doli i niedoli.
Ja, czy inny skromny odbiorca, zwany przez niektórych blogerów pieszczotliwie jakimś określeniem równie śmiesznym co strasznym.
I Oni. Wiedzący. Przekonani o swej wszechwiedzy. I wcale nie mam tu na myśli tych paru znanych blogerów, którzy są już na tym poziomie, że naprawdę dzielą się posiadaną wiedzą, którą mają, nabywają, bo studiują i pracują nawet często w zawodach z tym związanych. Po nich i sposobie dzielenia się tymi informacjami mogę nawet wywnioskować, że przeszli swoją drogę i to szanuję.
Mam na myśli rzesze nowonawróconych, młodziutkich couchów, najlepiej w wieku lat dwadzieścia jeden (nie mam nic przeciwko, sama w tym wieku byłam dość rozgarniętą osobą), którzy wiedzą no po prostu wiedzą już wszystko i już. Może przez jakieś oświecenie wczesne jakieś.
Nie zwróciłabym na nich pewnie w ogóle uwagi, bo nie szukam szczęścia w sieci. Jednak jak już ktoś taki polubi mój profil na instagramie, to ja sobie wchodzę i czytam, bo skoro mnie zaprosił, to wchodzę. A tam recepta goni receptę. Mądrość goni mądrość. A mądrość i głębokość aż tchnie z każdej literki.
Jaka ja jestem szczęśliwa, że w takich czasach żyję. Że już nawet książki czy gazety kupować nie trzeba. Internet wystarczy.
I tylko się zastanawiam, dlaczego ja taka bezideowa się sobie wydaję, kiedy wklejam zdjęcie krokusów z podpisem „krokusy”. Albo parku na wiosnę, z nazwą parku tylko. Faktycznie pewnie robię coś źle, bo nie mówię nikomu, jak ma żyć. Obiecuję, że nad sobą popracuję. Już się bardzo zastanawiam. Widać, prawda?
I choćbym miała spędzać bezsenne noce, to jakąś tam sentencję zapodam, którą przede mną wymyślił mądry człowiek, a może nawet z nazwiskiem tego człowieka mi się uda!
A teraz przejdę wypić moją filozoficzną kawę z ekspresu. Bo przecież jako bloger nie piję zwykłej kawy, tylko mam od razu na ten temat jakąś sentencję. Mądrą oczywiście. Jako to keep calm and drink coffee. Przegłębokie nieprawdaż?
Tak przy okazji, skoro jesteśmy przy epickim ekspresie do kawy. To przedziwne, że można kupić taki sprzęt codziennego użytku, a potem trzymać go w zamknięciu przez miesiąc i codziennie się zastanawiać, czy mam go rozpakować, czy nie. Bo może lepiej zabrać go do mieszkania w Warszawie, bo tam też nie mam jeszcze ekspresu. I tak przez miesiąc pić kawę tylko w pracy.
Aż wczoraj nastąpił przełom. Przebiłam się przez otwarcie kartonu i wydobycie ściśle upakowanego w folie i styropian sprzętu. Po włączeniu udało mi się pokonać wszystkie świecące się diody i ostrzeżenia, nastawić wszystko, co mi ekspres zadał, nawet wiem, jakie mam pH wody! To znaczy ja nie wiem, ale ekspres wie. Bo dwie kreski na papierku lakmusowym coś oznaczają w języku ekspresów, nieprzekładalnym jednakowoż tak łatwo na język ludzki. Mój biedny, zamknięty przez miesiąc w karcerze ekspres do kawy wczoraj wreszcie po raz pierwszy tchnął w powietrze gorącą parą i wydobył z siebie pyszną lekko spienioną cremę, bo innej ostatnio nie pijam.
Niniejszym wzrosła też o 100 procent atrakcyjność opieki nad Mozartem, której nadal w czasie moich krótkich nieobecności podejmuje się Mikael. „Możesz znów gdzieś wyjechać” – napisał, jak tylko mu wysłałam zdjęcie ekspresu. Zawsze lubiłam taką wzruszającą bezinteresowność u ludzi.
