W tym wpisie będzie mało gadania, za to dużo zdjęć. Czasem w życiu trzeba nie tylko zachwycać się pięknymi stronami życia, ale i jeść, i rachunki płacić. Tak więc jak to zwykle bywa najwięcej zleceń dostałam tuż przed wyjazdem na urlop. I oczywiście moja praca też przeciągnęła się na tyle, że tuż przed wyjazdem w niedzielę musiałam pracować do 22 wieczorem.
Siłą rzeczy pakowanie nastąpiło rano w dniu wyjazdu, a przedtem oboje byliśmy tak zmęczeni (Mikael dotarł autobusem po męczącej podróży w sobotę o 6 rano), że musieliśmy się wyspać.
Dojazd na Mazury nie jest może zbyt skomplikowany, ale ostatnie 1,5 godziny to już była jazda po miejscowych wąskich szosach. Niektóre mijanki do tej pory wspominam z drżeniem w nogach i w sercu. Ale do celu. Na miejscu znaleźliśmy się po południu.
Dla obojga z nas był to pierwszy raz w gospodarstwie agroturystycznym.
Trochę nieprzygotowani na to, co nas czeka, tuż przed celem pobłądziliśmy i wycofaliśmy się dopiero, kiedy prawie wkopałam auto w błotnistą kałużę. Na szczęście gospodyni była pod telefonem i pomogła nam dojechać do właściwego domu.
Na miejscu od razu oczy poszybowały mi nad wodę.
Pomijając drobne niedogodności, jak dość mały pokój, w którym mieszczą się tylko dwa wąskie łóżka, miejsce jest idylliczne i spokojne.
Do tego jezioro, kilka małych pomostów, łódka i kajaki oraz rowery – wszystko w cenie do własnej dyspozycji wczasowiczów. Można wykupić posiłki, na które się zdecydowaliśmy, są przyrządzane na miejscu, świeże i zdrowe.
Jeśli ktoś chce, jest kilka wypasionych miejsc przeznaczonych do urządzania grilla, w tym nawet jedno pod daszkiem.
Na miejscu są też konie, więc można zamówić sobie przejażdżkę lub naukę jazdy konnej, jest obok spory plac do jazd.
Obok nas zagroda dla owiec, te dopiero się drą jak opętane, meeee i beee! Dziś obudziły mnie tuż przed 7. Dzięki nim wstałam na poranną rozgrzewkę nad jeziorem.
W takich okolicznościach przyrody nie wypadało mi włączać Endomondo. Mogłam za to obejrzeć niesłychane jak dla mnie zjawisko, czyli tutejszego oswojonego młodego boćka.
Właściciele nie są zachwyceni, bo broni swojego terenu też przed dziećmi. Temu chłopcu nie przeszkadzał w łowieniu ryb, całkiem dobrze się rozumieli.
Kiedy podeszłam, próbował mnie też trochę nastraszyć, nastroszył się fukał na mnie, aż do niego pogadałam, wytłumaczyłam, że tylko mu sesję zdjęciową chcę zrobić, to się uspokoił.
Poszedł nawet dla mnie zapozować na łódkę.
Po jakimś czasie miałam chyba z pięćdziesiąt fotek bociana. Mogłam więc wrócić do zagrody.
Kiedy tylko podchodzi się do ogrodzenia, szczególnie rano przed porą karmienia, owce od razu lecą i liczą na coś. Musiałam im dziś trawki narwać i dać, to dopiero potem dostały siana.
A te dwie to mama z małą owieczką, jeszcze nie znam płci, które chodzą sobie wolno, małe ssie jeszcze matkę ale i nieźle już sobie podgryza trawę.
Wczoraj po przyjeździe już nie załapaliśmy się na jedzenie, więc pojechaliśmy 20 km dalej, do Mikołajek.
Po jedzeniu powitał nas tam wieczór.
Ale na dziś już wystarczy, bo do jutra nie skończę. 🙂
Mam już kilkaset zdjęć, więc możecie liczyć, że ciąg dalszy nastąpi.
No ja tam nie wiem, ale mama mi mowila, ze bocki cos tam zwiastuja czy przynosza, juz nie pamietam. :)))
No coś tam przynoszą, ale chyba do tego bywa potrzebne właściwe nastawienie i tak zwane warunki. A powiem Ci Aniu, że jak tu łóżka trzeba zsuwać, żeby te warunki stworzyć, to ten tego noooo ….. :)))
Cudne zdjęcia, Iw. Bociek zachwycający. Udanego urlopu.
Dzięki Zante, mnie też to wszystko ciągle od nowa zachwyca, a od wczoraj przybyło ponad 700 zdjęć. 🙂
A może pozwolą doić te owce.Owce doi się w zabawny sposób
Pozdrawiam
Jeszcze nigdy nie doiłam owiec, więc nie wiem, jak to wygląda. Tutaj tego raczej nie będzie, bo z dojrzałych owiec jest chyba tylko ta jedna z małym. Reszta to młodzież albo koziołki. 🙂
🙂 Fantastyczne zdjęcia. 🙂 Szybko oswoiłaś boćka, tylko go nie zabieraj ze sobą do domu, jako stróża… Udanego urlopu. 🙂
Tego boćka nie zabiorę, ale tak w ogóle taki towarzysz mógłby być przyjemny w gospodarstwie. Gospodarze jednak wolą, żeby dzieci były bezpieczne, dlatego chyba są zadowoleni, że po tym pierwszym dniu gdzieś sobie poleciał.
Dzięki!
cudne miejsce, choć Mikołajki już nieco mniej cudne, tłumyyy a ja wolę Mazury pustawe, mam nadzieje, że pogoda nie zepsuła Wam urlopu.
Miejsce przeurocze, cieszę się, że je wyhaczyłam zupełnie przypadkiem zresztą :).
Pogoda była, jest i będzie, Huraganów nie stwierdziliśmy, więc nie miało prawa się nic zepsuć! 🙂
Taki wypoczynek to ja rozumiem 🙂
Uwielbiam takie miejsca. I takich noclegów szukamy gdy planujemy wyjazd.
W ostatni weekend byliśmy w fajnym miejscu pod Karpaczem. Mam nadzieję, że niedługo pojawi się ono na moim blogu 😉