Dzisiejszy poranny spacer po lesie okazał się potwierdzeniem tego, co wczoraj widziałam i słyszałam za oknem. Bo wczoraj nad moim miastem przetoczył się istny Armageddon pogodowy. Błyskało już od 20. Koło 21 rozpoczęła się regularna ulewa o takiej sile, że miałam wrażenie przy wszystkich zamkniętych oknach w domu, że one są niedomknięte. Kiedy się okazało, że jednak są zamknięte, wsłuchałam się w ulewę. W okna waliła ściana deszczu tak jakby ktoś na nią lał wprost wężem strażackim lub polewał nieprzerwanie wiadrami. Jak dobrze, że mam szczelne okna. Ale i tak przeżywaliśmy to wszyscy. Kicia schowała się pod wersalkę, piesio też się wtulił jak najbliżej blisko nóg.
A dziś w lesie naszym oczom ukazały się takie oto widoki.
Zdjęcia były robione komórką, więc jakość taka sobie, ale daje obraz tego, jak wygląda nasz las, w którym codziennie chodzimy na spacery.
Czuję smutek i niedowierzanie, jaka musiała być siła tego huraganu czy trąby powietrznej, która przeszła tuż obok nas (1 km od domu), skoro połamała i powyrywała z korzeniami takie grube drzewa. I jak dobrze, że nie poszła bliżej domów. Na ulicy leżą tylko powyrywane i połamane gałęzie.
Mimo tej gwałtowności ziemia była bardzo wysuszona i wszystko już wsiąkło. Skoro po takiej ulewie w lesie zostało tylko nieco wilgoci, a na jezdni dziś rano nie została chyba nawet jedna kałuża.
Mam dziś mnóstwo zajęć, bo gdyby nie to, wybrałabym się do lasu i porobiła zdjęcia porządnym aparatem. Jeśli mi się uda, podzielę się z Wami.
Przyznam, że jeszcze nigdy nie widziałam tak gwałtownych skutków pogodowej zawieruchy i to praktycznie tuż koło domu.
A to zrobione po południu zdjęcia na osiedlu koło bazarku. Też powyrywało dwa potężne drzewa z korzeniami.
A to zrobione po południu zdjęcia na osiedlu koło bazarku. Też powyrywało dwa potężne drzewa z korzeniami.
O masakra, widziałam w telewizji, że nawet centrum Warszawy mocno ucierpiało… Raz w życiu doświadczyłam takiej nawałnicy, to było na Mazurach, jechaliśmy samochodem przez las z duszą na ramieniu, chwyciła nas ta pogoda nagle. Z czterech możliwych dojazdów do celu, trzy były zawalone drzewami. Dosłownie trzy metry za naszym samochodem zwaliło się drzewo. Utknąć w lesie podczas czegoś takiego, to ekstremum, którego nikomu nie życzę.
W mojej rodzinne Łodzi spokój.
Takiej jazdy jak Wasza nie chciałabym przeżyć. Na szczęście ja siedziałam razem ze zwierzakami spokojnie w domu i liczyłam, że przetrwa tę nawałnicę. Ale na dworze nie chciałabym się znaleźć w tej sytuacji. 🙂
Pozdrowienia
No niezle wczoraj lało, niezle, ale nad moje osiedle burza nie dotarła, chyba była bardziej na prawym brzegu, bo grzmoty były raczej odległe. Przyznam Ci się, że nawet nie wstałam od "koralikowania" by zobaczyć jak leje, a lało solidnie, to fakt. Za to ze zdziwieniem obejrzałam o 23,00 reportaż z W-wy. Wiele ulic śródmieścia przypominało rzeczki, sporo ucierpiała Saska Kępa, tam były bliskie spotkania II stopnia drzew z samochodami.. Teraz też u mnie pada, a raczej mży. Przyda się ogólnie biorąc ten deszcz, bo już trawniki bardziej przypominały kolorem trawę w Bułgarii.
Miłego;)
Na Saskiej Kępie dość często ulice płyną, chyba odprowadzanie wody tam nie jest najnowszej generacji. U nas dziś też cały dzień mżyło. Też uważam, że deszcz był potrzebny, bo paskudnie sucho było!
Tobie też miłego 🙂
Jakoś nam nie pozrywało. Zdjęcia przypominaja mi miejsce gdzie kiedyś mieszkałem czyli linia otwocka bliżej Otwocka:)
Teraz mieszkam w innym miejscu dom stoi na niemal otwartej przestrzeni na lekkim skłonie, narażony na bezpośredni wiatr. Staram się nie myśleć o burzach:)
Ja się pozytywnie dziwię, że żadnych trakcji nie przerwało, prądu nie zabrakło ani sieci. Ale widać główne uderzenie skupiło się właśnie na tych biednych drzewach, czyli przeszło ledwo co bokiem, na ulicach powoli sprzątają te gałęzie, wczoraj było w całej dzielnicy pełni służb porządkujących, wycinających gałęzie z podnośników itd. Dobrze, że już po wszystkim. A Tobie też życzę, żeby wszystkie takie zjawiska przechodziły bokiem. 🙂
Powiało troszkę to fakt.
Pozdrawiam
Troszkę to delikatnie powiedziane 🙂
U nas było podobnie – w nocy z niedzieli na poniedziałek. Ale na Podkarpaciu nisko przelatujące drzewa to standard 🙂
Czyli mieszkasz w takim rejonie zagrożenia już od dawna. To gratuluję żelaznych nerwów!
To nie są żelazne nerwy, tylko przyzwyczajenie 🙂
Podobno Japończycy też się przyzwyczaili do trzęsień ziemi …
U nas na szczęście takich atrakcji nie było, ale kilka lat temu i owszem.
To się rzadko zdarza, od kiedy tu mieszkam, pierwszy raz…