Mam ostatnio bardzo dużo pracy, z którą muszę zdążyć terminowo, więc niewiele mi pozostaje energii i weny do pisania na blogu. Ale trochę spraw się oprócz pracy nałożyło. Pomyślałam więc, że w tak zwanej przerwie technicznej opowiem Wam, jak się mają sprawy naszego płotu, a raczej ogrodzenia.
Jak zapewne pamiętacie, w Wigilię 2016 w nasze ogrodzenie wjechał samochód. Pisałam o tym w poście pod tytułem Jak najechał nas Mikołaj. Po naszej stronie zniszczył sporą część narożnika, a u sąsiada całkowicie zniszczył bramę wjazdową.
Od tego czasu minęło trochę czasu, a w ubiegłym tygodniu byliśmy w kancelarii prawnej, której w ramach ubezpieczeniowej ochrony prawnej zdecydowaliśmy się oddać sprawę naprawy szkody i refundacji naprawy płotu.
Naszą sprawą zajęła się prawniczka, która od razu wiedziała, co robić. Skontaktowała się z policją, dostała numer sprawy, poprosiła o zdjęcia (hmmm, policja miała udostępnić zdjęcia na prośbę prawnika). Tak więc w ubiegłym tygodniu porobiłam zdjęcia, jak wygląda teraz płot po wypadku.
Zdjęcia porobiłam i wysłałam, a teraz czekamy aż skontaktuje się i wystąpi o naprawę szkody do ubezpieczyciela samochodu. Nawet, jeśli samochód był ukradziony, to ubezpieczenie OC, które płacił właściciel, musi ostatecznie zrefundować szkodę.
Co nie znaczy, że to wszystko wygląda tak różowo.
Na wizji lokalnej pojawił się producent płotów i powiedział, że takich w wersji ocynkowanej ich firma już nie produkuje, więc tak naprawdę trzeba będzie pewnie zamówić cały inny płot, bo przecież takiego łatanego z przęsłem w innym kolorze nie chcemy. Wymiana całego płotu z tego tytułu, nie może być jednak zrefundowana z ubezpieczenia w całości.
Jeśli jednak interesowałaby nas ta wersja, to trzeba się liczyć się z tym, że ubezpieczenie zaoferuje nam maksymalnie wyrównanie różnicy ceny płotu nowego i starego. Zależy jeszcze, jakiej wysokości będzie to wyrównanie, jak się dowiemy, będziemy najwyżej kwestionować.
Póki co czekamy więc na decyzje, ale w sumie to dobrze, że sami nie latamy i nie musimy pisać żadnych wniosków ani pism. Wszystko jest w rękach poważnej kancelarii prawnej i naprawdę zainteresowanej prawniczki.
Mimo koniecznego udziału własnego taka reprezentacja, czyli prawna ochrona ubezpieczeniowa (tzw. Rechtsschutz) się więc opłaca.
Poza tym jako klient reprezentowany przez kancelarię jest się automatycznie inaczej traktowanym, niż jako osoba prywatna. Oni po prostu wiedzą, że z kancelarią trzeba się liczyć.
Nie wyobrażam sobie teraz jeszcze oprócz innych obciążeń zajmować się korespondencją z ubezpieczycielem. Cieszę się więc, że możemy się odprężyć i zajmować w tym czasie innymi sprawami, których i tak jest dość.
W takim razie życzę aby sprawa szybko się rozwiązała, na wiosnę stał nowiuśki ładny płot i żebyście odetchnęli z ulgą. 🙂
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Mam nadzieję, że do wiosny wszystko będzie załatwione. Mój partner bierze to na luz, mówi, że po to właśnie ma ubezpieczenie, żeby się nie przejmować takimi sprawami. I słusznie! 🙂
pozdrowienia i dla Ciebie
Rechtsschutz trzeba miec! Ile ja spraw nawygrywalam, na ktore normalnie nie byloby mnie stac. A wiesz juz, w jakiej ubezpieczalni mial polise sprawca?
Na szczęście mamy, ja też jestem tym objęta. Tego nie wiem (i nie muszę wiedzieć, w końcu to nie my załatwiamy, tylko prawniczka), ale większość ma tu ubezpieczenie w Alliance.
I oczywiście, że jestem o niego spokojniejsza, że ten Rechtsschutz mamy!
Dobre i wyrównanie, to zawsze trochę pieniędzy do wydania mniej.
Zobaczymy, co z tego na koniec wyjdzie. Póki co czekamy, co załatwi prawniczka. 🙂
Jeśli jest dobry ubezpieczyciel to żadna szkoda nie jest straszna – wiem co mówię:) Zalało mi kuchnię i kilka frontów meblowych nie nadawało się do użytku – ubezpieczyciel kazał mi wymienić wszystkie 🙂 i za wszystkie zapłacił. Teraz już wiem co co płacę ubezpieczenie 🙂
Ubezpieczyciel musi pokryć koszty, nie ma wyboru. Zobaczymy, co wywalczy dla nas kancelaria prawna, ale jesteśmy dobrej myśli. Zdecydowanie lepiej mieć ubezpieczenie, niż go nie mieć! 🙂
To prawda, trzeba miec ubezpieczenia i zdecydowanie lepiej pod kazdym wzgledem jak taka kancelaria prawna to zalatwia. Nie mieliscie chyba w najblizszym planie zmiany ogrodzenia, ale jak trzeba to trzeba.
Kiedy się to ubezpieczenie płaci rok w rok i nic się nie dzieje, czasem człowiek narzeka, a na co mi tyle tego. Ale kiedy się zdarzy taki pech, na który nikt przecież nie ma sposobu, wtedy człowiek może odetchnąć i ucieszyć się, że jednak był zapobiegliwy. :)!
Wybacz Iw, ale jeśli to nie dotyczy koloru paznokci to kompletnie nie mogę się skupić:-)) Ja takie sprawy zostawiam na głowie faceta i oddalam się kurcgalopkiem, no, okropna jestem. Pozdrawiam:-)
Przez wiele lat zajmowałam się takimi sprawami, a więc i teraz się nimi interesuję, podkreślam: interesuję, a nie zajmuję. Cieszę się, że mój się tym zajmuje. A zdjęcia to ja zawsze chętnie i przy każdej okazji zrobię. Ale poza tym nic nie muszę. Wreszcie! I to jest piękne.
Ja w ogóle nie wiem jak takie sprawy załatwiać. A nawet gdybym wiedziała, to udaję, że absolutnie nie mam o niczym bladego pojęcia;D
Przecież ja też nie załatwiam, ale zawsze z ciekawości chcę wiedzieć, co jak i dlaczego. 🙂
Wydawało mi się że na zachodzie to wszystko działa lepiej. Chyba to jednak prawda
Mam wrażenie, że działa i to nieźle. Tyle się w ubiegłych latach nacięłam na tzw. fachowców w swoich dziedzinach, którzy brali wprawdzie pieniądze, ale nie wykonywali swoich usług, albo wykonywali słabo, że teraz jeszcze nadal trochę dziwi mnie, kiedy coś się udaje a ktoś wykonuje swój obowiązek.
Chciałabym już przestać się dziwić. 🙂