Mozart nie była samodzielnie na dworze czasu, od kiedy w lutym tego roku wróciła do domu pokiereszowana z głęboką raną na boczku. A potem jeszcze miała nawrót choroby, czyli graniniaka aeozynowego (podczas której ogon rozwarstwia jej się do krwi – na całej praktycznie długości).
Po tej akcji, zabiegach, wydaniu majątku na jej leczenie w Niemczech i wreszcie decyzji o zabraniu jej do Polski na leczenie do jedynej lekarki, która jest w stanie jej pomóc, czyli dermatologa psów i kotów doktor Karaś-Tęczy, przez pewien czas nosiliśmy się z zamiarem, że już nigdy nie będziemy jej samej wypuszczać na dwór. Ale utrzymanie jej w domu, gdzie okna na ogród sięgają do samej ziemi i gdzie kot zna już teren i możliwości wychodzenia, to w zasadzie gra niemożliwa.
Nie wiedzieliśmy co robić. Zaczęłam już nawet szukać dla niej domu, gdzie zostanie po wsze czasy kotem niewychodzącym. Wszystko dla jej ochrony, bo nie wyobrażam sobie, żebyśmy kiedyś w którymś momencie nie wypuścili jej tutaj choćby przez przypadek. Wreszcie zrobiło jej się nam żal i zaczęliśmy ją wyprowadzać na ogród na smyczy.
Plan się powiódł, kot wytrzymał bez samodzielnego wychodzenia ponad dwa miesiące. I całkiem nieźle Mozart nauczyła się chodzić na smyczy.
Wtedy stwierdziłam, że istnieje duża doza prawdopodobieństwa, że rana na boku powstała na skutek ataku innego kota czy kotów.
Jednak jakiś czas przed wyjazdem podczas spacerów z Mozartem na smyczy po ogrodzie, zauważyłam, jak strasznie ostre są wystające z ziemi przycięte i zdrewniałe łodygi rosnącego w jednym z rogów ogrodu bambusa.
Przyjrzałam się im bardzo dokładnie i stwierdziłam, że całkiem prawdopodobne jest, że Mozart uciekając z jakiejś kociej potyczki albo innej sytuacji zagrożenia, zeskoczyła na to wystające jak noże ustawione na sztorc bambusowe ściernisko.
I że to tam nabawiła się tej poważnej rany, która wymagała uśpienia i szycia.
W końcu spod pazurów niejednego kota Mozart już uciekała i niemal zawsze jej się to udaje.
A że strzeżonegopanbukstrzeże, tak więc przed wyjazdem poprosiłam Mikaela, żeby postarał się wykarczować i wykopać ten bambus.
Po powrocie z radością zauważyłam, że bambus został wykarczowany i teraz już tylko miękkie liście odrastają. Trzeba będzie pilnować, żeby tego roku nam nie wyrósł. Bo ja już mam przekonanie, graniczące z pewnością, że to mógł być prawdziwy winowajca.
Nie wiecie, jak się cieszę, że kot nareszcie wraca do formy, chociaż futro na boku odrasta jej bardzo powoli i jakoś tak opornie.
A co wynikło z tych rozważań, dowiecie się już jutro, a może nawet, jeśli zdążę opisać, dziś wieczorkiem.
A co wynikło z tych rozważań, dowiecie się już jutro, a może nawet, jeśli zdążę opisać, dziś wieczorkiem.
Z tym odrastaniem futra to chyba u wszystkich zwierzakow tak jest. Toya miala kastracje chyba gdzies w polowie marca, a do dzisiaj widac wyrazna granice golenia brzuszka. Niby brzusio juz wlochaty, ale granica nie znika i wyglada dosc smiesznie. Mam wrazenie, ze u Kiry to zarastanie szybciej przebiegalo.
Pierwsza operacja, kiedy Mozart miała mniej lat, jakoś nie pozostawiła jej na tak długo wyłysiałego placka. Potem miałam ogolony ogon i też dość szybko odrosło futro. Dopiero teraz tak wolno jej to zarasta, że aż się martwię, czy to normalne.
Granica wygląda i u mojej dość śmiesznie, bo wokół jest bardzo mocno włochata, a w tym miejscu nadal skóra prześwituje.
Nie za bardzo się znam na ogrodowych uprawach, ale zawsze słyszałam, że bambus zużywa za dużo wody, więc nie jest mile widziany przez ogrodników. Może z uwagi na Kicie lepiej tym bambus zastąpić czymś innym?
Miłego,;)
Poza tym rośnie strasznie wysoko i odbiera słońce. I szeleści niemiłosiernie, a przy silnym wietrze jego fragmenty opadają na cały ogród i nie wygląda to dobrze. Bambus już został wycięty w pień i wykarczowany. Jak przestanie do końca odrastać, pewnie pomyślimy nad zasadzeniem w tym miejscu jakichś krzaczków.
