Zaczynają mi przychodzić do głowy kolejne, jak „radości i troski wioskowej nioski”, a może popełnię jeszcze kiedyś „kielich zapomnienia”, „miłość, przyjaźń i krokodyl”, a gdzieś tam na końcu czeka mnie „dzban blogerki”, bo dowiedziałam się dziś, że to najpopularniejsze młodzieżowe słowo roku 2018. :). Ale co tam tytuł, do rzeczy.
Kiedy ostatnio zaplanowałam sobie, co to ja nie zrobię odwiedzając moje rodzinne miasto, wrzuciłam totalnie na luz i nie zaplanowałam niczego. To był błąd.
Bo nie wyszło mi nic z tak zwanych spontanicznych planów. Wracałam do domu dość sfrustrowana, że przez większość czasu głównie załatwiałam sprawy, a czas wolny głównie spędzałam sama.
Ale może na tamten moment było mi to potrzebne. Czas jednak jak zwykle dobitnie pokazał, że nic nie zdarza się dwa razy, chyba że głupie stłuczki, toteż podczas tego pobytu postanowiłam już nie marnować czasu.
Każde zaplanowane spotkanie czy zajęcie wpisywałam więc od razu do kalendarza.
Jak to ja, spisałam sobie te szczęśliwe koraliki w punktach.
Taka to już moja słabość, pewnie to jakieś zaburzenie. Nie polecajcie mi lekarza. Znajdę sama.
2. Zaległe sprawy
Na urządzanie tego gabinetu jeszcze zarabiam, ale plan to podstawa.
Od dawna chciałam też uzbroić jedną z lamp, które już są zawieszone w pokoju, ale nie obwieszone setką rurek dekoracyjnych (zakochałam się w tej lampie i po prostu musiałam ją mieć). Spełnić tę moją zachciankę w ramach prezentów zechciała moja córka:
Pokażę Wam tę lampę już gotową:
4. Kicia
Część tych przyjemności czeka mnie w najbliższą sobotę tuż przed wyjazdem do domu.
8. Podarowane z radością
Mam jeszcze kilka planów do realizacji przed wyjazdem, bo z racji urlopu niczego nie muszę, a jeszcze trochę mogę. I zamierzam zrobić tego jeszcze trochę.
To ujęcie udało mi się złapać podczas jednego z pierwszych wieczorów spędzonych w Warszawie. Prawda, że świetnie wygląda Pałac Kultury zanurzony w tej mgle?
Pochwalę się, że między innymi wzięłam też udział w pewnym ognisku.
Dawno nie podróżowałam do Warszawy pociągami, może dlatego nie widziałam, jak w ostatnim czasie zmienił się dworzec Centralny.
Szczególnie Hala Główna Dw. Warszawa Centralna.
Czuję się tu ostatnio trochę jak turysta, w końcu nie mieszkam już od dwóch lat na stałe. Ale nadal dobrze mi chodzić po tych ulicach. Jeździć może mniej chętnie, bo to zabawa dla wytrwałych.
Większość kierowców jest jak wiadomo zaskoczona, że w grudniu i podczas deszczu jest ślisko, albo gołoledź.
Rąbnąć Wam jeszcze jednym koralikiem na dobre zakończenie?
Ano proszę bardzo!
Chyba Wam jeszcze nie pisałam, ale już we wrześniu dostałam wreszcie tę pieczęć niemieckiego tłumacza przysięgłego.
A polskie sądy, dla których pracowałam, zdecydowały mi się nawet pod koniec roku opłacić faktury ze stycznia i lutego.
I to bez wezwania do zapłaty! Takie cuda na kiju!
No więc pełnia szczęścia, jak widzicie. I właśnie tą pełnią szczęścia i tęczą się dziś z Wami dzielę, dodając, że powoli wraca mi mój niepoprawny optymizm. O kolejnych koralikach napiszę niebawem, bo to jeszcze nie koniec.
