Święta Góra Grabarka jest dla wiernych prawosławnych tym samym, czym Częstochowa dla katolików. Miejscem kultu i pielgrzymek osób wyznania prawosławnego z całej Polski i okolic. Bo tuż za granicami znajduje się Białoruś, również z przewagą ludności wyznania prawosławnego.
Na świętej Górze Grabarce znajduje się Monaster Świętych Marty i Marii. Poniżej główna i najbardziej znana Cerkiew monasterska.
Ale na ten widok najpierw trzeba sobie zapracować, czyli najpierw wspiąć się po tych wysokich schodach.
Na szczycie główna cerkiew, czyli Cerkiew Przemienienia Pańskiego.
Trochę historii
*W 1710 r. okolice Siemiatycz dziesiątkowała epidemia cholery. I to właśnie wtedy pewien starzec doznał objawienia, w którym zobaczył Świętą Górę, na której ludzie mieli znaleźć ratunek. Uroczysko Suminszczyzna, bo tak nazywało się pierwotnie miejsce, gdzie w podzięce za wyratowanie wdzięczny okoliczny lud wzniósł skromna drewnianą kapliczkę p.w. Przemienienia Pańskiego. Nieco później, bo w roku 1789 powstała na tym miejscu nowa większa cerkiew p.w. Przemienienia Pańskiego. Obecnie jest to miejsce kultu Jezusa Chrystusa i świątynia wotywna, czyli taka, w której wznoszone są prośby głównie o uzdrowienie, lub składane podziękowania za boską pomoc.
W wyniku generalnego remontu świątyni w 1884 roku została wzniesiona zupełnie nowa cerkiew. I już w XIX wieku była ona tłumnie odwiedzana przez nie tylko przez wiernych prawosławnych, ale też wyznania rzymsko-katolickiego.
Cerkiew przetrwała nienaruszona jako świątynia cmentarna pierwszą wojnę światową. Podczas drugiej wojny światowej ze świątyni zdjęto i zakopano celem ukrycia dzwon, a sosny pochyliły się nad nią chroniąc przed wścibskim wzrokiem okupanta.
Niestety to nie koniec historii przetrwania. W 1990 roku w nocy z 12 na 13 lipca cerkiew strawił do cna pożar. Z pożaru ocalała tylko szczątkowo centralna część Ewangelii i dwie ikony, w tym Św. Mikołaja i Chrystusa Zbawiciela. Jeszcze w tym samym roku wbudowano kamień węgielny pod budowę nowej Cerkwi i została ona ukończona i wyświęcona w roku 1998. Kamienny mur wokół świątyni i schody zostały wzniesione praktycznie rękami wiernych, po tym jak w tymże roku J. E. Metropolita Sawa poprosił wiernych, żeby na święto Przemienienia wraz z krzyżami przynosili ze sobą kamienie.
Święto Przemienienia, o którym często mówi się często też Święto Spasa (od słowa spasat’, czyli ratować, zbawiać), przyciąga prawosławnych katolików z całego kraju i okolicy. Odbywa się ono i jest wtedy odwiedzane przez tysiące wiernych w dniach 18 i 19 sierpnia. Właśnie wtedy Świętą Górę Grabarkę pielgrzymi odwiedzają najliczniej.
Część przyjeżdża już 18-tego i zostaje na mszę poranną, która odbywa się rano 19-tego sierpnia.
Pielgrzymi podczas tej mszy przechodzą na kolanach wokół świątyni.
W taki sposób zostały uchwycone obchody święta w roku 2017 (Strona i filmy).
***
Wrażenia osobiste
Tymczasem my przyjechałyśmy w pierwszy bezdeszczowy dzień ciesząc się, że tym razem pogoda nam sprzyja.
Podjeżdżałyśmy na całkowicie pusty plac pod Grabarką. Zaraz za nami podjechał drugi samochód z parą ludzi. I przez większość pobytu byliśmy na górze tylko my czworo. Teraz pokażę Wam jak to wygląda Grabarka moim okiem. Naprzeciwko świątyni stoi taka oto świątynia otwarta choć zadaszona, świetnie nadająca się do obchodów mszy z większą ilością wiernych.
A tak to wygląda z tyłu – widok na cerkiew.
A to już ujęcie zza tego zadaszenia, z dołu.
I jeszcze jedno, dla którego trzeba było stanąć tyłem do cerkwi.
Kiedy odwiedzałyśmy Grabarkę, drzwi do świątyni były zamknięte, tylko zewnętrzne odrzwia były uchylone.
Otwarty był tylko przedsionek. A w nim przepiękne malowidła. Na suficie i na wszystkich ścianach.
