Patrzeć na nią, wąchać i słuchać.
Wody a raczej jej zdjęć nazbierało się dzięki temu, że ostatnie trzy dni spędziłam na rowerze, jeżdżąc tuż obok wody po nadmorskich deptakach Bremerhaven, których odkrywam coraz więcej.
Most Kennedy’ego, póki co w remoncie, prawdopodobnie do połowy października |
To jest największy most w Bremerhaven, dodam, że każdy położony nad kanałem jest mostem podnoszonym.
Da się teraz przejechać drugim mostem, ale robią się na nim w związku z tym olbrzymie korki. Ten w przebudowie ma dwa w porywach do trzech pasów, dzięki temu zwykle jeździ się nim bez problemów i korków. A teraz nagle go zabrakło i w mieście zaczęły tworzyć się korki na skutek objazdów.
Geestebrücke – Most na rzece Geeste |
Drugi most ma tylko po jednym pasie w każdą stronę.
Tak więc to tym drugim przejechałam, żeby dostać się w kierunku centrum.
W całym mieście już widać piękną jesień. A ostatnie dni uraczyły nas ciepłem na miarę lata. Nadal można chodzić z krótki rękawem, choć na sam wieczór robi się już nieco chłodno. My tu sobie gadu-gadu, a tymczasem dojechałam do nowego portu.
I tu musiałam się zatrzymać, bo przy takim świetle zdjęcia wychodzą bajeczne.
Tuż obok w centrum znajduje się część zwana Havenwelten, a dokładnie w tle nad moją głową.
A tu już jestem na Placu Willego Brandta.
A to parę ulubionych widoczków z Placu.
W tle godło Bremerhaven i statek pilotujący większe jednostki wchodzące do portu.
Latarnia morska, może pamiętacie, że była widoczna z ZOO?
W tym miejscu przysiadłam się na chwilę odpocząć po pierwszych 5 km.
Trochę wiało tego dnia.
Dalej było tylko lepiej.
W tle ogród zoologiczny.
Tu z kolei pojechałam dalej, w kierunku terminali rozładunkowych. Tym razem tylko mały rzut oka na tę przemysłową część Bremerhaven.
Bremerhaven z tego właśnie żyje, transport wodny albo stocznie, gdzie naprawia i odnawia się statki.
W tle widać dźwigi, czyli pracujące stocznie.
Po drodze dołączył do mnie M. na rowerze. Na koniec wycieczki wylądowaliśmy z powrotem w Nowym Porcie.
A stąd już blisko było do dobrej kawiarni.
Jak na taką pogodę przystało, były tu tłumy. Nic dziwnego. Te lody są najlepsze w mieście.
A tuż obok mieści się kościół.
Tak upłynęła mi sobota.
Tymczasem w niedzielę dla odmiany również wybrałam się na rower. Tym razem sama. Dzięki temu mogłam porobić jeszcze więcej zdjęć.
W niedzielę wybrałam się w drugą stronę, gdzie trzeba się postarać, żeby dojechać, bo to w stronę przeciwną od centrum.
Początek drogi to parking, na którym z uwagi na piękne widoki, zbiera się na spotkania okoliczna młodzież.
I tak sobie jadąc wzdłuż morza dotarłam do zatoki, zarośniętej na końcu sitowiem
I tam sobie wysiadłam, obejrzeć to miejsce dokładniej. Pachniało … pleśniejącym sitowiem. Zapewne dlatego, że ktoś je ściął, trawę z wału przeciwpowodziowego też i zwalił to wszystko na taką malowniczą kupę.
Tuż obok dało się widzieć i słyszeć tutejsze elektrownie wiatrowe.
A sam deptak, którym przyjechałam wygląda tak.
Dojechałam do niego już dość późnym popołudniem, więc wkrótce na niebie rozpoczął się widowiskowy zachód słońca.
Nie mogłam się powstrzymać przed dziesiątkami zdjęć, Ci z Was, którzy mają profile na fejsbuku i instagramie, pewnie już widzieli część ze zdjęć.
Podobało mi się, że nie było tam tak dużo ludzi, co w centrum, pojedyncze osoby lub pary. Sporo ludzi z psami. Jeden aportował zabawki z wody.
A tak z tego miejsca prezentuje się widok na miasto. Słońce zaczynało właśnie swoją nieubłaganą wędrówkę za horyzont, stąd feeria barw na niebie.
Jak ja uwielbiam patrzeć na zachody słońca nad wodą!
Niebo pokryło się łuną od schodzącego coraz niżej słońca.
Zrobiło się wyraźnie ciemniej.
Tak wygląda wał, po którym jeździ się nad wodą aż do zatoki, pokazanej wyżej.
Oddziela on część przemysłową miasta od morza. W głębi kolejne kanały.
I stąd trzeba było potem znieść po schodach rower na drogę poniżej.
Jak dobrze umocniony jest wał, widać dopiero z dołu.
A tu już zupełnie nie jest ciekawie, więc szybko zawróciłam rumaka, czyli mój rower, w stronę miasta.
