Od około tygodnia wypełniam swoją własną misję, dla której teraz tu przyjechałam: kończę urządzać mieszkanie, które jednocześnie będzie moim biurem w Warszawie. Czas już wreszcie zakończyć miesiące pobytu w mieszkaniu przyjaciółki. Bo chociaż nie jest mi tu źle, to nie po to kupiłam własne, żeby kolejne miesiące płacić za oba i ciągle nie być u siebie.
Tym bardziej, że u mnie okolica jest cudowna.
Zobaczcie kilka widoczków z mojego lasu. Chodziłam tam już wcześniej ze Schwarzem, dojeżdżaliśmy samochodem.
Dziś odwiedzając mieszkanie skorzystałam z pięknej pogody i poszłam się wyspacerować.
A warto było, jak widać na załączonych obrazkach.
Nie ma to jak widok z perspektywy mchu i paproci. Uwielbiam oglądać czasem świat z tego poziomu.
Las jest częściowo parkiem narodowym pod ochroną, dzięki temu natura reguluje we własnym zakresie odwieczny cykl życia od urodzin do umierania.
Ścieżki były jeszcze dość błotniste, ale w słońcu nawet one wyglądały pięknie.
Było sporo ludzi na spacerach, którzy podobnie jak ja postanowili wykorzystać ten wspaniały dzień na kontakt z naturą. Z piesiami, z kijkami, w grupkach.
I te piękne oświetlone słońcem leśne ścieżki, prześwity i polany.
A co u mnie poza tym?
Powoli kończę projekt kuchni, będzie się różnił od tego, który Wam pokazywałam. Będzie nieco odchudzony, za to bardzo dopasowany do moich potrzeb. Na razie powstaje półka do zamknięcia wentylacji i oświetlenia nad kuchnią.
Nie wiem, jak Wy, ale mnie cieszą czasem takie małe radości, jak na przykład taka, że mogę już wyprać rzeczy we własnej pralce. Może stanie się to bardziej zrozumiałe, kiedy napiszę, że będąc w Polsce przez ostatnie miesiące uprawiałam polowanie na pranie, czyli albo podrzucałam do prania moje rzeczy jednej Przyjaciółce, czasem drugiej, czasem Córce, a czasem coś tam przeprałam ręcznie. Miałam już tego wożenia się z praniem serdecznie dość. Dlatego, jak tylko było to możliwe (czyli po wykończeniu przedpokoju), poprosiłam majstra, żeby mi podłączył moją pralkę.
I właśnie dziś zainaugurowałam pierwsze pranie we własnej pralce. Trudno sobie wyobrazić, że to może być pozytywne przeżycie, ale dla mnie dziś było to niczym katharsis.
Ot można się śmiać, że takie mam małe radości, jak pranie. Dla mnie to kolejny element mojego mieszkania, które zaczyna się wreszcie układać niczym puzzle w jedną spójną całość.
Jeśli do tego dodać, że mój kot, dwa dni temu cierpiący na zapalenie gruczołów okołoodbytowych i ledwo zipiący został uratowany przez panią wet z okolicznego gabinetu, to obraz szczęścia stanie się pełny. A my właśnie wybieramy się do pani doktor na kolejny, ostatni zastrzyk antybiotyku.
A tak wyglądała Mozart w dzisiejszym słoneczku. Właściwie to dziś mam tygrysa, w dodatku czerwonorudego.
Życzę Wam miłego wieczoru i tego, żebyście również umieli się cieszyć Waszymi małymi radościami.
Umiem się cieszyć małymi radościami, ale serce mi pęka, patrząc na Twoje zdjęcia. Dziś jestem na 24 h uwięziona w pracy, bez możliwości wyjścia gdziekolwiek. A za oknem pogoda bajkowa, mam nadzieję, że jutro będzie tak samo, bo o 8 kończę dyżur, więc może uda mi się zrekompensować dzisiejszy dzień… Pralka super, kiedy rok temu szukałam mieszkania, o wyborze mojego obecnego zadecydowało, obok wielu innych zalet, właśnie to, że jest pralka i inny podstawowy sprzęt AGD. Nie mając samochodu nie wyobrażałam sobie, żeby prać u mamy, jak mój brat, który długo po przeprowadzce podrzucał pranie do rodziców.A Twoje tygrysisko wymiata.… Czytaj więcej »
Okolica moja w niedzielę aż wyrywała mnie do tego lasu na spacer, sama widzisz.
