W cichnącej muzyce układała powoli zmęczoną głowę na poduszce, po dwóch dniach w podróży, w tym jednej pełnej nocy spędzoną w całości w trasie, czuła że zasłużyła na to jak nikt, a przynajmniej nikt jej w tym momencie nie przychodził do zmęczonej głowy. Powoli nadchodziło przyjemne znużenie. Przeczytała jeszcze tylko kilka kartek książki, zgasiła lampkę przy łóżku i przyjemny letarg zaczął otulać niczym ciepła pianka wszystkie części jej znużonego ciała, a głowa rozkosznie ciężko odłączała kolejne systemy …
Kobieta odpływała w puchatą nocną nieczynność.
Nagle aż cała się
skuliła w sobie. Wyraźnie, jakby się to działo w jej głowie usłyszała uderzający w podłogę nad nią łomot spadających przedmiotów. Czy to lądującego na podłodze tuż nad jej głową w sypialni na kolanach ciała, może spadały przewrócone meble. Trudno powiedzieć. Każde ciało bezwładnie lądujące na ziemi wydaje podobny dźwięk, jeśli jesteś od niego oddzielona podłogą. Chwila ciszy…
Ponownie coś z hukiem jeszcze głośniejszym spadło czy zostało rzucone o ziemię. Drobniejsze przedmioty a po nich znów coś dużego. Tym razem towarzyszył temu ryk rozjuszonego agresora, ni to rozszalałego, ni to zabawiającego się ofiarą.
– Spier…..aj ty nędzna suko! Wypie….j stąd!
Raczej domyśliła się niż usłyszała obrzydliwy stek wyrzuconych w klatkę czterech ścian słów. W wyrzucie agresji mieszały się dwa głosy oba jak nie bełkocące, to wyrzucające serię dźwięków i słów usilnie układanych w jakiś sensowy przekaz językowy, jak to często mają w zwyczaju mocno wlani.
Jej sąsiedzi na górze już niejeden raz przerzucali się dosadnymi przymiotnikami i rzeczownikami na swój temat o różnych porach dnia i nocy. Nocy szczególnie. Noc sprzyja zanikowi oporów. Przykryte cieniem nocy wszystko przychodzi i rozgrywa się jakby łatwiej.
Chwila ciszy, bo akcja przeniosła się z pokoju nad jej sypialnią do przedpokoju a potem do innego pokoju, a potem powrót do poprzedniej scenerii i kolejna zabawa w Guliwera w świecie Liliputów. Co tym razem? Mają tam kule bilardowe? A to komoda czy szafka roztrzaskana o ścianę. A ten głuchy dźwięk to może ciało, które padło, czy które zostało rzucone brutalnie o podłogę, a może o ścianę.
W środku od dawna już nie miałam w sobie spokoju. W głowie huragan w sercu wyschnięta Sahara. Co robić? Jestem tu nowa, mieszkam sama. Nie pójdę znów pukać do drzwi, jak na początku. Bo i tak znów nie otworzą. Zresztą wtedy nie było aż takiego dramatu, była burda, ale nie taka straszna. Poza tym skończyła się koło 1.30. Ale to wyglądało, jeśli można powiedzieć, że coś wygląda przez sufit, w każdym razie słyszało się jakby już było w fazie tak groźnej, że o krok od nieszczęścia.
– O matko – pomyślała nagle – a przecież Ci ludzie oddają tam swoje dzieci!
Ostatnio coraz częściej w mieszkaniu nad nią w ciągu dnia, rzadziej wieczorem, odbywały się dzikie pogonie z wrzaskami, w których brali najwyraźniej udział dorośli z małymi dziećmi. Dzieci widywała na klatce schodowej. Cała trójka, rodzice do pracy, dzieciaki do dziadków, pewnie z katarem, kiedy nie da się oddać do żłobka czy przedszkola. Przeszkadzało jej to oczywiście, czasem uciekała na dłużej do pracy, czasem wychodziła z domu. Ale przeważnie po godzinie, czasem dwóch jednak zapadał spokój. Co miała robić. Wytrzymać. Wiedziała, że kiedyś to zmieni. Teraz jeszcze się nie dało. W tej chwili zaczynała jednak rozumieć, że i wtedy te kreatury mogły być w takim lub zbliżonym stanie.
– Zostaw mnie! Nie ruszaj… reszta krzyków znikła w harmiderze, który rozpętał się nad nią.
A sufit jakby jeszcze wzmocnił koleje uderzenia. Może ktoś właśnie komuś miażdżył czaszkę, rękę, szyję …
Nie mogła dłużej czekać. Zapaliła światło…
– Policja XXX, YYY przy telefonie, w czym mogę pomóc?
