Za dużo się ostatnio u mnie dzieje, żeby to tak wszystko z kronikarską dokładnością opisać. Frau Be mi świadkiem, bo to do niej ostatnio trafiłam mailowo z moimi troskami i przelewającymi się problemami.
Po czym po latach wzajemnego komentowania znalazłam u Niej życzliwe ucho, wrażliwą duszę i niezmierzone pokłady poczucia humoru podlane też oczywiście łyżką dziegciu, bo nie żyjemy na rajskiej wyspie. Summa summarum jak najbardziej zamierzam pogłębiać naszą znajomość pozablogową.
Nasza korespondencja i rozmowy były na tyle zajmujące, że przyznam szczerze nie czułam nawet potrzeby dzielenia się na bieżąco niedokończonymi sprawami na blogu.
Ale przecież mam i wobec moich Czytelników zobowiązania (no dobra, nie mówcie, że z radością sprawdzaliście bloga, widząc, że nie ma nowego wpisu, czyli nie będziecie się znów musieli przedzierać przez długiego jak tasiemiec posta), toteż pierwszego nieco wolniejszego dnia postanowiłam napisać, aby podzielić się tą lepszą częścią moich ostatnich wydarzeń. Ta gorsza niech pozostanie zamknięta, bo właściwie już pozamykałam najgorsze sprawy i pogasiłam bieżące pożary.
Wczorajszy dzień był klamrą domykającą długie oczekiwanie na szczęśliwy finał w dwóch ważnych dla mnie sprawach.
Dziś napiszę o jednej z nich.
Żeby Was dłużej nie trzymać w napięciu zdradzę, że wreszcie wczoraj przeprowadziłam 90% rzeczy do mojego nowego mieszkania.
Mój samochód więcej nie pomieścił. Ale i tak nieźle mi poszło po prawie pół roku mieszkania w innym mieszkaniu, że mieszczę się w dwa samochody osobowe.
Ten widok z dwiema torbami z IKEI to już moje wieczorne zakupy. Uwielbiam chodzić na zakupy w IKEI i Leroyu z Córcią, to już powoli nasz rytuał.
Wprawdzie dokupiłam i dojechało wczoraj jeszcze moje łóżko i nowa pościel, ale nie dałam tam rady wczoraj spać we własnym domu. Wiesław poskładał łóżko, ale kończył koło 21. Resztę rzeczy dowiozę więc dziś i wtedy też będę mogła wreszcie zacząć być u siebie w domu.
Co nie znaczy, że tam już wszystko jest gotowe. Kuchnia nadal w wersji polowej, ta ostateczna już zamówiona i zostanie zainstalowana pod koniec maja.
Pierwszym w pełni urządzonym pomieszczeniem jest łazienka. Tak. Już jest, wszystko działa, wszystkie urządzenia podpięte, a szafki powieszone.
Trochę się musiałam nagimnastykować, żeby pomieścić wszystko w takiej małej łazience, ale efekt spełnia moje wszystkie oczekiwania. Lustro też wreszcie powieszone, co wyraźnie powiększyło przestrzeń.
Sprawdziły się trzy wymyślone przeze mnie rodzaje oświetlenia, jak też wywietrznik włączający się razem z górnym oświetleniem.
A jak już jest łazienka i od dziś będzie gotowe łóżko, to oznacza, że mogę już tam mieszkać. Tak, wiem że się powtarzam, ale to tak przyjemne uczucie, że nie mogę tego sobie odmówić.
Żeby nie przemykać chyłkiem, a właściwie nie czołgać się nerwowo przy podłodze wstając z łóżka, zanabyłam też wczoraj dwie rolety do sypialni, które zapewnią mi minimum intymności. Udało mi się też znaleźć ładny karnisz, który będzie służył na obu oknach balkonowych (jedno na salon, drugie na gabinet). To są małe okna, więc wystarczy też kupić jeden komplet zasłon i firan, to zamierzam załatwić dziś.
Sytuacja ogólna jest taka, że nie mam jeszcze wielu rzeczy, ale będzie mi z pewnością brakowało rolet do pokoju połączonego z kuchnią, zwanego salonem. Nie chciałam ich jednak dobierać wczoraj, bo zabrakło mi już siły wyobraźni. Nic dziwnego, cały ten pokój jest jeszcze zastawiony rzeczami z remontu (rolki papieru, łóżko polowe i inne tego typu rzeczy), wieszakiem na ubrania i sprzętem kuchennym, bo kupiłam go z wyprzedzeniem.
Dopóki nie urządzę kuchni, wszystko tam musi jeszcze tymczasem pozostać.
W minionym tygodniu pracowałam pod Warszawą jako tłumacz ustny u stałego klienta, a resztę pozostałych godzin dnia załatwiałam sprawy mojej nowej firmy. Nie wszystko idzie zgodnie z planem, my też trafiamy tam na przeszkody, ale mam nadzieję, że i te uda nam się pokonać.
