Blog

Wycieczka rowerowa do Bürgerpark Bremerhaven

8 sierpnia 2017
Chętnie jeżdżę na rowerze, szczególnie, że ostatnio do jedna z dwóch aktywności, którą mogę uprawiać przy moich problemach z kręgosłupem. Dobrze więc, że sobie tej wiosny sprawiłam rower. Cieszę się za każdym razem, kiedy mogę się nim gdzieś przejechać.
I tak w ostatnią niedzielę wybraliśmy się na wycieczkę rowerową do jednego z najważniejszych parków Bremerhaven, noszącego nazwę Bürgerpark (Park Obywatelski).
Wycieczka była bardzo udana, chociaż mnie po dłuższej przerwie (trzy tygodnie bez jeżdżenia) znów dość szybko opadły siły. Tym razem nie przemknęliśmy jednak po parku szybko jak zwykle, tylko zatrzymywaliśmy się kilkakrotnie, żebym mogła porobić zdjęcia.

Na miejscu powitały nas piękne i szerokie kwietniki, a na nich wszystkie kolory tęczy, jak ten.

I jeszcze kilka innych ujęć.
Zbliżając się do nich można było wyłowić poszczególne kwiaty. Między innymi napatrzeć się na nieco już wysuszone krzaki różowych dzikich róż.
Na szczęście w zbliżeniu widać, że róże mają się jeszcze całkiem nieźle
Potem przejechaliśmy nad tutejszy spory staw, właściwie małe jezioro. A tam już czekały na nas chmary kaczek i mew.
Moją uwagę przykuła głównie biała kaczka, która pływała sobie w gronie innych kaczek jakby nigdy nic.
Co ciekawe, była dla wszystkich jak swoja, inne kaczki nie widziały w tym niczego zdrożnego, że jest inna.
Potem oczywiście była bitwa mew o kawałki rzucanego przez rodziny z brzegu jedzenia.
Dalej poszłam i wreszcie upolowałam lawendę.
Lawenda rosła wraz z innymi kwiatami pośrodku innego olbrzymiego kwietnika. Po drugiej stronie siedziała rodzina Rosjan, mówili trochę po rosyjsku, trochę po niemiecku z bardzo wyraźnym rosyjskim akcentem. Fajnie było posłuchać.
A kolejne jej miejsce zamieszkania znalazło się koło tej mini-rzeźby.
Rzeźba:
Obrastały ją i inne kwietniki także takie maleńkie różowe kwiateczki.
Nie byłabym sobą, gdybym nie zajrzała, co też porabiają tutejsze zwierzaki w zagrodzie. Jak widać kozice dobrze sobie radzą.
W okolicy odkryliśmy też małą psią szkółkę. Nie schodziłam niżej, więc i zdjęć nie mam zbyt dobrych. Właściwie w miarę nadaje się tylko to jedno.
Widać było w każdym razie, że pieski dobrze się bawią i są bardzo posłuszne, jeden nawet chodził po (mało tu widocznym) slalomie z palików.

Niektóre grillujące rodziny roztaczały takie zapachy, że M. stwierdził, że trudno mu będzie tam usiedzieć i musieliśmy pojechać gdzie indziej.
Fajnie jest poza tym poprzebywać czasem wśród ludzi, mówię o sobie, bo Mój chodzi do pracy i często ma ludzi po uszy.
Typowe widoczki, mamy z wózkami, rowerowe wycieczki z dziećmi, spacerowicze, pikniki pod niebem.
W takie letnie dni rower to piękna sprawa, wykorzystujemy więc pogodę do jazdy, kiedy to tylko możliwe. 
Tylko że mając takie dwu-, trzytygodniowe przerwy za każdym razem czuję się, jakbym od nowa zaczynała jeździć na rowerze. Tego dnia przejechaliśmy zaledwie 13 km, a ja potem czułam się padnięta i kompletnie wykończona. 
Mikael odprowadził mnie zmęczoną do domu, a sam pojechał pojeździć jeszcze trochę, bo czuł się jeszcze niedociążony, no cóż, moje tempo pozostawia jeszcze nieco do życzenia. Ale na wszystko przyjdzie czas, im więcej będę jeździć, tym słabiej odczuję dłuższe odległości. Tak to jest, jak większość pracy spędza się na siedząco. Każdy powrót do aktywności odczuwa się boleśnie. Ale za to potem z każdym dniem jest łatwiej.
Subscribe
Powiadom o
guest
22 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Krystyna Bożenna Borawska

Świetne zdjęcia, widzę ,że nagłówkowe też jest z lawendą 🙂
Śliczny kolor , taki lubię.
Piękna wycieczka, zrelaksowałaś się na pewno,
ale zmęczona musiałaś być po takiej przerwie nieźle…
Pozdrawia wtorkowo 🙂

Frau Be

Stałam kiedyś na przystanku w centrum miasta i nagle poprzez spaliny przedarł się w moim kierunku zastanawiająco intensywny zapach. Podążyłam wzrokiem za węchem i co znalazłam? Pas zieleni rozdzielający kierunki ulic obsadzony lawendą!

