Blog

Aktualności mieszkaniowe i kiciowe

5 kwietnia 2018
Moi Mili,
bardzo chciałabym zacząć tego posta od tego, że coś w moim mieszkaniu już jest gotowe i zamknięte.
Że jest tam tak pięknie i doskonale, jak doskonałe są te świąteczne tulipany.
Niestety nie mogę. Bo nawet łazienka, która od dawna powinna być gotowa, nadal jest pozbawiona lustra i oświetlenia nad lustrem (są kupione, ale trzeba zamontować). Chodząc do niej za każdym razem czuję się nadal jeszcze jak nie u siebie.
Podczas ostatniego pobytu w Warszawie udało mi się natomiast wreszcie wymyślić i opracować do końca, skompletować oraz zamówić kuchnię.
Poczyniłam też niezbędne zakupy do jej wykończenia i wyposażenia. 

Krótko mówiąc mam nadzieję, że stanie na tej ścianie już niedługo, czyli …
do końca maja …
stanie tu zestaw kuchenny, ale taki jest plan.
Wiem na pewno, że tak będzie wyglądał mój nowy blat. Resztę też wiem, ale na razie się z Wami nie podzielę.
Lodówkę wybrałam wolnostojącą. Niestety mam zamontowane drzwi nie w tę stronę, co potrzeba, muszę sprawdzić, czy zamówiłam odpowiednią orientację a sklep dostarczył źle, bo tym razem tego mi się nie udało sprawdzić.
Lodówka już jest
Poza tym udało mi się zrobić wstępny projekt szafy w przedpokoju, która będzie jedyną większą szafą w tym mieszkaniu, czyli moją garderobą. Ale z szafą poczekam na zakończenie projektu kuchnia. Dopiero, kiedy zakończy się on skutecznie i będę zadowolona z firmy, która mi tę kuchnię zrobi, zlecę im wykonanie szafy.
Jedyną większą i ważną rzeczą, której mi brakowało, było łóżko, toteż także i to wybrałam i zamówiłam. 
W tym samym sklepie (black-red-white) znalazłam też odpowiednią lampę do salonu (juhu, była akurat w dużej promocji), która mnie zachwyciła, ale która wymaga jeszcze trochę pracy, bo będę ją musiała samodzielnie (ekhem, to znaczy z pomocą córki) złożyć.
A skoro mam już łóżko, oświetlenie, kuchnię, stół i krzesła (póki co takie ogrodowe, ale to nie szkodzi), biurko i dwie komody, to można powiedzieć, że jestem urządzona.
Stół do biura mam u córki w piwnicy, przechowała mi z poprzedniego domu. Mały stolik może póki co posłużyć do jedzenia lub gdzieś do postawienia jako pomocniczy mebel. A wygodne krzesło sobie dokupię za jakiś czas.
Kanapa i inne meble do salonu poczekają na lepsze czasy, póki co bez tego można żyć.
Jak zarobię, to będzie i to.
Na Instagramie i Pinterest wyszukuję różne ciekawe kolory odcienie ścian do salonu, oglądam sobie różne dodatki, meble, rozwiązania. Kiedyś nie było do tego aż takiego dostępu, fajnie, że teraz jest, a możliwości i pomysłów do wyboru do koloru w opcji na każdą kieszeń.
Zapowiedziałam majstrowi, że ma skończyć mieszkanie i to tak naprawdę pod klucz do 20-25 kwietnia. I mam nadzieję, że będzie się tego trzymał.
W mieszkaniu na przetrwanie (w którym mieszkam dzięki uprzejmości mojej Przyjaciółki za każdym razem od kilku miesięcy, będąc w Warszawie) żyłyśmy sobie ostatnio z kicią spokojnie i harmonijnie. Ja wyszukałam kilka nowych książek w miejscowej bibliotece, m.in. Każdy umiera w samotności Hansa Fallady.
Fallada napisał trudną książkę o trudnych czasach. Czyli Niemcy w czasie nazizmu podczas drugiej wojny światowej z perspektywy szeregowego Niemca.
Mozart nauczyła się tam zajmować sobą. Kiedy mnie nie było, chodziła podziwiać okolicę z parapetów.
Kiedy robiłam sobie jedzenie w kuchni, chętnie siadała na jednej z szafek kuchennych i odbywała poobiednią drzemkę.
A prawie zawsze, kiedy to ja układałam się na moim łóżku, mogłam liczyć na jej towarzystwo.
Bywało, że na mojej walizce.
A bywało znacznie częściej, że w nogach na moim łóżku i kocyku:
Dużo udało mi się załatwić, ale nie wszystko.
Znów nie dałam rady z paroma sprawami urzędowymi. Nic to, załatwię następnym razem.
Uznałam, że wożenie w tak długą podróż kota co 20 dni to dla niego za duże obciążenie, toteż zostawiłam ją na ten czas w Warszawie.
Dlatego w dniu wyjazdu musiałam najpierw zawieźć Mozarta do Mamy. Kiedy już wszystko było w samochodzie z wyjątkiem jej rzeczy, Kicia dobrze wiedziała, co się szykuje i robiła Rejtana w przejściu, żebym o niej przypadkiem nie zapomniała.
No ale gdzieżbym ja śmiała zostawić tę moją pocieszkę samą w obcym mieszkaniu! Zaraz kończę jedzenie, biorę Cię do transporterka i jedziemy do Babci, kochana moja.
W samochodzie była spokojna i szykowała się na długą podróż. Jakież było jej zdziwienie, kiedy po pół godziny wylądowałyśmy u mamy.
To niestety bardzo nieostre zdjęcie, ale pokazuje jak Mozart wzięła z nami udział w naszym mini-Wielkanocnym śniadaniu.
Cały czas zwiedzała, a więc ruszała się i uciekała mi z obiektywu komórki.
Aż wreszcie zatrzymała się na chwilę.
A ja mogłam zrobić chociaż dwa w miarę nieporuszone zdjęcia.
Za długo zostać nie mogłam, bo czekała na mnie droga 1000 km. 
Pogoda nie sprzyjała. Po ok. 300 km zatrzymałam się na kawę na stacji Orlen w stop cafe. Lubię te ich kawy z czekoladą.
Wreszcie dojechałam do Nevady. Tam zawsze w połowie drogi robię postój na jedzenie i tankowanie (też przeważnie na pobliskim orlenie).
Zatrzymałam się w Nevadzie na obiad. 
Nie szkodzi, że rozlany, ale to był pyszny barszcz czerwony z uszkami
A na drugie schabowy z surówkami i ziemniakami.
Tak wygląda to miejsce od środka.
Tradycyjna polska kuchnia i wystrój wprowadzają ostatni polski akcent przed wjazdem do Niemiec.
A potem już prawie całą drogę było za oknem tak:
 
