Ta ostateczna przeprowadzka na Nowe upłynęła mi w zasadzie dość gładko. Z mieszkania, w którym mieszkałam na czas remontu u Przyjaciółki pomogli mi znieść rzeczy moi młodzi sąsiedzi, sami zaproponowali. Wystarczyły więc trzy kursy, w tym dwa z ich pomocą.
Po obejrzeniu mieszkania wypiłyśmy z Lilą po herbatce z imbirem i goździkami i poszłyśmy na długi spacer po lesie.
A potem moja Kumpela pomogła mi ubrać kołdry i poduszki w poszewki, a materac w prześcieradło. I jeszcze zrobiła mi zdjęcie na tle nowego łóżka.

Ten las aż się prosi o długie spacery. To jedna z najważniejszych zalet okolicy, w której mieszkam. Spacer bardzo nam się udał.
Od dwóch dni jest też ze mną Mozart.
Pierwsze wrażenia z pobytu – przypomniała sobie bardzo szybko nasz pobyt z ostatnich wakacji tutaj i od razu wiedziała, że wychodziła tu ze mną na balkon i na spacer na dół na smyczy.
Toteż od pierwszego dnia po przeleceniu wszystkich pomieszczeń i zaznaczeniu pyszczkiem terenu, zaczęła wystawać pod balkonem lub pod drzwiami.
A to zdjęcie bukietu, który dostałam dziś od Mamy, kiedy przyjechała obejrzeć mieszkanie pierwszy raz po remoncie.
W przechowaniu i przewożeniu rzeczy pomogła mi też córcia. U niej w piwnicy przez ponad rok trzymałam swój szklany stół, który wczoraj przywiozłyśmy i ustawiłyśmy na środku salonu, tuż przy kuchni. Drugi mały stół mam w bagażniku, nie dałam go rady mimo niewielkich rozmiarów dziś zanieść na górę.
Wszędzie jeszcze pełno różnych rzeczy, do dobrego zorganizowania brakuje mi tu jeszcze kuchni, szafy i wyniesienia reszty rzeczy. Niestety to poczeka. Niektóre z nich są na razie potrzebne do zamontowania kuchni (np. wałki tektury na podłogę do jej osłony podczas montażu).
A teraz z Wami mam ochotę dzielić się tylko przyjemnymi momentami, więc niech będą:
Kawa na tarasie (jakoś ciągle tak nazywam balkon, może dlatego, że jest taki duży):
Kicia podczas pieszczoch na tarasie.
Kicia na moich kolanach.
Kicia siedziała sobie dziś dość długo sama na krzesełku tarasowym, przywiązana smyczką.
I jeszcze inne ujęcie kwiatów.
I tym miłym akcentem zakończę dzisiejszy wpis.
Aha. Przyznam szczerze, że teraz wcale a wcale nie chce mi się teraz wracać do Bremerhaven, tutaj jest piękna pogoda, a ja mam jeszcze dużo, dużo do zrobienia. Może uda mi się spędzić w Warszawie kolejną majówkę, to byłby największy prezent dla mnie po tych wszystkich wysiłkach.
Pościel i wiosenne kwiatki – zabójcze!;)
Wyłapałaś, co mnie najbardziej zachwyciło 🙂
No bo to JEST najbardziej zachwycające 🙂
Przez chwilę miałam nadzieję, że ktoś zachwyci się mną jako tą najbardziej zachwycającą, ale co tam, lata już nie te, czego mi się zachciewa!!!
Podstawowym kryterium przy wyborze kwiatków i pościeli była niedepresyjność. Brązy i szarości mnie przygnębiają. Nie załapałaś się, bo nie zaliczam Cie do wystroju mieszkania 🙂 Gdybym uważała Cię za przedmiot, to też byś się załapała 🙂
No fakt. Na martwą naturę to się jeszcze nie nadaję :). Ale doceniam próbę pochwały czy też komplementu :P)))
Droga Imienniczko życzę Wam wielu wspaniałych dni, miesięcy i lat w tym Twoim polskim gniazdku.
Bardzo Ci dziękuję w imieniu własnym i Mozarta 🙂
Co do stołu ze szklanym blatem- miałam, pozbyłam się. Primo – no właśnie, rączęta marzną, secundo- ciągle musiałam go pucować,a robotna do sprzątania to ja nie jestem.Pewna moja znajoma zakupiła stół z b. grubym, szklanym blatem.Niestety bydlę waży chyba tonę i jest nieprzesuwalny- bo za ciężki a poza tym ten blat tylko spoczywa, niczym nie przykręcony, na tych nogach- też ciężkich, masywnych. Był przeceniony, a ona zapłaciła za niego 900 euro, co ponoć było ceną okazyjną.
Jeszcze trochę a będziesz świętowała koniec wszystkich robót.
Serdeczności;)
Kiedy go kupowałam zależało mi na tym, żeby nie zagracić pokoju. Poprzednio stał w gabinecie, gdzie tylko przyjmowałam klientów, więc nie siedziałam przy nim długo podczas pracy. Ale tu już widzę, że na stałe to ja go jednak nie będę chciała używać, bo mi reumatyzm dokuczać zacznie :).
