KONIEC PIĘKNEGO URLOPU
Chciał, a raczej nie chciał, także w Antwerpii nadszedł kiedyś poniedziałek. Po kolejnym dniu włóczenia się po okolicy musiałam spakować wieczorem swoje rzeczy, a następnie nastał wtorek rano, kiedy tę górę rzeczy trzeba było znieść do samochodu.
Dlaczego biorę ze sobą aż tyle?
Często słyszę to pytanie, więc może odpowiem Ci raz, żeby na przyszłość było wiadomo.
- bo mogę,
- bo lubię mieć wszystko, czego mi po drodze potrzeba, a nie wydawać na miejscu na rzeczy, które już mam w domu, a nie zabrałam i tylko dlatego je muszę kupić,
- bo mam czasem nastrój, że nie wiem, co ze sobą zabrać, i wolę zabrać więcej i najwyżej zostawić w samochodzie lub nie użyć, lub żeby mi zabrakło,
- bo pogoda ma być zmienna i nie wiem, jakie ubranie będzie odpowiednie, a nie znam miejscowych warunków,
- bo wolę mieć trzy kurtki niż jedną, jak tym razem, kiedy jedna skóropodobna wydała ostatniego ducha (nagle po latach przetarł się koszmarnie kołnierz, pyliło mi na czarno wszędzie, nawet pod biustonosz i nie dało się już nic z niej zrobić) i trzeba ją było wyrzucić. Dobrze wtedy mieć rezerwę, czyli dwie inne kurtki i po prostu wymienić,
- bo lepiej do koleżanki zabrać swoją pościel i ręczniki, żeby potem nie skazywać jej na gigantyczne pranie po moim wyjeździe. To był mój ukłon w jej stronę, ale i konieczność, bo ma tylko jedną zmianę pościeli, a suszenie rzeczy w małym mieszkaniu to zawsze czynność kłopotliwa,
- bo w tym przypadku przywiozłam też ze trzy torby jedzenia z mojego miejscowego bazarku, żebyśmy miały świeże jedzonko do przyrządzania w domu – co spotkało się z wielkim entuzjazmem gospodyni, która następnie przyrządzała z tych rzeczy świetne jedzenie – na drogę też – codziennie miałyśmy ze sobą lunch-boxy,
- bo najczęściej jeżdżę dodatkowo z kotkiem, a oprócz pudła z kotkiem zabieram też dla Mozarta dużo jedzenia, czyli to dodatkowa torba polus szelki ze smyczą, jakby chciała po drodze na siku,
- bo i tak nie zabieram jednej dużej walizki – od kilku lat mam problemy z kręgosłupem i muszę mieć rzeczy podzielone na mniejsze torby, które łatwo przeniosę w kilku rzutach zamiast wielkiej walizy – ta technika pozwala mi z powodzeniem podróżować od lat z połową domu w samochodzie bez konieczności angażowania tragaży na starcie i na mecie,
- bo zabieram ze sobą zawsze sprzęt foto w tym duży plecak, trzy obiektywy, statyw, statywy mniejsze do komórki itp.
- bo zabieram ze sobą zawsze laptopa, żeby móc na bieżąco przerzucać zdjęcia, czytać i robić inne pożyteczne rzeczy na własnym komputerze, a to dodatkowa torba, nadal nie mam jakiegoś mini-notebooka, może w tym roku kupię, ale to i tak będzie dodatkowa torba,
- bo słabo mi idzie minimalizowanie, a nie zmienię tego nawyku w dzień lub dwa. Więc zamiast samobiczować się za ten nawyk , po prostu wrzucam co chcę i uznaję, że może być potrzebne. Nawyk może jeszcze kiedyś zmienię, gdybym musiała podróżować z plecakiem,
- bo dopóki żadne zwierzątko nie cierpi na tym moim pakowaniu nie czuję potrzeby pilnej zmiany nawyku pakowania wszystkiego, co chcę.
PODRÓŻ POWROTNA
Wyruszając z Antwerpii zatankowałam auto i pojechałam na ostatnie zakupy do marketu. Chciałam przywieźć jeszcze kilka rzeczy, przynajmniej czekoladki ulubionej firmy dla koleżanki, która w czasie mojej nieobecności tak świetnie zaopiekowała się kotem.
