Nie będę udawać, że jestem jakimś sportowym guru, bo są inni, lepsi ode mnie. Taką aktywność, jak moją to oni wciągają nosem na śniadanie. Ale dla mnie jest to takie minimum aktywności, które sobie założyłam i które dobrze mi się łączy z odpoczynkiem.
Od pierwszego ranka, kiedy wstałam, widok kompletnie pustego jeziora i pomostów był dla mnie niczym magnes. Leżeć tak sobie na kocyku na takim pomoście i móc robić ćwiczenia z takim widokiem to już samo w sobie jest nagrodą za cały rok trudów w mieście!
A że wyspana dobrze słyszałam nawoływanie owiec, wystrzeliło mnie jak z procy: do tego jeziorka, do tego pomostu, do tych łowiecek piknych po drodze!
Pomknęłam tam więc kole 7 rano i zaczęłam się z zachwyconym uśmiechem rozciągać i wymachiwać kończynami, czyli robić mój rozruch poranny, już od jakiegoś czasu czynność prawie codzienną.
Podczas zejścia do jeziora obowiązkowe powitanie owieczek.
Sporo hałasu robią w okolicy wróble, robiąc naloty i spotykając się na daszku. A co jakiś czas można tu też spotkać takiego biało-czarnego zbója:
… przed którym raczej ptaszki powinny się mieć na baczności. Na szczęście wykorzystaliśmy pierwszy dzień na sto procent. Nie ma to jak rozpocząć dzień od tej porannej gimnastyki na pomoście widocznym tu z górki w tle.
W międzyczasie obserwowałam i fotografowałam poczynania bociana oraz przeloty ptactwa wszelkiego. Najwięcej oczywiście w okolicy jest mew, tych małych jeziornych, a nie morskich oczywiście.
Pierwszego dnia skorzystaliśmy też z łódki i powiosłowaliśmy w tę i z powrotem, a że jeziorko ma w sumie z 5 km wzdłuż, to i Mikael sobie nawiosłował, a i w drugą stronę ja.
Widoczna z boku kotwica okazała się dość niebezpieczna. Mimo moich ostrzeżeń Mikael musiał odnieść rany bojowe.
… czyli nadział się na nią prawie od razu przy wsiadaniu do łódki. A może po prostu chciał wypróbować mnie w roli siostry (nie)miłosierdzia. Opatrzyłam jedynym, czym miałam, czyli chusteczką higieniczną polaną zwykłą wodą mineralną i pomknęliśmy na jezioro.
Znaleźliśmy małe molo, wykorzystywane pewnie zwykle przez wędkarzy i tam zaparkowaliśmy.
Widok na nasz Dom nad Jeziorem od strony wody |
Poleżeć sobie ot tak wśród szuwarów z widokiem na niebo to jest to.
W tym miejscu zasypię Was zdjęciami z jeziora, które swoimi błękitami i zielenią powiedzą więcej, niż jestem w stanie wyrazić słowami.
Gdzieś tu ja dorwałam się do wioseł. Dobrze mi szło na tyle, że teraz mam nawet jeden odcisk na dłoni do smarowania.
Tego pierwszego dnia pojeździliśmy jeszcze po tutejszych górkach, pozwiedzać trochę okolicę.
Rowery są użytkowane przez wszystkich, toteż nie są może zbyt zadbane, ale do jazdy się nadają.
Nie do końca wprawdzie mogę zrozumieć, jak mogą tak bardzo przeszkadzać ludziom podczas wsuwania wózków i dlaczego, skoro nie mieliśmy ich jak inaczej przyczepić, wszyscy musieli korzystać akurat z tego, trzeciego pasa kolejki wózkowej, kiedy obok były jeszcze dwa – prawie nie ruszane.. Ale czy ja muszę wszystko rozumieć?
Ciągle się zastanawiam, co tu napisać o Mikołajkach, w których byliśmy głównie na kolacji od razu po podróży, czyli pierwszego dnia. Ale właściwie byliśmy tam póki co tylko przelotem. Zostawię Wam więc tylko kilka zdjęć stamtąd. Obchodziliśmy tam urodziny Mikaela, które nie będę pisać. 🙂
Urodziny zostały uczczone porządnie po mazursku. Potem obowiązkowy spacer po porcie.
Nocny most na Jez. Mikołajskim pięknie wygląda podświetlony |
Później, pewnie jutro opowiem Wam, gdzie wybraliśmy się wczoraj na wycieczkę krajoznawczą. A póki co wypuszczamy się znów gdzieś w teren.
Super widoczki, nasze Mazury są piękne, choć ciągle nie mogę jakoś tam się wybrać. Odpoczywajcie i nabierajcie sił! Ja już niestety po 3-tygodniowym urlopie w lipcu, który jakoś wyjątkowo szybko minął ;). Pozdrawiam gorąco!
Też od dawna nie byłam na Mazurach, trzeba to było nadrobić! 🙂
Mazury sa rzeczywiscie przepieknym regionem. Ale to Wasze jezioro jeziorem zostalo nazwane chyba troche na wyrost, bo wyglada jak taka winksza sadzawka. :))
Jasne, że to nasze jeziorko jest nieco większą kałużą na mapie tylu pięknych wielkich mazurskich jezior. To jednak właśnie lubię w Mazurach, że spotykają się tutaj takie olbrzymy jak Śniardwy, a zaraz obok takie jeziorko jak nasze. I każdy znajdzie wśród tego coś dla siebie. 🙂
A popływać na łódce i kajaku można i tutaj, co rzetelnie wykorzystujemy, dziś też! 🙂
A wplaw tez trenujecie? 🙂
Tego jeszcze nie ćwiczyliśmy, trochę chłodnawo jednak. Dziś za to znów przy wiosłach i to dłużej! 🙂
Mikołajki są dla mnie zbyt… turystyczne. Odpoczywałam niedaleko 😉
Lubię zahaczyć o Mikołajki latem, kiedy jestem na Mazurach, ale przebywanie tam na urlopie to chyba też nie moja bajka, bo nigdy nie byłam.
Mieszkamy ok. 20 km stąd. 🙂
"Druga pięćdziesiątka" właściciel ma z pewnością kryzys wieku.
Sidła na drągu nadają się świetnie do ćwiczeń na sucho. Pozdrawiam
Pozdrowienia
Też tak sobie pomyślałam, jakkolwiek jako nazwa łódki to dobry pomysł. 🙂
Mikael już ćwiczył tymi drągami, a jakże! 🙂
lubię Mazury, pływamy tam z Naczelnikiem ale …od 2 lat nie byliśmy.
jak tak patrzę to mi tęskno))
Ja poprzednio nie byłam chyba nawet dłużej, bardzo się cieszę, że w tym roku się wreszcie udało!
Trzeba się w końcu wybrać na te Mazury, do turystycznych Mikołajek (Mikołajków?) na przykład, bo nazwa ładna, taka kwiatowo-świąteczna. Naprawdę nie rozumiesz, dlaczego ludzie biorą wózki z tego pierwszego rzędu? Przecież to proste – bo jest pierwszy z brzegu po drodze do wejścia do sklepu. Wychodząc ze sklepu wózki zostawiają w tym pod ścianą. Napisała ta, co plastikowych koszyków używa.