Tak w całości wyglądała moja dzisiejsza przejażdżka.
Na mapie dotarłam tutaj, niestety dalej przejazdu nie było.
Myślę, że wylałam dziś dość wody jak na jeden post, więc na tym kończę i życzę Wam równie miłych weekendów, jak był mój.
Ciekawe, czy by mi się to kiedyś znudziło – takie widoki na wodę 🙂 Może trochę by spowszedniało, tak jak kościół Mariacki, obok którego śmigałam na zajęcia, podczas gdy tłumy turystów stały z zadartymi głowami i wypatrywały trębacza 🙂
Gdyby usunąć charakterystyczne punkty, flagi etc., to mogłabym się nabrać na to, że to Gdańsk 😉 Nie wiem czemu, cały czas kojarzyło mi się to miasto.
Uważam, że z wyjątkiem cieplejszych krajów morze, czy nadmorskie okolice wszędzie w zasadzie są podobne. Z tym, że nie mam aż takiego porównania z Gdańskiem, bo tam nie przemieszczałam się dawno rowerem. 🙂
Taaaak, Kościół Mariacki u Ciebie, a u mnie Havenwelten, Zoo itd. 🙂
Z tym, że ja mieszkająca całe życie na nizinach doceniam bardzo to morze teraz.
Fajnie masz i nawet Ci nieco zazdroszczę,(do czego się przyznaję, doceń)bo widok morza na co dzień to rzecz dla mnie pożądana.Ale zazdroszczę Ci tego morza głównie latem, w ciepłe dni, bo zimą to jest nad samym morzem mniej fajnie a czasem wręcz nieco paskudnie. Ale spacerek miałaś naprawdę ładny. Morze ma to do siebie, że serwuje nam za każdym razem inny widok, zależnie od pory roku, pory dnia. Nocą, przy księżycu też jest piękne, czasem złudnie spokojne i niegrozne.Zawsze mnie "podniecają" zwodzone mosty gdy nimi przejeżdżam i gdzieś tam z tyłu głowy kołacze się głupawa myśl: "a co będzie jak… Czytaj więcej »
Witaj Anabell, bardzo doceniam, że się przyznajesz do zazdrości i w ramach rewanżu powiem, że ja Ci trochę zazdroszczę tego mieszkania w Berlinie, bo od zawsze dobrze się czułam w tym mieście i mogłabym tam zamieszkać!Zima nad morzem tutaj jest cieplejsza, niż gdzie indziej, bo o ile latem morze chłodzi, o tyle zimą ogrzewa. Najgorsze tak naprawdę są tu te dni, kiedy siecze deszczem i nie ma się pod jaki sztormiak schować. A propos muszę sobie przed tym deszczowym sezonem jeszcze jaki sztormiak kupić.Też mam dziwne uczucie przejeżdżając przez zwodzone czy podnoszone mosty, czy aby na pewno nie otworzą się,… Czytaj więcej »
Pieknie masz z tymi deptakami wzdluz morza, ze mozesz sobie robic takie wycieczki rowerowe.
Tak, zachody slonca najpiekniejsze sa nad woda.
Zdjecia bardzo ladne a jak Ty swietnie wygladasz i juz masz takie dlugie wlosy.
Bardzo doceniam te deptaki, ten widok i zapach, bo wychowana na nizinie zawsze celebrowałam jak największe święto nasze wyjazdy z rodzicami nad wodę, a były to przeważnie Mazury. Nad morze jeździłam rzadko, bo i trudno było dojechać z uwagi na odległość, a potem też jakoś mnie odstraszały tłumy. Wyjeżdżałam więc zawsze raczej na Mazury. A teraz mam to morze w zasięgu ręki i staram się go nachapać. I chyba nigdy nie będę miała dość.
p.s. Włosy niedawno trochę podcięłam, ale rozważałam pełne cięcie, z tym, że zabrakło mi na to odwagi. 🙂
pozdrowienia serdeczne
Lanie wody kojarzy mi się z czym innym , a u Ciebie same wspaniałe rzeczy, słońce, morze, smaki, niemal czuję zapach morza no i te mosty!
Dzięki za te wszystkie fotki, poczułam się wakacyjnie i lekko!
Piszę w pracy w przerwie kawowej i od razu humor lepszy:-)
Bo tu tej wody tyle, że aż się z posta wylewa, stąd powstał tytuł. 🙂
Cieszę się, że trochę tego słonecznego i błękitnego spaceru nadmorskiego wpłynęło na poprawę Twojego humoru. 🙂
A pogoda naprawdę nas w ten weekend rozpieszczała. I dziś nadal jest pięknie!
Super, bardzo fajnie o wszystko wygląda 🙂 A ty jak dwudziestolatka wyglądasz :)))
Uwielbiam te moje tereny, a przy tej pogodzie grzechem byłoby nie puścić się w długą na rowerze.
Zdjęcia najlepsze robił mi mój tata.
