Lista porzuconych wpisów
Chyba już dawno tak nie miałam, jak w ostatnich miesiącach. Czyli bardzo często rozpoczynam nowy wpis, po czym nie kończę go od razu, tylko odkładam do poczekalni. Bo a to brak mu puenty, a to jest jakiś taki niedokończony, albo mam uczucie, że urwany w połowie, niczym dżdżownica przejechana w deszczu. Zamykam szkic, wstaję od komputera, parzę kawę lub herbatę. Zapominam o nim… A on tam marnieje, jeszcze bardziej traci aromat i blask. Aż wreszcie zostaje niczym popiół w popielniczce po papierosie wypalonym tydzień, dwa czy miesiąc temu. Bez zapachu, zwietrzały i smutny.
Lista porzuconych wpisów jest długa. Chwilami chcę być zdecydowana, niczym Beatrix Kiddo z Kill Bill, wpaść niczym złowieszcza wojowniczka na blog, zaznaczyć je wszystkie koniuszkiem mojego ostrego niczym sam szatan miecza, po czym jednym celnym ruchem mojego palca ostrego niczym miecz hattori hanzo wszystkie te szkice: PYK!!!
Potem jednak zmieniam się w tkliwego Kubusia Puchatka i zaczynam sobie czytać jeden szkic, potem drugi … aż mi się żal robi. I zawsze mam wrażenie, że tam jednak jest sporo cennego materiału – może nie na ten, ale na kolejny wpis.
Cmentarz starych szkiców
W ten sposób powstaje i rośnie cmentarz starych szkiców. Każdy na swój sposób już stracił dziewictwo i świeżość, niektóre nabrały patyny, a jeszcze inne zarosły pajęczyną lub pokryły się nawet kurzem zapomnienia. Póki co daleko mi do Kiddo, ale też nie jestem Puchatkiem. Pozostaje mi iść gdzieś pośrodku nich, niczym Jadźka, żona Gospodarza domu, czyli Anioła z Alternatywy 4. Daję szansę i tym starym szkicom, ale też nie przeszkadzam w tworzeniu nowych.
Podróż rozpoczynam często od tych ostatnich, dopiero co rozpoczętych, jak opakowanie od czekolady, niby świeże, ale jednak już napoczęte. Po pierwszych zdaniach orientuję się, kiedy to było, w jakim byłam stanie, jakie były emocje ze mną i we mnie. Emocje wracają, ale często są trudne. Ten zostaje na cmentarzu, tych zwłok dziś nie wykopujemy.
Sięgam po kolejny. Jest lepiej, cieszyłam się z projektu siatki dla kotka. Opisywałam jeden z etapów. Ale to już dawno zamknięty temat, siatka założona, wszyscy happy. Ten mogę zakopać jeszcze głębiej i przybić krzyżyk na płycie.
Średni ze mnie jednak archeolog czy patolog, wolę badać żywe tropy. Po kilku próbach wyłączam więc te cmentarzyska w cholerę i siadam do nowego pustego okna.
Dzień dobry nowy tekście! Nie wiedzieliśmy się jeszcze, zapraszam Cię, chodź, poszalej, możesz więcej, pani nie gryzie, pani tylko tak groźnie wygląda jak się wkurzy!
Wpisy okazjonalne
Lista szkiców na różne tematy też nieustannie rośnie. A to natchnie mnie dzień matki, dziecka, a to dzień ojca, a to inna okazja, od których w międzyczasie w kalendarzu aż się roi. Problem w tym, że ja nie przepadam za wpisami okolicznościowymi. A wręcz ich nie lubię.
Mam powiedzieć dlaczego? Trochę się obawiam Waszej reakcji, bo wielu z moich ulubionych blogerów pisze takie wpisy i robi to chętnie.
Przez jakiś czas ja też próbowałam się przemóc i napisać coś z okazji, może nawet w ubiegłych latach czasem mi się udawało. Ale i tak zawsze po trosze czułam się wtedy, jakbym pisała wypracowanie na zadany przez panią temat. I że najlepiej, jeśli to wypracowanie będzie zawierało określoną treść, założenia i przewidywalny wniosek. Najważniejsze, żeby był do przyjęcia przez większość.
