Blog

Żarty się skończyły, przede mną znów urządzanie

10 września 2017
Jeszcze pół roku temu wizja kolejnej dużej zmiany w moim życiu powodowała, że chciało mi się uciekać jak najdalej i to z krzykiem. Ale kiedy przyszedł czas wielotygodniowego waletowania u przyjaciół, po jakimś czasie dotarło do mnie, że to dla mnie najlepsze rozwiązanie.

Rozważania przed zakupem
Czyli że będę w moim rodzinnym mieście pomieszkiwać częściej, niż mi się wydaje. Bo a to praca (na razie tu mimo wszystko ciągle jeszcze mam więcej lepszych zleceń), a to jakieś sprawy urzędowe do załatwienia (też na razie w Polsce prowadzę działalność, czyli firmę).

Albo zwykła przecież chęć spotkania się z mamą czy z córką. 

A tu klops. Bo warunki do przespania się dzień czy dwa zapewni mi łatwo każdy hotel, a i przyjaciele nadal chętnie mnie przyjmują, czyli widać nie narozrabiałam za bardzo ostatnimi razy. Ale to się stało zbyt częste i męczące już nie tylko dla przyjaciół, ale i dla mnie.

Niestety zbyt długie przebywanie nawet z własną rodziną pod jednym dachem na zagęszczonej powierzchni nie prowadzi do wzrostu miłości wzajemnej, a tylko do wzajemnego wk…rwienia. Dlatego też udałam się po rozum do głowy i po długich przemyśleniach postanowiłam kupić mieszkanie. Dom już miałam i teraz też w Niemczech też mam w sensie, że tam mieszkam. I jestem chyba jedyną osobą, którą znam, która jeździ do Polski, żeby tu zarabiać. Przynajmniej póki co przez ostatnie miesiące. No ale takie są fakty, a z faktami się nie dyskutuje.
Z czasem w Warszawie będę jednak z czasem bywać znacznie rzadziej (mam taką nadzieję), jak już wreszcie tam się lepiej z pracą ułoży.

Mieszkanie w Warszawie oprócz wartości czysto mieszkalnej traktuję także m.in. jako lokatę, mam nadzieję, że słusznie. A głównie jako swoje miejsce tutaj do pomieszkiwania, do pobycia, do pracy (bo przecież tłumacz bierze zawsze swoją pracę ze sobą), do przespania się przez kilka nocy. A z czasem mogę przecież i wynająć.

Szukałam i oglądałam wiele mieszkań już w kwietniu, potem w maju. I jakoś tak w czerwcu po obejrzeniu kilku lokali podjęłam decyzję, i jest!
Decyzja
Pierwsze pytanie, które zawsze w takich momentach się pojawia, to czy nowe, czy używane.
Opowiem wam dlaczego wybrałam stan deweloperski, a nie mieszkanie używane.
Do tej decyzji przekonała mnie głównie konieczność usunięcia najpierw poprzednich elementów wyposażenia w mieszkaniach używanych. Uznałam to w ogólnym rozrachunku za niepotrzebny wydatek i jednak zdecydowałam się na mieszkanie w stanie podwyższonym deweloperskim. Oprócz gładzi i tynków na ścianach mam kaloryfery, parapety, gniazdka elektryczne i wykończony balkon i garaż.
Decyzję moją wzmocniło obejrzenie w internecie i na żywo kilku mieszkań w interesującym mnie rejonie, które były w odpowiedniej dla mnie czyli realistycznej cenie i były wyposażone tak, że wyobrażałam tam sobie siebie. Niestety każde z nich po bliskim obejrzeniu okazywało się i tak mieszkaniem do remontu, czyli takim, w którym musiałabym wszystko lub większość zmienić. 
A i tak wszystkie były do odświeżenia. 
A te, które były w przyzwoitym stanie, znacznie wykraczały poza moje finansowe ramy. Ogólnie stwierdziłam, że w większości mieszkań i domów (kilka też oglądałam dla porównania) panuje albo moda z dnia kiedy dom został wybudowany i wyposażony, czyli spóźniona o jakieś 20-30 lat, w dodatku wyceniana nadal bardzo wysoko przez właścicieli. 
I nawet nowe elementy wykończenia jakoś nie współgrały z moim poczuciem estetyki. Jaskrawe zestawienia kolorów mogą być fajne dla właściciela, który uwielbia mocny pomarańcz czy czekoladowe sufity, albo czarne schody, ale ja niekoniecznie czułam się w tym dobrze. Musiałabym i tak większość zmienić. 
Toteż decyzja – choć z drżeniem serca ale z pełnym przekonaniem – została podjęta. Kupuję i robię wszystko od nowa.

