Blog

Pierwsza grypa i pierwsze zwolnienie w Niemczech

2 listopada 2018
Nie wiem, czy złapałam to jakieś żyjątko na mieście, czy mnie przewiało, czy ktoś nachuchał na klatce schodowej. Fakty są takie, że ścięło mnie mocno w ubiegłą niedzielę. Poprzedni tydzień był zresztą deszczowy i pochmurny, bardzo sprzyjał hodowli wszelkich najbardziej złośliwych bakterii i wirusów.

Na szczęście zanim się rozchorowałam, była cudna pogoda, którą wykorzystałam w sobotę na spacer.

I tyle mojego.
Niestety w poniedziałek poczułam wielkie osłabienie, gardło było tak suche, że mogłabym na nim zetrzeć marchew jak na tarce, jednym słowem stwierdziłam, że bez lekarza nie będę ryzykować.

Wybrałam się piechotą do najbliższej przychodni po sprawdzeniu w sieci, który okoliczny lekarz ma dobre opinie.

Po okazaniu karty ubezpieczeniowej zostałam skierowana do poczekalni. Pacjentów wywołuje się po nazwisku, żadne tam RODO.

W poczekalni przeczekałam przez kolejne trzy godziny: wywietrzoną do temperatur arktycznych niewiele powyżej zera poczekalnię, pana dla którego od wejścia było za gorąco, więc z miejsca otworzył okno, „żeby się tu wywietrzyło, bo nie ma czym oddychać”, panią nadającą na komórce w jakieś gry z głośną irytującą melodyjką, wywołanie kilkunastu osób przede mną (oprócz tych z ulicy część zapisanych przez telefon), aż wreszcie dostałam się do miłej pani doktor pochodzenia indyjskiego.
Miła, profesjonalna, doświadczona Pani doktor wysłuchała mnie i moich płuc, zajrzała w gardło i uszy.
Po czym orzekła, że to infekcja grypowa, pewnie wirusowa. Przepisała mi pastylki na nawilżanie i odkażanie gardła (bez recepty) oraz na wszelki wypadek antybiotyk (na receptę, jak się okazało w aptece – w 100% refundowany), gdybym nie wyleczyła się metodami domowymi.
Dokupiłam też sobie witaminę C i poleciałam się położyć, bo nawet krótki spacer tego dnia spowodował, że byłam spocona jak mysz.

Do domu wracałam ciężko dysząc, świeże powietrze wdzierało się do wysuszonego gardła niczym halny, oj nie było dobrze.

W drodze z przychodni i apteki zadzwoniłam do księgowej, żeby się dowiedzieć, jak się rozlicza zwolnienia w Niemczech, bo to moje pierwsze, uspokoiłam się, że do 6 tygodni są w pełni płatne. A pracodawca otrzymuje z kasy chorych wyrównanie za liczbę dni roboczych, w których byłam chora.

I tak przez ostatni tydzień większość czasu polegiwałam na kanapie pod kocem. Miałam bardzo miłe towarzystwo.

