Wiele lat przed naszą erą nie lubiłam świąt. A przynajmniej tak sobie wmawiałam i w to głęboko wierzyłam. Zawsze też właśnie w okolicy świąt działy się u mnie różne dziwne rzeczy. Tradycji zresztą stało się zadość i podczas tegorocznej Wigilii i najazdu przez Mikołaja.
A tak naprawdę same święta nie miały wiele wspólnego z tym nielubieniem, to raczej ich cała otoczka była zniechęcająca.
Wigilia 2014 – Bremerhaven |
Wigilia 2014 – Bremerhaven |
Nie lubiłam totalnego zmęczenia mojej mamy podczas sprzątania przed świętami, nerwowej atmosfery w domu pod wpływem tego całego przymusu sprzątania, kupowania, urządzania, gotowania, a przedtem ludzkich tłumów, taranowania i amoku w trakcie przedświątecznych zakupów.
Wigilia 2015 – Warszawa |
Ani prezentów czasem wybieranych na siłę, albo spotkań rodzinnych, podczas których miałam często wrażenie, że każdy stara się pokonać pozostałych w każdej możliwej konkurencji.
Z czasem dotarło do mnie, co dla mnie podczas świąt jest ważne. I nie jest to choinka największą liczbą bombek. Ani ozdoby świąteczne, chociaż trochę nie zaszkodzi i w przyszłym roku być może będziemy ich mieli więcej. Nie są też najważniejsze kosztowne prezenty, chociaż jako dziecko oczywiście przez cały rok na ten moment obdarowywania oczywiście czekałam.
Dziś bardziej mnie cieszy, kiedy to prezenty ode mnie spotykają się z radością i są trafione. Od pewnego czasu polubiłam spotkania z najbliższą rodziną, w tym z tą starszą częścią, lubię namówić ich na wspomnienia z przeszłości dla mnie zupełnie nieznanej, posłuchać ich opowieści, nacieszyć się czymś do jedzenia (i naprawdę nieważne czym i ile tego było) podanym na hołubionej przez starsze osoby zastawie, i pobyć w tym towarzystwie.
Z mojego domu rodzinnego najmilej wspominam okres przedświąteczny, kiedy mama stała w kuchni szykując świąteczne jedzenie tuż obok mojego pokoju i razem ze mną na dwa głosy śpiewała kolędy. To wspomnienie najpiękniej kojarzy mi się ze świętami. Nigdy później i nigdy wcześniej tak tych kolęd nie przeżywałam. Tamte kolędy śpiewane z mamą na dwa głosy, czasem do wtóru radia, były naszymi wspólnymi najlepszymi świątecznymi momentami.
Wigilia 2015- Warszawa |
W latach, kiedy chyba już trochę dojrzałam, sama zaczęłam lubić nasze spotkania świąteczne. Moja córcia miała od zawsze talent do robienia i pakowania prezentów, to dzięki niej te kolejne święta były dla mnie czymś szczególnym. Kiedy spędzałyśmy co jakiś czas święta poza domem, z naszymi niemieckimi przyjaciółmi i rodziną, ale jednak nie tą własną z krwi, to właśnie bliskość córki dodawała mi ducha i to jej obecność dla mnie była najważniejsza.
Widziałam jej wielką radość z powodu choinki i oczekiwanych prezentów, sama z radością szukałam dla niej podarunków i cieszyłam się, od kiedy zaczęła już sama szykować świąteczne potrawy.
Tak jest nadal, jeśli spędzamy święta razem, od kiedy moja córka wyprowadziła się z domu. W te święta jednak nie spędzaliśmy świąt razem. Córka spędzała świąteczny czas w Warszawie, jako że jej chłopak tego dnia pracował, zaprosiła do siebie też dziadków.