Ale jak to robić, skoro jesteśmy indywidualistami i każdy ze swój własny świat przeżyć?
To, że Basię wzrusza wspomnienie ciepłych, radosnych wspólnych rodzinnych świąt, nie oznacza, że każdy ma tak samo. Bo Pawłowi na przykład na samą myśl o nich dłonie same się ściskają w pięści, a w sercu odnawia się raniący zimny sopel niechcianych wspomnień.
Na szczęście zaczyna się już i przy takich okazjach mówić głośno, że nie zawsze wszystko w domach rodzinnych i szkołach było niczym niezmąconym szczęśliwym dzieciństwem i pasmem radosnego nabywania wiedzy. Bardzo mi się podoba ta przemiana i większa szczerość i uczciwość oraz wychodzenie z tymi trudnymi przeżyciami w świat. I to, że wreszcie takich przeżyć przestają się wstydzić dzieciaki młodsze i starsze i że mówi się już głośno, że wszelkie nadużycia czy przemoc nie są winą dzieciaków, tylko oprawców lub totalnie nieprzygotowanych do swoich ról rodziców, wychowawców. Ale tego tematu dziś nie będę rozwijać, może przy innej okazji.
Uff, mam za sobą to wyznanie. I już mi lepiej. Nie będę się musiała na przyszłość spinać, komponować życzeń z okazji. Jak chcę powiedzieć Mamie czy Córce, że je kocham, nie potrzebuję zresztą do tego oficjalnego wpisu na blogu czy na fejsie. Mogę na żywo albo chociaż przez telefon. Mogę i wolę na żywo.
Internety a życie
W ogóle preferuję kontakty z żywymi ludźmi. Internety piszą swoje i żyją swoim, a życie jest życiem. Najczęściej nieinstagramowo zwyczajnym, pełnym koniecznej do utrzymania się pracy, prania gaci i skarpet, zmywania i gotowania posiłków. Kontaktów z najbliższymi, które czasem są dalekie od ideału, ale które zawsze i w każdym momencie można poprawić: bo oni tam nadal są. I to oni są najważniejsi. Ci żywi prawdziwi przyjaciele i rodzina (ta która trzyma twoją stronę!). Nie, nie uległam pokusie tysięcy instagramowych obserwatorów, aczkolwiek jest to przyjemne i miło się tym nacieszyć. Kiedyś jednak każdy z nas wyłącza komórkę. Ja ostatnio nawet o wiele częściej. Wyłączyłam sobie powiadomienia z Instagrama i Facebooka. Jeśli stwierdzam, że mam ochotę i trochę czasu, żeby go przebimbać, wchodzę tam właśnie wtedy. Czytam, odpowiadam, trochę lajkuję i zmykam!
Tak! Zmykam do mojego zwyczajnego życia: na rower, do prania, do gotowania, do zmywania. I wiecie co: cudownie jest mieć zdrowie, żeby to wszystko robić, bo nie każdy ma ten luksus! Cudownie jest czuć wiatr we włosach, jeżdżąc na rowerze. Wspaniale jest iść na prawdziwy spacer, wdychać świeże powietrze i jeść własnoręcznie upichconego łososia z ryżem i sałatką. Objąć przyjaciółkę, pogłaskać kota.
Cudownie jest żyć na żywo.
A w internecie dzielić się tym, co może innym coś dać lub ich wzbogacić, wzmocnić czy dać impuls do działania!
Do pomarudzenia i pojęczenia zdecydowanie jednak polecam terapeutę, każdy ale to naprawdę każdy ma swoje własne tajemnice, trudne sprawy i nieprzyjemne incydenty do przepracowania. Przyjaciele też są od wysłuchania, ale jeśli traktujemy ich wyłącznie niczym wiadro na pomyje, to i najcierpliwsi się po pewnym czasie wykruszą! Jeśli natomiast jako grupę wsparcia, i opowiadamy im też o naszych sukcesach, z których można się wspólnie ucieszyć, to wszystko w porządku. I takich realnych przyjaciół i dokończonych wpisów Wam dziś życzę!
Bez okazji!
Wpisy bez okazji i pozornie bez konkretnego tematu bywają najciekawsze.