Tyle fajnego, że uśmiechałam się coraz szerzej podczas czytania. Brawo Ty!
Masz rację, brawo ja! Też się cieszę. Tym bardziej, im więcej trudności udało się pokonać po drodze. 🙂
Nonono. Nowy Dworzec zaliczyłam jeszcze przed wyjazdem z Polski. Cudnie różowe łapięta ma Mozartówna.Dobrze, że dałaś głos na blogu, bo się nawet zastanawiałam gdzie aktualnie jesteś. Wracaj ostrożnie, nie tylko w Warszawie bywa ślisko i mokro.Przede mną świąteczne pichcenie na dwa domy, bo M. ma przysłowiowe urwanie głowy, a na święta zjedzie też jej teściowa. Papu ma być normalne oraz bezglutenowe i bezcukrowe. Chyba po raz pierwszy wylądują na świątecznym stole ciastka owsiane by i cukrzyczka i bezglutenówki mogły pojeść.
Buziaki;)
Takie wspólne święta to zawsze mimo całej roboty wielka radość, więc fajnie, że będziecie razem.
Do tego zdrowe papu, czyli pełnia radości!
U mnie dwukrotnie zmieniły się plany, stąd przeczekałam i trochę popracowałam tutaj.
Buziaki, odezwę się, jak się trochę odgrzebię z roboty. 🙂
Optymizmem powiało i dobrze:)
Bo mam go w sobie sporo 🙂
Bardzo ladne zdjecie – Corcia montujaca zyrandol.
Dobrze ze znalazlas czas na spotkania rodzinne i przyjacielskie.
I rzeczywiscie post jest radosny i tak trzymaj.
Marigold – też uwielbiam to zdjęcie Córci 🙂
Też się bardzo cieszę, że tym razem znalazłam czas i go wykorzystałam nie tylko na załatwianie spraw (bo poprzednio załatwiłam większość, zostały mi dwie, obie nie do końca zależne ode mnie).
Pozdrowienia
:: no więc fajnie jest
Wreszcie! 🙂
"Dzban" najpopularniejszy? No weź… Oo(?)
Mam takie drzewo w rodzinnym domu w Polsce. Nie pomyślałam nigdy o ustrojeniu go 😀
O, mamy z Twoją córką takie same okulary. Zauważyłam, że panuje na nie moda.
Lampa magiczna. Mam w miniaturze podobną, stojącą, tyle że czerwoną. W nocy daje taki efekt, że dostała zaszczytne miano "burdelówki".
Co do FP, to najprawdopodobniej jestem na Twoim koncie zablokowana. Nadal pojawia mi się ten sam napis:
"strona jest widoczna tylko dla grupy odbiorców, do której nie należysz"
Próbowałam z drugiego komputera wejść i było to samo.
To są wspaniałe znajomości, a ostatnia jak wisienka na torcie. Oby tak dalej! 🙂
Też się zdziwiłam po przeczytaniu o tym dzbanie, więc się z Wami podzieliłam, bo trzeba przecież być na bieżąco.
Jak widzisz można ustroić takie drzewo, jakie się ma. 🙂
Córka woli soczewki, ale chwilowo miała problemy z oczami, brała krople i nie mogła nosić soczewek w tym czasie. Dzięki – lampę lubię, ale nie wyobrażam jej sobie w wykonaniu czerwonym, burdelowym :).
Nie ma mowy, żebyś była zablokowana, bo jeszcze nigdy nikogo nie zablokowałam, podaj mi proszę jeszcze raz swoje adresy – najlepiej mailem, to Cię znajdę i polubię, zaproszę (poprzednio gdzieś mi podawałaś, ale nie pamiętam, pod którym postem).
Pozdrowienia
Aniu, wszystko jest w porządku, znalazłam Cię na FB, zarówno Twoją stronę prywatną, jesteśmy znajomymi, jak i Twojego fanpejdża (lubisz :).
Powysyłałam Ci wiadomości i tu i tam.
