Myślałam, że zamorduję sąsiada, kiedy dziś świtem o 6.30 obudził mnie głośny niczym silnik jumbo-jeta warkot pompy na wodę, która raz za razem włączała się i wyłączała. Po chwili dotarło do mnie, że przyjechał bladym świtem, czyli jeszcze przed upałem podlać ogród, w końcu nikt inny tu teraz za ścianą nie mieszka i nie ma szans podlewać wieczorem, jak by było najlepiej. Ja rozumiem, że w ten upał to konieczne, ale na litość, w sobotę o 6.30!?
Później mimo kilku rozpaczliwych prób zasnąć się nie dało.
Po chwili postanowiłam od morderczych myśli przejść do pozytywnych i wymyśliłam, że skoro już i tak się skutecznie obudziłam (parę cykli tej pompy naprawdę wystarczy do pełnego wybudzenia!), to skorzystam z tego i wcześniej rozpocznę dzień, co sobie obiecywałam już od jakiegoś czasu, ale nigdy nie umiałam tak wcześnie wstać.
Zwlekłam się z łóżka i ubrałam, żeby móc skorzystać z tego pięknego dnia.
Na spacerze z psem byliśmy już w lesie o 7-mej rano. Aż się zdziwiłam, ilu ludzi już o tej porze chodzi z psami. Pochodziliśmy, podlaliśmy drzewka i zaznaczyliśmy teren, po czym przed 8 byłam z powrotem w domu. O tej porze śpią jeszcze moje przyjaciółki, więc miałam okazję naoglądać i nawąchać się lasu, posłuchać śpiewu ptaków, poczuć na skórze poranny jeszcze chociaż trochę lekki wietrzyk.
Po powrocie zaczęłam od zjedzenia zerwanych świeżo z krzaczka poziomek i kilku truskawek.
Zaraz potem poszłam podlać mój ogród, bo w te upały jest wyschnięty na pieprz.
Żeby ten mój trawnik wyglądał ładniej, musiałabym najpierw skopać, tak jak to zrobił sąsiad (a raczej syn zmarłego starego sąsiada), wtedy ziemia byłaby napowietrzona i wszystko rosłoby lepiej. Ale kopanie to dość ciężka praca, chyba jednak za ciężka dla mnie.
Po spacerze usiedliśmy sobie z pieskiem rozluźnieni.
Wracając do mojego ogrodu, podlałam go, przy okazji przywitałam się z koteczką, która przespała noc na dworze, bo tam chłodniej. Przyszła coś chapnąć do domu, ale głównie na pieszczotki.
Szczególnie troskliwie podlałam mój mały ogródek, by nadal dostarczał przepiękne i wonne poziomki i truskawki.
Potem poszłam w głąb ogrodu i zauważyłam, że w szybkim tempie dojrzały czarne porzeczki
I pięknie dojrzały też moje wiśnie.
Potem wystawiłam rowerek i pojechałam na bazarek po świeże warzywa i owoce. Nakupowałam tego, że ledwo dojechałam do domu.
Ale za to lodówkę mam teraz wspaniale zaopatrzoną! Czereśnie, truskawki, świeże cebulki, czosnek, pomidory malinowe i dużo, dużo innych pyszności, które będę używać do pichcenia dobrych rzeczy w najbliższych dniach.
Zaczęłam już dziś od pysznego owocowego drugiego śniadania:
Po tak wspaniale rozpoczętym dniu poszłam jeszcze poszukać natchnienia w ogrodzie. I spotkałam takiego oto robaczka.
Ogródek to także moje róże, które niestety atakowane są ciągle przez różne mszyce i pleśnie.
Nie mogę ich spryskać chemią, bo rosną wśród nich te moje słodkie poziomki, które przecież prawie codziennie podjadam. Może nie zeżrą mi wszystkiego, zanim ich nie wytępię.
Podlewam też rosnące na tarasie doniczki.
W ogrodzie najchętniej przebywają zwierzaki, tu widać, jak szuka wody kicia – właśnie przed chwilą podlewałam krzaczek i poszła sprawdzić, czy tam jeszcze jest tak przyjemnie chłodno.
Albo przynajmniej stara się usiąść obok tego zimnego węża z wodą.
I tak minęło mi pół dnia. W planach mam jeszcze ugotowanie czegoś pysznego, może jeszcze jedne zakupy, bo trochę rzeczy mi brakuje i trochę ruchu przy okazji, czyli znów pojadę na nie rowerkiem.
