Pewnie nie ma się czym specjalnie chwalić, ale napiszę mimo to, bo blog mi trawą i mchem zarasta, więc powiem Wam, czym ostatnio żyję.
Ot zupełnie przeciętna potrzeba mi się ostatnio ujawniła.
A przyszło mi to dziś do głowy po przeczytaniu listu od mojej przyjaciółki, która była uprzejma mi opisać kilka swoich ostatnich dni, czyli życie codzienne, rodzinne, wyjście do sklepu, na spacer, ewentualnie opowiadanie o rozmowie telefonicznej ze znajomą. Po czym podsumować to wszystko stwierdzeniem: jednym słowem nuda.
A teraz biegun przeciwny.
Znacie to? Te kolorowe fanpejdże znanych ludzi, nieustające sukcesy, podróże, cudowne sesje zdjęciowe, codziennie w nowych ślicznych ciuchach, a to śluby, chrzciny, komunie, wieczory panieńskie i kawalerskie, okrągłe urodziny z pompą i koniecznie za miliony monet, dzieci czy wnuki w markowych ciuszkach, no i w drogich wózkach…
Jak wyjazd, to od razu luksusowy.
Jak urodziny, to wystrzałowe.
Jak samochód, to torpeda wyścigowa.
Jak szczoteczka, to elektryczna.
Jak chodzić w góry, to zdobywać stutysięczniki.
Jak słuchać muzyki, to chodzić na światowej klasy koncerty.
No dobrze, coraz więcej ludzi nie twierdzi, że jest bogami, a sylwetkę dostali w prezencie od genetycznych rodziców, przyznaje, że to, jak wyglądają, gdzie wyjeżdżają i w co się ubierają, zawdzięczają wielkim wyrzeczeniom i olbrzymiej pracy, że kosztem osobistego życia i że tak naprawdę nie na każdym zdjęciu wyglądają tak idealnie.
I że tak naprawdę po domu nie paradują zawsze w idealnie dobranym kostiumie kąpielowym i pięknej opaleniźnie i że czasem noszą niedopasowane dresy i przydużego tiszerta…
Ale czy takie codzienne życie kogoś interesuje?
Niekoniecznie. Zresztą ja sama to robię. Czyli też z pięciu zdjęć sałatki czy własnej buźki wybieram to najładniejsze. 🙂
Ale to wszystko prowadzi do szybkiego konsumpcyjnego życia i ciągłego pędu bez zatrzymania. Trzeba się nażyć, nabiegać, nachapać, prezentować się zawsze w świetny wystylizowany sposób itepe. Nieważne, jakim kosztem. I co gorsza niektórzy w to wierzą.
Że aktorka A, B, czy C faktycznie spędza większość życia w klinikach urody, wkacje tylko na Karaibach lub w równie egzotycznych okolicznościach a weekendy tylko w spa, dzieci wychowuje jej niańka, a sprząta pani sprzątaczka, karierę układa agent, a talerze po obiedzie z cateringu same trafiają do zmywarki po czym odstawiają się do szafek. Pralka sama pierze, rozwiesza i prasuje, a potem chowa do szafy. Zakupy też się robią same, przyjeżdżają na umówioną godzinę i bezszelestnie układają w odpowiednich miejscach w lodówce.
Dzieci mają tylko funkcje: radosne, miłe, inteligentne, angielski, francuski, tenis, szkoła, spanie, on, off, bez wbudowanej funkcji: kupa, siku, wrzask, płacz, a dlaciego, pobaw się ze mną teraz (jest 3 w nocy), nienawidzem ciem itd.
A nawet rodzina jest tylko wspierająca, wystylizowani i prowadzący równie ciekawe życie rodzice, wyglądający najwyżej o 10 lat starzej od swoich pociech, zdrowi i bezproblemowi, podejmujący tylko mądre decyzje…
Ech, bo się zapędzę w tej utopii.
