Albo zwykła przecież chęć spotkania się z mamą czy z córką.
A tu klops. Bo warunki do przespania się dzień czy dwa zapewni mi łatwo każdy hotel, a i przyjaciele nadal chętnie mnie przyjmują, czyli widać nie narozrabiałam za bardzo ostatnimi razy. Ale to się stało zbyt częste i męczące już nie tylko dla przyjaciół, ale i dla mnie.
Z czasem w Warszawie będę jednak z czasem bywać znacznie rzadziej (mam taką nadzieję), jak już wreszcie tam się lepiej z pracą ułoży.
Mieszkanie w Warszawie oprócz wartości czysto mieszkalnej traktuję także m.in. jako lokatę, mam nadzieję, że słusznie. A głównie jako swoje miejsce tutaj do pomieszkiwania, do pobycia, do pracy (bo przecież tłumacz bierze zawsze swoją pracę ze sobą), do przespania się przez kilka nocy. A z czasem mogę przecież i wynająć.
Toteż decyzja – choć z drżeniem serca ale z pełnym przekonaniem – została podjęta. Kupuję i robię wszystko od nowa.
W trakcie poszukiwań trafiłam na jedno naprawdę ładne mieszkanie, i to nawet w pełni i na nowo urządzone. Miało być na wynajem, a potem właścicielka jednak postanowiła je sprzedać. Oglądałam i to nawet trzy razy, zdecydowałam się na kupno. Ale kiedy złożyłam ofertę, młoda właścicielka zamiast negocjować, zaczęła robić jakieś uniki. Uznałam, że skoro boi się rozmawiać i w ogóle wykazuje jakieś dziwne zachowania, to ja też się boję, czy potem np. po wpłacie zadatku w ogóle pojawi się u notariusza. I odpuściłam, choć do dziś mnie w dołku ściska, bo tam wszystko mi się podobało i mogłam się z miejsca wprowadzić z miejsca i zacząć mieszkać mimo kilku drobnych niedoróbek. Jednak cena była trochę za wysoka jak na zwykły blok, który za jakiś czas stanie się elementem wielorodzinnego dość gęsto zabudowanego mrówkowca. Pewnie o pieniądze się w sumie rozeszło. Ale ja przecież byłam gotowa dyskutować, negocjować. Co z tego, skoro takiej gotowości nie było po drugiej stronie. Trzeba było zamknąć temat, przeboleć i iść dalej.
I nie za duża łazienka. I balkon. Ten jest już pięknie wykończony i naprawdę spory.
A wczoraj dokupiłam jeszcze tę lampę stojącą, wolę takie światło niż górne, a jeszcze dodatkowo promocja była.
Dwa tygodnie temu przyjechaliśmy tutaj po raz pierwszy we dwoje, o przepraszam we troje, bo z kicią. Mozart nie czuła się zbyt dobrze ponownie uwięziona. Ale też już tu swój zapach zostawiła.
Balkon podobał jej się chyba najbardziej.
Plastikowy ogrodowy zestaw stół i krzesła w ub. roku wiozłam do Bremerhaven, teraz przywiozłam je tutaj, żeby na początek mieć na czym usiąść i gdzie popracować.
Tylko te różowe podusie sobie już tu na miejscu dokupiłam. Musiałam mieć kilka elementów rozpraszających wszechobecny beton i biel, żeby nie zwariować w tych surowych szarościach.
Poszło więc jeszcze w różowe koszyczki i miseczki. I jedno zielone. I szare kosze i na późniejsze skarby. I już mam gdzie przechowywać część rzeczy, które tu zostawiam.
Można by powiedzieć: super, fajnie i gratuluję. I czuję wielką radość z tego, że wreszcie nikomu nie siedzę na głowie.
Jednak trzeba zwrócić uwagę, że spędzanie życia w takich warunkach przez dłuższy czas nie jest takie łatwe. Chociażby takie gotowanie i przyrządzanie posiłków jest bardzo trudne. Głównie z powodu braku lodówki.
Dokupiłam wprawdzie lodówkę turystyczną, ale nie chłodziła mi jedzenia wystarczająco, więc dałam sobie spokój, schładzałam tylko trochę to, co już kupiłam. Poza tym dość głośno huczał wiatrak, że nie mogłam wytrzymać np. w nocy.