Mam nadzieję, że sobie dziś odbiłaś i wyszłaś trochę na powietrze.
Działające dobrze sprzęty AGD to minimum, które trzeba mieć w każdym mieszkaniu. Raz mieliśmy takie mieszkanie w BHV, w którym nie było pralki i trzeba było jeździć do pralni, na szczęście ja tam wtedy jeszcze tak na stałe nie mieszkałam. Dla mnie pralka to podstawowy sprzęt, który musi być w mieszkaniu. Podobnie jak cała reszta jak lodówka, piekarnik czy płyta grzewcza.
Jeżdżenie z praniem kojarzy mi się z chodzeniem nad rzekę z kijankami :)))
Fajnie i radośnie! Rozumiem -pamiętam pierwsze pranie w "automacie":) Dobrej nocy!
Bo wszystko, nawet to, co było niezbyt fajne, obróciło się ku dobremu. 🙂
Dziś ja Tobie życzę dobrej nocy!
A ja zdazylam ze sprzataniem, to juz wielka radosc. Na koniec psa tak wybiegalam, ze spi jak zabity. 🙂
Tym razem rozważam zostanie na święta w Polsce, więc odpada kompletnie problem sprzątania. A wybiegać Twojego pieska to sztuka, Toyka ma dużo energii! 🙂
A kleszcze nie dzwoniły wygłodniałymi szczękami kiedy tak sobie spacerowałaś?Radość z własnej pralki, łazienki i kuchni odczuwam za każdym razem po powrocie z Uk. Już się nie mogę doczekać tego tete-a-tete z własnym prysznicem…Ukłony dla Mozarta:-)
Z żadnym z kleszczy się nie zaprzyjaźniliśmy na szczęście.
Ano właśnie, własne sprzęty to jak się okazuje dla wielu z nas synonim własnej oazy spokoju. Ukłony przekazane 🙂
Znam poniekąd tę radość – w czasie zeszłorocznego remontu przez 2 miesiące nie miałam gdzie prać, a naczynia myłam nad wanną w łazience, odkładając je na ściereczkę rozłożoną na sedesie.
Też to kiedyś zaliczyłam, życie bez łazienki, prania i zmywania to katorga.
Dlatego teraz tyle czasu mieszkam "na stancji", żeby mieć wszystko co trzeba pod ręką. Pralki wprawdzie nie mam i do tej pory korzystałam jak napisałam tu i tam, ale przynajmniej jedzenie sobie mogę tu uszykować, śpię tu sama i mam do dyspozycji wszystkie podstawowe sprzęty. Pozdrowienia
Mieć taki las w zasięgu "nóg" to moje marzenie. Niestety raczej nie do realizacji. Chyba że mąż wreszcie wygra te liliony w totka;-)
Nie ukrywam, że właśnie dlatego wybrałam mieszkanie w tej okolicy. Nie muszę być aż tak bardzo w centrum, wolę świeże powietrze i okoliczną ciszę.
Życzę więc wielkiej wygranej nie tylko sobie, ale i Twojemu mężowi. 🙂
To wlasnie te male radosci najbardziej mnie ciesza. Pralka, lozko, nowe kredki, pierwszy pokolorowany obrazek 🙂
Ano właśnie, jak się okazuje każda czynność wykonana gdzieś po raz pierwszy może cieszyć. 🙂 A o tej pralce to ja chyba nie pierwszy raz piszę, bo się świetnie spisuje i ma też jeden krótki program, że hej! 🙂
Zasmuciła mnie choroba Mozarta. Doskonale jednak rozumiem Twoją radość z podłączenia pralki, bowiem podobnie reagowała moja synowa, kiedy kupiłam im nową i nie musieli już przynosić prania do mnie. Widok drzew z okien własnego mieszkania bardzo uspokaja. Moja "Olszynka" nie jest tak rozległa, ale lubię na nią spozierać. Życzę aby Wielkanoc była spokojna, radosna, rodzinna i wiosenna.