W każdym razie jest trend, żeby robić to wszystko i mieć co chwila jeszcze ciekawsze pomysły, nowe cele, i tak przez całe życie.
Nie ma nudy jednym słowem.
Właściwie oglądając to i czytając czasem mam wrażenie, że coś mi umyka, nie zwiedzę pewnie całej kuli ziemskiej, nie uratuję wielorybów czy innych rzadkich gatunków, nie uwolnię orki, ze swoich osiągnięć mogę wymienić to, że najwyżej zaprowadzę do weta, a potem nakarmię kotkę i to własną.
Nawet tak zwana niedbałość jest wystylizowana. Markowy koc i poduchy „niedbale” „rzucone” na kanapę. Gdzie każdy szczegół musi się zgadzać. Ta „niedbale” postawiona tacka z kawą i rogalikiem francuskim i to koniecznie na łóżku a obok wazonik konieczznie ze świeżym kwiatem (pamiętacie „Kawa na szmacie„).
Jak sałatka, to codziennie inna, o egzotycznym składzie, nie daj buk (tak ma być!), żeby się coś powtarzało, albo żeby się przyznać, że przez trzy dni pod rząd jadłaś na śniadanie i obiad kanapki, bo nie chciało ci się ugotować!
Czujecie to parcie? Jakby każdy musiał mieć życie pełne wyzwań, wydarzeń, przygód, wyjazdów, inspiracji i innych fajerwerków, czyli za każdym razem efekt „WOW!”
Wstydź się! Nic tylko praca i dom. I tylko jeden powtarzalny sport, jakiś tam rower czy spacer.
No to ja Wam zdradzę mój mały sekret.
Nie bronię się przed mniejszymi sukcesami czy to w pracy, czy w życiu prywatnym. Ale za tym wirem zmian już nie tęsknię, nie gonię, nie podążam w tym kierunku.
Cenię moją codzienną rutynę, doceniam urządzone całkiem niedawno biuro, w którym nareszcie działa internet i telefon (do którego musiałam jeszcze dokupić odpowiedni kabel) i gdzie mogę się napić mojej kawy i herbaty codziennej.
Gdzie jeżdżę z przyjemnością (jak już się przełamię i wyjdę w ten deszcz i wiatr z domu) i z chęcią odpalam rano na kompie radio @ChilliZet i siadam do pracy.
Nie mam w biurze w pracy jeszcze wieszaka na ubrania i porządnej szafki na ekspres do kawy i te kuchenne dodatki jak kubki, łyżeczki, filiżanki, kawa herbata, ale szukam czegoś odpowiedniego.
Oczywiście w pracy się dzieje, to co się dziać musi, i dobrze. Ale poza tym zaczyna panować miła i przewidywalna rutyna.
Rano wstać, prysznic, śniadanie, przejazd do biura. Tam robota przy komputerze, telefonie, a w przerwach kawa, herbata.
Potem powrót do domu, nakarmić, wytulić i ugłaskać kota, posprzątać trochę, zrobić sobie obiad, pozmywać, uprać.
![]() |
Miałam już oddać ten drapak, bo Mozart NIGDY go nie wykorzystywała, czasem drapnęła od niechcenia. Aż tu nagle zastałam ją tak. |
I przede wszystkim mieć gdzie wracać, kiedy na dworze mży, wieje i pada.
Poczytać książkę, położyć się na kanapie, albo zrobić sobie w kuchni coś do jedzenia.
Zwyczajnie, bez planowania wycieczki dookoła świata, przełomu w karierze czy wygranej kumulacji w lotto.
I powiem Wam, że bardzo mi odpowiada ta moja codzienna nuda.
Nadojeło mi zmian. Więc niech tak na razie sobie zostanie.
Ręka do góry, kto też tak ma?