Również miłego
No popatrz, a ostatnio zastanawiałam się czy bambus może rosnąć w naszych warunkach. Nie tyle, że może, to jeszcze taki problemowy :/
Pozdrawiam serdecznie!
W Polsce bambus chyba jest raczej rzadki, nigdzie go nie widziałam. Tu akurat rósł, czyli dostał się nam z dobrodziejstwem domowego inwentarza. Najpierw nawet doceniałam jego cień od strony sąsiada, ale jego nieludzko silne i drewniejące pędy szybko przestały mi się podobać. Dobrze, że przekonałam mojego do jego wycięcia.
pozdrowienia!
Całkiem możliwe, że to właśnie ten bambus tak kicię poranił. Suczka mojej Siostry też jeszcze nie do końca ma zarośnięty brzuszek po sterylizacji, którą miała w ostatni dzień stycznia, chociaż na łapce, w miejscu wkłucia wenflona sierść już odrosła tak, że nie widać, gdzie to było.
Czyli to nie tylko futerko Mozarta tak wolno zarasta. Terminy tych obu zabiegów się w zasadzie pokrywają, Mozart była szyta (i ogolona) 9 lutego.
Miejmy nadzieję, że powoli wszystko, i futerko też wróci do normy.
W miejscu łapki u naszej kici już pozarastało.
Musisz miec racje ze to ten bambus tak ja poranil, to ostre jak sztylety.
Bambus rosnie szybko i chyba rozprzestrzenia sie, mysle ze to bardzo dobrze ze sie tego pozbywacie, dla mnie bambus w ogrodzie to jak horror.
Tak coś czuję przez skórę, że to właśnie był sprawca.
I cieszę się niesamowicie, że Mikael mi uwierzył i wyplenił (razem z ojcem) gada.
Poza tym jak ma nam wypić całą wodę, to ja już przyznam, że wolę kwiaty, które i tak przy tej słonecznej pogodzie potrzebuję niemal codziennego podlewania.
Też tak nieśmiało podejrzewałam, że to nie od kota taka rana. W sąsiedztwie masz chyba kastrowane koty, a takie raczej nie walczą do krwi. Ja po tych wszystkich doświadczeniach ze zmianą miejsca nie mam już zupełnie oporów, widzę jak moje koty sobie radzą w relacjach ze stałymi mieszkańcami i choć czasami to pokaz siły to nie jest to agresja bynajmniej. Myślę, że zaczęłaś już wypuszczać kicię swobodnie, albo zrobisz to na dniach 🙂
Wiesz, kiedy to się działo, braliśmy pod uwagę różne możliwości. A przede wszystkim chyba okazało się, że kicia nie była tu jeszcze za bardzo zadomowiona.
Twoje są dwa, to też inna sytuacja, bo we dwa są silniejsze. Opiszę na dniach, jak to teraz wygląda. Buziaki!
Bardzo możliwe, że się nadziała te zdrewniały części bambusów.
Bidulka niech chociaż na smyczy wychodzi…
Ano długo to trwało, ale po przemyśleniach to wydaje mi się wielce prawdopodobne. Dobrze, że zawalczyliśmy o oczyszczenie ogródka z tych bambusów!
Same radości. Cieszy mnie to, że Mozart wraca do pełni sił. Na zabliźnienie ran a tym bardziej na odrośnięcie futra potrzeba czasu.
Będzie dobrze, ważne że kotka biega, chodzi itd.
pozdrawiam
Mozart już dość długo świetnie fizycznie sobie radzi na szczęście. Futerko ma czas niech odrestaurowany spokojnie. 😃
hm… czyżby kwestia smyczy nabrała nowego kolorytu /bambusowego/?… a tak w ogóle, to… to akurat Cię nie było w domu, więc na to zapytywanie za wcześnie, ale skoro zacząłem, to dokończę: zapytanie zabrzmi, co z kićkiem sąsiadów?… pokazuje się przy Waszym domu, czy nie?…
p.jzns :)…
Ano jak widzisz, człowiek z czasem zyskuje dystans, szczególnie kiedy ma czas i warunki do przemyślenia wszystkich spraw. I bywa, że po tym przemyśleniu zbiera się i nagle stwierdza, że może by tak spróbować czegoś nowego, innego. I o tym napisałam już dziś na blogu. Mało tego, jestem pewna, że Ty osobiście z takiego obrotu spraw bardzo się ucieszysz! Ten czarny się pokazuje, ale parę razy przechrzczony wodą chodzi już bardziej opłotkami. 🙂