My byliśmy tutaj w Bremerhaven i zaprosiliśmy do nas w pierwszy dzień świąt rodzinę, a raczej rodziców Mikaela. Jego brat niestety się pochorował, a siostra wczoraj nie mogła przyjść, odwiedzi nas więc w najbliższych dniach.
W rejonie północnoniemieckim tradycja nie zmusza do szykowania góry jedzenia na święta, jak w Polsce.
W większości domów jada się kiełbaski (Würstchen) i sałatkę ziemniaczaną (Kartoffelsalat), a w naszym nadmorskim portowym rejonie zamiast kiełbasek podaje się kotlety rybne mielone (Fischfrikadellen). Cokolwiek ponadto traktowane jest już jako duża wyżerka.
W rodzinie Mikaela przyjęło się zapraszanie na Wigilię lub w pierwszy dzień świąt na coś słodkiego. W ubiegłym roku u rodziców był tort lodowy i różne rodzaje ciast i ciasteczek.
Ja z kolei w tym roku upiekłam wczoraj dwa rodzaje ciast, do tego proponowaliśmy kawę, wodę, herbatę. Mogło być też wino, szczególnie, że rodzice Mikaela przynieśli wspaniałego Rieslinga. Ale jakoś nikt nie miał tego wieczoru na wino ochoty.
Mama Mikaela przyniosła nam też piękny kwiat. Nie znam jego nazwy, więc po prostu pokażę, nie stresuję się, że na razie nie mam wazonu, mam gdzieś jeszcze w kartonach, na pewno znajdę za parę tygodni.
Wigilia 2016 – Bremerhaven |
Wigilia 2016 – Bremerhaven |
Razem z winem i kwiatami dostaliśmy też świecę na baterię, daje bardzo fajne światło, nawet trochę migocze.
Wigilia 2016 – Bremerhaven |
Świeca pasuje też świetnie do drugiej szarej, którą palimy już od kilku dni.
I wspólnie czekoladki i kartę podarunkową o sporej wartości do najlepszego sklepu z wyposażeniem domu tu w okolicy.
Wigilia 2016 – Bremerhaven Podpis: „na coś ładnego” |
Wigilia 2016 – Bremerhaven Ciasto czekoladowe z kandyzowanymi własnoręcznie skórkami pomarańczy z polewą czekoladową. |
Wigilia 2016 – Bremerhaven Ciasto marchewkowe z rodzynkami i wiórkami migdałowymi |
Wigilia 2016 – Bremerhaven |
Rodzice dostali: tata termometr zaokienny a mama nowoczesną elektroniczną wagę kuchenną.
Po wczorajszym spotkaniu Mikael odwiózł rodziców do domu. Wszyscy byli bardzo szczęśliwi.
Ustawianych zdjęć rodzinnych ani zdjęć stołu czy naszych podarunków tym razem nie robiłam, postanowiłam na spokojnie cieszyć się tym wspólnie spędzanym wieczorem.
Na koniec pokażę Wam kilka obrazków z tegorocznego jarmarku bożonarodzeniowego w Bremerhaven. Zdjęcia robiłam tym razem w przelocie w ciągu dnia. Jakoś nie po drodze nam było tam tego roku spacerować, a po berlińskim zamachu to już w ogóle większości ludzi ochota przeszła. Ale właśnie w Wigilię sobie tam sobie spacerowaliśmy.
Wigilia 2016 – Bremerhaven |
Wigilia 2016 – Bremerhaven |
Wigilia 2016 – Bremerhaven |
Wigilia 2016 – Bremerhaven |
Wigilia 2016 – Bremerhaven |
Wigilia 2016 – Bremerhaven |
https://pl.wikipedia.org/wiki/Amarylis
To bardziej kwiat doniczkowy cebulkowy, ktory kwitnie wlasnie w okolicach swiat. Ale moze tez robic za kwiat ciety. 🙂
Ja nie potrzebuje swiat, zeby spotkac sie z rodzina, wiec to nie jest dla mnie zaden argument do ich lubienia. Natomiast mam wrazenie, ze szalenstwo porzadkowo-zakupowe przybiera coraz bardziej karykaturalne rozmiary, a handel rozpoczynalby nadawanie koled najchetniej juz latem. Zanim wiec grudzien nadejdzie, ja juz swietami rzygam.