Ja!Ja też tak mam! I cieszę się bardzo że o tym napisałaś, bo już myślałam, że ta moja fizyczna stagnacja to oznaka starości:) Fajnie mi w domu, z książką, krzyżówką, bez fajerwerków! I to jest fajne!
Skoro już trzeba oficjalnie o tym napisać, żeby ktoś odważył się przyznać, to znaczy, że sytuacja jest poważna. To znaczy sytuacja tej reszty, która jeszcze ciągle spodziewa się i celebruje jedynie fajerwerki! Mnie cieszy moja herbata owocowa w zwyczajnym kubku w przerwie od pracy, albo pomiędzy rozdziałami książki. Miło wiedzieć, że nie jestem sama 🙂
Kochana, żebyś wiedziała, jakie ja mam nudne życie!
A przy jesienno-zimowej aurze nuda i zwyczajność są najlepsze, zawsze można pocieszyć się łakociem, przytuleniem, muzyką, dobra książką.
Gdy mój syn był mały, dużo pracowałam itp. to marzyłam o takim stanie…
A czytać o podobnie nudnych ludziach to sama przyjemność:-)
Witaj zatem w moim świecie nudy! 🙂 Ponudźmy się razem, będzie fajnie!
Po każdym sztormie zawsze jest pogoda.Ale…jak pogoda jest zbyt długo monotonnie śliczna, zaczyna sie tęsknić za zmianą.
Jeszcze dwa tygodnie wstecz znękany upałami mówiłem : "niechby w koncu przyszły te jesienne słoty". I przyszły.
Do zycia ma się to tak, że mała stabilizacja jest bardzo cenna, zwłaszcza po okresie nadmiaru wrażeń.
Ważne , by trwanie w małej stabilizacji nie przeszło w stan permanentny:)
Jak na razie małej stabilizacji nie mam dosyć, znając życie pewnie i tak mi coś znów wyskoczy (tfu, tfu, byle nie za sztybko!).
Więc póki co nic mi więcej nie potrzeba, i wygrzewam się niczym najedzony grzechotnik pod słońcem albo dobrą domową energetyczną lampą, w pełni zadowolona, dogrzana i bezpieczna. 🙂
Beda tacy co zawsze beda sie nudzic i wszystko jedno czy beda na luksusowych wakacjach, czy w teatrze czy na spotkaniu kolezenskim, zawsze powiedza ze jest nudno. Te stany sa mi zupelnie obce, nigdy nie czuje sie tak ze jest mi nudno, nawet jak bywalam na spotkaniach towarzyskich ze ludzie nie byli w moim typie, to zawsze cos znajdowalam czy to obserwujac czy prowokujac do jakies dyskusji, no i nudy nie bylo.Jestem na zyciowym etapie kiedy zyje z dnia na dzien, jestem zupelnie z tym pogodzona i wiem ze najzwyklejsze codzienne czynnosci tez mozna celebrowac, lubie spokojny dlugi prysznic, nie… Czytaj więcej »
Lubimy bardzo podobne rzeczy Marigold, i ja też doceniam czynności wykonywane na spokojnie, na luzie, a nie w pośpiechu. I doceniam pozytywne wrażenia, gdziekolwiek jestem :))
A o nudzie tym razem napisałam pozytywnie, bo taką jak teraz to ja bardzo lubię 🙂
No i napisalam komentarz i jest juz u mnie polnoc i ani troche nudy i nawet zal juz isc spac, bo jeszcze bym chciala pobyc na internecie.
