Jako, że dziś spędziłam dzień na bardzo poważnych sprawach, cały czas skupiona i skoncentrowana, muszę się pod wieczór odprężyć. A co może odprężyć lepiej, niż zwierzaki. Ostatnio między innymi też gotowanie (sama nie wierzę, że to piszę!)
W ramach relaksu opowiem Wam też, co się u mnie dzieje od paru dni. W niedzielę po tygodniu spędzonym razem musiał niestety wyjechać z powrotem do siebie Mikael. Jadąc do Polski M. przywiózł ze sobą naszego majstra. Po miesiącu czekania nareszcie mieliśmy kilka dni dla siebie. Staraliśmy się umilać sobie czas, choćby popijając kawusię z ciastem bananowym mojej roboty na tarasie.
p.s. Łyżeczka widoczna na tym zdjęciu trzy razy pod rząd wpadła mi w całości i utopiła się w słoiku miodu. Za trzecim razem już jej nie opierałam o słoik.
Niestety nie udało się nam zająć wyłącznie sobą, bo remont w naszym domu w BH już jest wprawdzie na ukończeniu, ale pozostało jeszcze trochę rzeczy do wykończenia, np. montaż drzwi przesuwnych, które chcemy sprowadzić z Polski, jutro dowiem się, czy uda się transport z Gdańska do BH.
Najbardziej swoje zachowanie zmieniła kicia, która po wyjeździe M. chyba bardzo się stęskniła i szuka ze mną kontaktu na wszystkie sposoby. Wczoraj i przedwczoraj mimo planów nie miałam szans niczego napisać na blogu, bo pod wieczór wpychała się na moje kolana i tam zasypiała chociaż na godzinę.
Było to o tyle przyjemne, co nieoczekiwane. Bo Mozart nigdy nie była kotem kolanowym, raczej wyrywała się zawsze na wolność.
A tu nagle o:
A drugiego wieczora historia się powtórzyła.
potem chwilowa zmiana pozycji …
i ooo, znowu.
i jeszcze tak
Wreszcie zrobiło jej się chyba za gorąco, bo zeszła i padła sobie na podłodze.
Oba moje zwierzaki nigdy też nie spały wtulone w siebie, chociaż zawsze tego żałowałam, bo wiem, że się kochają i jedno bez drugiego nie umie zasnąć. A głównie Schwarz bez tej małej zołzy. Zołza jednak umie głównie wystraszyć piesia drapiąc lub gryząc go. Dla niej to zabawa, a on się boi.
Tak więc taki obrazek, jaki widzę dziś przed sobą na podłodze, też należy do wyjątkowych rzadkości.
Ostatni etap spania w salonie wygląda tak:
Dodatkowo dla odprężenia wczoraj zrobiłam znów bananowca i upiekłam znowu mój kolejny własny chleb, ale o tym może innym razem i gdzie indziej.
Albo dobra. Pokażę go chociaż, bo póki co każdy wydaje mi się jeszcze jakimś niesamowitym czary-mary. Naprawdę kiedyś nie sądziłam, że będę piekła chleb zamiast jak większość chodzić do piekarni.
I to tyle na dzisiaj, pełen luz.
A żeby nie było, że tylko pieczywem się opycham, prezentuję moją sałatkę, którą na szybko zrobiłam sobie do obiadu.
I to tyle na dziś, dobranoc i miłego dnia jutro Wam życzę.
« Lecę w kulki | Co się stało? »
Przynajmniej wiesz, że masz kota a nie niszczarkę do karmy:)
O taaaak, to było takie miłe! Zwykle wpada do mnie wieczorem zasypiać na moim brzuchu, wyjątek stanowią te dni, kiedy jest ze mną M. Nie wiem, jak to będzie, jak zamieszkamy razem, ale pewnie będzie wersja kolankowa, bo w łóżku nie bez much w nosie zaakceptowała dominację innego większego "koteczka". 🙂
A jak dojdzie do wniosku, że nie po to sobie ciebie wybrała , by sie z kimś tobą dzielić?
Niech M na wszelkki wypadek sprawdza rano kapcie:)
Nikt nie wie jeszcze, jak będzie, ale ona jest pogodna w usposobieniu i nie obraża się na długo, za chwilę podchodzi pod głaskanie i pieszczotki, do niego też. Więc chyba nie ma specjalnego zagrożenia. Zresztą: okaże się! :)))
Ooo, moja kochana, brak postow to wymowka leniwca. Mozart siedziala na kolanach, a nie na klawiaturze, wiec raczki mialas wolne i moglas pisac, ale pewnie Ci sie nie chcialo. Bulka tez czesto siedzi mi na kolanach, kiedy siedze przy kompie, ale to dla mnie zadna przeszkoda.