W trakcie jazdy wpadłam na trasie A1 w gigantyczny korek, w którym spędziłam dodatkowe 2,5 godziny. Rzadko trafia mi się taki, że nawet poczytać mogę…
Dobrze, że rano zjadłam pyszną owsiankę, a na drogę miałam pudełeczko z jedzeniem, które przygotowała mi M. w domu przed wyjazdem.
Pyszne było, choć nie wygląda: w miseczce jest czarna soczewica z kaszą pęczak, do tego sałatka z ogórka kiszonego i kapusty pekińskiej, a do tego pałeczki z selera naciowego, które miałam jeszcze do kolacji w domu, bo lodówkę zostawiłam pustą. Dobrze też, że miałam też trochę zamrożonego chlebka.
PO POWROCIE
Okazało się, że jazda trasą A1 to był błąd, bo zawsze są tam roboty drogowe, a więc i mnóstwo wypadków.
Po powrocie najpierw wygłaskałam kotka i coś zjadłam.
Zaraz potem wsiadłam na rower i zawiozłam koleżance od kotka czekoladki w ramach podziękowań. Pokręciłam też przy okazji na tym rowerze parę kółek po okolicy, zahaczając też o park.
A po powrocie z roweru kompletnie padłam.
ŚRODA: MOCNA I SŁABA IW
Wczorajszy dzień, czyli środę zaczęłam mocnym akcentem, czyli treningiem, w tym ćwiczeniami z obciążeniem, moje kettle robią robotę!
Dałam też radę zrobić zakupy na bazarku, bo tam są najlepsze warzywa. Kupiłam też w sklepie rybnym rybkę na obiad.
Za to potem opadła ze mnie wszeslka energia i zmiotło mnie na kanapę. Ciało najwyraźniej uznało, że czas odpocząć i nie dałam rady zrobić już nic pożytecznego oprócz obejrzenia kilku filmów i zrobienia sobie jedzenia.
Mozart była takim obrotem sprawy bardzo zadowolona, bo wreszcie miała swojego człowieka, żeby się na nim położyć, spędziłyśmy tak całe popołudnie i wieczór, z przerwą na obiadokolację. Mój stan umysłu i ciała nie pozwolił na dokończenie wpisu, który oczywiście zaczęłam pisać pierwszego dnia po przyjeździe – we wtorek.
ZBIERAM SIĘ, ALE POWOLI
Dziś mogłam wstać dzięki tabletkom przeciwbólowym na ból głowy, więc nadal nie jest to mój najlepszy dzień, ale powoli zaczynam ogarniać moje podwórko. Walizki już co do jednej rozpakowane. Mieszkanie w miarę ogarnięte. Większe sprzątanie zostawiam sobie na weekend, dziś za oknem piękne słońce, więc spróbuję chociaż wybrać się na rower.
Głowa pełna tylu wrażeń ze wszystkich odwiedzonych okolic, co chwila przeglądam kolejne zdjęcia i rozkoszuję się tym, co zostało mi w głowie, bo nie wszystkie miejsca dało się dobrze sfotografować.
Na dniach napiszę jeszcze o paru miejscach, które odwiedziłam, teraz już na spokojnie… Póki co w głowie przewija mi się wspaniały film z tych wszystkich wycieczek…. A ja sobie go oglądam z każdej strony i przetrawiam, cieszę się nim, każdy widok i przeżycie nakładam niczym koraliki na niteczkę wspomnień.
A dziś odnajduję się na powrót we własnym świecie.
Życzę Ci miłego czwartku!