Sakwy świetnie się sprawdzają, mogę przewozić takie ciężary, że przedtem musiałabym za każdym razem brać samochód! A teraz biorę to wszystko na rower i spokojnie dojeżdżam do domu.
Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie złapać w obiektyw jeszcze moich kwiatów z ogródka frontowego.
A tyle dnia jeszcze przede mną!
Wam też życzę udanej soboty i niedzieli.
A upal? Wszyscy tak bardzo na niego narzekaja. Nie ma go u Ciebie?
Ależ jest i to jaki. Teraz mamy 34 stopnie C. Ale ja znacznie lepiej znoszę upały, niż zimnicę, więc na to naprawdę nie narzekam. Staram się tylko trzymać z daleka od dworu w najgorętszych godzinach i idzie wytrzymać! 🙂
Od dwóch tygodni budzą mnie codziennie panowie robole.A ponieważ zasypiam zawsze dobrze po północy, wciąż jestem niewyspana i w kiepskim humorku. Wiesz, od chwili ciąży ogromnie zle znoszę upały. A kiedyś śmiali się ze mnie, że najlepiej byłoby mi w Corps Africa.
Miłego;)
P.S.
Zimno też zle znoszę. To się chyba nazywa starość.
Wczesne wstawanie jest dobre, ale tylko jeśli można też wcześnie pójść spać. Te upały i ja znoszę dość ciężko, po prostu brakuje mi siły, żeby coś sensownego zrobić, jak jest tak gorąco.
Chociaż i tak nadal wolę ciepło niż zimno.
Myślę, że i ja się starzeję, skoro też mi coraz to coś zaczyna przeszkadzać :))
Uściski
Powiem Ci tak – bombowo wyglądasz w tym stroju na rower!
Dzięki bardzo, uwielbiam jazdę na rowerze latem, kiedy pogoda na top pozwala. Zawsze dobrze mi robi. 🙂
Jak z Rowerowych Sił Specjalnych 😉
Dzięki, odbieram to jako komplement 🙂
tomb raider XD
Pięknie rozpoczęty dzień dzięki sąsiadowi. Widzisz ile czasu zyskałaś?
Niewątpliwie zawdzięczam sąsiadowi taki wspaniały dzień! 🙂
I bez pompy o 6:30 się budzę, albo i wcześniej – między 4 a 5 na przykład i mimo ciszy i opaski na oczach, nie zawsze udaje mi się zasnąć, więc turlam się w łóżku z boku na bok do 7 i wtedy wstaję. Własnych owoców zazdroszczę.
Ja nie umiem tak wcześnie wstawać, a może za długo żyję w trybie wolnorynkowym. Korzystam dopóki mogę z moich owocków. 🙂
A jednak dobrze wstać, Iv, skoro świt, niekoniecznie od… barowego stolika! Osobiście wstaję bardzo wczeście, aby wyprowadzic mą nową psiunię Tolę (poprzednia ukochana Fancy odeszła w marcu, przeżywszy 15 lat).
Ponadto właśnie wczesnym rankiem najlepiej mi się pisze, a przygotowuję do wydania książkę z drobiazgami satyrycznymi.
Pozdrawiam i zapraszam do mnie na ogrodowy post
Bardzo chętnie bym chciała wstawać tak wcześnie rano, kiedyś mi się udawało. Pięknie, że szykujesz książkę. Zerknę z przyjemnością!
pozdrowienia
W ostatnią sobotę o 6.30 to ja w zasadzie też byłem już po kawie.
O 7.00 planowo wyłączyli nam prąd
Pozdrawiam
Dobrze, że znalazłeś czas na kawę przed wyłączeniem prądu. 🙂
pozdrawiam serdecznie Antoni
przepiękne zdjęcia ! *-*
Dziękuję :))
Mieszkasz w leśniczówce? Bo inaczej nie bardzo rozumiem, jak można się NIE obudzić o 6:30, mieszkając w mieście. Przed szóstą dowożą towar do kilku sklepików, więc już mniej więcej od 5:45 jest trzaskanie skrzynkami, gromkie nawoływania i koncert psiego ujadania, gdy przebudzone czworonogi głośno obiecują zaopatrzeniowcom krwawą zemstę za to wczesne przebudzenie.
W mieście, ale na osiedlu niskich domków jednorodzinnych, to jednak zupełnie coś innego, niż w takim mieście, gdzie są bloki, intensywny ruch uliczny itd. Chyba mi właśnie poddałeś temat na posta. 🙂 Dzięki!
I pieknie 🙂
Ja pokochałam poranki, jakoś tak samo wyszło 🙂 Dziedzic nie dał mi wyboru 😀