Od kilku dni znów gadam do ciebie w głowie. Czyli nachodzi mnie ochota, żeby ci opowiedzieć, co też się u mnie dzieje ostatnio.
To może ci opowiem, jak się dziś przygotowywałam do tego wpisu? No to proszę bardzo, oto spis czynności. Albo lepiej opis, jakbym napisała scenariusz do nakręcenia tej porannej scenki.
Motto: „Krótki wpis o tym, jak powstają moje wpisy”
Uwagi do scenariusza: 7:00 rano: dobrze by było zamieścić kilka aktualnych zdjęć. Jest taras, już urosły moje kwiatki i oooooo, ale ładny dzień! Słoneczko świeci, to koniecznie zrobię kilka zdjęć, to się na pewno sporo czytelników ucieszy, nawet jeśli nie będą mieli chęci przeczytać wpisu! 🙂 Ale ja jestem smart!
8:00 rano: kot przyszedł z rana i nadal na mnie leży, przejrzałam już Instagram, Facebook, pęchesz i kręgosłup meldują, że dalej nie wyrobią. Ale Mozart jest taka odprężona i szczęśliwa, że wytrzymuję jeszcze parę minut, głaszcząc mruczące puchate stworzenie na moim brzuchu. Nawet w ramach dnia człowieka odwróciła się do mnie prawie mordką, zwykle mam widok na jej zadek!
8:15 no dobrze, dłużej nie dam rady, wstajemy.
Ścielę łóżko, myję zęby. W kuchni trzeba wysprzątać kuwetę i dać kotu już nie tylko wyjść na taras, ale też dać coś do jedzenia. Przemywam miski i nasypuję suchej karmy. Patrzy na mnie z wyrzutem. No dobrze, puszeczkę ci otwrorzę. Zadowolone mruczenie, ocieranie się o nogi, wstawanie na łapki, bo to już-już i czubata łyżeczka pasztetopodobnej karmy ląduje na kociej miseczce. Mozart wcina. Jeszcze do łazienki, pysio nakremować, trochę włosy uczesać.
8:30 Oooo, tak tu ładnie, wyjdę na taras. Wychodzę. Trzeba przynieść laptopa. Aha, mam go w plecaku. Wypakowuję laptopa. Ustawiam na stoliku na tarasie, ustawiam ładnie w słońcu stolik i krzesła. No tak. Kabel za krótki. Dobrze, że ostatnio przyniosłam przedłużacz. Podłączam kabel do ładowarki do przedłużacza, jest już w gniazdku. Robię kilka zdjęć aparatem. Kurde, złe ustawienia. Te zdjęcia są za ciemne. A te prześwietlone. Robię inne zdjęcia komórką. Noooo! Te się nadają! Ale tych kilka z aparatu też ładne. I te ostatnie też chcę mieć.
*(gdzieś tutaj tracę całkowicie poczucie czasu, które włącza się z powrotem dopiero po napisaniu wpisu)
O Mozart tak ładnie leży na słoneczku! Pyknę jej zdjęcie z kwiatkami! Voila! Cudna jest :). Teraz się turla…. Mniam, ale słodziak!
OK, teraz ściągnąć zdjęcia z aparatu na komputer. Przynoszę kable. A może by tak kawa? Uruchamiam ekspres. Wylewam wodę. Uzupełniam wodę. Wyrzucam fusy. Naciskam guzik, przynajmniej kawa sama się robi. Pod koniec słyszę, że młynek mieli ostatnie ziarenka… Aha, uzupełniam kawę w zbiorniku. Wyciągam kolejny woreczek kawy, stawiam przy ekspresie, żeby pamiętać dosypać do pojemników.
Może sobie też zrobię zdjęcie? … hm mmm Nie. Nie tak. To się nie nadaje. Ale tu fatalnie wyglądam. No przecież to nie ja! Ale Mozart zawsze ładnie wygląda. Chociaż nie. Ona też wcale nie jest taka gruba, to tylko głupia perspektywa… O! Teraz ładnie.
No dobrze, podłączam aparat, żeby ściągnąć zdjęcia… o rany, ponad dwa tysiące zdjęć! Ale to się będzie ściągało. To się może napiję tej kawy. O, chłodna już.
No dobrze, ale są jeszcze fajne zdjęcia na komórce. Podłączam komórkę do komputera przez mini USB, ale komputer krzyczy po 5 minutach, że mu brak prądu, a to jest też gniazdo do ładowania laptopa. Odłączam komórkę, podłączam z powrotem ładowanie laptopa. Dobrze, że ściągnęłam zdjęcia z dziś. To może jeszcze te od miesiąca też. Idę po inny kabel, którym mogę podłączyć komórkę ponownie do komputera i ściągnąć pozostałe zdjęcia.