….
– Tak zaraz będzie patrol. Zadzwonimy do Pani.
Zadzwonili do jej drzwi po 10 minutach, wpuściła ich, lekko tylko się zdążyła ubrać. Kiedy podeszli do jej drzwi, pokazała palcem w górę, mówiąc:
– Słyszycie Panowie? I to tak nie pierwszy raz…
Odpowiedzieli tylko – Tak, tak już słyszymy (faktycznie to musiało być słyszalne i z ulicy).
* * *
– No przecież to niemożliwe, żeby mój mąż …. (reszty słów nie dało się rozróżnić). – Kobieta broniła go jak mogła. Głośno. Zajadle. Bez opamiętania… Bez przerwy.
Wreszcie któryś z policjantów stracił cierpliwość: – Zamknąć się mówię!
Na chwilę zrobiło się ciszej. Potem jeszcze słyszała różne rzeczy, bo nie dało się nie słyszeć. Między innymi, jak tam na górze ktoś czepia się kaloryferów, to się niesie w bloku.
Po półtorej godziny, może dwóch, kiedy w towarzyszeniu wrzasków głosów policjanci próbowali zaprowadzić tam jako taki ład, sytuacja była opanowana.
Na miejscu obok policyjnego wozu pojawiła się też karetka pogotowia. Po jakimś czasie sanitariusze wystawili z karetki nosze i poszli na górę. za chwilę wytoczyli nosze z już nieco uspokojoną, ale nadal bredzącą coś kobietę. Wcześniej słyszała jej błagania i wrzaski, żeby jej nie zabierali i słowa w obronie męża. Teraz leżała na tych noszach w bieliźnie i dalej błagała, żeby ją zostawić.
Kobieta piętro niżej powoli przestawała drżeć. Uspokajając się obserwowała wszystko zza żaluzji z wyłączonym światłem w pokoju.
Jeden z sąsiadów wyszedł do policji, udzielał bardzo chętnie dokładniejszych informacji, łasił się wręcz do nich, koniecznie chciał im podawać rękę jakby w podziękowaniu za interwencję…
Ciekawe tylko, dlaczego wcześniej nie zadzwonił na policję, skoro miał tyle do powiedzenia.
Aż gęsiej skórki dostałam. Cóż to za świat, co się z ludźmi dzieje …
Niestety nadal gdzieniegdzie poziom neandertala z jaskini, albo gorzej, bo neandertal nie miał alkoholu pod ręką…
Byłam kiedyś słuchaczem podobnej awantury przez ścianę, tyle, ze chodziło o ojca i syna. gdy już mieliśmy z mężem dzwonić, gdzie trzeba, zaczęła krzyczeć sąsiadka, żona i matka kłócących sie i jakoś załagodziła sytuację.
Czułam się jako świadek paskudnie, zwłaszcza gdy zanosiło się nawet na… ofiary?
To chyba jest tak, że nikt nie chce się mieszać, nie ma zaufania do policji… sama długo sie zastanawiałam, a gdyby było za późno?
No niestety jeśli każdy nie zechce się mieszać, to niekiedy mogą być ofiary. Bo one czasem już nawet nie są w stanie inaczej funkcjonować.
Czasami trudno podjąć właściwą decyzję, bo tak naprawdę nigdy nie wiadomo do końca, o co chodzi i czy wizyta policji dodatkowo nie zaogni sprawy, doprowadzając do eskalacji konfliktu i sprowadzenia jeszcze większego zagrożenia. Jak widać – polska rzeczywistość wcale się nie różni od tej po drugiej stronie Odry. U nas też pod dostatkiem ofiar domowej przemocy tak bardzo przerażonych, broniących swego oprawcy do utraty sił…
No a myślisz, że łatwo przyszło to zgłosić…. Przede wszystkim będąc samą w obcym mieście i kraju. A reperkusje mogą jeszcze być i trzeba być na to gotowym. Ale póki co tutaj policja zareagowała prawidłowo. Myślę, że jednak nie wolno odpuszczać. A może to wyzwoli jakieś dalsze postępowanie z urzędu, kto wie.
Wiem i szanuję, że nie odwróciłaś głowy od problemu. To zawsze jest stres… Nigdy nie wiadomo, co przyniósłby ranek, gdybyś NIE zadzwoniła. Brawo.
Ano właśnie, czasem trzeba być ponad strach, chociaż łatwo to nie przychodzi nigdy
Zgadzam się @Iw nie wolno odpuścić! Najgorsze jest milczenie, gdy wiemy, że dzieje się źle czyli przyzwolenie na krzywdę.