Każdy traktuje blogowanie po swojemu, blogów jest cały ocean, jest w czym wybierać.
Tez mam w wersji roboczej kilka postów i rzadko publikuje cos na gorąco, a i tak w ostatniej chwili cos zmieniam.
Kontakty realne są wartościowe, ale na blogu można zapisać to wszystko, co kołacze się po głowie, to taki wentyl bezpieczeństwa:-)
Może to mój nonkomformizm a może po prostu taka cecha indywidualna, że wolę wpisy bez powodu i wszelkie dobre gesty bez okazji.
Bo okazje i tematy same rodzą się z życia, a nie odwrotnie.
Serdeczności Jotko!
Mam z 20 wpisów w szufladzie, często coś zaczynam i nie kończę. Zresztą koncepcja na Galaktyczną mi się zmieniała i teksty zaczęły wydłużać. Są takie notatki, które pewnie zrecyklinguję kiedyś w nowym poście, ale część z nich kasuję po jakimś czasie. Do marudzenia zostawiłam sobie blog-dziennik 😁
Jeśli jest ich „tylko” 20, to nieźle 🙂
U mnie szkiców obecnie jest ponad 1000, w tym starsze wpisy ze wszystkich poprzednich blogów. Zastanawiałam się, czy je dodawać, bo częściowo pokasowałam już zdjęcia z google fotos, które je uzupełniały. Więc tu musiałabym wstawiać zdjęcia od nowa.
My się zmieniamy, a więc nasze pisanie też się nam zmienia.
Wpisy też chyba czasem warto przejrzeć i zrobić z nimi porządki. Ja się do tego ciągle zabieram i trudno mi jakoś idzie.
Domyślam się, że blog-dziennik jest tajny? :)))
serdeczności!
IW
Nie zastanawiam się i nie planuje, przecież nie pisze książki, nie cyzeluje, ostatnio nie poprawiam błędów nawet, bo nie mam cierpliwości do tabletu, postów nie układam godzinami, ani nawet miesiącami czuje potrzebę pisania – pisze, codziennie, dwa razy dziennie raz w tygodniu, różnie. Wkurzam się, reaguje, w trakcie, nie na temat, z okazji i bez okazji, czasmami miesiącami jęczę …emocjonalnie traktuje bloga. Tu i teraz. Dlatego nie mam żadnego centarzyska wpisow. Było minęło. Nie ma – Tu i Teraz. Ale to jednak jest kreacja. Co innego z obrazami, spektaklami. Ściskam.
Też mnie korci metoda na tu i teraz. Pojawia się pomysł, wtedy piszę. A jeśli nie – to idę dalej. Kasuję szkic. I zaczynam pisać całkiem od nowa.
Potrzeba pisania i wena na pstrym koniu jeździ.
My chyba w większości traktujemy nasze blogi dość emocjonalnie – to takie nasze uzupełnienie życia, w formie wirtualnego spisu wrażeń.
Mam chwilami wrażenie, że mnie te moje wirtualne starocie ciągną w dół. 🙂
Pozdrowienia :)!!!
Ale ze co cie ciągnie w dol? Iw ??
W tym sensie, że im więcej mam niepotrzebnych rzeczy, niedokończonych, ale nie skasowanych wpisów, tym większy chaos.
A chaos nie sprzyja życiu, rozwojowi… Raczej pogłębia rozkład. W taki podprogowy, mało widoczny sposób, ale jednak.
podstawowa zasada zostaw za sobą, odetnij. nie oglądaj się za siebie. W życiu ciężko , zwłaszcza z traumami.
Odcinam się, wykonuję pracę może mało przyjemną, ale skuteczną – sprzątam moje zaszłości, uwalniam się od wpływu traum, bo od samych traum się nie da. Robię to często dość długo. Zysk jest taki, że kończę ze stosunkiem neutralnym albo nawet refleksyjnym do nich.
p.s. Prawdopodobnie nie działają powiadomienia o nowych postach z blogów zamkniętych. Informuję zatem, że wczoraj opublikowałam nowy wpis.