Myśloskok
W trakcie poszukiwań trafiłam na jedno naprawdę ładne mieszkanie, i to nawet w pełni i na nowo urządzone. Miało być na wynajem, a potem właścicielka jednak postanowiła je sprzedać. Oglądałam i to nawet trzy razy, zdecydowałam się na kupno. Ale kiedy złożyłam ofertę, młoda właścicielka zamiast negocjować, zaczęła robić jakieś uniki. Uznałam, że skoro boi się rozmawiać i w ogóle wykazuje jakieś dziwne zachowania, to ja też się boję, czy potem np. po wpłacie zadatku w ogóle pojawi się u notariusza. I odpuściłam, choć do dziś mnie w dołku ściska, bo tam wszystko mi się podobało i mogłam się z miejsca wprowadzić z miejsca i zacząć mieszkać mimo kilku drobnych niedoróbek. Jednak cena była trochę za wysoka jak na zwykły blok, który za jakiś czas stanie się elementem wielorodzinnego dość gęsto zabudowanego mrówkowca. Pewnie o pieniądze się w sumie rozeszło. Ale ja przecież byłam gotowa dyskutować, negocjować. Co z tego, skoro takiej gotowości nie było po drugiej stronie. Trzeba było zamknąć temat, przeboleć i iść dalej.

Wybór
nareszcie znalazłam  moje miejsce. To jest ta dzielnica, w której zawsze chciałam mieszkać, miejsce wśród zieleni, a jednocześnie niezbyt daleko od centrum. Rozkład i wielkość mieszkania też mi się spodobały. Są wystarczające dla moich obecnych potrzeb. Mam tu jeden duży pokój, który podzielę wydzielając z niego część na niewielkie biuro. Poza tym będzie duży salon z aneksem kuchennym. Jest też oddzielna sypialnia. 
I nie za duża łazienka. I balkon. Ten jest już pięknie wykończony i naprawdę spory.
Budynek jest rewitalizowany, moja część ma niecałe 20 lat.
Większość okien w mieszkaniu też ma tyle samo lat. Są to dobre plastikowe podwójne okna, ale nie całkiem nowe, toteż np. jedno na wysokości aneksu kuchennego chodzi gorzej (w chwili kupna było wszystko dobrze), trzeba je będzie wyregulować, inne w sypialni ma źle założoną uszczelkę i zimno przedziera się do środka, też będzie potrzebna pomoc fachowca, ale poza tym wszystko mi się podoba.
Ściany, ogrzewanie, wszystkie instalacje elektryczne i grzewcze zostały wykonane całkowicie od nowa. Mam własny piec gazowy dwufunkcyjny, czyli tak jak miałam w domu, do ogrzewania i do grzania wody. Gaz nie jest doprowadzony do kuchni i dobrze, bo nie chcę mieć już kuchni gazowej, tylko płytę indukcyjną.
Żeby móc się tu chociaż kilka nocy przespać i prowadzić jako takie życie higieniczne, musiałam sobie zorganizować łazienkę czyli kupić i podłączyć kilka niezbędnych sprzętów. Wybrałam więc póki co szafki, zmywak, umywalkę, sedes, brodzik, prysznic i jakieś panele na ściany prysznica, wszystko w umiarkowanych cenach.
Po remoncie będzie do odsprzedania za niewielką cenę, albo do innego zagospodarowania, bo sprzęty są porządne i wartościowe. 
Na elektrycznej kuchni, którą używaliśmy podczas remontu w Bremerhaven da się ugotować. Na szafkach stoją najpotrzebniejsze przyprawy, a obok jest i zlew, i suszarka do naczyń.
 