Iva. Nie każdy i nie zawsze daje radę nie milczeć, ale od pewnego czasu stwierdzam, że tam gdzie konkretnie mogę coś zrobić, to po prostu nie odpuszczam.
Dzielna jestes ze zadzwonilas i zle ze inni nie reaguja. Pamietam kiedy na poczatku mieszkalismy w kamienicy i w dwoch mieszkaniach ciagle odbywaly sie nocne libacje (Polacy wlasnie) nikt nie dzwonil po policje tylko my, a przeciez nie dawalo rady spac.
A tutaj to byli Niemcy jak najbardziej! Przekleństwa przetłumaczyłam na nasze, z racji że bloga piszę po polsku.
Tak, jak ktoś już napisał – nie reaguje się ze strachu przed zemstą sąsiadów, z braku zaufania do policji. Kiedyś szłam parkiem. Na alejce po drugiej stronie trawnika dwie kobiety szarpały trzecią. Zadzwoniłam dokąd trzeba, ale „przesłuchanie” przy przyjmowaniu zgłoszenia trwało tak długo, że zanim przyjechał patrol (o ile w ogóle przyjechał, nie czekałam, więc nie wiem) wszystkie trzy zdążyły wyjśc z parku – no i weź tu reaguj. A komisariat jest jakieś 300 metrów dalej, po drugiej stronie parku.
Jeśli policja reaguje w tak fatalny sposób, a ja też przeważnie z takimi sytuacjami spotykałam się w Polsce, to nic dziwnego, że człowiek często odwraca wzrok i idzie dalej. Natomiast tutaj chodziło o bieżące bezpieczeństwo – głównie moje. Na drugim miejscu – o bezpieczeństwo ludzi na górze, bo wybacz, ale jeśli ktoś dochodzi do takiej sytuacji, to nie w tydzień-dwa, tylko przez lata. Niespecjalnie mi ich żal. I nie. Już się nie boję, po tym jak zobaczyłam, że policja jednak reaguje i to szybko. Ale w tamtym momencie nie było to takie oczywiste. Tym bardziej, że para niemiecka, a to… Czytaj więcej »
Tak się przyzwyczaiła do swojego piekiełka, że nie wie, że życie może wyglądać inaczej, normalnie. Bardziej boi się zmian niż bicia.
A tacy jak ten sąsiad zawsze wyłażą po fakcie. Wtedy pierwsi do pokazywania się, informowania, wszelakiej pomocy.
No tak, przyzwyczajenie drugą naturą człowieka.
Co do „życzliwych” sąsiadów pewnie masz rację, jakkolwiek nie rozumiem zupełnie tego ich mechanizmu.
to niestety jest straszna rzeczywistosc ja w takim swiecie wyroslam
Agresja wspomagana alko jest wszędzie i toczy społeczeństwo jak gangrena.
Ludzie boją się interweniować, bo często taki awanturniczy sąsiad lubi się mścić. Ale bardzo dobrze zrobiłaś i świetnie też, że u Ciebie policja tak szybko interweniuje.
Być choć raz w takiej sytuacji i nic nie zrobić …
Być i czekać, aż zrobi ktoś inny…
Być i uciekać…
To niestety może się skończyć tym, że kiedy ja będę, to też nikt nic nie zrobi. A więc z myślą jak najbardziej (również) o sobie, robię to, co trzeba. A żeby się mścić, to jeszcze by trzeba wytrzeźwieć i zacząć coś robić. Póki co od całej tej awantury jest spokój. Czyli może kara (na pewno jakaś grzywna od policji) i siara po interwencji policji coś jednak dały.
Od samego czytania odczuwam drżenie wewnątrz mnie. Nie wiem, nigdy nie pojmę, jak ludzie tak mogą funkcjonować…
Zawsze mnie zastanawia, jak naruszone trzeba mieć granice, żeby zabrnąć aż tak daleko. Już kiedy świat osuwa się w tę stronę, gdzieś przecież ktoś upija się pierwszy raz, potem kolejny …., robi sobie krzywdę, robi krzywdę partnerowi.
Jak to możliwe, że jest do tego stopnia znieczulony, że tego nie dostrzega?
[…] mi tu dobrze szczególnie po tym, kiedy ustały burdy pijackie nade mną po wyeksmitowaniu poprzednich sąsiadów. Teraz wprawdzie mam nad sobą rodzinę z małym dzieckiem, ale hałasy są w normie i nie za […]
– To dla mnie nowa funkcja, czyli odsyłacz do nowego posta, w którym wspominam tę niezbyt szczególnie miłą dla mnie sytuację.