Niestety w tym stanie kompletnie zapomniałam, że we wtorek najpóźniej do godz. 8 rano trzeba było przestawić samochód z miejsca, gdzie parkowałam.
Podobnie jak ja w sierpniu, tym razem ktoś inny zarezerwował w urzędzie miasta miejsce na ustawienie tam samochodu firmy przeprowadzkowej.
Niestety w poniedziałek po wizycie u lekarza moja pamięć była bliska pamięci jątki jednodniówki, w końcu nie wiedziałam czy dożyję jutra.
Punkt 8 rano we wtorek obudził mnie telefon. Zadzwonił policjant i poinformował, że moje auto stoi na tym zakazie. Dopiero w tym momencie zajarzyłam, że miałam wczoraj przestawić samochód!
Ubrałam się w tempie olimpijskim mając jeszcze nadzieję, że sprawa zostanie załatwiona polubownie i nikt mnie za to wykroczenie nie wpakuje do kicia.
Drugi policjant czekający pod klatką miał taką minę, jakby był służbie od plemnika, w dodatku 24 na ha.
Cóż miałam robić: udzieliłam wywiadu odnośnie miejsca zamieszkania i zatrudnienia, poinformowałam, że to wszystko dlatego, że jestem chora, wreszcie przestawiłam auto. Niestety ta przyjemność będzie mnie kosztowała. Czeka mnie mandat, który wystawi wydział ds. obywatelskich i porządkowych.
Tjaaa, kolejna czarna seria, tydzień wcześniej zostałam ustrzelona przez nowy radar na jednym z ruchliwych skrzyżowań w moim mieście, po tym jak przejechałam w tempie o jakieś 15 km/godz. za dużo.
Rzadko mi się to zdarza w Niemczech bo nie warto, więc jeżdżę zgodnie z przepisami, ale tego dnia byłam zamyślona. Zamiast planowanej na jesień pary nowych butów będą więc dwa mandaty.
Jedną paczkę pastylek później zrobiłam podsumowanie tygodnia: tydzień w domu,  dwa mandaty i więcej pracy, która została na kolejny tydzień. 
W tym czasie byłam w stanie głównie leżeć, wdychać i wydychać (i kuwetę oczyścić, i nakarmić kotka, i pobawić kotka, ale te czynności i tak bym wykonała z mojego śmiertelnego poczucia obowiązku).
Całą resztę skomplikowanych czynności zostawiłam sobie na później.
Nadal jeszcze nie jestem w pełnej formie, miewam chwile osłabienia i wizje nieziemskie zamiast snów. Nadal najchętniej oddałabym się poleżeniu kolejny tydzień. Ale nie da się.
Chociaż w gardle już nie odbywa się taniec juhasów z podskokami przy każdym oddechu, nadal nie mogłabym wystartować nawet w zawodach na 100m, nie mówiąc o żadnym dłuższym dystansie.
A od poniedziałku powrót do pracy.
Korzystam więc jeszcze z ostatnich dni tego weekendu, żeby wypocząć i dojść do siebie.
Uważajcie na siebie i bądźcie zdrowi! Chorowanie jest gupie!

Subscribe
Powiadom o
guest
32 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Basia

Wspolczuje, boje sie chorowania jak diabli, mam wystarczajaco duzo tych "przyjemnosci".
Stosuj wszystko co mozliwe, zeby wygrac z tym paskudztwem! Patrz jak dobrze, ze jestes zatrudniona, nie ma problemu z chorowaniem 🙂 a kocica nie musi wychodzic, wiec sie nie wychladzasz 🙂
Zdrowka zycze 🙂

marigold

Chorowanie to okropienstwo, malo ze mam powazne choroby to tez dopadlo mnie jakies przeziebienie, mniej wiecej w tym samym czasie co Twoje, tyle ze u mnie to glownie katar i troche kaszlu a gardlo bolalo mnie tylko jeden dzien.

Piekne zdjecia zrobilas na spacerze sobotnim, szczegolne te z woda.

No zle ze tak Ci wpadly te mandaty, w przeszlosci kiedy duzo jezdzilam i niestety przekraczalam predkosc placilam mandaty, ale zawsze wiedzialam ze nalezy mi sie i przyjmowalam ze spokojem, mowiac sobie ze to jest wliczone w jazde.

Róża Wigeland

To ty nie wiesz, że chorować jest niezdrowo?

Anna

Oj, to zdrowia! Chorowanie naprawdę jest bez sensu, nawet w Niemczech jak sądzę.

Jaga A

Współczuję, miałam grypę w tamtym roku pierwszy raz od ponad 10 lat – ale to było straszne Ale ode mnie nawet koty uciekały

Ami

Iw życzę zdrówka. Wyściskaj Mozarta i nie daj się więcej chorobie.

