Chętnie jeżdżę na rowerze, szczególnie, że ostatnio do jedna z dwóch aktywności, którą mogę uprawiać przy moich problemach z kręgosłupem. Dobrze więc, że sobie tej wiosny sprawiłam rower. Cieszę się za każdym razem, kiedy mogę się nim gdzieś przejechać.
I tak w ostatnią niedzielę wybraliśmy się na wycieczkę rowerową do jednego z najważniejszych parków Bremerhaven, noszącego nazwę Bürgerpark (Park Obywatelski).
I tak w ostatnią niedzielę wybraliśmy się na wycieczkę rowerową do jednego z najważniejszych parków Bremerhaven, noszącego nazwę Bürgerpark (Park Obywatelski).
Wycieczka była bardzo udana, chociaż mnie po dłuższej przerwie (trzy tygodnie bez jeżdżenia) znów dość szybko opadły siły. Tym razem nie przemknęliśmy jednak po parku szybko jak zwykle, tylko zatrzymywaliśmy się kilkakrotnie, żebym mogła porobić zdjęcia.
Na miejscu powitały nas piękne i szerokie kwietniki, a na nich wszystkie kolory tęczy, jak ten.
I jeszcze kilka innych ujęć.
Zbliżając się do nich można było wyłowić poszczególne kwiaty. Między innymi napatrzeć się na nieco już wysuszone krzaki różowych dzikich róż.
Na szczęście w zbliżeniu widać, że róże mają się jeszcze całkiem nieźle
Potem przejechaliśmy nad tutejszy spory staw, właściwie małe jezioro. A tam już czekały na nas chmary kaczek i mew.
Moją uwagę przykuła głównie biała kaczka, która pływała sobie w gronie innych kaczek jakby nigdy nic.
Co ciekawe, była dla wszystkich jak swoja, inne kaczki nie widziały w tym niczego zdrożnego, że jest inna.
Potem oczywiście była bitwa mew o kawałki rzucanego przez rodziny z brzegu jedzenia.
Dalej poszłam i wreszcie upolowałam lawendę.
Lawenda rosła wraz z innymi kwiatami pośrodku innego olbrzymiego kwietnika. Po drugiej stronie siedziała rodzina Rosjan, mówili trochę po rosyjsku, trochę po niemiecku z bardzo wyraźnym rosyjskim akcentem. Fajnie było posłuchać.
A kolejne jej miejsce zamieszkania znalazło się koło tej mini-rzeźby.
Rzeźba:
Obrastały ją i inne kwietniki także takie maleńkie różowe kwiateczki.
Nie byłabym sobą, gdybym nie zajrzała, co też porabiają tutejsze zwierzaki w zagrodzie. Jak widać kozice dobrze sobie radzą.
W okolicy odkryliśmy też małą psią szkółkę. Nie schodziłam niżej, więc i zdjęć nie mam zbyt dobrych. Właściwie w miarę nadaje się tylko to jedno.
Widać było w każdym razie, że pieski dobrze się bawią i są bardzo posłuszne, jeden nawet chodził po (mało tu widocznym) slalomie z palików.
Niektóre grillujące rodziny roztaczały takie zapachy, że M. stwierdził, że trudno mu będzie tam usiedzieć i musieliśmy pojechać gdzie indziej.
Fajnie jest poza tym poprzebywać czasem wśród ludzi, mówię o sobie, bo Mój chodzi do pracy i często ma ludzi po uszy.
Typowe widoczki, mamy z wózkami, rowerowe wycieczki z dziećmi, spacerowicze, pikniki pod niebem.
W takie letnie dni rower to piękna sprawa, wykorzystujemy więc pogodę do jazdy, kiedy to tylko możliwe.
Tylko że mając takie dwu-, trzytygodniowe przerwy za każdym razem czuję się, jakbym od nowa zaczynała jeździć na rowerze. Tego dnia przejechaliśmy zaledwie 13 km, a ja potem czułam się padnięta i kompletnie wykończona.
Mikael odprowadził mnie zmęczoną do domu, a sam pojechał pojeździć jeszcze trochę, bo czuł się jeszcze niedociążony, no cóż, moje tempo pozostawia jeszcze nieco do życzenia. Ale na wszystko przyjdzie czas, im więcej będę jeździć, tym słabiej odczuję dłuższe odległości. Tak to jest, jak większość pracy spędza się na siedząco. Każdy powrót do aktywności odczuwa się boleśnie. Ale za to potem z każdym dniem jest łatwiej.