Też ostatnio zasnąć nie umiem, bo jeszcze to przeczytać, albo jeszcze tamto i to też ciekawe. I tak mi potrafi półtorej godziny przelecieć. 🙂
Bardzo lubię moje nudne życie, bo tak się jakoś dzieje, że wszystkie ekscytujące wydarzenia są właściwie targające nerwy i bardziej meczące niż ciekawe.I zapewne dlatego świetnie mi w Berlinie- cenię sobie tę przewidywalność sytuacji, to moje zupełnie zwyczajne życie, nawet jeśli wg niektórych jest nudne.Intensywne, ciekawe życie prowadziłam w młodości, zdążyłam się tak intensywnie wybawić do chwili urodzenia dziecka, że bez trudu rzuciłam pracę i siedziałam w domu. Przynajmniej miałam możliwość obserwowania jak maleństwo z dnia na dzień nabiera nowych umiejętności, jak się zmienia. I to było jednak też ekscytujące doświadczenie.Co do wyglądu – jeśli się komuś nie podobam z… Czytaj więcej »
Myślę, że wiesz, że jesteś sponsorką dzisiejszego tekstu. 🙂I za to Cię właśnie lubię, że umiesz docenić spokój, przewidywalność, rutynę, że cieszą Cię takie małe rzeczy. Nie wiedziałam, że korzystałaś z życia przed urodzeniem dziecka, ale tym bardziej teraz rozumiem Twój wybór, żeby poświęcić się w całości wychowaniu.Ja miałam dzieciństwo w biegu, to znaczy mama była w biegu, na pewno dla dziecka lepiej, kiedy mama ma czas i jest wyciszona, niż ciągle gdzieś biega i uchwycić jej nie można.Zdecydowanie doceniam te możliwości zanurzenia się we własne hobby i poczytania, och jak mi tego od dawna brakowało!Moim wyglądem przejmuję się o… Czytaj więcej »
Ja też! Ja też! O jak mi dobrze w moim ciepłym, zadbanym, urządzonym z wielkim wysiłkiem domku! Mam swoją strefę komfortu i nie zamierzam z niej wychodzić 🙂 A na propozycję zmiany zaczynam krzyczeć i gryźć!
Wydaje mi się, że do wychodzenia ze strefy komfortu tzw. couchowie zachęcają ludzi, którym w ich strefie nie jest tak dobrze ani wcale nie jest tak wygodnie, że jednak coś ich uwiera, tyle że aby coś zmienić, musieliby opuścić strefę, która jest po prostu znana, a tak naprawdę ze strefą komfortu w naszym rozumieniu (bo ja ją też rozumiem jak Ty) niewiele ma wspólnego.
Lubię wyskoczyć od czasu tu i tam, ale doskonale rozumiem, co chcesz powiedzieć. Jestem na instagramie, więc i zaglądam na inne konta, sama też wrzucam zdjęcia. Więc często parskam śmiechem … ostatnio przy przepięknym zdjęciu herbaty z cudownie rozpryskującą się wodą po wrzuceniu cytryny. Autorka napisała, że uwielbia tak się relaksować i że włąśnie sobie tak siedzi … Uhum … to zdjęcie ustawiała z pół godziny, potem próby przy rozpryskiwaniu, potem wybór najlepszego zdjęcia. Nie wiem czy naprawde tacy autorzy mają nas za durni, czy sami nie grzesza intelektem. Czasem cudnie jest mieć święty spokój i kiedy z moim Kraciastym… Czytaj więcej »
Te wszystkie pięknoty na instagramach i w innych siedziach społecznościowych to masa pracy, ustawiania, tak jak mówisz, wybór światła, sprzątanie przed, sprzątanie po, a potem jeszcze obróbka najlepszego ujęcia itd. Wcześniej tyle pracy miały tylko dobre czasopisma kolorowe, teraz może to robić każdy. 🙂 I korzysta z tego prawa na ile tylko potrafi. Ale mnie też się na śmiech zbiera, kiedy widzę tego typu "naturalność". Lubię na takie zdjęcia popatrzeć ze względów estetycznych, ale sama preferuję bardziej spontaniczne zdjęcia, jakieś ciekawe ujęcie, światło, efekt czy temat.Ładny masz ten profil na instagramie, dobrze się na nim czuję. 🙂Co do jedzenia to… Czytaj więcej »
Ja tez mam bardzo nudne zycie i to sie odzwierciedla na moim blogu ostatnio 🙂 I mam zamiar korzystac z tej nudy do wypeku bo niedlugo sie prawdopodobnie skonczy i wtedy to dopiero nie bede miala czasu, juz zupelnie na nic.