Mimo ze dwa ostatnie dni nalezaly do bardzo udanych, nadal nie lubie swiat z cala ta ich sztucznoscia, komercja i nachalnoscia. Ament. :)))
W więc to jest Amarylis, dziękuję Aniu, poczytam, obejrzę itd. 🙂
Wiesz, w święta zwykle łatwiej o dłuższy urlop, a przy naszych odległościach to ma znaczenie. Oczywiście, że dobrze jest też spotkać się bez okazji i takie spotkania też celebruję, ale na nie jest coraz mniej czasu. Więc chwytam okazje świąteczne i cieszę się, że wtedy jednak trochę luzu się pojawia.
A co do przepełnienia ulic, sklepów i mediów kolędami i ozdóbkami świątecznymi to masz rację, do użygu tego!
Nawet nowy papież o tym mówił, żeby uwolnić święta od tej komercji. Coraz bardziej lubię Franciszka. 🙂
Od lat spędzam święta w domu z rodzicami na Kaszubach. W zeszłym roku pochorowałam się i nic nie pamiętam. W tym, dał mi Bóg zdrowie i energie i przywrócił głos, spartolony wirusem krtani, więc było sprzątanie, pieczenie pierników, ciasta oraz śpiewanie kolęd na pasterce. 🙂
P.S. Słuchaj, notuj, zapamiętuj historie i opowieści swoich bliskich oraz przyjaciół, by przekazać następnym pokoleniom z Twojej rodziny. 🙂
Od wielu lat tradycją na święta było moje świąteczne chorowanie, w tym roku niewiele brakowało, ale się jakoś udało nie rozłożyć, już jednak lepiej regularnie dbam o moje odżywianie.
Pierniczków jeszcze nie umiem lepić, może w przyszłym roku. Ale ciasta niektóre proste piekę :).
Ze starszego pokolenia ostatnio spotykam się tylko z mamą i teściami, ale to mi wystarcza. Wiele opowieści pamiętam. Żałuję szczególnie tego, że moich dziadków o tak mało zapytałam, a teraz od dawna już za późno. No cóż, za młoda byłam, nie miałam świadomości, że tak szybko odchodzą…
Fajne te Twoje wspomnienia z dzieciństwa. Mój tatul od rana nucił pod nosem kolędy, nawet czytając gazetę ;-))) i to mi jakoś utkwiło w pamięci. Mądrzy ci Niemcy, że bardziej się cieszą Świętami niż je celebrują. Tak jak mówi Anka, u nas te przygotowania, dekorowania, zakupy zamiast normalnieć to się coraz bardziej napuszają. Ja, jak co roku, jestem dziś wieczór naprawdę zmęczona (umęczona?) choć muszę przyznać, że po raz pierwszy od lat mam poczucie, że wzięłam to wszystko bardziej na luz i mnie cieszyła obecność Moich Wszystkich. To pewnie dlatego, że Wnusia w tym roku więcej rozumiała z tego, co… Czytaj więcej »
Mój dziadek, tata mamy, pięknie śpiewał. Chociaż nie pamiętam, żeby śpiewał kolędy…
A teraz często podśpiewuje mi Mikael :)))
Oj naprawdę za dużo u nas poszło w formę zamiast w treść. Podziwiam oczywiście umiejętności gotowania i inne u kobiet, które potrafią wiele dni i godzin spędzić w kuchni, chcąc dogodzić członkom rodziny, sama chętnie się jeszcze douczę w temacie, ale takie spotkanie rodzinne, jakie było tym razem u nas uważam za znacznie fajniejsze. I porozmawiać jest czas i siły. 🙂
I Tobie też wszystkiego naj w te święta i na Nowy Rok Zante! 🙂
Kiedyś lubiłam święta, bardzo lubiłam… Życie zabiło we mnie wiarę, radość, wszystko.
