Życie to nie je bajka. Wiedza ta jest raczej powszechnie znana.
To, że nadal udaje się nam jeszcze za dzieciaka wciskać te wszystkie bajeczki Disneya czy inne, w których piękny (a czasem i mądry!) królewicz ratuje z opresji biedną uciemiężoną księżniczkę, mimo wszystko jednak ryją młody mózg.
Ale ja dziś nie o tym. Dzisiaj chcę Wam opowiedzieć, co mi się ostatnio zdarzyło.
Bo u mnie proszę Państwa to nie taki tam jakiś pech czy coś. Tylko jak już przychodzą nieszczęścia, to stadami.
Czyli w krótkim odstępie czasu nadchodzi i sieje zgrozę pełen pechowy cykl.
Tym razem ofiarą padła: moja stara (ale do niedawna jeszcze na chodzie) kamera Sony, krótko po tym ostatni dech wydała moja ukochana lustrzanka (eksploatowana dość intensywnie od ponad 10 lat, ale wydawała się niezniszczalna). A na koniec ukradziono mi mój cudowny rower typu miejski góral KTM (czyli nadający się do jazdy po mieście, ale z grubymi oponami dobrymi też do jazdy po bezdrożach).
Jednym słowem paskudna kumulacja.
Kamerę i lustrzankę próbowałam naprawiać w serwisie, będąc ostatnio w Warszawie. Niestety koszt ich naprawy (każda sztuka po 600 zeta) przekroczył zdroworozsądkowe ramy. Bo lepiej już mi będzie te 1200 zeta zainwestować w nowy sprzęt.
Każdą rzecz z osobna można sobie kupić raz na parę lat, chociaż są to rzeczy drogie. Nie ma problemu, nawet nie na raty, umiem sobie odłożyć i potem kupić to, co potrzebuję. Ale kiedy nagle popsuje się nam tyle sprzętów na raz, robi się niefajnie, bo podobnie jak nieszczęścia, także wydatki nagle się kumulują. A przynajmniej, gdyby się chciało kupić wszystko na raz. Najpierw miałam taki ambitny plan, ale mi trochę przeszło, kiedy sprawdziłam ceny tych sprzętów, które mnie interesują. Przyjdzie więc dokonać wyborów.
Aparat to dla mnie rzecz wręcz niezbędna, czerpię z robienia zdjęć wiele radości, spełnienia, zdjęcia to główny element wypełniający moje twarde dyski, a nawet kilka albumów. Mam nawet w przygotowaniu wpis o tym, jak to u mnie jest z tymi zdjęciami…
No ale.
Mam siedzącą pracę. Choćbym nie wiem, w którą stronę się obróciła, nie zmienię tego i chyba nawet nie bardzo chcę. Jednocześnie czuję wielką potrzebę, żeby wybrać się codziennie, o ile tylko pogoda pozwala, na jakąś małą wycieczkę. Ostatnie dni dużo spacerowałam. A dużo to tak ok. 10 km dziennie. Na rowerze robiłam średnio między 12 a 18 km dziennie. I powiem szczerze, o ile przejechanie tego kilometrażu na rowerze nie sprawiało mi większego trudu, to już przejście ok. 8-10 km dziennie to spory wysiłek, zajmuje dużo czasu i wracam po tym jak koń po wyścigu. Nie mówiąc już o tym, że czasem muszę sobie po prostu przysiąść gdzieś po drodze, bo dopada mnie zmęczenie. Ma to pewien związek z tym, że ostatnie trzy tygodnie, zanim znów zaczęłam się ruszać, miałam trochę problemów zdrowotnych i przestałam zarówno jeździć, jak i chodzić na dłuższe dystanse. Ale fakt jest faktem, zaczyna mnie to męczyć.
I tak oto, częściowo na spontan, częściowo intuicyjnie dokonuję już w środku wyboru, że moim pierwszym zakupem z listy najważniejszych przyjemności będzie jednak rower.
O innych rzeczach napiszę innym razem, ale tym razem chcę się pożegnać z moim rowerem.