A ja dobrze się do zdjęć ustawiłam, a te brzydkie od razu wykasowuję, na wypadek gdyby jakiś haker miał mi je kiedyś wykraść, to niech wykrada tylko te ładne :).
Buziaki!
+
🙂
Faaajna wycieczka, a wlasciwie rowerowa jazda 🙂
Morze uwielbiam, bylismy, ale krotko, a szkoda. No coz, wiosna juz blisko, moze sie uda 🙂
Dzieki rowerowi lapiesz forme i rownowage psychiczna, wiatr wywiewa glupie, niepotrzebne mysli, spi sie dobrze, a mosty zwodzone sa dla mnie takim dziwadlem!
"Ja nie zwodze Panie Gustlik" mowila Honoratka :))))) Kto pamieta?
nie pamietam Honoratki, Gustlik cos mi swita w glowie
aaaaaa… "Czterej pancerni i pies"
Ja za to doskonale pamiętam Honoratkę i Gustlika, ona była urocza w tej roli, i ten warkocz! :)))
Jazda się dobrze sprawdza, żeby przewiać głowę i faktycznie pomaga w utrzymaniu równowagi psychicznej. Szczególnie, kiedy ma się takie widoki, jak ja na załączonych obrazkach.
Mosty są i dla mnie na razie czymś całkiem nowym, ale uczę się już rozpoznawać po znakach, który jest zamknięty, a który otwarty, co na początku wcale nie było dla mnie takie oczywiste. 🙂
Pozdrowienia Basiu Marigold!
plaża z puzzli, to przygnębiający widok. jakby założyć smokowi obrożę-kolczatkę.
oko – wolisz nieuregulowane dzikie brzegi? To ma swój urok, ale jest trudne do ogarnięcia rowerowo, próbowałam już kiedyś nad Bałtykiem. 🙂
oczywiście, że wolę. jesteś pasożytem grasującym pośród biologii. i to ona jest ważniejsza i ma wystarczyć wszystkim. każdy fragment geometrii w przyrodzie jest gwałtem na niej i uważam, że trzeba to ograniczać możliwie jak najbardziej. Masz miasto, to mieszkaj, ale brzeg morza w kagańcu betonowym, to jakiś koszmar. i dla morza i dla mnie. nieuczesane okolice uwodzą wdziękiem i niepowtarzalnością – a człowiek usiłuje toto wysłać do fryzjera – obrzydliwość.
Zwykle to ja zmagam się z pasożytnictwem, więc fajnie czasem być pasożytem i pograsować sobie na tworach biologicznych. Jasne, że można czasem ograniczać ingerencję człowieka w przyrodę, te wszystkie zabudowy brzegów, które w naszym kraju nadwiślańskim jeszcze nie są tak rozbudowane, jak wśród naszych zachodnich sąsiadów, mają wiele dobrego, ale też niosą niezbezpieczeństwo zabetonowania całego świata, który wreszcie pod tym betonem przestanie oddychać. I tu całkowicie Cię popieram. Jako przeciwwagę dla mojego pasożytnictwa rowerowo-spacerowego kupiłam właśnie siatkowe torebki na warzywa, żeby wreszcie przestać zużywać, czyli produkować plastikowe torebki na zakupy. Na szczęście i tu w mojej okolicy sporo jest tych… Czytaj więcej »
szukam spraw nieuczesanych. palę ognie i noce pod niebem nagim mi się marzą wciąż. płaszczyzna jest przydatna ludziom na co dzień. ale od święta niech dotkną nieskończoności. tego, co wymyka się geometrii. przyzwyczajeniom. uwielbiam góry za nieprzewidywalność, nie znoszę morza, bo w nim wszystko jasne – będzie powielać łuki wciąż, choć czasem tłuściejsze, gdy monsunem podszyte poczują potrzebę eskalacji. ale nie lubię. za to chodniczek za miliard euro zamiast brzegu, to dramat. nieporozumienie, za które sąd ostateczny (gdyby był jednak). z morza lubię szanty i ryby (bez frytek i wegetty)
Pięknie wodę polałaś i piękną wycieczkę sobie zrobiłaś 🙂
Mnie też się podobało. Jak różne może być jednak spojrzenie na tereny uregulowane, widać po komentarzu wyżej. 🙂
to cała NIAGARA przeca jest , ale dotrwałam aż do dna . Donoszę że wodę wielbię i ja
Ja wielbię od lat i we wszelkiej postaci. Uregulowanej, dzikiej, morskiej, rzecznej i jeziornej! 🙂
Ale jak już ten most zrobią, to będzie cacy 🙂
świetne zdjęcia i wycieczka 🙂
Zrobić mają ten most w połowie października, więc się miasto trochę rozluźni i dobrze, bo jazda codziennie naokoło do pracy zaczyna mi zajmować coraz więcej czasu.
Dziękuję, z chęcią Was zapraszam w moje morskie okolice, bo dla mnie samej tych zachwytów jest aż nazbyt wiele, aż się obawiam, że nie uniosę. 🙂