Klarka Mrozek

mam nadzieję, że już jest znacznie lepiej, szkoda tych pieniędzy, kupowanie butów to przyjemność a płacenie mandatów to wyrzucanie kasy w błoto (tak to zawsze odczuwam i kiedy przychodzi mi płacić jakąś karę to wściekam się na siebie)

jotka

Taki stan mam już za sobą, a antybiotyk poczynił takie szkody, że cały październik dochodziłam do siebie.
Jak to mówią, nieszczęścia chodzą stadami, więc i Ciebie trafiło, ale teraz będzie już tylko lepiej:-)
Gdyby jednak lepiej nie było, idź jeszcze raz do lekarza, z takimi wirusami nie ma żartów.
Dbaj o siebie 🙂

Ken.G

Chorowanie jest głupie – i bardzo nieekonomiczne. Szybko wracaj do zdrowia!

Mandaty też są głupie, zwłaszcza, kiedy tę kasę planowało się już przeznaczyć na coś fajnego. Gdybyś była sebixem prującym starą beemką po zabudowanym, należałoby Ci się, ale tak… Niestety, policjant pewnie słuchał już tylu ściem i wymówek, że nic go nie rusza. Co począć.

anabell

To nie jest klasyczna grypa, to tylko wirusówka grypopodobna. Przy prawdziwej grypie nie miałabyś siły nawet na tę kuwetę. Co do mandatów- jak dotąd zainkasowano nas dwukrotnie- raz za 5 minutowe przekroczenie czasu parkowania – 10€, potem za przekroczenie szybkości o całe 13 km/h w strefie 30km/h i to w….Frankfurcie nad Odrą,aż 20€. A jaki ładny portret ma przy okazji mój ślubny- nie wiem czy może nie oprawić całości w ramkę;)Oba mandaty dotarły poprzez pocztę, więc teraz gdy wracamy do domu mówię mężowi by zajrzał do skrzynki na listy, czy aby nie ma kolejnego mandatu;)))Mam nadzieję,że mimo wszystko domowe metody… Czytaj więcej »

marigold

Macie takie delikatne mandaty ? 20 euro za przekroczrnie predkosci o 13km/h ? to jest 31 au dolarow. My mamy prawdziwe mandaty, $200 za przekroczenie o 10km/h, trzy lata temu ponioslo mnie zeby skrecic, wiedzialam ze nie zdaze na zielonej strzalce, wiedzialam ze jest kamera, wiedzialam ze bedzie mandat, nie wiedzialam tylko ze prawie 500 dolarow czyli okolo 380 euro, zaplacilam za glupote.

Echo

Iw, masz przeciez kalendarz w telefonie to wpisz i Cie powiadomi na czasie. A mandaty za przekroczenie szybkosci to potwierdzenie powiedzenia, ze czas to pieniadz. I spiesz sie powoli i zdrowiej szybko. Duzo zdrowia!

ja-Ewa

Myśle,że to nie grypa a tzw."banalne przeziębienie" czyli sprawa jakiegoś wirusa prawdopodobnie.Bardzo dobrze zrobiłaś,że zostalaś w domu.Bo chyba w takich przypadkach najważniejszy jest wypoczynek,spokój,unikanie większych skupisk ludzi.
Też mi żal kasy,gdy ją trzeba "wyrzucić w błoto" czyli zapłacić mandat.Bardzo rzadko,ale mi też się zdarza:)
Iwonko,zdrowiej,kup fajne buty i trzymaj się,pozdrawiam serdecznie.

Valski

Wiem, że to banalne, mimo to zdrowia życzę.

Agnieszka Roszyk

Oj, to Cię iw dopadło! Bidula 😉 Ale teraz taka pora, u nas w pracy też ludzie chorują, choć pogoda jeszcze całkiem ładna. 1 listopada było jak wiosną! Na rowerze jeszcze często jeżdżę. A z tymi mandatami to miałaś rzeczywiście pecha, za takie głupoty, wiem, że to boli. Ale cóż, są gorsze rzeczy, przeżyjesz. Pozdrawiam i zdrówka życzę!

Annette ;-)

Zdrowia życzę 🙂

32
0
Would love your thoughts, please comment.x