Uważam, że siła nasza jest w spokoju właśnie. I dodam, że mnie trudniej utrzymać ten spokój, nie rzucać się na nowe plany, nie wymyślać nowych celów. I że dopiero po paru tygodniach tutaj w nowym mieszkaniu udało mi się wyhamować te plany, bo to jeszze nie ten moment, nie ten czas. Kontempluję więc codzienność właśnie tę spokojną i nudną. I wcale mi to nie przeszkadza!
Ja sobie zyje spokojnie, ale to nie jest nuda! Moge czytac, albo robic na drutach, albo walesac sie po internetach, albo szyc, moge cos ugotowac, albo pojsc do sklepu i wolniutko patrzec czego nie kupie 🙂
Moge wypic kawe, albo dwie, a nawet trzy… moge wyrywac chwasty albo sadzic kwiaty…
Moge… nie musze… i to jest takie fajne :)))
Mogę – nie muszę i to jest słowo klucz! 🙂
złośliwcy życzą życia w ciekawych czasach. nuda wydaje się być przewidywalna i stabilna. mnóstwo ludzi marzy o stabilizacii, choć nudą tego nie nazwie. może to kwestia nomenklatury? słowa, które ma negatywny wydźwięk, bo jest używane tak, a nie inaczej?
Ano właśnie, spokój dla większości równa się nuda. Nuda w takim znaczeniu, jak to powyżej opisałam bardzo mi się podoba.
I nie oznacza nicnierobienia przecież.
A ja Ci powiem, że uciekam od blogów wystylizowanych ludzi. Normalność jest prawdziwa i wcale nie musi być nudna. Znałam raz jedna dziewczynę, która prowadziła swój Funpage podobnie jak Ty ten blog, po prostu rzeczywistość. Nie wiem czy nie poradziła sobie z popularnością czy ktoś jej kazał, ale przestała wklejać swoje zdjęcia z pracy, swoje zdjęcia jak jest nieumalowana, swoje zdjęcia jak miała lekki bałagan w domu. Teraz do zdjęć specjalnie pozuje, tu się wypręży, tam wypnie itd. Przestałam ją czytać. Chyba zbyt idealnie… chyba nie lubię utopijności.Wiesz jaki szum powstał, kiedy wkleiłam w internet swoje auto, którym pojechałam do… Czytaj więcej »
To co zbyt idealne najczęściej nie istnieje, właściwie wiadomo, że to tylko kreacja jakiejś utopijnej rzeczywistości. Prowadząc blog decydujemy się zawsze pokazać tylko fragment narzej rzeczytwistości, niektórzy na nim wyłącznie piszą, jak Oko.Każdy ma swój pomysł na blog, ale niektórzy z idealizacją własnego wizerunku przesadzają. I to dla mnie jest zupełnie niezjadliwe. Podobnie jak w czasie pracy nad swoją sylwestką nie motywując mnie zdjęcia idealnie zbudowanych dziewczyn. I po co mi to. Ja i tak nie będę wyglądać jak ktoś inny, o innej budowie ciała, w innym wieku itd.Wiesz co, i za taki właśnie niewymuszony ślub Cię lubię. Najchętniej zrobiłabym… Czytaj więcej »
Ja. Ja tak mam. I bardzo mi się podoba to moje nudne, poukładane i do pewnego stopnia przewidywalne życie, w którym nic się nie dzieje. To chyba przychodzi z wiekiem, tyle że już przed trzydziestką o takim marzyłam. Może to kwestia – jak zwał, tak zwał – osobowości, temperamentu, charakteru?