Tak więc codziennie pokonywałam dystans ok. 40 km, jadąc część trasy autostradą, a drugą część po mazurskich nizinach, mijając pola, miasteczka i wsie.
Wieczorami czytam INWAZJĘ Wojtka Miłoszewskiego. Świetnie się czyta, bardzo polecam!
Udało mi się odwiedzić moich przyjaciół, którzy w marcu kupili piękny duży dom pod Warszawą,
posiedzieć z Przyjaciółką na tarasie i pogłaskać jej dwa psy.
Moja Mozart jeszcze nadal spędza czas na urlopie u Mamy, bo odbiorę ją i przewiozę tym razem dopiero do nowego mieszkania. Plan jest taki, żeby było to w niedzielę i mam nadzieję, że tym razem się uda.
Muszę się pochwalić, jak przyjemnym akcentem oprócz dokończonego remontu powitał mnie Wiesław. Te tulipany zbierał we własnym ogrodzie. Jak to powiedział: większość ekip remontowych żegna się zostawiając worki z odpadkami poremontowymi, on chciał mnie powitać na progu nowego mieszkania takim pięknym akcentem. I udało mu się sprawić mi radość.
Tym optymistycznym akcentem kończę ten wpis o charakterze kronikarskim. O następnej Ważnej Sprawie napiszę już niebawem.
A tymczasem życzę Wam udanego pogodnego weekendu, a sama lecę coś zjeść, bo umieram z głodu!
Wygląda na to , że autorka osiągnęła umiejętność bilokacji i prowadzi dwa życia równoległe.Urządza jeden dom "w zagranicach" a drugi tu?
Nie ogarniam , ale nie muszę 🙂 Pozdrawiam.
To bardzo proste. To mieszkanie jest moim domem w Polsce a dom w Niemczech stoi i też jest moim domem. Urządzonym. A że nic nie jest wieczne to i to się kiedyś może zmienić. 😁
Jaki piękny i pozytywny wpis, aż się uśmiechnęłam.
Oby ci się mieszkało jak najleoiejw tym nowym mieszkaniu. Koniec przeprowadzek ?
Ciągle am wrażenie ,że piszesz o remontach i przeprowadzkach 🙂
Jak zawodowiec ;-))
To, co złe, niech przeminie. A tym, co dobre, chętnie się dzielę :).
Nie wiem, czy u mnie kiedykolwiek będzie koniec przeprowadzek i remontów, życie tak szybko się zmienia, że chyba lepiej się nastawić, że co będzie, to będzie.
A zawodowiec w remontach to ja już jestem, z przeprowadzkami mniej chętnie sobie radzę, ale skoro życie tak się układa, to trzeba dać sobie z tym radę. 🙂
pozdrowienia, miło mi, że wprawiłam Cię w pozytywny nastrój!
Piękny wpis, wspaniale, że znalazłaś w świecie blogowym tak wspaniałą duszyczkę. Gratuluję wszystkiego. Niech to mieszkanie da Wam ogrom radości. Cały post jest taki pozytywny, że aż człowiek czuje się lepiej. 🙂 Powodzenia we wszystkim. :)))
To jest pierwsze mieszkanie, które od początku do końca robię dla siebie i pod własny gust. I cieszę się, że jak na razie wszystko się udaje w tym duchu. 🙂
A pozytywna duszyczka, czyli Frau Be, to dodatkowy bonus do ostatnich sukcesów.
Cieszę się, że udziela się moja pozytywna energia!
Nic nie jest łatwe i proste w życiu- niestety. Ale jak widzę nie jest zle.Daj głos jak się nieco ogarniesz ze wszystkim.
Serdeczności;)
Nie jest źle, choć za mną dość wyboista ścieżka. Zadzwonię, to opowiem :).
Na szczęście wszystko powoli wychodzi na prostą, a ja wraz z zamieszkaniem (choćby i tutaj) na swoim odzyskuję siły.
Uściski!!!
iwcia:)Nic tylko gratulować:) Teraz jest czas na najprzyjemniejszą część moszczenia nowego gniazdka… dopieszczanie szczegółów. Niech Ci się szczęsliwie mieszka…samych pozytywnych wspomnień z nowego m 😉
Na razie czekają mnie jeszcze dwie wielkie przedsięwzięcia, czyli kuchnia i garderoba (czyli szafa w przedpokoju). Ale po tym to już będzie z górki, i przyjeżdżając do Polski będę miała się gdzie wreszcie podziać u siebie.
Uściski!
Bo ludzie na żywo są o wiele wdzięczniejszymi obserwatorami życia. 🙂
Gratuluję przeprowadzki 🙂
Na żywo bardzo bym chciała, niestety na razie mailowo i telefonicznie. Ale to i tak wiele w porównaniu tylko z blogiem. 🙂
Dzięki, dziś ją sfinalizowałam.
