Wyskoczyłam dziś rano po pieczywo do piekarni w pawilonach naprzeciwko naszej ulicy. Włosy jeszcze przed prysznicem upięłam klamrą wysoko, na nic innego nie wystarczyło mi czasu.
Co niezwykłe w kolejce przede mną zebrało się chyba ze 4 osoby, a i za mną za chwilę ustawiły się kolejne. Zwykle rano bywa tam pustawo.
Starsza pani przede mną zamawiała pieczywo i jakieś słodkie ciastko.
I wtedy w piekarni pojawił się On.
Sportowa, szczupła sylwetka. Kurtka w panterkę. Bystre oczy i szpakowate włosy zdradzały wiek koło 50-tki, ale też zdecydowanie radosne i pełne energii podejście do życia. Sprzedał mi szelmowski lekko nieśmiały uśmiech i zatrzymał się przed starszą panią, bo trudno byłoby mu się przecisnąć za mną na koniec kolejki, która zebrała się za mną od drugiej strony.
Starsza pani postanowiła jeszcze zamówić kartę do piekarni. Teraz karty dostaje się w każdym przybytku, chyba jeszcze tylko szalety miejskie nie dają kart, ale na pewno i to nadejdzie.
Kiedy wreszcie zakupy starszej pani zostały zrobione i zapłacone, a karta wydana, przyszła moja kolej.
Pomyślałam sobie, że czemu by nie zapytać Go stojącego nadal przede mną, czy czegoś nie potrzebuje. Widziałam, że zbiera wyliczoną liczbę euro.
Na moje pytanie uśmiechnął się jeszcze szerzej i podziękował oraz skwitował: przecież jeszcze nie moja kolej. Mam czas – dodał po chwili nieco zamyślony.
– No dobrze. Ale Pan się do mnie tak ładnie uśmiechnął, że musiałam zapytać. – Odpowiedziałam jak zaczarowana, po czym zrobiłam moje szybkie zakupy.
Po odebraniu zakupów uśmiechnęłam się do niego, a on do mnie. Czasem tak bywa, że ktoś od razu zdobywa nas spojrzeniem i nie da się tej osoby tak łatwo wymazać z głowy.
Wychodząc obejrzałam się lekko, choć bez przesady.
Elektryczny wózek, na którym wjechał cicho acz energicznie, prawie z przytupem do piekarni, nadal stał przy początku kolejki a On czekał na swoją kolej.
Założę się, że oboje się uśmiechaliśmy i będziemy się uśmiechać w ciągu dzisiejszego dnia jeszcze niejeden raz.
To jest właśnie to co cenię za miedzą. Uśmiech to dar dla nieznajomych, który naprawdę nic nie kosztuje a daje ludziom radość.
Miłego;)
Ja dodatkowo doceniłam ten szelmowski uśmiech u człowieka, który mógłby mieć za złe, jak wielu innych, siedzących na wózkach, a był wprost przeciwnie: uroczy, miło, nienachalny itd. itp. I jeszcze zachował ten błysk w oku, niedostępny nawet wielu męskim teoretycznie pełnosprawnym pobratymcom!
Bedziesz musiala sie przyzwyczaic do otrzymywania i dawania bezinteresownych usmiechow, pozdrawiania obcych na ulicy i w szczerym polu. Faktycznie zaraz najgorszy dzien staje sie lepszym.
Ależ ja uwielbiam dawać i otrzymywać bezinteresowne uśmiechy i robię to od zawsze, chociaż bywają miejsca, gdzie da się dostać tylko w łeb, nawet za uśmiech, za mówienie po niemiecku tudzież. I raczej nie jest to tutaj 🙂
Południowcy są jeszcze bardziej wylewni i serdeczni w stosunku do obcych. Nieraz im tego zazdroszczę
Południowcy faktycznie mają ten uśmiech zakodowany, może dlatego, że mają więcej słońca od dziecka :)))
Słońca ale w sezonach letnich w pozostały czas wg mojej teorii powinni warczeć . jest mokro zimno i wilgotno – paskuda
sub, sup, zupa gut…
takiej Cię jeszcze nie znałem…
https://youtu.be/GxqmX7h1h_E
p.jzns :)…
Dzięki!!! Zrozumiałeś :)))
Tylko na samym poczatku jak sie tutaj pojawilam, przezylam zdziwienie ze obce osoby usmiechaja sie do mnie, teraz juz wiem, jak to milo tak komunikowac sie, i taki usmiech moze poprawic najbardziej ponury dzien.
Od długiego już czasu unikam ludzi toksycznych i pielęgnuję w sobie to, co wydaje mi się, że staję się lepszym człowiekiem. Udaje się z lepszym czy gorszym skutkiem, ale trzeba mieć cel, wtedy jest szansa się do niego przybliżać.
Po tylu latach zycia w innym kraju sama mi sie juz geba usmiecha 🙂 Nawet o tym nie wiedzialam, zdalam sobie sprawe podczas ostatnich pobytow w Polsce, gdy ludzie sie na mnie gapili a potem odwzajemniali usmiech. Poczatkowo myslalam: Jacy oni zadowoleni wszyscy, jak sie w tej Polsce zmienilo… A potem doszlo do mnie, ze to nie oni tacy zadowoleni tylko ja 😉
Ja się od zawsze do ludzi uśmiechałam i co dziwnego często i w Polsce dostawałam uśmiech w zamian. Mamy wielu pozytywnie nastawionych ludzi. Chociaż takiego jak ten, nie spotkałam dotychczas ani u nas, ani tutaj …
Puenta posta mnie zaskoczyła. Też chętnie poznałabym kogoś, kto uśmiechnąłby się do mnie bezinteresownie z rana. Życzę jak najwięcej okazji do uśmiechu i pozdrawiam.
Bo tak właśnie miało być z tą puentą! :)))
Tutaj wielu ludzi, jak zauważyły dziewczyny uśmiecha się bezinteresownie. Ja to robię od dawna, tu wreszcie nie jestem w mniejszości 🙂
Uśmiech, dzień dobry do nieznajomego mijanego na ulicy – u nas to nie do pomyślenia. Świetny wpis z zaskakującą puentą.
U nas faktycznie jeszcze dominuje ponuractwo zamiast radości ot tak bez powodu. Chociaż to się systematycznie zmienia na lepsze, tak jak jazda polskich kierowców na drogach, która szczególnie na autostradach jest już prawie taka sama, jak na zachodzie.
Aż chce się napisać – elektryzujące wspomnienie… 😉
Wyobrażenie o SUPER zjawisku pochodzącym z męskie planety, popsuła mi kurtka w panterkę -_-
Piękne (a przede wszystkim szczere) uśmiechy, pozostają w pamięci na bardzo długo. Ostatnio jadąca z naprzeciwka dojrzała kobieta, pozdrowiła mnie – idącą pieszo. Uśmiechnęła się wtedy w taki sposób, że dosłownie uderzyła mnie fala jej szczęśliwości. I to się stało kilka dni temu, a ja nadal nie mogę zapomnieć tego przelotnego spotkania 🙂
Ponieważ jest akurat za granicą, to jakoś wydaje mi się to normą. Żeby jeszcze tak dało się to przeszczepić na ojczyzny łono:-)) (patrz, też się uśmiecham)
Może i u nas kiedyś tak będzie, byłoby pięknie i żyłoby się lżej. Na dzień dzisiejszy chyba jednak uśmiech obcego budzi raczej podejrzliwość ("może coś ode mnie chce?"), co jest smutne.
Pozdrawiam serdecznie!