Te zdjęcia robiłam nie patrząc na komórkę, oparłam ją o kierownicę.
Było piękne niebo w czasie zachodu, ale robienie zdjęć taką techniką w dodatku nocą daje raczej takie sobie efekty.
Następnego dnia był świąteczny poniedziałek.
Odwiedziny u rodziców M.
Także na dworze w większości niemieckich domów są dekoracje, głównie z motywem jajecznym.
I to tyle świątecznego nastroju. Od razu następnego dnia wstałam o 7 rano i rozpoczęła się codzienna krzątanina i praca. Na szczęście lubię moją pracę, a prace domowe przeważnie uważam za miły przerywnik w pracy.
W naszym biurze nadal jeszcze nie mamy internetu ani telefonu, czekam na nr podatkowy, żeby móc zamówić te usługi. Dlatego też póki co pracuję w moim biurze domowym.
Przed chwilą odebrałam telefon od pani z salonu kuchni p. Warszawą, która właśnie robi ostatnie domiary do kuchni. To mi się podoba, przyjeżdża nie tylko żeby pokazać wzory, ale też żeby nie pomylić się w pomiarach i żeby dobrze zrealizować zamiary zleceniodawcy, czyli moje.
Już po świętach, robi się ciepło na dworze, mam nadzieję, że kolejny wpis zrobię o wiosennych rozkwitach, bo już parę kwiatków tu widziałam, ale jeszcze nie zdążyłam ich obfotografować.
Subscribe
Powiadom o
guest
30 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Valski

Lodówki na ogół to drzwi mają uniwersalne, takie do przekładania lewo-prawo w zależności od potrzeb.I można to zrobić we własnym zakresie nie tracąc gwarancji.