Zorganizowałam sobie węzeł łazienkowy i kuchenny. Już od czasu mieszkania w mieszkaniu córki (do remontu) zaczęłam kupować i zwozić wyposażenie. Dokupiłam patelnię, parę garnków i miseczek, sztućce, czajniczek do herbaty. Dodatkowo zdobyłam z demobilu ten stolik drewniany, bo nie było ostatnio gdzie postawić jedzenia i ekspresu do kawy.
A wczoraj dokupiłam jeszcze tę lampę stojącą, wolę takie światło niż górne, a jeszcze dodatkowo promocja była.
 
I w ten oto sposób funkcjonuję tu już od końca lipca.
Nie mam jeszcze lodówki, a kupowanie przed remontem i stawianie nowych docelowych mebli na nierównej betonowej podłodze uważam za niepotrzebne ich narażanie na zniszczenie. To już wolę poczekać i kupić wszystko po remoncie. A przynajmniej wolę odczekać z zakupami, aż będę miała chociaż podłogę. Chociaż kiedy widzę niektóre egzemplarze, to najchętniej już bym kupowała. Na szczęście wiem, jaka potem może być katastrofa, kiedy jedno nie będzie pasowało do drugiego.

Dwa tygodnie temu przyjechaliśmy tutaj po raz pierwszy we dwoje, o przepraszam we troje, bo z kicią. Mozart nie czuła się zbyt dobrze ponownie uwięziona. Ale też już tu swój zapach zostawiła.

 
Balkon podobał jej się chyba najbardziej.

 

Przywieźliśmy też dmuchany materac i teraz mamy sporą sypialnię, w której od biedy mogłoby się przespać do trzech osób. Mały ikeowski stoliczek przywiozłam też z BH, a pierwotnie miałam go oczywiście w moim domu.
Meblami z tamtego domu umeblowałabym się tutaj w jeden dzień. Trochę szkoda, że nie udało mi się kupić mieszkania wcześniej, wtedy transport tutaj to byłoby kilkanaście minut i wielu rzeczy w ogóle nie musiałabym kupować. 
 

Plastikowy ogrodowy zestaw stół i krzesła w ub. roku wiozłam do Bremerhaven, teraz przywiozłam je tutaj, żeby na początek mieć na czym usiąść i gdzie popracować. 

Tylko te różowe podusie sobie już tu na miejscu dokupiłam. Musiałam mieć kilka elementów rozpraszających wszechobecny beton i biel, żeby nie zwariować w tych surowych szarościach. 
Poszło więc jeszcze w różowe koszyczki i miseczki. I jedno zielone. I szare kosze i na późniejsze skarby. I już mam gdzie przechowywać część rzeczy, które tu zostawiam.

Można by powiedzieć: super, fajnie i gratuluję. I czuję wielką radość z tego, że wreszcie nikomu nie siedzę na głowie.
Jednak trzeba zwrócić uwagę, że spędzanie życia w takich warunkach przez dłuższy czas nie jest takie łatwe. Chociażby takie gotowanie i przyrządzanie posiłków jest bardzo trudne. Głównie z powodu braku lodówki.
Dokupiłam wprawdzie lodówkę turystyczną, ale nie chłodziła mi jedzenia wystarczająco, więc dałam sobie spokój, schładzałam tylko trochę to, co już kupiłam. Poza tym dość głośno huczał wiatrak, że nie mogłam wytrzymać np. w nocy.