Lodówka turystyczna na dole po lewej |
Bez lodówki nie mogę kupić więcej jedzenia, przez co w początkowej fazie ciągle chodziłam gdzieś na obiady.
Aż stwierdziłam, że muszę zacząć gotować sama, bo zdrowiej i lepiej. Tyle że kupuję wszystkiego najwyżej na dwa dni, żeby się nie zmarnowało. Bo nawet więcej jedzenia zrobić się nie da (bo nie ma lodówki do przechowania).
Wielką satysfakcję odczuwam dzięki temu, że udało mi się tak szybko zorganizować kuchnię, ale też łazienkę. Na ścianach położone są na razie prowizorycznie (ściany wymagają wyrównania) panele PCV.
Lustro zabrałam z Bremerhaven, dokupiłam resztę ekwipunku i zapłaciłam za montaż wszystkiego (kuchni też) w dwa dni, z poprawką dnia trzeciego.
Dobrze mi się tu śpi, nawet na łóżku polowym nie narzekam na kręgosłup. Jedyny problem to brak rolet, ale jeszcze nie wiem, jak będzie wyglądało mieszkanie w ostatecznej wizji, a wyrzucać teraz kolejnej kasy na jakieś prowizorki nie chcę.
Więc póki co przebieram się za zasłonką w łazience, tam przynajmniej nie ma okien.
Pewnie się zastanawiacie: a co z praniem? Otóż piorę raz na kilka dni u mamy, a poprzednio koce i pościel uprała mi przyjaciółka mieszkająca w okolicy.
Potem zabieram wszystko do pojemnika i rozwieszam sobie tutaj, bo suszarkę mam. Chcę z uwagą wybrać sobie wszystkie sprzęty do mieszkania, żeby mieć z nich potem radość przez wiele lat. A to wymaga czasu i poczytania, co też te wszystkie sprzęty teraz mają. Wczoraj obejrzałam sobie trochę tego, bardzo się zmieniło wzornictwo i możliwości tych sprzętów przez ostatnie kilka lat. A niemal na każdy trzeba przecież wydać ponad tysiąc złotych. Chcę więc, żeby to były inwestycje przemyślane.
Brak mebli sprawia, że większość rzeczy, które przecież muszę ze sobą mieć, leży po kątach rozłożona na foliowych siatkach. No ale teraz tak być musi. Ale i to wszystko dziś musiałam trochę poukładać, bo czułam się trochę jak na wysypisku różności.
Trenuję cierpliwość, bo mój majster Wiesław póki co wykańcza mieszkanie mojej córki, które było do kompletnego remontu. Dopiero jak skończy robotę u niej, będzie miał czas dla mnie.
Muszę więc poczekać z remontem. A w czasie remontu i tak znów będę gdzieś musiała powaletować. Ale wtedy już i córka będzie u siebie i mama będzie mieszkała z powrotem sama, więc pewnie będę spędzać mój warszawski czas u nich.
I tak oto siedzę teraz i piszę do Was z tego miejsca.
IKEA już i tu mnie namierzyła i przysłała swój katalog. Skąd oni wiedzą? 🙂
Na razie o dziwo bez szczegółowych planów. Dopiero zaczynam łazić po sklepach. Mam przeznaczony na wykończenie konkretny budżet i staram się wybierać rzeczy w ramach tego budżetu.
Na pewno nie będzie mi łatwo prowadzić prac na odległość, więc znów czeka mnie mnóstwo wyjazdów w tę i z powrotem.
Na początku cieszy każdy nawet najmniejszy sukces. Że pierwszego dnia była tylko szafka zlewozmywakowa, a na drugi dzień już dwie i było gdzie co postawić. A ostatnio ten stolik z demobilu. I znów jest za ciasno. Przydałaby się lodówka, kuchenka itp. Wiadomo, wszystko by się teraz przydało, ale nie można się dać zwariować, trzeba przeczekać.
I wybierać spokojnie choć zdecydowanie.
A ja? No nie usiedzę na miejscu, oj nie usiedzę. Ale czas się chyba z tym pogodzić i stwierdzić, że już tak mam. I zacząć urządzać kolejny swój kąt.
Bardzo dobry pomysl, ze kupilas mieszkanie. Ceny mieszkan, domow, szczegolnie w Warszawie zawsze beda szly w gore, wiec swietna inwestycja.