Tylko że mając takie dwu-, trzytygodniowe przerwy za każdym razem czuję się, jakbym od nowa zaczynała jeździć na rowerze. Tego dnia przejechaliśmy zaledwie 13 km, a ja potem czułam się padnięta i kompletnie wykończona.
Mikael odprowadził mnie zmęczoną do domu, a sam pojechał pojeździć jeszcze trochę, bo czuł się jeszcze niedociążony, no cóż, moje tempo pozostawia jeszcze nieco do życzenia. Ale na wszystko przyjdzie czas, im więcej będę jeździć, tym słabiej odczuję dłuższe odległości. Tak to jest, jak większość pracy spędza się na siedząco. Każdy powrót do aktywności odczuwa się boleśnie. Ale za to potem z każdym dniem jest łatwiej.
Świetne zdjęcia, widzę ,że nagłówkowe też jest z lawendą 🙂
Śliczny kolor , taki lubię.
Piękna wycieczka, zrelaksowałaś się na pewno,
ale zmęczona musiałaś być po takiej przerwie nieźle…
Pozdrawia wtorkowo 🙂
Najchętniej cała otoczyłabym się tą lawendą taka soczysta i piękna była :), na tytułowym musiała zagościć oczywiście! 🙂
Ciągle walczę ze zmęczeniem, chyba częściowo jeszcze z podróży, a trochę z niedospanych nocy, ostatnio ciągle coś, a to kot się obudzi, a to my. Dopiero tę noc przespałam spokojnie. Pozdrowienia Krysiu
Stałam kiedyś na przystanku w centrum miasta i nagle poprzez spaliny przedarł się w moim kierunku zastanawiająco intensywny zapach. Podążyłam wzrokiem za węchem i co znalazłam? Pas zieleni rozdzielający kierunki ulic obsadzony lawendą!
Ten zapach lawendy jest niesamowity, chociaż mnie urzeka też kształt i te łany lawendy, które w całości wyglądają niesamowicie 🙂
A mnie zdziwiło, że toto rośnie w naszym klimacie. Nigdy wcześniej lawendy w Polsce nie widziałam.
A ja się nad tym nie zastanawiałam, ale faktycznie też nie widywałam wcześniej lawendy w Polsce, ani tutaj, czyli w naszym klimacie…
Śliczny park. Lubię parki. Najczęściej uciekamy z Franciem do tego po Czeskiej stronie. pozdrawiam.
Czeska strona, dawno tam nie byłam, a parki i miasteczka są rzeczywiście urocze!
Pozdrowienia 🙂
Czyli nie jestem odosobniona w braku kondycji. U Ciebie jest przynajmniej w miare plasko, ja mam dokola pelno pagorkow, pod ktore trzeba wjechac. Dobrze, ze mam ten aparat jako alibi w czestych postojach. :))
Park fajny, ja jednak wole jezdzic po dzikszych terenach, gdzie nie ma albo jest malo ludzi. Moge delektowac sie cisza i spokojem.
Ano niestety, tak czekam i czekam, aż mi wróci, już się trochę nawet znów wspomagam suplementami, ale to wieczna walka. Może to kwestia już też wieku :).
Aparat – dzięki niemu fundujesz nam tak piękne zdjęcia na blogu, także super!
Dzikie tereny są fajne, ale my przeważnie jeszcze jedziemy gdzieś na kawę, więc zahaczamy chętnie o park. Poza tym od czasu tych problemów z kręgosłupem lekarz nie zaleca mi jazdy po wertepach, pozostają mi więc raczej gładkie asfaltowe lub przynajmniej równo wybrukowane drogi… Może za jakiś czas wrócę i na wertepy.
Ja to na swoj rower to nie wiem kiedy wsiade. Ciagle cos, a to deszcz, a to czasu nie ma, a to w kolanie strzyka i w krzyzu lupie…
Fajnie tam u Was.
U Ciebie i tak dość ruchu. PO takim urlopie też chyba bym najpierw musiała usiąść i odpocząć, a wy ciągle gdzieś gnacie 🙂
Sliczny park 🙂
Zazdraszczam wycieczek rowerowych, ja juz tyle km nie wyciagne.
Po prostu SKS (starosc k…a starosc!)
Ja nie tak dawno wyciągałam między 20 a 30 i więcej, ale póki co nie jest jeszcze tak dobrze. Mam nadzieję, że wrócę do dłuższych wycieczek jesienią.
Pozdrowienia!