Do napisania!
ad.023… trolle faktycznie są super, robią wrażenie… kiedyś trolle kojarzyłem z wielkimi rozmiarami, dopiero w Norwegii uświadomiono mi, że tak być nie musi, że do trolli należą też niewielkie skrzaty… wielkie rozmiary ma jedynie głupota trolli, a to nie ma żadnego związku z ich fizycznością… ad.024… toć oczywistym jest, że najpierw trzeba powitalnie wygłaskać i wytarmosić kota, a dopiero potem myśleć o napychaniu się… co do gratów zabieranych w podróż to ja mam całkiem odwrotnie, być może wynika to z mojego minimalizmu jako takiego, a być może z pragmatyzmu mającego swoją historię: otóż większość podróży w życiu wykonałem innym sposobem,… Czytaj więcej »
O trollach-skrzatach też wcześniej nie słyszałam, raczej zawsze w wyobraźni kojarzyłam je z tymi wielkimi stworami, jak na zdjęciach w 023. Co do 024 – kota bardzo dobrze zniosła moją nieobecność, szybko też wyraźnie komunikowała się z tymczasową opiekunką. Co mnie bardzo cieszy, bo zadowolony kot to szczęśliwy człowiek :). Podróżowanie minimalistyczne do perfekcji ma opanowane moja córka. A ja sobie myślę, że kiedy musiałabym ograniczyć się z rzeczami do minimum, to też dałabym radę, tylko że skoro na razie nie muszę – to sobie wrzucam na luz. :))) Podziwiam natomiast takich minimalistów, jak moja córka i Ty! Serdeczności i… Czytaj więcej »
A już chciałam pytać o te bagaże 😉
Wszystko co dobre, szybko się kończy, niestety, ale zostały fotki i wspomnienia:-)
A1 unikamy jak ognia, wolimy jechać naokoło, ale być w ruchu!
No widzisz, przydało się obszerniejsze wyjaśnienie 🙂
Na szczęście zostały przeżycia w głowie, na dysku twardym komputera, w nogach i w sercu. 🙂 I w tym sensie nic się nie kończy, tylko zmienia swoją formę!
Teraz to i ja będę wiedziała, że to nie jest autostrada dla ludzi i będę ją omijać z daleka!
Bloglovin znowu padł i narobiły mi się tyły w odwiedzaniu Ciebie :-/ Liczba toreb i torebeczek imponująca, ale skoro masz samochód, to czemu nie zrobić dobrze kręgosłupowi? Jestem jak najbardziej za. Pozdrawiam 🙂
No faktycznie nie było Cię przez jakiś czas. Miło mi, że znowu jesteś.
Kręgosłup mam tylko jeden, więc go wolę oszczędzać i u mnie ta metoda się sprawdza. :)))
Pozdrowienia!
Dlaczego zabieram tyle rzeczy? – Bo mogę.
I to właściwie powinno wystarczyć za odpowiedź.
No no… jeszcze nie zdarzył mi się taki korek, żebym mogła poczytać… O_O
Grunt, że bezpiecznie dojechałaś.
I najczęściej taka odpowiedź powinna wystarczyć. Ale czasem ma się ochotę zwyczajnie opowiedzieć o sobie i swoich zwyczajach, co też właśnie powyżej zrobiłam. 🙂
W formie listy było łatwiej i czasem dopiero pisząc sama widzę, ile mam ważnych powodów, żeby coś robić. 🙂
U mnie to też był pierwszy korek, w którym sobie poczytałam, ale potem już poszło i dotarłam na szczęście nie tak późno, bo wyjazd był tuż po śniadaniu.
Uściski!
Rozumiem, też mam nie raz taką ochotę i po to też mamy te blogi. 😀
Myślałam, że komentarz zamieściłam…hmm kochaana bratnia duszo, otóż i ja jestem zdania, że jeśli mogę to biorę )))) ile wlezie. Zwałaszcza, gdy nie wiem czego się spodziewać pogodowo…tak jak teraz, dużo par butów, gumiaki, swetry kurtki, ocieplacze…kołdry, pościele ręczniki…wina bo nie wiadomo co tam na promie zastaniemy …ściskam
Ooooo, jak miło odkryć Bratnią Duszę w temacie!!!!!! :))))
No właśnie, nie wiadomo, jaka będzie pogoda, a jak ja się źle ubiorę, to od razu bóle głowy, albo stopy sobie obetrę albo cośtamzawszejeszcze, no więc jeśli można, to właśnie, dlaczego nie! :))
Uściski i serdeczności!