We wnętrzu cerkwi, czyli kaplicy zdjęć robić nie wolno, co dostrzegłam dopiero po zrobieniu zdjęcia wnętrza (oczywiście bez lampy błyskowej, o tym pamiętam przy wszystkich zdjęciach starszych czy obiektów historycznych i sakralnych).
Pokazuję zatem to jedno zdjęcie, bo później już się zorientowałam i dalej zdjęć nie robiłam.
Chyba najbardziej nieznanym a stąd dla rzymsko-katolików elementem są zniesione i ustawione na Świętej Górze krzyże wotywne. Wolne jest tylko miejsce dla wiernych otoczone długą ławą.
Cała reszta góry pokryta jest krzyżami.
To z nimi od setek lat przychodzą na Grabarkę wierni.
Na każdym krzyżu przede wszystkim widnieje modlitwa Jezu uchroń.
A oprócz niej szczegółowe prośby do Chrystusa kierowane od lat przez wszystkich wiernych.
Na zdjęciu powyżej widać jeden z krzyży, jak przypuszczam nadpalony podczas pożaru w 1990 r.
Nowe krzyże stoją pomiędzy starymi.
A wszystkie tworzą jeden wielki las krzyży.
Na wielu z nich zawieszone są różańce.
Albo kolorowe chusty czy taśmy, też jako wota.
I moja Mama po dłuższym namyśle umieściła tutaj swój różaniec.
Z tyłu za świątynią znajduje się cmentarz.
Idąc od cmentarza w górę można dojść do kolejnych zabudowań.
Tę cerkiew znalazłyśmy zamkniętą, jeszcze kilka zdjęć poniżej. Cała osada wraz z dwoma domami pielgrzyma nosi nazwę Grabarka-Klasztor.
Cerkiew Ikony Matki Bożej „Wszystkich Strapionych Radość” |
W tym budynku można kupić pamiątki.
Wyżej od cerkwi głównej znajduje się kolejna. Nic nie wiem o jej historii, pokażę więc tylko zdjęcia.
Na zdjęciu poniżej moja Mama podchodzi do tej świątyni.
U stóp świątyni, czyli u podnóża Świętej Góry płynie rzeczka czy strumyk, w którym w XVIII wieku mieli się obmyć uciekający przed epidemią cholery ludzie.
Studnia cudownego źródełka Grabarka |
Rzeczka płynie za tą budowlą, zresztą niezwykle pięknie ozdobioną również od wewnątrz.
Mieści się w niej dla ułatwienia pompa ręczna, przy pomocy której można napompować święconą wodą przyniesione ze sobą lub kupione w sklepie z pamiątkami butelki. Inni idą wprost do płynącego obok źródełka – rzeczki i nabierają wodę stamtąd.
Wejście na górę idzie przez równie piękną kutą bramę.
Same wejścia również są ozdobione wzorami umieszczonymi na błękitnym tle.
Zaraz po wejściu przez furtkę rozpościera się przed nami wysokie wejście na górę.
Pod koniec pobytu wrzuciłam do skrzynki kartki pocztowe dla Mamy Mikaela, wielu ludzi jeszcze na nie czeka, toteż chciałam jej zrobić przyjemność.
Zejście w dół, to ponowne spojrzenie na wysokie schody.
Oraz okazja, żeby jeszcze raz popatrzeć na piękne malowidła w bramie oraz w budowli obok źródełka.
Nawet przy takiej pogodzie z przyjemnością chwytałam każdy kolor w obiektyw.
Mój obiektyw musiał też uchwycić malowidła w studzience.
Zresztą zobaczcie sami, co tam jest na suficie:
I na ścianach.
I jeszcze widok na schody z dołu.
Zalecenie nadzwyczaj słuszne, żeby zdejmować etykiety, (aby potem nie spływały rzeczką):
Nie mogłam przestać robić tutaj zdjęć. Takie światło nie zdarza się na co dzień.
I tym widokiem pożegnałyśmy się z Grabarką.
Na parkingu wsiadając do samochodu wymieniłyśmy grzeczności z parą z początku zwiedzania.
Mama szczególnie dopytywała się o zdrowotne właściwości tutejszej wody i czy państwo już może próbowali. Na to ja, że chyba raczej taką wodę mimo że ze źródełka, warto jednak przegotować.
Na to Pan lekko się zamyślił, po czym odpowiedział:
– Ale nie wiadomo, czy się od tego świętość nie wygotuje.
Jeśli spodobał Ci się ten wpis, zachęcam do zajrzenia do wcześniejszego, opisującego inne cerkwie na Podlasiu. Przypominam, że do Grabarki pojechałyśmy wprost z Kleszczeli, gdzie obejrzałyśmy piękną cerkiew z błękitnymi kopułami.