Z tych zdjec gdzie sa okna, widze drzewa, domyslam sie ze jest zielono na zewnatrz, wyglada ze otoczenie jest ladne.
Obserwując zachowanie rynku nieruchomości i ogólną sytuację w Polsce uznałam ten moment za dobry na taką inwestycję.
A miejsce faktycznie jest otoczone zielenią, chociaż bezpośrednio przy (szerokiej choć osiedlowej) ulicy.
Jest świeże powietrze, niedaleko las, wszystko czego potrzebuję na co dzień. 🙂 I jest też wreszcie miejsce, gdzie mogę i tutaj przyjąć Klienta.
Dwa autobusy i ok.600 m od przystanku i jestem u Ciebie.;) A samochodem to droga prosta, w sumie trzy światła. Gorzej z drogą powrotną w godzinach popołudniowych- zawsze stałam w korku do pierwszych świateł. Tyle tylko, że jak na złość nie będę mieszkała tu gdzie teraz.Ale to dobra inwestycja.
Miłego;)
No faktycznie, teraz jakbyśmy miały do siebie tak blisko i szybko, to znów będziemy miały tak daleko. Ale nic się nie bój Anabell, ja do Ciebie po drodze na pewno wstąpię! 🙂
Też uważam, że inwestycja dobra.
I do zobaczenia wkrótce!
Zimno jest zaraz jeszcze zimniej więc lodówka na balkonie :))Jedno z głowy na chwilkę(Aśka)
Coś w tym jest Asiu (? czy mr ziomek?), już raz wystawiłam garnuszek na noc na balkon 🙂 i mogłam zjeść drugiego dnia. Ale dłużej bym póki co nie ryzykowała.
pozdrowienia!
O, mam taki sam katalog IKEI 🙂
Ano widzisz IKEA dla wszystkich jednakowa! 🙂
Kiedy właśnie, że nie… W Polsce być może tak, ale próżno by u nas szukać niektórych rzeczy, które bywają w IKEI za granicą. Poluję od jakiegoś czasu na coś, co widziałam w cudzym domu. Owszem, IKEA, ale włoska. A u nas brak.
Środka nie zdążyłam jeszcze dokładnie przewertować, bo katalog dostaliśmy w Niemczech tuż przed wyjazdem a i ten dopiero co, ale okładka jest taka sama. Co do rzeczy zgadzam się, są różnice.
Z nostalgią patrze na Twoje zdjęcia i przypominam sobie swoje początki podczas zagospodarowywania się na nowym miejscu 🙂 Pozdrawiam cieplutko 🙂
Każdy kiedyś jakoś zaczyna. A potem obrastamy w piórka. Póki co staram się zbierać te piórka w miarę rozsądnie 🙂
pozdrowienia równie cieplutkie!
No uwielbiam Cię za to! Mam tak samo , jak Ty!
Jeśli tak, to chyba należymy do tego samego gatunku, który nie umie za długo wysiedzieć na d… 🙂
Jakoś mam takie wrażenie, ze ciągle się urządzasz…
Coś robisz coś budujesz, z domem też tak było…
Hmmm chyba kiedyś usiądziesz spokojnie /
Pozdrawiam 🙂
Już w dzieciństwie moją ulubioną zabawą było budowanie i urządzanie domków moim lalkom. A potem nie bardzo wiedziałam, co mam z nimi robić, czyli jak się bawić. Coś mi z tego okresu zostało i nie wiem, czy umiem usiąść spokojnie :).
Chyba jednak wolę ciągle działać i zmieniać.
Pozdrowienia Krysiu!
U nas Ikea to najtanszy sklep 🙂 Ale mamy pare rzeczy z Ikei, bo po co placic 100 funtow na przyklad za szafke lazienkowa, jak mozna 30 za taka sama niemal szafke. I Chlop sobie kupil fajny zyrandol do gabinetu, bo mu sie podobal. I pare innych rzeczy, bo Ikea ma jednak fajne rozwiazania zagospodarowania przestrzeni.