Iwona A.

To zalezy, niektorych nie da sie przemontowac ze wzgledu na elektronike. Mam nadzieje ze Twoja sie da 🙂

marigold

Zyjesz bardzo aktywnie, na duzych obrotach, tak duzo sie dzieje.
Takie urzadzanie mieszkania ma swoj urok, ale tez czasu potrzebuje.
Ciekawe co to siedzi w takiej kociej glowce, czy ona tez tak lubi takie urozmaicenie.

Eva Dec

Jak moja mam miala remont w mieszkaniu to szukalysmy pomyslow na stronie homebook.pl polecam

Anna Maria P.

Masz anielska cierpliwosc! Mnie by po drodze kilka razy trafil szlag, ze wszystko tak bardzo sie przeciaga w czasie z tym urzadzaniem mieszkania, ja chcialabym miec wszystko JUZ!

Frau Be

No tom się pośmiała 🙂
Lustra w łazience dorobiłam się 2,5 roku po remoncie i to tylko dlatego, że kupili mi je, przywieźli i zamontowali moi rodzice z bratem, bo inaczej nadal by go nie było. I tak mi z nim, jak i bez niego…

Frau Be

Tak, w łazience jest mi zupełnie niepotrzebne. Maluję się do małego lusterka przy biurku i inaczej nie potrafię. Czeszę się w przedpokoju. Nie wiem, co miałabym robić z lustrem w łazience – jest i tyle zyskałam, że za każdym razem, kiedy wstaję do pracy, straszy mnie z niego jakieś zombie 🙂

Frau Be

Zapytaj mojego brata! Kiedyś ujrzał mnie o 6.00 rano, gdy udawałam się do pracy. Najpierw przestraszył się, że chcę kogoś zabić, potem doszedł do wniosku, że na coś umieram.
A mnie przecież tylko budzik zdarł do pracy…

anabell

Wczoraj było u mnie pięknie, ale dziś już coś się pogorszyło i nawet zmarzłam.U nas remont dwóch pokoi z kuchnią, łazienką, WC i przedpokojem trwał 7 tygodni – dwóch bardzo sprawnych facetów tylko robiło, my niemal codziennie coś dowoziliśmy co im było potrzebne, jak nie z OBI to z innych marketów budowlanych. No i mieliśmy wszystko "na oku", bo mieszkaliśmy w tym czasie piętro wyżej. A i tak słowo "remont" powoduje u mnie skok ciśnienia w górę.
Właśnie zaczęło padać i się ochłodziło.
Miłego;)

akular

Wiesz Iwuś, że Cię podziwiam. W temacie remontów jesteś tytanem.
Jednak mnie najbardziej (chyba) zmęczyłyby te dalekie i częste podróże.
Może dlatego, że w pakowaniu też nie jestem mistrzem?
Uściski!

Iwona A.

Jeszcze pare tygodni i bedzie git. Najwazniejsza to ta czarna robota, ta ktorej nie widac, a to juz chyba zostalo wykonane, teraz tylko mebelki wstawic i bedziesz mogla sie urzadzac.
Jeszcze w sprawie lodowki sie wtrace – do lodowki nie trzeba dwoch silnych facetow, lodowka jest lekka, nie to co pralka. Wystarczy dwie osoby, jedna do przytrzymania a jedna do przekrecania, a moze nawet jedna dalaby rade zrobic.
Podziwiam Cie niezmiennie, tak jezdzic w te i we wte. Pewnie gdybym musiala to tez bym mogla, ale ciesze sie ze nie musze 🙂

Margarithes

No proszę, ile się dzieje. Trzymam kciuki za drzwi i uśmiechy. Fajnie, że Mozart mogła zostać u mamy :* kisses

HEXE

Podoba mi się ten żyrandol.
Książka brzmi interesująco, ale nie po okładce powinno się sądzić, która… też mi się podoba.

dreamu

Mozart wie, jak się wkomponować w otoczenie 😁 My dzień po świętach przez 12 godzin przeprowadzaliśmy dzieci. Spaliłam wszystko, co pochłonęłam plus pozostałości z Bożego Narodzenia 😀

Annette ;-)

Takie mam wrażenie, że trochę spokojniej zrobiło się u Ciebie.

30
0
Would love your thoughts, please comment.x