Frau Be

A mnie zdziwiło, że toto rośnie w naszym klimacie. Nigdy wcześniej lawendy w Polsce nie widziałam.

Sikoreczka

Śliczny park. Lubię parki. Najczęściej uciekamy z Franciem do tego po Czeskiej stronie. pozdrawiam.

Anna Maria P.

Czyli nie jestem odosobniona w braku kondycji. U Ciebie jest przynajmniej w miare plasko, ja mam dokola pelno pagorkow, pod ktore trzeba wjechac. Dobrze, ze mam ten aparat jako alibi w czestych postojach. :))
Park fajny, ja jednak wole jezdzic po dzikszych terenach, gdzie nie ma albo jest malo ludzi. Moge delektowac sie cisza i spokojem.

Iwona A.

Ja to na swoj rower to nie wiem kiedy wsiade. Ciagle cos, a to deszcz, a to czasu nie ma, a to w kolanie strzyka i w krzyzu lupie…
Fajnie tam u Was.

Basia

Sliczny park 🙂
Zazdraszczam wycieczek rowerowych, ja juz tyle km nie wyciagne.
Po prostu SKS (starosc k…a starosc!)

marigold

W zasadzie czekalam kiedy sie na rower wybierzesz. Park wyglada na duzy i ladnie ukwiecony, lubie lawende, ale tez te rozowe kwiatki slicznie wygladaja. Fajne kozy, czy to bylo gdzies po drodze do parku?

anabell

Bardzo ładny ten park. A ta kaczusia to chyba jednak domowa nie jest- ma w sobie dużo z tracza bielaczka, może to jakaś "mieszanka".
Chyba powinnaś siedzieć albo na duuuużej nadmuchiwanej piłce, albo w sklepie ze sprzętem rehabilitacyjnym zafundować sobie taboret-grzybek, taki z ruchomym, okrągłym siedziskiem. Wtedy automatycznie musisz siedzieć w prawidłowej dla kręgosłupa pozycji. Moja sobie taki mebelek zafundowała, bo ona też kręgosłupowa.
Miłego,;)

PKanalia

te kozice przypomniały mi pewien park leśny pod Karlsruhe, gdzie znajdowało się istne mini zoo… nie na rowerze go jednak zwiedzałem, ale z bambosza i było to raczej błądzenie, niż zwiedzanie… trafiliśmy tam zupełnie przypadkiem robiąc autostopem trasę z Wiednia do Freiburga non stop /wyszło jakieś 30 godzin/, ale jak my tam się znaleźliśmy wczesnym porankiem, pojęcia nie mam… naprawdę szło ocipieć podczas wyłuskiwania się z tego labiryntu……teraz jest gorąco, więc nie sprzyja to biciu rekordów dystansu wycieczek rowerowych… również tempo jazdy waha się pomiędzy spacerowym i turystycznym, o sportowym mowy nie ma… ale bez roweru ani rusz, zwłaszcza, gdy… Czytaj więcej »

Annette ;-)

Dwa-trzy tygodnie to nie przerwa. Ja w zeszłym tygodniu wsiadłam na rower (pobyt w NL zobowiązuje) pierwszy raz od… dwudziestu dwóch lat i ogłosiłam się największą rowerową niedorajdą świata. Fakt, jazdy na rowerze się nie zapomina, ale nie jeżdżąc nie nabiera się też wprawy. Póki ścieżki rowerowe biegły wzdłuż jezdni i były od niej oddzielone trawnikiem lub żywopłotem, albo jeździłyśmy po małych uliczkach na przedmieściach było jeszcze w miarę, ale gdy trzeba było jechać ścieżką namalowaną na jezdni, a obok przejeżdżały samochody, to już było dla mnie za dużo – na uczestnika regularnego ruchu drogowego się nie nadaję.

22
0
Would love your thoughts, please comment.x