Lodówka turystyczna na dole po lewej 

Bez lodówki nie mogę kupić więcej jedzenia, przez co w początkowej fazie ciągle chodziłam gdzieś na obiady.
Aż stwierdziłam, że muszę zacząć gotować sama, bo zdrowiej i lepiej. Tyle że kupuję wszystkiego najwyżej na dwa dni, żeby się nie zmarnowało. Bo nawet więcej jedzenia zrobić się nie da (bo nie ma lodówki do przechowania).
Wielką satysfakcję odczuwam dzięki temu, że udało mi się tak szybko zorganizować kuchnię, ale też łazienkę. Na ścianach położone są na razie prowizorycznie (ściany wymagają wyrównania) panele PCV.
Lustro zabrałam z Bremerhaven, dokupiłam resztę ekwipunku i zapłaciłam za montaż wszystkiego (kuchni też) w dwa dni, z poprawką dnia trzeciego.

Dobrze mi się tu śpi, nawet na łóżku polowym nie narzekam na kręgosłup. Jedyny problem to brak rolet, ale jeszcze nie wiem, jak będzie wyglądało mieszkanie w ostatecznej wizji, a wyrzucać teraz kolejnej kasy na jakieś prowizorki nie chcę.
Więc póki co przebieram się za zasłonką w łazience, tam przynajmniej nie ma okien.

Pewnie się zastanawiacie: a co z praniem? Otóż piorę raz na kilka dni u mamy, a poprzednio koce i pościel uprała mi przyjaciółka mieszkająca w okolicy.
Potem zabieram wszystko do pojemnika i rozwieszam sobie tutaj, bo suszarkę mam. Chcę z uwagą wybrać sobie wszystkie sprzęty do mieszkania, żeby mieć z nich potem radość przez wiele lat. A to wymaga czasu i poczytania, co też te wszystkie sprzęty teraz mają. Wczoraj obejrzałam sobie trochę tego, bardzo się zmieniło wzornictwo i możliwości tych sprzętów przez ostatnie kilka lat. A niemal na każdy trzeba przecież wydać ponad tysiąc złotych. Chcę więc, żeby to były inwestycje przemyślane.
Brak mebli sprawia, że większość rzeczy, które przecież muszę ze sobą mieć, leży po kątach rozłożona na foliowych siatkach. No ale teraz tak być musi. Ale i to wszystko dziś musiałam trochę poukładać, bo czułam się trochę jak na wysypisku różności.

 
Trenuję cierpliwość, bo mój majster Wiesław póki co wykańcza mieszkanie mojej córki, które było do kompletnego remontu. Dopiero jak skończy robotę u niej, będzie miał czas dla mnie.
Muszę więc poczekać z remontem. A w czasie remontu i tak znów będę gdzieś musiała powaletować. Ale wtedy już i córka będzie u siebie i mama będzie mieszkała z powrotem sama, więc pewnie będę spędzać  mój warszawski czas u nich.
I tak oto siedzę teraz i piszę do Was z tego miejsca.

IKEA już i tu mnie namierzyła i przysłała swój katalog. Skąd oni wiedzą? 🙂

Na razie o dziwo bez szczegółowych planów. Dopiero zaczynam łazić po sklepach. Mam przeznaczony na wykończenie konkretny budżet i staram się wybierać rzeczy w ramach tego budżetu.
Na pewno nie będzie mi łatwo prowadzić prac na odległość, więc znów czeka mnie mnóstwo wyjazdów w tę i z powrotem.
Na początku cieszy każdy nawet najmniejszy sukces. Że pierwszego dnia była tylko szafka zlewozmywakowa, a na drugi dzień już dwie i było gdzie co postawić. A ostatnio ten stolik z demobilu. I znów jest za ciasno. Przydałaby się lodówka, kuchenka itp. Wiadomo, wszystko by się teraz przydało, ale nie można się dać zwariować, trzeba przeczekać. 
I wybierać spokojnie choć zdecydowanie.
A ja? No nie usiedzę na miejscu, oj nie usiedzę. Ale czas się chyba z tym pogodzić i stwierdzić, że już tak mam. I zacząć urządzać kolejny swój kąt.