W zasadzie czekalam kiedy sie na rower wybierzesz. Park wyglada na duzy i ladnie ukwiecony, lubie lawende, ale tez te rozowe kwiatki slicznie wygladaja. Fajne kozy, czy to bylo gdzies po drodze do parku?
Co bardzo mi odpowiada, park jest bardzo duży i zawsze znajdzie się w nim miejsce, żeby pojeździć, pochodzić i usiąść. 🙂
Kozy mieszkają w specjalnej zagrodzie w samym parku, obok jest dom ich opiekunów czy nadzorców połączony z kawiarnią, w której kiedyś byliśmy. Następnym razem obfotografuję okolicę.
Bardzo ładny ten park. A ta kaczusia to chyba jednak domowa nie jest- ma w sobie dużo z tracza bielaczka, może to jakaś "mieszanka".
Chyba powinnaś siedzieć albo na duuuużej nadmuchiwanej piłce, albo w sklepie ze sprzętem rehabilitacyjnym zafundować sobie taboret-grzybek, taki z ruchomym, okrągłym siedziskiem. Wtedy automatycznie musisz siedzieć w prawidłowej dla kręgosłupa pozycji. Moja sobie taki mebelek zafundowała, bo ona też kręgosłupowa.
Miłego,;)
Kaczusia to chyba naprawdę jakiś kaczor albinos, obejrzałam zdjęcia tracza bielaczka, ma trochę inną główkę. A ta wyglądała w kształcie zupełnie tak samo, jak te szarozielone, tylko ubarwieniem się różniła.
Myślałam już o takim stołku, a piłka od dawna stoi obok biurka, czasem nawet ją wykorzystuję. 🙂
te kozice przypomniały mi pewien park leśny pod Karlsruhe, gdzie znajdowało się istne mini zoo… nie na rowerze go jednak zwiedzałem, ale z bambosza i było to raczej błądzenie, niż zwiedzanie… trafiliśmy tam zupełnie przypadkiem robiąc autostopem trasę z Wiednia do Freiburga non stop /wyszło jakieś 30 godzin/, ale jak my tam się znaleźliśmy wczesnym porankiem, pojęcia nie mam… naprawdę szło ocipieć podczas wyłuskiwania się z tego labiryntu……teraz jest gorąco, więc nie sprzyja to biciu rekordów dystansu wycieczek rowerowych… również tempo jazdy waha się pomiędzy spacerowym i turystycznym, o sportowym mowy nie ma… ale bez roweru ani rusz, zwłaszcza, gdy… Czytaj więcej »
W Niemczech od dawna hodują przy tych parkach różne zwierzaki, wiedzą, że to przyciąga rodziny z dziećmi, że dzieciaki bez końca mogą się gapić na każdego żywego zwierzaka. Dlatego to coraz bardziej popularne. A i w Polsce coraz częściej spotykam a to strusia, a to zagrodę z kozami, a to z osiołkami. Niestety nadal często nie jest to zbyt profesjonalne, ale miejsca, gdzie ludzie robią to z pasją to już prawdziwy trend. 🙂
Dzięki, na rekordy faktycznie za ciepło, albo za deszczowo u nas. Ale i tak cieszy każdy ruch. 🙂
Dziękuję, forma powoli powraca!
Dwa-trzy tygodnie to nie przerwa. Ja w zeszłym tygodniu wsiadłam na rower (pobyt w NL zobowiązuje) pierwszy raz od… dwudziestu dwóch lat i ogłosiłam się największą rowerową niedorajdą świata. Fakt, jazdy na rowerze się nie zapomina, ale nie jeżdżąc nie nabiera się też wprawy. Póki ścieżki rowerowe biegły wzdłuż jezdni i były od niej oddzielone trawnikiem lub żywopłotem, albo jeździłyśmy po małych uliczkach na przedmieściach było jeszcze w miarę, ale gdy trzeba było jechać ścieżką namalowaną na jezdni, a obok przejeżdżały samochody, to już było dla mnie za dużo – na uczestnika regularnego ruchu drogowego się nie nadaję.
Jazda po mieście, obok samochodów nawet przy namalowanych ścieżkach rowerowych to zupełnie inna jazda, przyznaję. W małych miasteczkach jeszcze ujdzie, ale w większych też bym się bała. Trzeba uważać podwójnie. Dobrze, że w Holandii ludzie ogólnie uważają na rowerzystów, bo prawie każdy w dużej mierze porusza się na rowerze :)).