Życie często kopie, ale mimo wszystko daje nam możliwość przeżycia czasu tak, jak wybierzemy. No chyba, że czasem mamy coś takiego, co tylko niszczy i nie da się tego uniknąć, trzeba przez to przejść. Wiesz, wobec takich słów czuję się trochę bezradna, chciałabym jakoś pomóc, ale jak?
Jako dziecko baaardzo lubiłam święta- były różne łakocie, których nie bywało w dzień powszedni. Potem lubiłam święta, gdy córka była jeszcze mała- lubiłam czytać jej wpierw rysowane a potem gryzmolone listy do Mikołaja i patrzeć na roześmiane pysio, gdy spod choinki wyciągała wyczekiwany prezent. Wtedy to jeszcze ludzie szaleli z porządkami i zakupami, ale przynajmniej nie narzekali od świtu do nocy z tego powodu. A tak ogólnie,to do tego żeby spędzić wieczór lub dzień w miłym gronie to podobnie jak Panterze, święta nie są mi potrzebne.Podobała mi się natomiast na jarmarkach niemieckich ich atmosfera- pełen luz i uśmiechnięte twarze.Uśmiechnięte twarze-… Czytaj więcej »
Za czasów dziecięcych na święta były pomarańcze i orzechy włoskie i czasem dobra czekolada czy inne słodycze, nie czekoladopodobne. 🙂
Kiedy dzieci się cieszą świętami, pozostaje im w tym towarzyszyć i to jakoś celebrować. Ale ja miałam z tym jakoś zawsze nie do końca po drodze. Moje podejście do świętowania, a w tym do gotowania, powoli się zmienia.
Jarmarki niemieckie są rzeczywiście wyluzowane i bardzo sympatyczne. Większość ludzi tutaj taka jest, nawet w przedświątecznym zamieszaniu. 🙂
Uściski!
Zawsze lubilam swieta. Zawsze. Zreszta swieta tworzymy my sami wiec dlaczego ktos na nie narzeka? Trudno mi zrozumiec. 😀Dostalas amarylisa, jednego z tych kwiatkow swiatecznych, ktore sie kupuje w okolicach grudnia. Amarylis, owszem, znany jest jako roslina doniczkowa ale ze wzgledu na ilosc i ciezar kwiatow (u mnie cebulka postarala si o az trzy olbrzymie lodygi kwiatowe po 5 kwiatow na lodydze i niestety zadna doniczka nie byla w stanie tego utrzymac w pionie :), mozna sciac lodyge i w wazonie kwitnie tak dlugo jak w doniczce. Lubie ciemnoczerwonego amarylisa ale czasem zmieniam na bialy. W tym roku amarylisy byly… Czytaj więcej »
Fakt, ciekawe dlaczego ludzie zamiast narzekać na święta nie stworzą sobie takich, które lubią. Niektórzy to robią, a inni cóż – narzekają dalej. 🙂
Amarylisów jeszcze nigdy nie miałam, więc ten kwiat był dla mnie sporym zaskoczeniem.
Konwalie – kolejne wspomnienia, te kwiaty lubiłam dostawać kiedyś od kogoś. 🙂 A potem zawsze mi kwitły na ogródku…
Też mi się wydaje, że co rok będę lubiła święta coraz bardziej. 🙂
Uroda amarylisa, kwiatka jest wiec przed Toba. Obciaz jednak sloiczek lub umiesc go w czyms wiekszym i ciezszym lub mozna skrocic lodyge, ale traci troche na wygladzie? To bardzo sympatyczny kwiat. Latem rosnie sobie i kwitnie na rabatce i rozwija sie wg wlasnego rozeznania swiatla. :)))
Tu konwalie sprzedaja tez w doniczkach, zima. Kwitnace. :)))
Na razie codziennie sprawdzam, jak się mój Amarylis trzyma, przekładam na drugą stronę i jakoś nie grozi mi przewrotem (ani "puczem") 🙂
Konwalie w doniczkach i to zimą? Czy może mówisz o Holandii? 🙂
Uściski na 2017 rok!