Może przychodzi z wiekiem, a może po prostu po pewnym czasie dojrzewamy do tego, co nam wystarcza do szczęścia, tyle że często ludzie nawet nie zdają sobie sprawy, że to szczęście. Dopiero jak coś wybuchnie albo się schrzani, to zaczynają wracać do tego etapu i dowiadują się, że właśnie wtedy byli szczęśliwi.
To ja jestem niemiłosiernie nudna 🙂 Co najlepsze, kiedy spotykam się z kimś na mieście, nie robię nam zdjęć, nie wrzucam w sieć "X z Y jest w miejscu Z i czuje się fantastycznie". Nie czuję żadnego parcia, żeby meldować się internetom z każdej czynności 🙂 Jak kto lubi – nic mi do tego. A co do fotek, fakt, staram się, żeby były fajne, ale wciąż wiele przede mną. Z tym, że chcę, żeby były fajne, bo lubię robić fajne rzeczy – i żeby rzeczy, które robię, były fajne 😉 A zakłamywanie rzeczywistości (udawanie piękniejszego, bogatszego, szczęśliwszego niż jest się… Czytaj więcej »
To meldowanie się w różnych miejscach, że się tam je, ogląda, zwiedza itd. uważam też za nieco śmieszne, chociaż gdybym była w miejscu, o którym marzyłam od dawna, dajmy na to w Rzymie, Wenecji, Toskanii czy w innym egzotycznym kraju to pewnie bym się nie oparła i jednak napisała na FB czy insta, gdzie jestem i co robię. 🙂Ale i tak wolałabym pewnie natrzaskać tysiące zdjęć i zrobić wpis na bloga dla Was.Piękne fotki świadczą o tym, że ktoś właśnie dostrzega to piękno wokół siebie. Ale lubię, kiedy jednak mają one choć trochę wspólnego z rzeczywistością. Bo te idealne są… Czytaj więcej »
Dokładnie 🙂 u nas tez nudy wg większości świata, ale blogi sa dla nas a nie dla innych i popularności. Ot, odwiedziłam wczoraj Salemka wrzucę zdjęcia bo chce by i mama je obejrzała i już 🙂 a reszta może zajrzeć i zobaczyć ze można mieć duże serce i miejsce dla kotów o ile jest mniej bezdomnych i nie rozmnazaja się jak dzikie tylko maja swój dom i rodzinę.
Nasze blogi są dla nas, ale my na nich właściwie nie zarabiamy. Nie mam nic przeciwko zarabianiu na blogu, czy na podstawie innej działalności w socjal mediach, ale czasem lubię odetchnąć na blogach, gdzie nie chodzi o to, żeby najlepiej się sprzedać. Pozdrowienia dla ślicznego Salemka!
podobno inteligentny człowiek nigdy się nie nudzi, nawet gdy naprawdę nie ma nic do zrobienia, a do tego mu się nic nie chce…natomiast już dawno odkryłem, że niektóre sposoby na nudę potrafią być nudniejsze, niż sama nuda… na przykład imprezy, na których niby coś się dzieje, ale de facto są nudne aż do bólu, zwłaszcza te najbardziej wypaśne… być może dlatego, że im bardziej wypaśne, tym bardziej nieciekawi ludzie na nich się pojawiają?… nie wiem…fajne drzewko kotyfikacyjne, pytanie tylko, czy drapak się sprawdza, bo koty przeważnie mają inne zdanie na temat tych sprzętów i wolą haratać np. drewnianą ramę łóżka…co… Czytaj więcej »