Na szczęście Pani Mozart już z powrotem w dobrej formie, wystarczyło wycisnąć gruczoły i podać leki, wczoraj drugi raz, i kot jak nowy. Tylko teraz te gruczoły znów muszę jej czyścić regularnie, koniecznie za miesiąc.
Pralka to wielkie ułatwienie w gospodarstwie domowym, zupełnie sobie nie wyobrażam prania ręcznego!
Jakoś w tym roku nie myślę o świętach, ale Tobie oczywiście życzę tego samego na Wielkanoc.
piękny las ech, biedny Mozart… lasy bukowe kocham moje wokół chałupy tez bukowe )
Mozart już dobrze, takie lasy dają niesamowity zapach i krajobraz. 🙂 U mnie jest też wiele brzóz.
Też kiedyś kursowałam z praniem tam i z powrotem, więc doskonale rozumiem Twoją radość 🙂
No widzisz, jak widać każda z nas tę pralkę to jednak uwielbia, jak już ją ma, szczególnie jeśli wcześniej zaliczyła czas, kiedy nie miała :).
Rzeczywiscie okolice masz piekna, prawdziwy las, a jak sie zazieleni…
nie tylko zdrowe chodzenie, wdychanie cudnego lesnego powietrza, ale pelny relaks psychiczny bycia w naturze.
Pralka bardzo wazna, rozumiem Twoja radosc po utrudnieniach prania.
Ten relaks bardzo mi był potrzebny i bardzo się przydał.
I pranie też. 🙂
Okolica jest bajeczna. Lubie spacery w takich miejscach. Ja się nie śmieję, a uśmiecham. Mało kto potrafi cieszyć się drobnostkami, takie osoby są na wagę złota. 🙂 Cieszę się, że u Ciebie wszystko dobrze, że fajnie się układa, że kotek wyzdrowiał. Dobra Pani weterynarz, no i Ty, bo zadbałaś o zdrowie Mozarta. 🙂
Super radosnych dni życzę. 🙂
A ja się cieszę, że ta przychodnia o rzut beretem i taka fachowa i w sumie niedroga (mimo dodatku nocnego ceny są przyzwoite) pomoc się Mozartowi od razu trafiła.
W sumie właśnie z takich drobnostek składają się nam kolejne dni, tygodnie, miesiące, lata. Te wielkie sprawy zdarzają się raz na jakiś czas, a te małe nieustannie. I potrafią dostarczyć wiele radości, jeśli tylko umiemy je dostrzegać. Pozdrowienia i nawzajem!
Można powiedzieć, że Mozart aż się futrem swym zarumienił z ogólnej radości 🙂
Wszystko idzie pomyślnie, oby tak dalej 🙂
P.S. Ty bez remontów to chyba nie możesz 😛 Przyznaj się. Specjalnie kupiłaś mieszkanie, żeby móc tam podłubać! 😛 😀
Mozart rudowłosy :).
A powiem Ci, że te remonty chyba naprawdę są mi gdzieś zapisane w gwiazdach. Dziś oglądałam taki zrujnowany dom w okolicy i marzyło mi się, żeby mieć tyle kasy, żeby móc go odkupić i wyremontować. Fajny taki, z dwudziestolecia, z podcieniami i kolumnadą, bajka!
Rozumiem doskonale Twoją radość z małych przyjemności. A taki "drobiazg" jak możliwość wyprania swoich ciuchów we własnej pralce, bez podrzucania "brudów" bliskim…to jest jak małe święto. Raz tak miałam jak mi się pralka zepsuła i cieszyłam się z pierwszego prania po naprawie jak dziecko:)
Ano właśnie dobrze to określiłaś Nikuś – małe święto, moje prywatne. Podobnie się czuję przy montażu każdego kolejnego elementu w domu. Bo na to właśnie pracuję często dość ciężko, żeby sobie te rzeczy móc potem kupić i cieszyć się patrząc na nie. 🙂
małe radości to bazowe radości… na przykład pod prysznicem w hotelowym pokoju, gdy odpada myślenie o ekologii, tudzież ekonomii /w końcu wszystko zapłacone ryczałtem, all included, zero myślenia o bijących po kieszeni licznikach/… umysł zamienia się w jedno kosmiczne "nie wiem"… psuje to dopiero chukpi(*) z zewnątrz artykułowane zdaniem:
– kochanie, czy wszystko w porządku?…
p.jzns :)…
—-
(*) czukpi to taka trzaskawka ręcznie obsługiwana informująca zebranych w zendo, że sesja zazen jest zakończona…
p.s. a dziś mała czarna sierciucha przyniosła jakąś drobną kontuzję, ale po naradzie wyszło nam, że jazda do weta wyjdzie jej bardziej na minus, a jutro się zobaczy…
Oj tak, prysznice w hotelach zachęcają do korzystania dłuuuuugo i bez myślenia o rachunkach za wodę. 🙂 Pewnie dlatego tyle kosztują.