Swieta, kiedy bylam dzieckiem, bardzo lubilam. Czekanie na mikolaja pelne milego napiecia, trzeba bylo spac on wtedy przychodzil, ale ja udawalam ze spie, troche go widzialam w ciemnym pokoju, kiedy bylam starsza domyslilam sie ze to moj tato. Spiewanie koled tez mile wspominam, mama grala na pianinie i spiewalismy, kiedy juz umialam grac i bylam starsza to ja gralam i wszyscy spiewali.
Kwiat piekny i widze go w szkle, gdybys miala wielki waski sloj albo taka tube szklana na makarony. Ciasto oblane czekolada wyglada imponujaco i na pewno pyszne bylo.
Kiedy o tym czytam też sobie przypominam to czekanie na Mikołaja, z tym że ja zawsze jego pojawienie się przesypiałam, a potem dowiedziałam się, że go nie ma i czar prysł.
U mnie ja też grałam na pianinie i śpiewałam. 🙂
Mam wrażenie, że kiedyś jakoś tak aktywniej się te święta razem spędzało, może właśnie dzięki wspólnemu graniu i śpiewaniu…
Jak się dokopię do wazonów, to będzie i taki długi z wąską szyjką.
Ciasto z czekoladą faktycznie jest jednym z najsmaczniejszych, jakie mi się ostatnio udają. A z dodatkiem kandyzowanej skórki od pomarańczy jest w ogóle świetne!
pozdrowienia
A u mnie wszystko zależy. Na przykład w tym roku postanowiłam świąt nie zauważyć. Nie dlatego, że lubię czy wręcz przeciwnie. Jakoś bardziej niż zwykle mi się tęskniło za dziećmi może, a może ze zwykłego lenistwa, licho wie…
Dość, że się nie udało. Przyjaciele stwierdzili, że jestem ich rodziną i mam zasra…zwykły obowiązek z tą rodziną w święta być. Kocham ich, więc uległam i nie żałuję. Dawno takich przyjemnych świąt nie miałam.
Ściskam!
Takie przyjacielskie święta też bym w pełni akceptowała, szczególnie kiedy akurat dzieci nie mogą z nami spędzić świąt.
Najważniejsze, że święta miałaś udane i to mimo przejść z zakupami. 🙂
Uściski!
Ja kiedyś lubiłam, a później mi przeszło. Rany boskie… toż to nawet nie jest święto chrześcijańskie i jest to dla mnie ważne, bo jestem wierząca.
Najważniejsze, to aby zawsze było miło i ciepło i z bliskimi nie rozstawać się na zbyt długo. Reszta, cała świąteczna otoczka, wielka komercja, która trwa już od początku listopada, bardzo burzy spokój i traci to całą magię.