Ten rower marki KTM był dla mnie wielką radością. Nie jestem fachowcem, nie będę Wam opisywać, jaki to był dokładnie typ KTMa, chociaż mogłabym zerknąć na rachunek, pamiętam jedynie wygodną przerzutkę shimano, automatyczne światło, które zapalało się i gasło pod wpływem dostępnego światła. I to, że kiedy na niego wsiadałam, jechał mi prawie sam… To był mój pierwszy tak dobry rower.
A tu kilka ostatnich zdjęć z moim kochanym rowerem… Pożegnajmy go wspólnie.
I tak sobie myślę, że po opłakaniu i odżałowaniu powoli chyba powinnam zacząć myśleć o sprawieniu sobie nowego roweru, bo jazdy na nim nie zastąpią spacery.
U mnie tak samo, jak już pech to fala za falą. Jedno się zacznie psuć i zaraz kolejny problem, bo one to lubią w stadach chadzać. Przykro mi, bo ja i kocham fotografować i jeździć na rowerze. Mój aparat coś ostatnio się buntuję, ale mam nadzieję, że jeszcze będzie dawał radę. Wspólnie z Tobą pożegnam Twój rower, który tak naprawdę jest też towarzyszem. Życzę, by jak najmniej takich sytuacji Cię spotykało, posyłam ogrom dobra. <3
Dziękuję za ogrom dobra, przyjmuję z podziękowaniem. I za pożegnanie razem ze mną moich wiernych towarzyszy: roweru i aparatu…. Mam nadzieję, że niedługo dorobię się nowego roweru i aparatu, ale póki co jeszcze nie przeszedł mi żal za poprzednimi. W takich momentach czasem sobie myślę, jak strasznie muszą się czuć ludzie, którzy na skutek jakichś życiowych tragedii, jak pożar lub powódź, tracą naprawdę wszystko, to musi być straszna trauma… Moje traumy są mniejsze, takie bardziej codzienne, a mimo to dla mnie dość mocno odczuwalne, bo diametralnie nagle spadła mi jakość życia. Pozdrowienia i uściski dla Ciebie, moc dobrych wibracji również… Czytaj więcej »
Dobry rower to ważna rzecz. Mąż namawia mnie na nowy, ale jednak więcej chodzę, może dlatego, że w pracy nie mam go gdzie zostawić, a poza tym, zanim wyjmę go z piwnicy, to już wolę na piechotę…
Dojazdy rowerem do pracy nie zawsze są wygodne i praktyczne, szczególnie, jeśli nie ma go tam gdzie bezpiecznie ustawić, przypiąć czy schować. Ale już na wycieczki po pracy czy w dni wolne nie wyobrażam sobie wręcz życia bez roweru.
Można też kupić używany, wtedy mniej strachu o kradzież.
Pozdrowienia
Jak z tego faktu widać, nie tylko Ty byłaś wielbicielką tego typu roweru. Mojej córce też ukradli rower i to już dwukrotnie- jeden raz z „zamkniętego” podwórka, czyli była to kradzież „sąsiedzka”. Niedawno ukradli jej drugi rower, tym razem ” z ulicy”..
I chyba nadal będę zwolenniczką KTMa. Tylko będę go bardziej pilnować i lepiej zabezpieczać.
Doszłam do wniosku, że mój kolejny rower ubezpieczę i chyba dołożę jeszcze do niego głośny alarm! 🙂 Bo są teraz i takie opcje.
Niestety rowery kradną, ale u nas z piwnicy rowerowej jeszcze nigdy nic nie zniknęło, dzielą ją od podwórka dwie pary drzwi, z tego jedne regularnie zamykane na klucz.