Mam nadzieję, że sierściucha do jutra wydobrzeje.
Napisz, co i jak!
stan na teraz… po oględzinach wczorajszych ranę /na udzie/ uznaliśmy za nie wymagającą jazdy do weta… bardzo długo potem spała /kotka, nie rana/, a w nocy zażyczyła sobie wyjścia "za stodołę" /jak mniemam/… ale zanim wyszła, dobre kilka minut lustrowała otoczenie… dość szybko wróciła, a rano ni to chciała wyjść, ni to nie… w końcu wyszła, ale też po pewnym namyśle i po 15 min. była już w domu…
puenta: sama kontuzja powinna szybko się zagoić, ale stres jak widać był, bo mała ze spora rezerwą podchodzi do swoich wyjść na dwór…
To się cieszę, że obrażenia niewielkie i dobrze się Kota czuje. Miejmy nadzieję, że się zagoi jak na psie!
Nie wiedziałam, że kocie dziewczynki, podobnie jak psi chłopcy, chorują na zapalenie gruczołów około odbytowych. Dojdzie Ci jeszcze jeden problem pielęgnacyjny. Okolica, w której masz to mieszkanie jest b. ładna (wszak ją nieco znam) ale wyjazdy stamtąd w kierunku centrum bywają z lekka upiorne, czego doświadczałam codziennie przez 2 tygodnie.
Tu przez pierwsze trzy tygodnie byłam bez pralki, ale mogłam się oprać bez problemu u córki, (to tylko 450 m ode mnie)ale perspektywa noszenia ciuchów w tę i z powrotem powstrzymała mnie i spokojnie ten czas przeżyłam bez pralki.
Buziaki;)
Bo u kotów takie zapchane gruczoły należą do rzadkości. Na szczęście u Mozarta pomaga regularne czyszczenie tych gruczołów, widać ostatnio przegapiłam ten moment, kiedy zaczęła się tam intensywnie lizać. I stąd się przewody zapchały. Teraz kontrola za miesiąc. I znów czyszczenie. A potem pilnowanie, żeby się przewody nie zapchały.
Obycie się bez pralki, jeśli wiadomo, że będzie już za dwa tygodnie sobie wyobrażam, ale ja tu od miesięcy nie miałam żadnej, dopiero teraz mogłam podłączyć moją. Czułam się jak dziecko, patrząc na wirujące pranie. 🙂
Pozdrowienia Anabell
Iwuś, nadrobiłam zaległości, utwierdziłam się w przekonaniu, że remonty to Twój żywioł (czego zazdraszczam bo mój ciągnie się jak baranie jelito) oraz wiele rzeczy chciałabym napisać, do wielu się odnieść ale…za dużo by tego było w jednym komentarzu. Najważniejsze, że jestem już na bieżąco.
Uściski Iwuś!
Witaj Akularku, z tego co wiem, u Ciebie remonty również należą do integralnej części życia, tyle że to u Ciebie nie tyle pasja, co konieczność. U mnie z czasem stwierdzam chyba faktycznie jest to jedna z moich pasji. Chociaż czasem po wszystkim czuję się tak zmęczona, że potem na jakiś czas mam wszystkiego dość. Też się bardzo cieszę, że jesteś. Myślałam o Tobie ostatnio i fajnie, że się odezwałaś. 🙂
A jak to pięknie będzie wyglądało, gdy naprawdę przyjdzie wiosna! Bo na razie to się tylko zameldowała…
Wesołych Świąt.
Już się nie mogę tej wiosny doczekać, niektórzy wprawdzie już sadzają kwiatki, ale ja nie za bardzo jeszcze mam ochotę wychodzić na ten ziąb i grzebać się w ziemi, nawet w rękawiczkach. 🙂