*Większość podanych niżej informacji zaczerpnęłam od osoby świetnie zorientowanej, Autorki bloga: bialystoksubiektywnie.com. Tu znajdziecie Jej wpis o Grabarce.
Pięknie to wszystko wygląda, drzewo i drzewo, takie naturalne…
U nas takich Cerkiew się nie spotyka…
Pozdrawiam 🙂
No właśnie, ja znam tylko jedną cerkiew w Warszawie i na tym koniec. A tam ich całe mnóstwo, bo i wyznawców większość. Kościołów katolickich po jednym może na jedno większe miasto, a cerkwi znacznie więcej. 🙂
Ale widać, że żyje to wszystko w symbiozie.
Pozdrowienia Krysiu
Myślę, że to musi być duże przeżycie zobaczyć tyle krzyży. Na mnie nawet na zdjęciach robią wrażenie, a co dopiero w rzeczywistości. Wspaniała była ta wasza wyprawa, przypomniałam sobie, że i my planowaliśmy z mężem wybrać się do Grabarki w te wakacje, ale inaczej się ułożyło. Szkoda… Pozdrawiam serdecznie
Też jesteśmy nadal pod wielkim wrażeniem Grabarki i to był dobry cel na wędrówkę. Cieszę się, że udało mi się zwiedzić to miejsce i to z mamą. 🙂
Może za rok i Wam się uda. Za to Wy do Świątyni Wang dotarliście, a ja tam dawno nie byłam.
Pozdrowienia serdeczne!
Klimatycznie:-+ Chętnie pojadę, co obiecuję sobie od niepamiętnych czasów. W moim mieście jest jedna cerkiew, wygląda przepięknie, a co wieczór jest dodatkowo oświetlana. Kiedyś cerkwi było kilka. Mieliśmy też Wielką Synagogę, wczoraj minęło 78 lat od jej wysadzenia przez Niemców. Niestety, nigdy nie została odbudowana.
Podjechać to się tak na szybko nie da. Tam się jednak trzeba wybrać i to najlepiej co najmniej na kilka dni, żeby dać radę poczuć ten klimat i obejrzeć trochę więcej cały rejon. Szkoda tych poniszczonych w wojnie skarbów, budynków, całych miast. Nie potrafię zrozumieć, jak niektórym grupom może zależeć na wywołaniu ponownych konfliktów!
– Ale nie wiadomo, czy się od tego świętość nie wygotuje… Odpowiem temu Panu w ten sposób: Według wiary waszej niech wam się stanie! (Mt.9;29) 🙂
Aż tak głęboko w kwestie wiary przyznam, że nie wchodziłam. Ale dziękuję za wskazanie miejsca w piśmie świętym. A Pana już nigdy raczej nie zobaczę, więc i mu nie przekażę. Mogę mamie jedynie, która twierdzi, że jej trochę bóle stawów po wypiciu wody zmniejszyły.
obiecuje sobie że też zobaczę, w tylu niezwykłych miejscach jeszcze nie byłam w kraju tutejszym ))))dzięki
No właśnie,.ciągle jeszcze jest coś do odkrycia! I ja z przyjemnością podążam za Wami w odkrywaniu miejsc zwiedzonych przez Was.
A to miejsce bardzo polecam!
czyli taka "Ślęża", tylko według nowszej, napływowej wiary…
to wygotowanie się świętości chyba nie powinno być takie złe, w końcu w ten sposób dzielimy się nią z innymi… tak sobie pomyślałem, że można by nastawić wielkie kotły z tą wodą, zagotować na ogniskach i zainstalować wielką dmuchawę w kierunku Puszczy Białowieskiej… zaś gdy opary dotrą na miejsce, ogarną operatorów harvesterów, którzy z płaczem porzucą swoje machiny zbrodni, by nigdy już do nich nie powrócić…
p.jzns :)…
A ja z kolei w Ślęży nie byłam a nawet o niej nie wiedziałam, dziękuję, może za jakiś czas i tam się wybiorę.
Ach gdyby tak to było możliwe sama bym w nalewaniu do tych kotłów chętnie pouczestniczyła!
Mam prawosławnych sąsiadów(Jehowych też, taka ekumeniczna klatka schodowa) i jeśli się nie mylę, pochodzą z okolic Grabarki.
Na mojej drodze spotkałam dziewczynę Świadka Jehowy, w prywatnych kontaktach bardzo miła osoba.
Prawosławnych sąsiadów do tej pory nie miałam, ale w Bremerhaven mają też silną gminę i bardzo porządną cerkiew sobie sami z własnych datków zbudowali. Cieszą się tam bardzo dobrą opinią, że są pracowici i umieją zarobić na to, co chcą. I wtedy ich stać.
Jak tam ladnie, jak czysto…
Faktycznie wszędzie czyściutko i porządnie 🙂