No i właśnie to jest najlepsze w tej mojej nudzie, że nigdy się nie nudzę, bo ciągle mi jeszcze mało czasu na moje ulubione zajęcia, a nawet na pracę.Wypasione imprezy, no ale co z tego, jeśli nikogo nie znasz, albo jeśli są to wyłącznie imprezy biznesowe, gdzie masz obowiązek bywać, wyglądać, bo jak nie, to Cię obsmarują w jakimś szmatławcu. Dlatego się cieszę, że nie jestem znana. Drapak właśnie się nie sprawdzał za bardzo, bo Mozart wolała te mniejsze. Ale od niedawna doceniła właśnie ten hamaczek i sobie na nim ładnie drzemie.Lubi niestety ostatnio też przemieszczać się pazur za pazurem… Czytaj więcej »
ciekawe… pewien Rosjanin kiedyś mnie pochwalił za rosyjski… broniłem się przed tą oceną, twierdząc że słabo znam gramatykę… uznał, że nie ma sprawy, że rozgadałem się, poradziłem sobie jakoś i no problem… tedy ja dalej, że mam mały zasób słów… on na to, że mam większy, niż 3/4 Rosjan… co samo w sobie było dość ciekawe…
potem przez jakiś czas miałem sporo do czynienia, ale raczej nie z rosyjskim, ale z istnym pidżinem na bazie rosyjskiego… łapię jednak o co chodzi z tym "nadojeło"… w tamtych uwarunkowaniach nikt nie miał niczego dość, więc od kogo miałem to słowo poznać? :)…
serdecznie :)…
Nie mogłam od wczoraj skomentować na własnym blogu, znów blogger coś szaleje.
Dość często w towarzystwie osób znających rosyjski używam tego nadojęło. Myślałam, że jest powszechnie znane, tak było przynajmniej w pokoleniu moich równolatków, bo moja córka już nie uczyła się rosyjskiego.
Pozdrowienia serdeczne
Iw oczywiście, że ja tak też mam.
Na zdjęciach gwiazd wszystko jest tak idealne, że aż nudne – dla mnie to jest nuda. Ciągle to samo. Ciągle tak samo. Wręcz nuda ten profesjonalizm.
A rower – sport nuda? Nigdy, wręcz przeciwnie. Ile możesz zobaczyć, zwiedzić.
Każdy z nas chce tego ideału, ale czy będziemy szczęśliwsi od tego? Dla mnie ta 'nuda' jest o wiele bardziej ciekawsza.
Nie zazdroszczę gwiazdom i celebrytom ich rozpoznawalności, tego że właściwie zawsze są pod obstrzałem paparazzi. Znani blogerzy u nas jeszcze nie mają aż takiego statusu z wyjątkiem może kilku blogerek modowych. Rower to dla mnie źródło niezapomnianych wrażeń podczas przejazdów po mojej nadmorskiej okolicy, lubię też jeździć po lesie, nie mówiąc o tym, że dobrze mi robi na formę, bo dzięki niemu jednak się sporo ruszam. Wszyscy staramy się być jak najlepsi w tym, co robimy, a czasem w naszych pasjach. Ale chwilami wydaje mi się, że w zbyt perfekcyjnym życiu brakuje już gdzieś miejsca na pasję i na naturalność.… Czytaj więcej »
Nie nudzę się, ale lubię to jesienne spowolnienie.
Spowolnienie mnie dopadło jeszcze większe, bo aż mnie do łóżka zapędziło niestety. I to nie na odpoczynek, tylko na chorobę. buuuuuu
Iwona, czyz bys byla przeziebiona?
Sama jest juz caly tydzien zakatarzona i kaszlaca.
Zdrowiej 🙂 a mówią że katar to nie choroba
Marigold, niestety dopadło mnie przeziębienie. Wczoraj cały dzień do lekarza, apteka, a potem padłam. Dziś trochę lepiej.
Jaga – dziękuję, na szczęście dość szybko się zbieram tym razem, bo zadziałałam na pierwsze symptomy.
Najważniejsze, że jesteś szczęśliwa i oby trwało to jak najdłużej. Uściski.
Powiem tak: czuję teraz spokój i nie czuję niedosytu ani braku. A to już wiele warte.
Pozdrowienia Iwonko