A dziękuję, zajrzę chętnie! :))
I nawzajem 🙂
Dziękuję 🙂
wcale nie magazynuję niedokończonych projektów… tak z grubsza, to mam dwie metody twórcze: albo coś robię na spontan, z marszu, od początku do końca, a wtedy pisanie do szuflady nie ma żadnego sensu, albo pojawia mi się pomysł, po czym go międlę w umyśle, aż coś się umiędli, a jak się nie umiędli, to wszystko idzie do kosza i nie wracam do tego… za to mam taki niewielki zbiorek przydasiek spisanych w kilku plikach, czasem są to cudze cytaty, czasem jakieś moje „złote myśli”, czasem tam zajrzę, gdy chcę znaleźć jakiś ozdobnik do pisanego tekstu, a czasem też nagle, aczkolwiek… Czytaj więcej »
A to Ci zazdroszczę! Chciałabym właśnie tak to robić, jak Ty.
Albo dopisać do końca i myk na blog, albo przemyśleć najpierw i dopracować tekst, a potem ten tekst od razu myk na blog.
To kolekcjonowanie słów bez przynależności wydaje mi się jakieś takie smutne…
Zapiski „złotych myśli” też chyba powinnam sobie zacząć prowadzić, fajny pomysł – dzięki!
Pozdrowienia i serdeczności!
A ja zauważyłem, że jak się wygadam w necie, to mi się robi lżej. Nie wiem, dlaczego – pewnie przez samo zwerbalizowanie mojej niedoli. Trochę mi głupio, bo uzmysłowiłaś mi, że robiąc to, obciążam innych swoimi problemami, a tego nie chcę. Nie wiem, co robić.
Nie sądzę, żebyś kogoś obciążał Nitagerze, jeśli przychodzę do Ciebie poczytać, co napisałeś, to naprawdę życzliwie cieszę się z Twoich sukcesów albo przejmuję na trochę Twoją niedolą. I nie ma tu nic z obciążania – jest empatia, jeden z najbardziej naturalnych ludzkich odruchów. Może byłabym nieco bardziej wylewna, nie mając świadomości, że ktoś czytający tak naprawdę może mi życzyć niezbyt dobrze. I gdybym była pewna, jak Ty pisząc pod nickiem, a nie pod nazwiskiem, że ci którzy nie są mi życzliwi, nie dowiedzą się, co mnie obciąża. Pisząc pod nazwiskiem – jestem bardziej wystawiona na osąd, ale też bardziej świadoma,… Czytaj więcej »
Mam zaledwie kilka takich niedokończonych wpisów. Odkąd mam bloga, sprawdza mi się metoda na zasadzie: mam czas i ochotę to piszę od początku do końca i publikuję. Częściej jednak w ogóle nie siadam do pisania, bo wiem, że mi nie starczy czasu lub chęci by go dokończyć za jednym posiedzeniem. A potem tematy gdzieś tam się rozmywają w odmętach mojej kiepskiej pamięci. Gdy tak patrzę na moje tagi, to najwięcej wpisów mam właśnie otagowanych jako „Tu i teraz” – co myślę wiele mówi o moim stylu i celu prowadzenia bloga. Skupienie na teraźniejszości. Masz rację, że coraz więcej ludzi na… Czytaj więcej »
Masz rację do do jednego – perspektywa patrzenia na bloga prowadzonego pod nazwiskiem, nawet jeśli głównie używasz nicka – to zupełnie inna perspektywa, niż wtedy, kiedy pisałam jeszcze anonimowo, podpisując się tylko nickiem. Też czasem siadam do napisania posta w stanie: no to teraz spiszę te wszystkie myśli z głowy i od razu opublikuję. Często jednak nie wystarcza mi energii, albo odzywa się praca, czy inne obowiązki i kończy się to jednak kolejnym niedokończonym wpisem. Myślę, że bardzo wielu z nas ma sporo niezbyt dobrych skojarzeń z przeszłości, z domu rodzinnego, w mało którym było idealnie, albo nawet poprawnie. I… Czytaj więcej »
[…] w pisaniu na blogu. Jakoś tematy nie cisnęły mi się pod wirtualne pióro, albo powstawały niedokończone wpisy. Albo po prostu z różnych powodów rezygnowałam z publikcji tego, co mozolnie […]