Witajcie Kochani,
bardzo się za Wami stęskniłam, więc postanowiłam po przerwie napisać choć słowo. Od około dwóch tygodni jestem mocno zajęta.
Głównie pracuję zawodowo na cztery ręce, a nawet nogi. Jak ktoś nie wierzy, to proszę, oto dowody – rozmyte, bo takie tempo, że się tabelki zacierają!
Życie zawodowe ściągnęło, a sprawy urzędowe zatrzymały mnie jeszcze na najbliższe dni w Warszawie.
Mam tyle do zrobienia, że na pisanie z głową mi czasu nie wystarcza. A bez głowy wiadomo, że nie warto.
Są momenty, że chłonę to, co mądrego i pouczającego piszą czy tworzą w innej formie wyrazu inni. Skompletowałam sobie już kilka książek do przeczytania, ale pewnie zabiorę się za nie dopiero po powrocie do Bremerhaven.
A przede wszystkim wypracowuję sobie teraz pewne ważne dla mnie sprawy.
W wolnych chwilach wpadam z córką do sklepów z meblami, bo mi się Latorośl właśnie urządza na swoim.
Mój tryb dnia wygląda dość intensywnie.
Wstaję wczesnym świtem, cały dzień praca plus związane z nią spotkania biznesowe i z dawno nie widzianymi przyjaciółki. Na wieczór padam skonana przed północą i tak dzień w dzień. A i tak żałuję, że przez kilka dni zaniechałam to, co zaczęłam robić z regularnością od trzech tygodni. Ale o tym następnym razem.
Większość spraw, za które się wzięłam, posuwa się skutecznie do przodu, ale wymaga to mnóstwa pracy i skupienia się tylko na tych celach, których i tak jest właściwie za dużo, jak na jedną osobę.
Da się, ale trzeba zasuwać, żeby ogarnąć.
Miałam słabsze chwile, kiedy zwątpiłam, że to w ogóle możliwe, ale znów wychodzę na prostą.
Dobrze, że mam pracę, bo to oznacza, że mam co robić i z czego opłacać to, co w życiu ważne, czyli nie tylko moje rachunki i inne świadczenia, ale też postęp najważniejszych dla mnie sprawach.
W najbliższych dniach znów będzie się dużo działo.
Ale cieszę się, że mam te sprawy, że podążam do nowych celów.
Bo człowiek bez celu jest niczym kula bilardowa na stole. Ktoś ją tam układa w trójkącie, potem ktoś inny wali kijem, aż wreszcie wpada do ciemnej dziury, żeby zaczekać, aż jeszcze ktoś jeszcze inny ją stamtąd wyjmie i na powrót podda tej samej procedurze.
Kula bilardowa ma swoją klasę, ładnie wygląda na stole, jest lubiana przez wielu ludzi. Gładka, okrągła i popularna.
Ale czy kula bilardowa decyduje o tym, jak potoczy się jej życie?
Czy wie, gdzie właściciel baru schowa ją tej nocy.
Czy może przewidzieć moment, kiedy ktoś za bardzo spierze ją tym kijem albo wyrzuci przez okno?
Czy kula bilardowa ma jakieś marzenia, czy nie ma raczej nic do gadania?
No właśnie.
Nie chcę być kulą bilardową.
Dlatego wybrałam inną drogę i tą własną drogą podążam. I dlatego sama wyznaczam sobie cele, nie czekając, aż inni wcisną mnie w jakieś nie moje ramki. Tak, to właśnie ja. Uparta, niezależna, czasem przeciążona, ale nawet wtedy dążąca do swoich celów.
Czasem podłamana, ale po upadku czołgam się dalej. Aż wreszcie mogę wstać i iść. A potem biec.
Co z tego mam? Szacunek do siebie. Radość i zadowolenie z tego, co robię. Poczucie spełnienia.
I za to właśnie lubię moje życie, nawet jeśli chwilami daje mi porządnie w kość.
Do następnego wpisu!
Widzę,że jesteś bardzo zadowolona, bo Ci się układa i tak dalej 🙂
Pewnie ze zdrowiem też lepiej…
I tak do przodu realizując swoje marzenia…
Wszystkiego dobrego 🙂
Wiesz Krysiu, to jest akurat jeden z najbardziej intensywnych i pełnych ważnych zadań momentów w moim życiu. I nie wszystko dobrze się układa. Ale raczej nic co ważne nie przychodzi łatwo, chyba że czasem przez przypadek i na łut szczęścia.
Jestem zadowolona, jeśli się udaje także dzięki ciężkiej pracy.
Ze zdrowiem faktycznie lepiej, dziękuję Ci za troskę.