Pozdrowienia
Mozart Fanclub oświadcza, że jest pod wrażeniem fotki zatytułowanej roboczo "Mozart – Bigfoot"…
p.jzns :)…
Mozart i jego nos i łapeczki to moje ulubione motywy 🙂
Piękna lampa! Bardzo pozytywny wpis, ale zauważyłam, że Ty jesteś pozytywnie nastawioną osobą. Nawet podczas zawirowań w Twoim życiu, nie użalałaś się zbytnio nad sobą. Serdeczności!
Nie uprawiam raczej cierpień młodego Werthera na własnym blogu, chociaż jak boli czy dolega, to też nie ukrywam. Ale przyznaję, że wolę pisać o tym, co pozytywne. Wystarczą te wszystkie media, donoszące codziennie z przewagą o tragediach.
Pozdrowienia i dziękuję za pochwałę lampy. 🙂
I takie właśnie kobiety zdobywają świat. (już chciałem napisać "szły na Berlin", ale to byłoby zbyt dwuznaczne).
Do Berlina to ja się wybieram wiosną, ale dziękuję, że aż tak dwuznacznie mnie nie skomentowałeś.
A świat znów mi się chce zdobywać i to jest ta dobra wiadomość. 🙂
Podziwiam lampę, świetna, Mozarta, że tak sobie leży i wszystko jej dynda 🙂 uściski i miej przyjemny urlop.
Wiesz co mnie cieszy Małgosiu, że w tym wszystkim jakoś udaje mi się zachować równowagę i zawsze nawet z intensywnej pracy mam gdzie wracać do siebie i mam tu na myśli nie tylko miejsce na ziemi, ale i to miejsce w sobie. 🙂
Dzięki, jest mi dobrze 🙂
niech przybywa koralików, bo dziesięć, to i na bransoletkę za mało chyba.
To dobre założenie, więc chcąc sobie pozbierać kolejne koraliki, wychodzę z domu, szukam i układam w kolekcji, ma być i bransoletka, i naszyjnik, a może i co więcej się uda utkać 🙂
koraliki? cos kiedyś z dzieinstwa czytałeś, das to nie był przypadkiem zaczarowany koralik Karolci? 🙂 nieważna, niezależnie od wieku, koraliki są dla dziewczynke, choinka jest Po prostu de best 😉
Tak, tak, tak! Koralik Karolci to była jedna z tych najważniejszych książek mojego dzieciństwa 🙂
Choinkę wielbię także i ja!
A wiesz, że nigdy nie robiłam sobie pedikjura? Jakoś nie lubię, raz w życiu miałam pomalowane pazurki u stóp i źle się z tym czułam. U rąk też nie maluję, jedyne to, to odżywka i rosną jak głupie. A jak tak nie lubię obcinać…
Świetna ta lampa, strasznie mi się podoba 🙂
Ciekawa jestem Twojej opinii o "Uchu" Myśliwskiego. Ciągle czekam na bon, a tak chcę chcę straszliwie chcę je sobie kupić. To ucho 😉
Pedikiur pierwszy raz, na manikjur się zdecydowałam, ale tylko taki pielęgnacyjny, bez malowania. Bo mi na skutek stresu i napięcia paznokietki pękają i nie było co zbierać.
Lampę docenię jeszcze bardziej, kiedy usiądę pod nią na kanapie, którą kupię w przyszłym roku w kąciku radio-muzyczno-telewizyjnym, który to planuję pod nią urządzić. 🙂
Dopiero zaczęłam czytać, najpierw poleciały nieco lżejsze lektury: Kaśka Nosowska jest świetna, a od jutra dieta też mnie wciągnęła.
I właśnie od Ucha zaczęłam dziś przyjemności dalszej lektury. Więc na razie nie bardzo mam coś do powiedzenia.
Dużo wszystkiego, fajnie, nie masz nudy😊
Tak absolutnie o nudzie nie ma mowy :)!