Brawo Wiesław. Widzę, że u Ciebie jak zawsze mocno energetycznie i pewnie od jutra na swoim. Pozdrawiam ciepło.
Wstrzeliłaś się dokładnie, właśnie od dziś na swoim! 🙂
Uśmiechnęłam się pod wąsem przy czytaniu o tym skradaniu się po sypialni bez rolet. Ja wiem, że dziś taka moda, ale dokładnie w taki sposób bym się poruszała po mieszkaniu bez firanek (zasłon czy rolet) 😉
Bardzo miły gest pana z tym kwiatowym powitaniem 🙂
Gdzie okna dokładnie zakryte drzewami lub innymi przegrodami, to się da żyć. Ale u mnie okna wychodzą na ulicę lub na sąsiadów. Nie da się bez rolet lub zasłon, ani rusz. A gimnastykę to ja wolę uprawiać inną, niż tę chyłkiem przemykającą.
Fajnie ze roboty posuwaja sie i masz piekna lazienke, moze i dobrze wprowadzic sie juz, zreszta tak wygodniej, bo nie ma to jak byc na swoim. Pan Wieslaw sympatycznie przywital Cie kwiatami, takie pierwsze wiosenne tulipany.
Zabrakło rolet, więc w salonie nie ma trzech, jutro wstaję bardzo wcześnie, żeby je jechać kupić. Jak tylko będą, mogę wracać, a Wiesław je zamontuje. 🙂
Łapię okiem co tylko mogę z tych wiosennych kwiatów, ale nie ukrywam, że mieszkanie w tym momencie jest moim priorytetem, bo sama wiesz, ile to jeszcze roboty od chwili ukończenia remontu do momentu, kiedy człowiek wszystko posprząta, poukłada, ma odpowiednie meble czyli czuje się u siebie. 🙂
Jest łazienka – jest mieszkanie 🙂
Dokładnie to dziś stwierdziłam. No i jeszcze łóżko. Właśnie na nim leżę i się zastanawiam, jak ja mogłam wytrzymać tyle na niewygodnym materacu. Ale jak człowiek musi, to wytrzyma dużo i o wiele więcej!
O. A kto to jest, ta jakaś Frau Be? Ja ją znam?
A może to TEN Frau?
Bo nie zna życia, kto nie zna Frau Be!!!
Ten, kto zna, też nie zna – że tak filozoficznie dodam 🙂
Bezbrzeżną bezczelnością byłoby twierdzić, że się kogoś zna, bo się z nim kilkanaście razy porozmawiało przez telefon i wymieniło trochę maili i SMSów. Ale każden jeden kontakt jednak to poznanie przybliża. 🙂
Podoba mi się ten Twój zapał czynienia nowego. Ja się ruszam jak robaczek, pełznę jak jakaś wąsiówka. Mam nadzieję, że w końcu stanę na pewnym gruncie, ale łatwo nie jest.
Skoro widzę cel, to i siły się zawsze jakoś znajdują. A że już zebrałam doświadczenie przy poprzednich remontach, to tym łatwiej mi sobie wyobrazić efekt końcowy tych nowych. 🙂
Życzę Ci, żebyś stanęła na swoim pewnym gruncie, ja też nadal walczę o swój.
Podziwiam twój zapał, zwłaszcza bieganie po sklepach. Ja tego bardzo nie lubię. Najbardziej bym chciała isc i od razu kupić wszystko. No ale się raczej nie da. Dlatego zakupy w moim przypadku to kupa nerwów. Łazienka mi sie podoba, ciekawa jestem reszty wnętrz. 🙂
Zdecydowanie lubię kupować rzeczy do domu, tyle że nie w takim biegu i pędzie, jak to było ostatnio. Trudno się w takim stanie podejmuje decyzje. Na szczęście jakoś się wyrobiłam i jestem zadowolona z efektu końcowego. Reszta stopniowo i nie wszystko, ale część pokazałam już dziś w kolejnym wpisie, na który Cię zapraszam.
Gratuluję Wiesława, piękne otwarcie:-) A Tobie gratuluję własnej łazienki!Tam dom mój, gdzie moje toaleta.
Oj faktycznie, piękne otwarcie. Dzięki niemu mam też poskładane meble i powieszone żaluzje. A własna łazienka to już połowa sukcesu, masz rację. 🙂
Super płytki i oświetlenie w łazience, chętnie zrobiłabym u siebie podobne 🙂 Wy macie to już za sobą, zaś jeśli chodzi o mnie, to przeglądam właśnie wrocław nowe mieszkania na sprzedaż i liczę, że uda mi się znaleźć coś niedrogiego, a fajnego. Trzymaj kciuki!