A w ogole to ja sobie na Ciebie ostrze pazury, bo wszystko Twoja wina! I nie pytaj, o co chodzi, bo nawet na torturach nie zeznam. :)))
Leniwiec nie zdążył zebrać z pokoju aparatu, kabla do telefonu, więc nie było jak ściągnąć zdjęć i tego posta napisać. :)))
Poza tym wieczorami siedzę już na kanapie i mam niski stoliczek na którym stoi laptop, to faktycznie trudno połączyć z pisaniem, kiedy Ci kot leży na kolankach.
Ale co moja wina???!!!! No bo ja mogę się przyznać, ale nie wiem, do czego! 🙂
A zobaczysz, bo bedzie post na temat Twojej winy.
Nie wiem, czy się bać, czy cieszyć :)))
Dzień dobry 🙂 Jak miło rano przy kawusi tu zajrzeć i poszperać !!! Pozdrawiam cieplutko i życze miłego dzionka <3
Dzień dobry Elu :), mnie też miło Cię dziś powitać i pozdrowić! Zebrałam trochę materiałów dp pisania, i pewnie tym razem będzie tego więcej. Bo zwykle, kiedy mam dużo pracy, to i pisanie mi jakoś tak by the way lepiej wychodzi. 🙂
pozdrawiam cieplutko!
Kicia musi być rzeczywiście mocno Ciebie stęskniona, skoro zwyczaje zmieniła.
Ano ostatnio nie umie sobie chwilami znaleźć miejsca, biega w tę i z powrotem, uszczęśliwia się jazdą na dywanach (muszę to opisać, bo sfotografować nie zdążę, taka jest szybka! 🙂
Wczoraj już spała obok, więc się pewnie nacieszyła 🙂
Ech stęsknione zwierzaki, cóż się dziwić 🙂
Fajnie tak odreagować i w kuchni i ze zwierzakami.
Przytulaśne, oba mnie nie odstępują na krok 🙂
Wieku rzeczy człowiek nie spodziewa się po sobie
Pozdrawiam
Ano do wielu się nagle dojrzewa i umie je znieść w spokoju, a inne nagle stają się z zaniedbanych obszarów największą inspiracją 🙂
Uwielbiam piec chleb, mam kilka ulubionych, ale najbardziej lubię ten, który piekę raz do roku, na Wigilię. Jak zaczyna pachnieć w domu, znaczy to, że można zasiadać do kolacji.
U mnie to dopiero odkrycie tego roku, uczę się, testuję nowe połączenia. A jakie dodatki dodajesz do tego wigilijnego chleba? Uściski! 🙂
Ten wigilijny jest bez dodatków, zwykle są ziarna, a ten jeden jest, jak pisałam, inny, ale nie tylko ja go uwielbiam 😀
Rozmawiałam ostatnio ze znajomym, który też piecze chleby, ale mówił, że jemu też za każdym razem wychodzą inaczej. I okazuje się, że aby powstał jednorodny chleb, zawsze w piekarniach muszą panować ta sama temperatura, wilgotność powietrza itp. Wtedy jest szansa na upieczenie takiego samego pieczywa. 🙂
Moja codzienna praca tak właśnie wygląda – siedzę przy biurku po turecku, z kotem wkomponowanym w kołyskę zrobioną z nóg ;)))
Też muszę kiedyś zabrać się za pieczenie chleba. Na razie dopiero zaczynam o tym myśleć – ale coraz częściej ;)))
A u mnie codziennie inaczej, raz mam kota na sobie, raz przed klawiaturą, a jeszcze innym razem przez cały dzień jej nie ma, a potem wraca i musi się właśnie wtulić. 🙂
Długo jeszcze tak będziesz tkwiła w rozkroku??? Kicia ma świetne pozycje do spania!
Miłego;)
Tyle, ile będzie konieczne.
Sama jej czasem zazdroszczę, że się tak powyginać nie umiem, to musi być nieźle odprężające. 🙂
Ale te żaby w banerze bloga masz fantastyczne!!! 🙂
Też je uwielbiam :)))