Uściski Annabell
Chyba by mnie krew zalała jakby mi skradziono rower. To mój środek lokomocji nie tylko przyjemności. Co prawda mam jeszcze motorower na dłuższe dystanse i na zakupy, ale sama wiesz, że normalnego roweru nic nie zastąpi. Zapinam go na najgrubszy łańcuch jaki w tej chwili można dostać w sklepie, a do tego dokładam jeszcze blokadę na koło, mały U-lock. Ten drugi zwłaszcza polecam Ci w rozmiarze XXL abyś mogła go do czegoś przypiąć. Żeby to ukraść, złodziej musiałby mieć poważnych rozmiarów sprzęt i narobić dużo hałasu. Cienką linkę przecina się w sekundę dobrym sekatorem. Raz tutaj próbowano mi ten rower… Czytaj więcej »
Teraz to ja już też będę mądra i założę pewnie jak Ty dwie blokady, i koniecznie będę przypinać do słupka oprócz tego, że bardzo grubym łańcuchem zepnę koło z ramą. Tym razem spięłam jak zwykle ramę z kołem, i niestety zamek był z tych nie najlepszych (po tym jak do ostatniego zgubiłam kluczyki i musiał zostać przecięty, nie dokupiłam na czas lepszego mocnego łańcucha – moja wina niestety). Mój niedoszły teść ma nawet taki głośny alarm jak do samochodu, może to jest wyjście oprócz łańcucha… Bo żal naprawdę jest wielki i brak możliwości ruchu to okropieństwo. Na czas oczekiwania na… Czytaj więcej »
Znowu liczę, liczę, liczę, liczę, liczę życie Tyle miałam, tyle miałam, tyle mi umarło A teraz wkładam nowy problem na głowę Czy nowy aparat, czy nowy rower? … Choć nie mam na Twą decyzję wpływu To rower uważam za mądry wybór … to automatyczne światło mi się podoba, ale ja mam inne rozwiązanie u siebie: oldskulowe, starożytne wręcz dynamo… nie widziałem tego rozwiązania mnóstwo lat i gdy je ujrzałem to po prostu musiałem mieć rower w to ustrojstwo wyposażone… zresztą to nie chodzi tylko o sentyment, tylko o inklinacje do odkładania zmieniania baterii „na jutro” i w efekcie na poprzednim… Czytaj więcej »
Ano niestety są momenty w życiu, kiedy nadchodzą same straty, lub ich wiele. I jakoś trzeba je ogarnąć. Dynamo miałam w poprzednim rowerze, ale jeździło mi się na tyle ciężko z nim włączonym, że z ulgą przeszłam na to światełko z bateryjką. W nowym będzie to więc na pewno na baterię. Mam w pobliżu sklep-serwis, gdzie mi to w razie potrzeby wymieniają, skoro już będę tak leniwa (a jestem). Niestety robienie zdjęć, a więc aparat to dla mnie bardzo ważna część mojego życia. Prawie tak ważna jak rower. Na szczęście chwilowo mam aparat w komórce, więc rower uznaję za bardziej… Czytaj więcej »
Aj waj :/ A ja raptem kilka dni temu dumałam nad tym, czy aby nie wyprowadzić swojego roweru pod osłoną nocy i nie porzucić go koło śmietnika. Tylko mi miejsce zajmuje w łazience. Kapeć w obu kołach, przyrdzewiało mu się, gdzie tylko mogło… Aż mi się teraz wstyd zrobiło, kiedy tam czytam :/
No skoro nie jeździsz, to możesz porzucać. A ja mój uwielbiałam i nadal mi go brak (chlip, chlip)…
Jazda na rowerze jest dla mnie jedną z dwóch najprzyjemniejszych rzeczy do robienia w czasie wolnym. Stąd ten ból. 🙂
Pozdrowienia dla biednego roweru… I dla Ciebie oczywiście też!
Jak się psuje to cały ciąg wydarzeń potem podejmowanie decyzji i co wybrać nie jest łatwe.
Najgorsze jest to, kiedy taka seria przychodzi akurat w czasie, kiedy człowiek i tak jest mocno zajęty i przeciążony i zupełnie nie ma ani siły, ani czasu na zajmowanie się szukaniem nowego sprzętu… Ale już troszkę się rozglądam. Może niedługo przybędzie jeden z upragnionych sprzętów! 🙂
Jak sama wspomniałaś kamera i aparat miały już swoje lata, więc to bardziej sprawa zużycia sprzętu niż pecha. Zupełnie inaczej przedstawia się sprawa roweru, bo on został skradziony. Będąc w Twojej sytuacji też zaczęłabym od kupna roweru, potem nabyłabym aparat, a z czasem, gdy finanse pozwolą kamerę. Życząc by przykre zdarzenia się nie kumulowały, pozdrawiam i trzymam kciuki za nowy rower.