Robót zostało jeszcze trochę, na pewno do połowy roku takie dwie duże (kuchnia, garderoba), a potem doczyszczenie wszystkich powierzchni i dokupienie brakujących paru mebli.
Ale już bliżej niż dalej.
Tobie też serdeczności nawzajemnie 🙂
Jaką błogość widzę na tym zdjęciu, gdzie kicia leży rozłożona na Twoich kolanach 🙂 Wszystkie zdjęcia mi się podobają (wiadomo czemu), ale najbardziej jednak oko mi ciągnie do zielonego. Po takim lesie to bym łaziła, oj łaziła 😉
Też jestem bardzo szczęśliwa, kiedy ona się tak ufnie i błogo rozkłada na moich kolankach. Okoliczna zieleń jest jedną z największych zalet tego mieszkania, dobrze, że u Ciebie też w przyszłości będzie zielono. :).
Ale Iwonaaaaa! Nie obawiasz sie, ze jak sie kicia zerwie to z balkonu wyskoczy razem z tym krzeselkiem plastikowym lekkim?
Iwonko, gdyby wokół nas szalały wichury o takiej sile, że mogłyby porwać Mozarta wraz z krzesełkiem, to z całą pewnością bym jej tam na balkon nie wypuszczała wcale, ani nie stawiała tam krzesła, do którego by była przywiązana. Ale do wyskakiwania się na szczęście nie kwapi, bawi się chętnie w domu.
Nie ma to jak duze wygodne lozko i swieza posciel.
Taka lokalizacja mieszkania ze w poblizu las to marzenie, wtedy wlasny ogrod niepotrzebny, bo masz piekny las.
Dokładnie tak! Wreszcie się wysypiam, plecy mają idealne oparcie, pod tym kątem kupowałam wręcz materac, żeby zapewnić mu stabilne i zdrowe fizjologiczne podparcie. I chyba się udało, bo budzę się wyspana (no może nie wtedy, kiedy muszę wstać o. 5.30, ale ogólnie to tak.
Też swój balkon nazywam tarasem, bo nigdy takiego dużego nie miałam.
Ładnie jest u Ciebie 🙂
Tarasy miałam olbrzymie w moim poprzednim domu, co pewnie jeszcze pamiętasz. Ale taki balkon w zupełności wystarcza na moje potrzeby. A i Mozartowi z czasem wystarczy, jak go jakoś zabezpieczę.
Dziękuję, też mi się podoba :))
Mój "taras" ma jedną ogromną wadę, od wiosny do jesieni zaczynają tam panować warunki z innej planety, tej bliższej słońca. To duży problem, bo zdechły mi tam skalniaki, eszewerie, a kilka dni temu zabrałam stamtąd kaktusa, którego poparzyło i wilczomlecz, który mimo podlewania, zaczął więdnąć na słońcu. Tam nic nie może stać.
Aż ci zazdroszczę ,że jesteś wreszcie na swoim, głaski dla Mozarta 🙂
Bardzo tu przyjemnie Krysiu, nawet z tym całym bałaganem, który dopiero powoli sprzątam i układam pod własne potrzeby. Ale to wymaga czasu, nie wszystko można zrobić na raz. Chociaż oczywiście jak to ja – zawsze próbuję. :)). Głaski przekazane!
Takie łóżka są świetne, ale założyć prześcieradło na materac już nie jest tak fajnie. Ładna pościel 🙂
Dlatego najwygodniej zakłada się we dwójkę :). Moja kumpela naciągała z jednej, a ja z drugiej strony i całkiem dobrze nam wyszło. Dobrze mi się śpi w tej pościeli, jestem bardzo zadowolona. Pozdrowienia
Fajne zdjęcia
Świetne łóżko, lubię wysokie 🙂
Też polubiłam wysokie 🙂
Sypialnia, a zwłaszcza łózko bardzo mi się podoba. No i zrelaksowana właścicielka. Ale skoro jest już Mozart, to rozumiem, że jesteś u siebie. Ciekawi mnie w jakiej dzielnicy mieszkasz, co to za las?
Ach, zamarzyło mi się skoczyć pod kołdrę i wyciągnąć się wygodnie na łóżku:-) mOZART BARDZO ELEGANCKA, JAK ZWYKLE:-)
Bardzo dobrze dobralas sie kolorystycznie do lozka 🙂 A lozko swietne, takie lubie!
Kubek do kawy musze sobie taki jak twoj kupic, bo mam wrazenie, ze kawa z niego chyba lepiej smakuje?
Piekna posciel, moje kolory, moge prosic o namiary :). A koteczke mam identyczna, ma takie samo umaszczenie, ma 10 miesiecy, rok temu kotka obca okocila sie u nas na dzialce, odchowala, zostawila w wieku 8 tygodni i poszla sobie, a moja Lalunia zostala, jest juz wykastrowana i zachowuje sie jak pies, chodzi przy nodze i reaguje na gwizdanie, ciagle kogos z nas pilnuje przy roznych pracach :). Szkoda, ze nie mozna tutaj zdjec wstawiac to bym Ci pokazala jaka moja podobna do Twojej.