
Moja Droga, mój Drogi,
jeśli to czytasz celem poprawienia sobie morale, to przepraszam, ale dziś niestety muszę Cię zawieść. Bo po tych rozjazdach i ostatnim ciężkim treningu dziś czuję się zmęczona jak koń po wyścigu i mam chwilowo trochę na wszystko wy… hmmm, no więc niechcemisie.
Poza tym Dziennik mi zrobił się Dwudziennikiem, ale wczoraj naprawdę nie miałam siły wstać i coś napisać, bywają takie dni. Po ostatnim mocnym treningu z ketlami we wtorek rano pojechałam pod wieczór córki. Tak jak pisałam w poprzednim wpisie chciałam jej pomóc wnieść ostatnie rzeczy na górę i umilić przyjazd tutaj. Wczorajszy powrót w korkach do BHV to znów 200 km, tam spotkanie o 10, na które się spóźniłam przez korki, a na koniec zakupy jedzonka dla koteczka, przygotowanie sobie obiadu, aż wreszcie mnie powaliło.
Okazało się, że nie regeneruję się już tak szybko. Więc wczoraj ani nie pojechałam na rower, ani nie poszłam na spacer. Na szczęście kot zadowolony z zakupów i z chęcią zjada to, co kupiłam, a to ważne, bo często jeśli dostaje wysokiej jakości karmę, odrzuca ją, a ja to złoto w puszkach muszę wywalać …
Tak więc musi poczekać mój wpis urlopowy, bo jeszcze wiele Wam nie pokazałam. Podobnie jak zdjęć z ogrodu zoologicznego w Bremerhaven, Zoo am Meer, których mam tysiącpińćsetstodziewińćset. To może chociaż pokażę dwa wpisy ze zwierzątkami z IG:
Bo w ogrodzie nie ma to jak misie polarne …
I przyłapany gdzieś przypadkiem na daszku kruk (chyba kruk?):
A tak od wczoraj mniej więcej wyglądam i tak się czuję …

Miś 1

Miś 2

Miś 3

Miś 4
Ewentualnie jak ten. Ale do basenu się nie doczołgałam.

Miś 5
Tak więc uprzejmie informuję, że dziś to wszystko, na co mnie stać. Dziękuję za uwagę.
Aha, jeszcze zostawię Wam muzykę. Najbardziej lubię ostatnio Little Something z tego albumu.
Ja i bez takiego nadmiaru wrażeń jak u Ciebie, jestem padnięta. Dziś rano obudziłam się z myślą „jak fajnie, że dziś piątek i cztery dni wolnego”. Po chwili dotarło do mnie, że piątek będzie jutro :-/ Pozdrawiam 🙂
Annette – ja też dziś czuję się już jakoś tak piątkowo, rozumiem 😀
Ale oczekiwanie na piątek też może być przyjemne!
Powodzenia i wypoczynku w weekend 🙂
Każdy czasami tak się czuje, ja tak miałam we wtorek, a niby byłam tylko z uczniami na konkursie, no i zmiany pogody robią swoje.
Co zrobić, Pesel nie ułatwia…
Ano niestety bywają momenty słabości. I co zrobisz jak nic nie zrobisz…
Tak mają też związek z peselem 😊
wiedziaaałem, że tak będzie 🙂 , że nawet przy maksymalnej dozie systematyczności i uporządkowania musi być czasem jakieś omsknięcie przy prowadzeniu codziennika blogowego… … co to „ketle”?… bo mi się guglać nie chce… … z kotami to tak zawsze… mają swoje odbicia kulinarne… u nas najbardziej „dobry dzieciak” to Lucek, on jest monotematyczny, bo taki już jego los… za to Krajka potrafi nieźle grymasić, naprawdę niezła cwaniara, różne chwyty stosuje, aby wysępić coś atrakcyjniejszego, czasem bierze nas „na pokorę”, a czasem „na wrzask”… Bury jest mało wybredny, ale on zasuwa na dwa lub trzy domy /tak podejrzewamy/, to ma urozmaicenie,… Czytaj więcej »
okay, już wiem… ketle – inaczej girie /nie bójmy się rosyjskiego, nie bójmy 🙂 /, czyli po ludzku mówiąc; odważniki, ale faktycznie, ciut za długie…
Wiesz, mimo wszystko uznaję tę próbę za udaną. Najczęściej oczekujemy od siebie 100%, pełna perfekcja ma być, inaczej w ogóle się nie liczy. Zupełnie jakby każdy był zawodnikiem olimpijskim. I żadne procenty poniżej się nie liczą… A przecież w sumie pisałam – mimo intensywnego wyjazdu – nawet co dwa dni. A potem mimo przyjazdu córki do Niemiec. To są w końcu wydarzenia, które dzieją się raz na życie (jej przyjazd i przeprowadzka do nowego kraju, mój urlop pierwszy po kilku latach)… Nie jest łatwo po tak długiej przerwie, jak moja, zacząć znów pisać i cieszyć się tym tak samo, jak… Czytaj więcej »