Na razie udało mi się pożyczyć i serswisuję pożyczony rower. Taki typ roweru, jaki chcę, niestety będzie wyprodukowany dopiero na początku przyszłego roku, w bieżącym roku mój rozmiar i typ już został wyprzedany. Tak więc na razie zadowolę się starszym, naprawionym rowerem, a jednak udam się na poszukiwanie aparatu… W sobotę już widziałam coś fajnego :)!
Dziękuję Iwonko, też mam nadzieję na lepszy czas przede mną
Przykre, ale te straty to tylko rzeczy. Najważniejsze i pocieszające niech będzie, że najbliżsi ludzie mają się dobrze:). Ściskam Iw, Ela 🙂
WIesz Elu, teoretycznie to tylko rzeczy. Ale akurat i rower i aparat oznaczały dla mnie dwa moje najważniejsze hobby i odskocznię od codziennych trudów, pracy i stresów. I dlatego to coś o wiele więcej, niż dwa drogie przedmioty. U mnie rower nie stoi przez większość roku i nie czeka, aż łaskawie na nim pojadę. Ja na nim w Bremerhaven jeżdżę praktycznie codziennie – na spacer, na zakupy, na pocztę, do urzędu, bo parkowanie w centrum to niepotrzebny stres, koszt i problem z miejscem. A zdjęcia przenosiły mnie w inną krainę, gdzie jestem tylko ja, świat i soczewka aparatu. Mam w… Czytaj więcej »
Moja znajoma w takich momentach kumulacji nieszczęść mówi, że to dlatego, że planety się cofają. Życzę Ci, aby te, które krążą nad Tobą jak najszybciej zawróciły z wstecznego biegu i już nigdy na niego nie wracały.
To niech te planety już wrócą na swoje miejsca! Dziękuję, niech się spełnia!
No nie, chamstwo, że ukradli!! Nie znalazł się (oczywiście, choć niestety Beatko!!) A ten rower to był stary czy nowy? Pytam, bo ja jeżdżę takim wieloletnim, wysłużonym właśnie dlatego, żeby mi nikt go nie zwinął. Mam też nową damkę, ale powiem Ci, że jakoś wolę tego staruszka.
Zgadza się, chamstwo straszne! Nieodżałowany mój KTM miał w sumie dwa lata, był tylko lekko poobijany, jak dla mnie nówka sztuka. Bardzo za nim tęsknię nadal. Był lekki, wygodny, idealnie wyprofilowany dla mnie i to były cechy roweru, który od zawsze chciałam mieć a miałam dopiero teraz. Obym dokupiła sobie równie dobry (ale to na początku 2020). Tera będę miała do dyspozycji taką wysłużoną, pożyczoną damkę, niestety trzeba jej było wymienić obie dętki i dołożyć hamulec, bo taki tylko w pedałach (że się naciska do tyłu te pedały) nie jest zbyt bezpieczny. W poniedziałek lub wtorek go odbieram i myślę,… Czytaj więcej »
Cóż, pożegnanie z rzeczami równie trudne jak z ludźmi, ale skoro nic nie trwa wiecznie, wypada przyjąć do wiadomości. Taka kolej rzeczy. A ja zachwycam się okolicą, jest piękna!
serdeczności zasyłam
Dzień dobry 🙂
Faktycznie takie pożegnania bywają bolesne, może dlatego, że czasem rzeczy dają nam nawet więcej, niż ludzie :).
Uwielbiam tę moją okolicę naprawdę. Miło mi, że mogę się nią podzielić chociaż zdjęciowo lub czasem w formie filmików.
Pozdrowienia serdeczne 🙂