Ano ja kiedyś nie lubiłam, bo mi ciągle w te święta czegoś brakowało, a to miłości, a to chłopa, jak był, to nie było szczęścia itp. Od jakiegoś czasu postanowiłam dbać o tych, co dbają o mnie i lepiej na tym wychodzę. 🙂
Najważniejsze więc jednak zawsze jest towarzystwo w święta. A tej komercji można się nauczyć mówić nie. Jakoś mnie to po latach aż tak już nie rusza. 🙂
nie potrafię wyliczyć, co lubię, a czego nie lubię w świętach /takich, czy innych/, więc o bilansie również mowy nie ma… ale jeden punkt /choć zapewne nie jedyny/ jest dla mnie jasny… nie cierpię zakupów z tej okazji, za to lubię robić różne rzeczy sam… niekoniecznie pichcenie mam na myśli, ale np. kwestia duperelek na choinkę, pisanek, czy np. struganie dyni na Halloween… nie musi to być takie super/?/, jakbym kupił gotowe, ale za to jest chwila zajęcia, skupienia się na tym, co się robi, medytacji, odjechania, wyluzowania, odstresowania, czy jak to tam inaczej zwać… tego ganiając po sklepach nie… Czytaj więcej »
A wiesz Piotruś, że ja też miałam wielką ochotę tego roku na własnoręczne ozdoby, tyle że nie zdążyłam. Ale do przyszłej gwiazdki mam cały rok i mam zamiar coś tym razem wymyślić, bo takie ozdoby sprawiają radość i chce się na nie patrzeć. Chociaż nie wszystko da się zrobić, na przykład ozdoby ze światełkami mnie jednak przerastają. Do Siego Roku, a ja owszem i bardzo je lubię :)))!
Klik dobry:)
Tak sobie myślę, że święta są, albo nie, w nas.
Do Siego Roku!
Święta są w nas, bardzo ładnie powiedziane.
Kiedy sama z siebie nie jestem zadowolona, to nie będę ani ze świąt, ani z najpiękniejszego prezentu też. Uściski i do siego!
Tak myślałam, że ktoś z komentujących będzie wiedział, co to za kwiat. Sama nie wiem, czy lubię święta, czy nie. Tak pół na pół – są rzeczy, które w nich lubię, ale są też takie, które mnie drażnią.
Pomyślnego 2017 🙂
Fajnie, że mam tak wykształconych komentujących, że od razu wiedzieli! 🙂
Przeważnie jest tak, że część rzeczy przyjmujemy chętnie, a z innej chętnie byśmy zrezygnowali. Mnie z czasem zaczynają cieszyć te rzeczy, które mam i na które mam wpływ, a mniej drażnić te, na które nic nie mogę poradzić.
Dzięki i Tobie wszystkiego dobrego w nowym 2017!
Ja to chyba nigdy nie lubiłam świąt, przynajmniej nie mam żadnych miłych wspomnień. Tylko pośpiech, sprzątanie na szybko i czekanie z kolacją, aż przyjadą fałszywi członkowie dalszej rodziny. Najfajniej było, kiedy zabrali się już do domu i był spokój 😉 Ale na pewno może być to cudowny czas – jeśli tylko towarzystwo dopisze.
Pozdrawiam serdecznie!
Jak najbardziej towarzystwo w święta jest najważniejsze. 🙂
Moje miłe i dobre wspomnienia staram się ostatnio właśnie teraz celebrować.
A ostatnio właśnie często mi się zbiera na wspominki i chyba to dobry czas na refleksje. 🙂
Uściski!
biję brawo Niemcom za to podejście do celebrowania świąt ))
ale podobnie jak Ty kocham swoje wspomnienia z dzieciństwa u babci Zofii na wsi, gdzie zjeżdżała się cała rodzina i był wielki stół i prawdziwa choina z cukierkami i siano pod obrusem i biegłyśmy z kuzynostwem o 24 do obory podsłuchiwać zwierzęta …ekh nigdy już tak nie będzie. nie patrzyłam wtedy na to, że babcia i ciotki padały ze zmęczenia…a jedzenie było własne, smaczne i proste i nigdy się jakoś specjalnie nie przelewało, najważniesze były pomarańcze )))))
Czyli jednak te nasze dziecięce wspomnienia mocno nam potem określają nasze podejście do świąt. 🙂
Piękne są Twoje wspomnienia, w moim do dziadków jeździło się na wieś przed świętami, albo w święta, albo w nowy rok, bo oni raczej niechętnie się z domu ruszali i jechali do miasta.
Pomarańcze i orzechy były wtedy najlepsze!