Mogę już normalnie się poruszać, a brak czucia w stopie zauważam jedynie ja sama, ale nikt z postronnych obserwatorów. 🙂
Nawzajem Krysiu!
fantastyczne zdjęcie w letniej sukience 🙂
Dziękuję Ci bardzo Klarko, to był dobry dzień do robienia zdjęć. 🙂
Ty chyba potrzebujesz takiego mlyna i nawalu roboty, bo wtedy wygladasz najpiekniej. :))
Aniu, tak wyglądałam pół miesiąca temu, jak jeszcze ten młyn był przede mną. Ale teraz też jak tak patrzę – nienajgorzej :))) Buziaki!
Dobrze jest miec prace, ktora sie lubi i wiem ze Ty tak masz. Zawsze jestes pelna energii i musisz cos robic i tak jest najlepiej.
Czasem i ja nie mam energii, albo mam jej niewiele. Wtedy staram się uciec do ciepłego kąta i się zebrać w sobie, żeby dojść tam, gdzie chcę. Albo muszę dopiero określić cel wędrówki. I to najlepiej mi wychodzi w ciszy i samotności.
Rzeczywiście masz tempo… O__O
BremerHAVEN, wiem, że to niemiecki i że czyta się inaczej, ale po zangielszczeniu wyszło mi, że mieszkasz w RAJU 🙂
A niemieckie "haven" wskazuje na to, że się tam… wbiłaś XD
Popraw mnie jeśli się mylę.
Bardzo ładnie napisałaś, podoba mi się porównanie do kuli bilardowej. 🙂
Czy to taki raj, to się okaże. Jeśli chodzi o moje życie zawodowe, niestety mój RAJ zmusza mnie ciągle do wyjazdów do Wa-wy.
Ale nie mam nic przeciwko, żeby się do tego raju jednak przebić, dzięki za zwrócenie uwagi na ten romantyczny składnik nazwy mojego nowego miasta. 🙂
Dziękuję też za docenienie symbolu kuli. Długo się nad nim zastanawiałam i to wydało mi się najbliższe temu, co chcę powiedzieć.
Zgadzam się – najważniejsze, to iść własną drogą, żyć w zgodzie z samą sobą i mieć do siebie szacunek. Zdjęcie z różą przepiękne – tak właśnie wygląda zadowolona z siebie i swojego życia kobieta. Pozdrawiam 😃
Powoli do tego właśnie dojrzewam. I do tego, żeby się z tego właśnie cieszyć. Nie obchodzą mnie za bardzo opinie innych. Jeśli dobrze się czuję ze swoim życiem, to po prostu żyję.
I tak trzymaj 🙂
Jesteś w bojowym nastroju, koniecznym do pokonywania przeszkód. Ja niestety już oklapłam. Życzę by upór, determinacja nigdy Cię nie opuściły, a Córce satysfakcji przy urządzaniu mieszkania i szczęśliwego życia w nim.
To nie tak, że ciągle jestem w bojowym nastroju, ale jest czas na to, a potem jest czas na odpoczynek i luz. Póki co mam coś do przewalczenia, więc walczę. A może taka już moja natura? Kiedy za długo siedzę i gapię się przed siebie, czuję jak mi czas ucieka między palcami. I tak za długo usiedzieć nie potrafię. 🙂
tak najogólniej, psychologicznie podchodząc do sprawy, to chodzi o to, by rządziło "ego", a nie "superego"… ego mówi "chcę", zaś superego "powinnam/powinienem"… superego jest rzecz jasna bardzo ważne, ale ale jako organ doradczy, nie jako dominant… gdy rządzi ego, człowiek jest człowiekiem, gdy rządzi superego, jest tylko robotem…
innymi słowy:
"sam/a definiuję swoje szczęście, a nie ktoś inny"…
p.jzns :)…
no żesz… /stereo/typowy "chłop" ze mnie, bo zapomniałem dodać, że… że… że fajna ta róża /czy inna jakaś tam jarzyna/ na ostatniej fotce :D…
Właśnie jestem już na tym etapie, że sama definiuję swoje szczęście. To właśnie walory wieku dojrzałego, który już w pewnym stopniu reprezentuję. 🙂
Nie za bardzo też daję się przekonać przez innych do rzeczy, których sama nie jestem pewna. :))
pozdrowienia!
p.s. tak, ta jarzyna to róża z naszego ogródka 🙂
Pięknie wyglądasz:-) Szczęście każdy nosi w sobie, i w sobie trzeba go szukać, bez względu na to co dookoła.:-)))
Dziękuję. Czasem mamy w sobie to szczęście, a czasem ono przygasa. Dobrze jest mieć go w sobie zawsze choć trochę. 🙂