PRZYGOTOWANIA DO WYJAZDU
No to jednak Ci powiem, co będę robić przez najbliższe dni. Miałam siedzieć cicho, ale nie wyrabiam z radości i przebieram już nogami!
Otóż tym razem nie jadę na święta do Warszawy – i za długo i w sumie zaraz znów zobaczę Córcię, a mamę też już w maju. Postanowiłam więc wybrać się na zaproszenie koleżanki (nazwijmy ją M.), z którą te moje odwiedziny planujemy już od przed pandemią!
CEL, CZYLI KIERUNEK PODRÓŻY
A dokąd? Koleżanka mieszka w Antwerpii, więc na pewno głównie będziemy tam, ale ja nigdy wcześniej nie byłam w Belgii, więc każdy kierunek będzie dla mnie nowy. A że koleżanka jest też świetną organizatorką, czego ja na przykład na razie nie umiem, chociaż zawsze marzyło mi się, że też będę tak planować! Póki co zawsze to robi ktoś za mnie i to lepiej, więc ja się po prostu poddaję i cieszę ze wszystkiego, co zobaczę!
Dwa dni temu długo gadałyśmy o sprawach organizacyjnych i dowiedziałam się, co najlepiej przywieźć ze sobą, jakie mamy plany, czyli gdzie pojedziemy, czym, ile za parking na tydzień, w jakiej cenie bilety i gdzie zobaczymy najciekawsze miejsca, albo gdzie ona od dawna nie była, a jest fajnie i warto. No cód, miód i orzeszki.
Świadomie nie piszę jeszcze żadnyc nazw miast czy miejsc, które odwiedzimy, bo to się wszystko jeszcze może zmienić, ale jestem w formie, mogę łazić godzinami i czuję wielką radość na myśl o tym wyjeździe i ogromną chęć na spędzenie czasu z koleżanką przede wszystkim, bo dotąd znałyśmy się tylko online i gadałyśmy na Skype. No i oczywiście na zwiedzanie, łażenie, i te tysiące zdjęć, które oczywiście zrobię.
ZAKWATEROWANIE I JEDZENIE
Koleżanka udostępni mi materac w swoim małym mieszkaniu, więc odpadają nam kosztuy zakwaterowania, planujemy już też, że ja na pewno też jej się za jakiś czas zrewanżuję gościną i zwiedzaniem moich okolic. A poza tym poznałyśmy się na pewnym portalu o zdrowym odżywianiu, więc i jeść będziemy podobnie, co też jest dodatkowym plusem, bo nawet podczas świąt na stole będą zdrowe potrawy. Dla mnie święta mają wymiar głównie tradycji kulturowej, więc nie mam koniecznej potrzeby, żeby spotykać się w gronie rodzinnym. Ona też by te święta spędzała sama, czyli w sumie będzie fajnie, bo będziemy razem w czasie, kiedy obie nie mamy żadnych zobowiązań.
CO Z KOTKIEM?
Mozarta wziąć ze sobą nie mogę, bo niestety dziewczyna, czyli moja gospodyni i organizatorka tego wszystkiego, ma alergię na kocią sierść (jak potem będzie u mnie, pewnie będzie musiała łykać jakieś prochy). Mój wyjazd jest więc możliwy tylko dzięki pomocy życzliwej duszy, czyli koleżanki (nazwijmy ją K) z którą ostatnio wiele razem spacerujemy, a niedługo będziemy jeździć razem na rowerze, jak ten jej nareszcie dotrze. Ona ze swoim przyjacielem też mają kota, więc wszystko jest w zasadzie jasne, szczegóły wypróbowałyśmy podczas mojego krótkiego wypadu do córki podczas jej przeprowadzki.
Niestety Mozart nadal chowa się pod kocem przed K. Ale mam nadzieję, że może z czasem zacznie wychodzić. Bo przydałoby się kotkowi jakieś mizianko, a nie tylko czysta kuweta i świeże jedzenie oraz woda. Ale dziewczyny dadzą radę, na pewno!
PRZYGOTOWANIA
Póki co odreagowuję ostatnie dwa tygodnie, bo dużo się u mnie działo, ciągle byłam w ruchu, pogoda szalała, a ja na takie zmiany reaguję dość mocno. Muszę dziś spakować wszystkie rzeczy, a jutro dopakować tylko jedzenie, bo do Antwerpii mam ok. 600 km i dobrze by było ruszyć nie później niż w południe. A rano jeszcze fryzjer i pewnie ostatnie zakupy.