9:27. Czas leci, ale mam chęć opowiedzieć ci dalej, co u mnie. No więc czekam, aż się ściągną te zdjęcia, żeby przygotować ładny wpis. I może coś wreszcie znów opublikować na Instagramie, a nie tylko story? Rozmyślam…
No to jak te zdjęcia? Zaraz zaraz… Kotek znów ładnie leży. I kwiatki są taaaakie piękne! Pstryk! Pstryk! I jeszcze z tej perspektywy: pstryk!
Ok. 10:00. Myślę: gdzie do jasnej cholery podział się mój licznik kilometrów na rower, którego szukam od pół roku, bo zdjęłam go jesienią, żeby wymienić w nim baterie!!! No dobrze, pomyślę o tym jutro.
Zdjęcie do wpisu: raz, dwa trzy… No nieeeee, tu przecież wisi pranie! Chociaż te majtasy muszę zdjąć z suszarki. OK, teraz ujdzie. Ale lepiej jednak kwiatki.
Dobrze, że kawę jeszcze mam. I jagody. Ale nie mam Skyra do płatków owsianych. Muszę wpisać na listę. OK, dodane do listy.
To może wreszcie zacząć pisać ten wpis… Od czego by tu zacząć???
10:32. Wpis gotowy, zdjęcia ściągnięte i galeria dodana. Wypadałoby jeszcze zamieścić ze dwa wpisy na Instagramie, coś na Facebooku, bo już kompletnie o mnie zapomnisz.
10:38 Szybka korekta, ale chcę żebyś miał?a co czytać dziś i jutro, więc klikam publikuj. W razie czego poprawię potem.
Wpis o niczym? Czy od tego gdzieś na świecie umrze jakiś mały kotek? Albo zatrzymają się obroty Ziemi? Raczej nie. No dobrze, więc może i cię nie zanudziłam. I chociaż zdjęcia są. No więc o co cho….
No dobra! Następnym razem bardziej się postaram. Może…. 🙂
Ściskam! Miziam! Buziam!
Miej dobrą sobotę!
To jest bardzo dobry wpis o niczym. Podziwiam, bo właśnie opublikowałam wpis, który tworzył się z miesiąc albo dłużej. Dobrej soboty, wycałuj kicię :*
Sama wiesz, jak to jest. Czasem zbieramy się tygodniami, a ja to wręcz miesiącami do napisania czegoś ważnego, wspaniałego… Ale pary ani weny nie ma!
Aż tu nagle litery i słowa zaczynają same wpadać na klawiaturę i już do niczego się nie trzeba zmuszać, bo tekst się pisze sam.
O to właśnie chyba chodzi w tym wszystkim.
Jakoś miło mi się nawet własny tekst o niczym czyta :)))
Uściski!
IW
To jest najlepszy scenariusz na cykl ” z życia wzięte”.
Uwielbiam takie leniwe poranki.
A wpisy czasami żyją swoim życiem, mam np. przygotowany gotowiec, a nawet kilka, a tu wyskakuje z głowy temat i trzeba szybko cos naskrobać, bo myśli kotłują się i nie zawsze jest zadowolona, ale odkorkowana:-)
Słodyczy i radości!
No właśnie chyba jako twórcy jesteśmy jednak bardziej spontaniczni, niż czasem byśmy chcieli. I mnie się te spontanicznie powstałe teksty też jakoś często chętniej czyta, niż takie wymuskane i bardzo dopracowane :)))a
Co nie znaczy, że nie doceniam tych przemyślanych i dobrze przygotowanych, ale na to inny rodzaj uwagi jest potrzebny 🙂
Pozdrawiam Cię kochana!
ach dla kogos może o niczym ale dla potomności i ciebie owszem o wszystkim )) ściskam i ja właśnie zamieściłam wpis o wczoraj ))) dobrej niedzieli.
Bo kiedy zaczynasz pisać już w głowie, to uświadamiasz sobie te wszystkie czynności i aktywności, które się dokonują niemalże na autopilocie, ale jednak przy każdej trzeba pomyśleć i każdą trzeba przygotować.
Właściwie pisząc ten wpis zastanawiałam się, dlaczego nikt albo prawie nikt o tym nigdy nie mówi czy nie pisze :)))
Pozdrowionka!
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam 🙂
I dobrze się pisał, dał mi też trochę kopa na rozpęd do dalszego pisania :))
toż to epopeja poranna – hahaha, ale się uśmiałam – mam tak samo – sto tysięcy rzeczy po drodze – a poźniej – ooo już jest tak poźno ?? – Mozart jest piękna ;), chociaż preferuję pieski, ale widocznie pewne zachowania w oczekiwaniu na świeże żarełko mają identyczne ;)❤️
No widzisz, czyli wiesz, o czym piszę! W dodatku tu wymieniłam zdecydowanie mniej rzeczy, niż faktycznie się dzieje 🙂
I człowiek zupełnie nie wie, kiedy czas upływa.
Dziękuję w imieniu Mozart! Pieski też kocham! Miałam swojego Piesia przez 15 lat. 🙂