No ale nieważne, co ja tam u ludzi lubię, ważne że Mozart ma opiekę, a ja mogę spokojnie jeździć w delegacje.
Bo przecież czego się nie robi dla kota. Czasem nawet kupuje ekspres do kawy.
późną jesienią jest sezon na takie zabawne grzybki, po których z ekspresem do kawy można uciąć sobie przemiłą i nader rozwijającą pogawędkę… ja co prawda rozmawiałem tylko z szafą i choć ona do mnie gadała światełkami, to świetnie się rozumieliśmy… … „Internet wystarczy”… to jest naprawdę mocna sprawa… wczoraj zaciekawiło mnie, gdzie się znajduje pewien klub w Gdańsku… odpowiedź miałem w zasięgu jednego czy dwóch klików… ale ja obrałem strategię raczej konserwatywną, czyli zaesemesowałem do pewnej Gdańszczanki z zapytywaniem, gdzie to jest?… takim sposobem miałem dwa w jednym: informację i pielęgnację relacji międzyludzkich /tak się to chyba mądrze nazywa?/… p.jzns… Czytaj więcej »
Grzybki tego typu to dla mnie na razie jeszcze świat nieznany, poza tym ja potrafię rozmawiać z moimi sprzętami, jeśli mi dobrze służą, w tym z szafą, autem i ekspresem, nawet bez grzybków, więc nie wiem, czy jest sens.
Też bym wolała zasięgnąć żywego języka, jako że pielęgnację kontaktów międzyludzkich mam przede wszystkim na względzie. 🙂
To chyba mamy podobny sprzęt 🙂
Ja z grzeczności na wiele blogów wchodzę, bo wyznaję zasadę, że jak ktoś napisał komentarz, to zaglądam z rewizytą. Czasem jest to niewypał, bo ile można o kremach lub lakierach do paznokci albo o stylizacjach. Stylizacje czasem chętnie obejrzę, może ktoś podpowie co z czym zestawić, ale 20 zdjęć w różnych pozach to dla mnie zbyt wiele.
Pysznej kawy życzę, a selfiki spoko, fotograf Ci niepotrzebny 🙂
Sprzęt jest wygodny, nowy więc jeszcze bardzo aromatyczną kawę robi :). Też odwzajemniam się wizytą, czy to na blogu, czy to na profilu na FB czy Insta. No jakoś same reklamy kosmetyków czy stylizacje też nie są moim światem, chociaż na pewno jest wiele osób, które to pociąga i które z przyjemnością akurat takie stylizacje człowieka czy mieszkania obejrzą.
Dzięki, jakoś sobie radzę z selfikami, a czas na fotografa jeszcze przyjdzie. 🙂
Fajnie opisalas uruchomienie ekspresu do kawy, sama kawy nie pije, moj sprzet zeby pic ulubione herbatki jst zupelnie prosty w uzyciu, bo to czajnik elektryczny, ktory czesto zmieniam, bo lubie kolorowe i jak mi sie znudzi niebieski to kupuje czerwony.
A wiesz ze ja lubie kupic i trzymac najpierw w kartonie, czy tez w jakims opakowaniu, jak ostatnio nowa posciel i tak sobie lezy schowana w szafie i czeka az mi sie zechce tego koloru.
Marigold, bo ta procedura tu była naprawdę dość skomplikowana, nie dało się tego zrobić w kilka minut, wszystko trzeba było wybrać, nastawić, określić i zaplanować. 🙂 Dobrze, że do komputera nie trzeba było podłączać! Uffff. Kiedyś tak rzeczy trzymałam i czekały, aż użyję. Problem z tym, że czasem czekały latami i się nie przydawały, a potem sparciałe lub pożółkłe wyrzucałam. Ten sprzęt czekał tylko dlatego tak długo nierozpakowany, że nie byłam pewna, czy nie zabrać go do Warszawy. Ale stwierdziłam, że nie ominie mnie jednak kupienie tam drugiego, bo bywam i tu i tam. I jeszcze na pewno tu pomieszkam.… Czytaj więcej »
Ja Ci wierzę najzupełniej. Ja nie ogarniam tego ekspresu – mamy taki w biurze, ale ja i tak zalewam sobie kawę przez lejek i filtr, jak w kawiarce. Gdyby bardziej mi smakowała kawa z takiego ekspresu, pewnie czułbym potrzebę dowiedzenia się, jak to obsługiwać. Ale jakoś i nie podchodzi – wolę tę z lejka.