Ja tam głównie szukam właśnie inspiracji do zagospodarowania przestrzeni. I są fajne gadżety. A i ceny przystępne. Co do jakości są rzeczy tanie – typowa tymczasówka, ale jest i wyższa półka, w zakresie mebli miewają bardzo ciekawe i dobre rozwiązania. I lubię atmosferę tych sklepów i to, że elementy są powtarzalne i pasują do siebie. A cenowo najczęściej są konkurencyjni, za tę samą jakość sprzedają rzeczy takie same, co konkurencja za o wiele wyższe ceny, dokładnie tak jak piszesz.
pozdrowienia
O, gadzety to obowiazkowo z Ikei. Tym bardziej ze o wiele tansze niz gdzie indziej, swieczki, serweteczki, woreczki, i nawewt sztuczne kwiateczki 🙂
I tańsze i urokliwe wielce, chociaż niektóre to w moich oczach okropki, ale tam jest na tyle duży wybór, że raczej dla każdego się coś znajdzie w jego guście. 🙂 No chyba, że uważa IKEĘ za port dla biednych, jak niektóre celebrytki 🙂
Gdy zaczęłam czytać troszkę mnie zaskoczyło, że urządzasz się od zera. Pierwszą myślą było, że wracasz do Polski. A urządzanie się od zera fajne jest, wiec trochę zazdroszczę.
Widać moim przeznaczeniem jest życie w rozkroku. Co bym nie robiła, nie wychodzi mi znalezienie jednego miejsca, w którym będę siedziała i nie będę wyjeżdżać, chyba że na wakacje. Cieszę się, że powoli zaczynają mi spływać pomysły.
Skoro też masz wrażenie, że wracam najlepiej przeczytaj też post pod tytułem "Moje poprzeprowadzkowe życie zawodowe" z lipca, tam wszystko wyjaśniam. 🙂
pozdrowienia serdeczne
Myślę, że na kupnie mieszkania nie stracisz, to dobra inwestycja, choćby na wynajem. Ciekawe, czy mieszkasz blisko metra – to dodatkowo wpływa korzystnie na cenę. Oczywiście korzystnie dla właściciela:) Zazdroszczę ci spokoju i planowania wszystkiego. Jak znam siebie i swoją niecierpliwość, na pewno bym już coś kupiła na przyszłość, np. lodówkę, a potem się zastanawiała jak ją wpasować we właściwe, ostateczne umeblowanie. Powodzenia:)
Też mam wrażenie, że to dobra inwestycja, a z czasem przekonam się, na ile. 🙂
Do metra mam dość daleko, ale za to kolejka dość blisko. Ale przeważnie i tak poruszam się samochodem, do miasta jeżdżę na zlecenia, mogę więc tak i tak. A w większości przypadków jako tłumacz pracuję u siebie, lub u konkretnego klienta. 🙂
Też mnie świerzbi za każdym razem z tymi lodówkami szczególnie, powstrzymuje mnie jedynie to, że taki wybór, że nie umiem się na razie zdecydować.
Pozdrowienia
Krótko mówiąc – znów jesteś w swoim żywiole, powodzenia 🙂
Chyba tak, chociaż już mi się troszkę stępił pazur… A może nie tyle stępił, co wyszlachetniał, będę działać 🙂
O matko, ale fajnie! 🙂 Na pewno to masa roboty, nierzadko stresów, planowania, ganiania etc. ale to praca nad własnym, więc… urządzałabym! Aż by furczało! 🙂
Bez lodówki to tak po studencku trochę 😉 Zimą na parapet, a latem… No latem to przechlapane, ale co począć. I też bym przy wiatraku nie zasnęła. Już wolę leżeć na łóżku i ziać, odsłonięta i prawie na golasa, ale jednak w ciszy 😉
Jak na razie trwam w takich warunkach jak wyżej, nie ma w tym w sumie nic trudnego, dopóki nie trzeba popracować i to skutecznie. Bez lodówki można sobie radzić tylko kupując absolutnie wyliczoną ilość jedzenia. Warzywa nie poleżą dłużej, niż 1-2 dni, mięso – 1 dzień. Ser żółty – do 3 dni, ale już biały trzeba zjeść na drugi dzień. Cytryny też mi padają, więc jedna max. Jabłka i banany – do 3-4 dni, potem idą na przerobienie.Wiatrak działa jakąś godzinę rano, potem z godzinę po południu, żeby schłodzić te rzeczy, które wyjęłam rano i pod wieczór.I jakoś daję radę.… Czytaj więcej »