Subscribe
Powiadom o
guest
28 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
marigold

Bardzo dobry pomysl, ze kupilas mieszkanie. Ceny mieszkan, domow, szczegolnie w Warszawie zawsze beda szly w gore, wiec swietna inwestycja.
Z tych zdjec gdzie sa okna, widze drzewa, domyslam sie ze jest zielono na zewnatrz, wyglada ze otoczenie jest ladne.

anabell

Dwa autobusy i ok.600 m od przystanku i jestem u Ciebie.;) A samochodem to droga prosta, w sumie trzy światła. Gorzej z drogą powrotną w godzinach popołudniowych- zawsze stałam w korku do pierwszych świateł. Tyle tylko, że jak na złość nie będę mieszkała tu gdzie teraz.Ale to dobra inwestycja.
Miłego;)

mr ziomek

Zimno jest zaraz jeszcze zimniej więc lodówka na balkonie :))Jedno z głowy na chwilkę(Aśka)

Frau Be

O, mam taki sam katalog IKEI 🙂

Frau Be

Kiedy właśnie, że nie… W Polsce być może tak, ale próżno by u nas szukać niektórych rzeczy, które bywają w IKEI za granicą. Poluję od jakiegoś czasu na coś, co widziałam w cudzym domu. Owszem, IKEA, ale włoska. A u nas brak.

Agnieszka Laviolettee

Z nostalgią patrze na Twoje zdjęcia i przypominam sobie swoje początki podczas zagospodarowywania się na nowym miejscu 🙂 Pozdrawiam cieplutko 🙂

Basia

No uwielbiam Cię za to! Mam tak samo , jak Ty!

Krystyna Bożenna Borawska

Jakoś mam takie wrażenie, ze ciągle się urządzasz…
Coś robisz coś budujesz, z domem też tak było…
Hmmm chyba kiedyś usiądziesz spokojnie /
Pozdrawiam 🙂

Iwona A.

U nas Ikea to najtanszy sklep 🙂 Ale mamy pare rzeczy z Ikei, bo po co placic 100 funtow na przyklad za szafke lazienkowa, jak mozna 30 za taka sama niemal szafke. I Chlop sobie kupil fajny zyrandol do gabinetu, bo mu sie podobal. I pare innych rzeczy, bo Ikea ma jednak fajne rozwiazania zagospodarowania przestrzeni.

Iwona A.

O, gadzety to obowiazkowo z Ikei. Tym bardziej ze o wiele tansze niz gdzie indziej, swieczki, serweteczki, woreczki, i nawewt sztuczne kwiateczki 🙂

zante

Gdy zaczęłam czytać troszkę mnie zaskoczyło, że urządzasz się od zera. Pierwszą myślą było, że wracasz do Polski. A urządzanie się od zera fajne jest, wiec trochę zazdroszczę.

iwonakmita.pl

Myślę, że na kupnie mieszkania nie stracisz, to dobra inwestycja, choćby na wynajem. Ciekawe, czy mieszkasz blisko metra – to dodatkowo wpływa korzystnie na cenę. Oczywiście korzystnie dla właściciela:) Zazdroszczę ci spokoju i planowania wszystkiego. Jak znam siebie i swoją niecierpliwość, na pewno bym już coś kupiła na przyszłość, np. lodówkę, a potem się zastanawiała jak ją wpasować we właściwe, ostateczne umeblowanie. Powodzenia:)

Annette ;-)

Krótko mówiąc – znów jesteś w swoim żywiole, powodzenia 🙂

Ken.G

O matko, ale fajnie! 🙂 Na pewno to masa roboty, nierzadko stresów, planowania, ganiania etc. ale to praca nad własnym, więc… urządzałabym! Aż by furczało! 🙂

Bez lodówki to tak po studencku trochę 😉 Zimą na parapet, a latem… No latem to przechlapane, ale co począć. I też bym przy wiatraku nie zasnęła. Już wolę leżeć na łóżku i ziać, odsłonięta i prawie na golasa, ale jednak w ciszy 😉

28
0
Would love your thoughts, please comment.x