Nitagerze. Mój firmowy dostał do rozbrojenia M., bo ja się nie podjęłam, ale tego sama się musiałam nauczyć, bo mimo wszystko kawę wolę z ekspresu. Mus to mus. Trzeba się było nauczyć. 🙂 A z lejka dla mnie nie zawsze smaczna, z kolei taka zalewana – za mocna.
Patrz, a ja nie wymyslilam, ze do opieki nad trzema psami powinni mi ekspres dolaczyc!
Teraz juz za pozno 🙁 Gapa jestem 🙂
A prawde mowiac, to ja uzywam (czasem, jak przyjda goscie) kawiarki przelewowej, albowiem poniewaz uzywanie ekspresu jest dla mnie niepotrzebnym wzrostem kosztow. I tak codzien zalewam kilka razy plujke (dla mnie) i rozpuszczalna dla meza, robi sie w minute, a co do smaku…. nie bardzo rozrozniam, czy kawa dobra czy zla, wazne, zeby kawa smakowalo :)))))
Dla mnie tzw. plujka stawia mi serce za bardzo na baczność. Z kolei ta z przelewowego najczęściej mi nie smakuje. Tak się składa, że moje kubki smakowe doskonale rozróżniają smaki kawy i jednak od paru lat najbardziej sobie cenię tę z ekspresu.
Nie wiem, czy w ofercie każdego zwierzaka dołączają ekspres. U mnie jest w pakiecie z czekoladą dla opiekuna. I tak jest w porządku.
A ja tutaj troszkę stanę w obronie tych dwudziestoletnich „doświadczonych” przez życie ludzi, którzy starają się na swoich stronach powiedzieć coś mądrego. Jeżeli chcesz zaistnieć w mediach społecznościowych i przyciagnąć jakąs tam ilość ludzi, którzy kupia od ciebie produkt lub chociaz dadzą lajka czy serduszko, to musisz codziennie cos publikować, a nawet i trzy razy dziennie. Jeżeli ktoś prowadzi firmę w sieci, to nie może dać o sobie zapomnieć. A zapomnienie w internecie przychodzi bardzo szybko w zalewie informacji wszelakiej. Starają się więc młodzi ludzie powiedzieć coś mądrego, a że prawdziwymi maądrościami nikt nie sypie jak z rękawa dwa razy… Czytaj więcej »
Co do młodych, którzy chcą zaistnieć w mediach społecznościowych i coś sprzedać masz jak najbardziej rację. Może to ja za bardzo wybrzydzam, bo mimo wszystko lepiej, jeśli napiszą coś jednak mądrego, niż głupoty. Zresztą skromnie napisałam, że to ja pewnie robię coś nie tak. I to akurat szczerze, a nie z sarkazmem 🙂 Przyznam szczerze, że im dłużej piszę, jestem gdzieś tam w sieci, tym trudniej mi jest napisać coś, co uznam za warte publikacji czy podzielenia się z innymi. Myślę sobie: bo przecież wszystko już było. To znam. Tamto znam. To oczywiste przecież. Może i dla mnie tak. Ale… Czytaj więcej »
Też czasami uważam ,ze o wszystkim już w internecie napisali.Czasami jestem zadziwiona czasami przelecę tekst z myślą-ja to wiem.Czasami zastanawiam się ,że ktoś zadaje sobie trud by tyle głupot napisać. Te nasze doświadczenia są w nas ,w naszych głowach ale pamiętam ,że kiedyś, jako młoda mama zaczytywałam się w poradach jak mądrze,jak zdrowo wychować dzieci itp.Też te książki/niektóre/,te porady/niektóre/ dzisiaj wydawałby mi się co najmniej śmieszne. Ale internet przydał mi się szalenie przy…uruchamianiu ekspresu:) Oczywiście instrukcja po polsku była ale ja polubiłam instrukcje filmowe. Tak nauczyłam się obsługiwać pierwszy bardziej skomplikowany telefon i tak znalazłam funkcje w ekspresie ,które gdzieś… Czytaj więcej »
Ekspresu zazdroszczę, bo kawa którą sobie robię tradycyjnym sposobem z każdym dniem smakuje coraz mniej. Życie niestety narzuca inne wydatki i wymarzony sprzęt czeka w sklepie. Pozdrawiam.