Ale czuję się dość osłabiona tym tempem, które miałam ostatnio, więc póki co zrobiłam pranie, trochę posprzątałam i zamierzam niedługo wybrać się na rower.
A to widoczki z wczorajszego spaceru. Najpierw w formie wpisu na IG:
A tu jeszcze zdjęcia, których nie było we wpisie:
I to by było na dziś tyle, proszę Państwa, nie wiem kiedy i jak napiszę jutro, ale odezwę się :).
W związku z moją podróżą będzie u mnie raczej mało świątecznie, ale Wam oczywiście życzę jak najmniej stresujących przygotowań.
Uwielbiam Twoje zdjęcia, maja jakiś inny klimat, taki jakby wielki format.
Cieszę się razem z Tobą, w Belgii nie byłam, ale czytałam, że jest pięknie!
Ładuj akumulatory, bo dużo przed Toba, a ja liczę na późniejsze relacje:-)
Jotko 😀 Jak mi miło! Może ten klimat ma coś wspólnego z moim spojrzeniem jako fotografa 🙂
Mnie niesamowicie mnie ta perspektywa wyjazdu cieszy, dopiero teraz czuję zmęczenie po ostatnich tygodniach. Bardzo przyda mi się odpoczynek do tego.
Relacje będą obowiązkowo! :)))
Mam nadzieję, że lepiej się już czujesz?!
Uściski!
jak nietrudno zgadnąć kwestia kotka najbardziej skupiła moją uwagę… wszystko okay, ale jakby nie było, zastępcza ciocia to nie to samo, co własna osobista…
aczkolwiek z naszym Luckiem było inaczej, bo przekochał się na mnie, ale też sytuacja była inna: mieszkałem z nim prawie miesiąc, a jego ciocia nigdy już nie wróciła… efekt jest taki, że to ja mam teraz problem, gdy gdzieś wyjeżdżam… akurat problem jest tylko z Luckiem, bo Krajka nikogo zbytnio nie faworyzuje, a Bury jest nowy, więc nie zdążył jeszcze sobie wyrobić gustu…
Z kotami to jednak zawsze jest problem, dlatego taka wdzięczność we mnie, że ktoś mi z Mozartem chce pomagać. :)))
Jak to miło jest mieć wokół siebie życzliwych ludzi.
Miłych wiosennych Świąt.
Oj tak, bardzo doceniam takich ludzi! 🙂
I nawzajem!
udanych wojaży. stare przysłowie mawia co prawda – chcesz stracić przyjaciela – zabierz go w góry. może Antwerpia będzie więcej nizinna i nie wymagająca poświęceń (poza kocim być-albo-i-nie)
Dzięki, już się czuję wyluzowana, bo udało mi się właśnie opłacić parking na tydzień, więc jest super!
Na wszelki wypadek nie wierzę w przysłowia, bo nie zawsze niosą mądrość 🙂
Ech, jak ja Ci zazdroszczę tego portu pod nosem! Mógłbym godzinami tam siedzieć i gapić się na statki. I jeszcze takie piękne żaglowce tam zawijają!
Powiem Ci, że masz rację, nigdy mi się ten port nie znudzi, a i okolica przepiękna :).
Wreszcie po latach mieszkania na nizinach morze mam pod nosem.
No i regularnie są różne okazje, kiedy żaglowce zawijają, dla Ciebie byłaby to bajka, wiem.
Pozdrowienia!
ale planujesz faajne święta, podoba mi się ten powiew świerzego powietrza, i to podejście zamiast żarcia, żarcia i chlania …zamiast siedzenia na wersalce przed telewizorem. W Belgii nigdy nie byłam.
Po raz pierwszy od lat taki zupełnie inny przebieg, na żarcie – jeśli miejscowe, też się znajdzie miejsca, ale my obie praktycznie nie pijemy, więc tego nie będzie.
Jest za to mnóstwo łażenia, zwiedzania, fotografowania, i gadania!
Ale mi dobrze :))))!
P.S. U mnie to też pierwszy wyjazd do Belgii :)))