Ano jest tych sprzętów sporo, ale ani nie w każdej kuchni, ani nie na każdym stole. A z ograniczeniami trzeba się liczyć, ot takie życie. I każdy ma swoje.
Pozdrowienia serdeczne Iwonko
Selfik przepiękny 🙂
Bardzo dziękuję Annette! 🙂
Czasami naprawdę mam dosyć tych wszystkowiedzących, którzy natychmiast reagują jak ośmielę się mieć inne zdanie i mi tę śmiałość imiennie wytykają. Co zrobisz, nic nie zrobisz, no co zrobisz.
Tak w ogóle, to teraz większość wie wszystko. I to wszystko lepiej od Ciebie. I w dodatku wciska Ci to na siłę, jak złoto :).
Sztuką jest nie reagować. Ja zwykle teraz już omijam. A jeśli inne zdanie nie jest w poszanowaniu, to i mnie tam nie ma od zaraz.
A jeśli to dotyczy strony, którą sama prowadzisz?
Widzisz, nie chcę pisać tak jak mi świat dyktuje. Piszę o tym o czym lubię, czytam książki, które MNIE interesują, a nie większość INNYCH. Nagonka zrobiła się, bo mam niepopularne zdanie na parę tematów i guzik wiem, a w ogóle to okłamuję i obrażam ludzi. Tak w gwoli informacji. 😉
Nie mam ekspresu, ale M. ma. Zastanawiam się, czy to nie przeważyło decyzji o przeprowadzce… 😀 😀 Co do blogów i insta to dawno wyleczyłam się z zasady wzajemności. Wchodzę na mało który, w większości do osób, które znam osobiście. My się nie widziałyśmy, ale chyba przez te rozmowy telefoniczne traktuję Cię w kategoriach „real” a poza tym lubię Twoje pisanie. I to nie jest podlizywanie się, tylko… element mojego treningu, który sama sobie wymyśliłam. Jeśli coś mi się podoba, to o tym mówię. No to Ci mówię – podoba mi się Twoje pisanie 😉 A insta jest moją ucztą… Czytaj więcej »
Ja też jestem szczęśliwą posiadaczką ekspresu, od całkiem niedawna. Delektujemy się taką kawą jednak chyba zbyt intensywnie. Teraz wydajemy na kawę znacznie więcej niż jak piliśmy rozpuszczalną 🙂
Bo taka kawa jest o wiele lepsza 🙂 A jak pachnie!
O … jak się cieszę, że Cię widzę w nowej odsłonie (przepraszam, że koment nie na temat, ale tak jest, że się ciesze i chciałam Ci gdzieś to napisać, a to pierwszy temat jaki sobie otworzyłam). Zapisuję, żebyś mi nie zniknęła. I nie znikaj. Dobrego weekendu …
Nie zniknę! I też się cieszę, że mnie znalazłaś 🙂 Witaj ponownie w moim domu! Nawzajem, Tobie też udanego weekendu. 🙂
Jaki śliczny i błyszczący! No jak to tak długo takiego ładnego ekspresa więzić w pudle? 😉 Co do mądrości – gdy aktualnie trafiam na świeże tego typu wpisy, trochę się dziwię. Sądziłam, że fejsowe czasy boomu na to, gdy jeszcze to to robiło wrażenie odkrywczego, przeminęły z wiatrem jeszcze w epoce przedinstagramowej – a tu klops! 😉