Ostatnie tygodnie spędziłam na intensywnym doświadczaniu realu. Praca i życie pochłonęły mnie w całości.
Ale zdarzyły mi się też piękne chwile, jak tegoroczna majówka z córcią u mnie w Bremerhaven.
Pomijając nasze tradycyjne rodzinne sprzeczki (napięcie między matką a córką to naturalna część dojrzewania) spędzamy bardzo miło prawie cały czas. Udało nam się zwiedzić Bremę w ostatni weekend.
Nie będę Wam tu za dużo pisała o historii i geografii tego miasta, bo to sobie każdy może wygooglać, ale parę słów należy napisać, bo to miasto jakby nie było jest moim macierzystym.
Brema jest stolicą Wolnego miasta hanzeatyckiego Bremy (Freie Hansestadt Bremen). Do tego kraju związkowego złożonego z dwóch głównych miast należy – oprócz Bremy – również położone nieco ponad 50 km od niego Bremerhaven. Kraj związkowy Brema jest jedenastym co do wielkości landem w Niemczech (566 tys. mieszkańców).
Przez miasto płynie rzeka Wesera (Weser), przepływająca następnie przez Bremerhaven i wpływająca do Morza Północnego.
Udało się pochodzić po Starym mieście (Altstadt) i odwiedzić miejsce upamiętniające historyczną baśń Braci Grimm o Muzykantach z Bremy. Ten historyczny zespół stworzyli niezapomniani bohaterowie: osioł, pies, kot i kogut. Wypędzone ze swojego miejsca zamieszkania wszyscy razem narobili takiego hałasu, że wystraszyli zbójców i zamieszkali w ich chatce.
Ustawienie jednego na drugim dało im taką przewagę, że ustawione najwyżej ze zwierząt mogło zajrzeć do chatki. Stąd historyczna rzeźba, przedstawiająca zwierzęta właśnie w takiej konfiguracji, będąca znakiem rozpoznawczym Bremy.
Podczas zwiedzania trafiłyśmy do pięknego parku, ale nie jestem w stanie stwierdzić, jak się akurat ten park nazywał.
W każdym razie zaskoczyła nas piękna pogoda i pełne nadziei kaczki. Niestety musiałyśmy je rozczarować, nie miałyśmy ze sobą niczego do jedzenia.
Zupełnie przypadkiem trafiłyśmy przed Kunsthalle, czyli Muzeum Sztuki Współczesnej, przed którą ktoś ustawił pomnik na wzór muzykantów z Bremy, poznajecie?
Powłóczyłyśmy się też ciasnymi uliczkami starego miasta, niektóre z nich są tak wąskie, że ledwo można się na nich minąć.
Na koniec naszego zwiedzania postanowiłyśmy się wzmocnić porcją tortu: mój czekoladowy to tutejsza wersja tortu Sachera, a tort córci był orzechowy.
Na koniec wróciłyśmy do centrum tutejszej starówki:
Pod koniec zwiedzania przestał nawet padać deszcz na przemian z gradem i już po powrocie do Bremerhaven mogłyśmy przejść się nad morze i skorzystać z odpływu.
Mogłabym wstawić tu jeszcze kilkadziesiąt z 600 zdjęć zrobionych podczas zwiedzania, ale na dziś chyba wystarczy.
Cieszę się bardzo z tych ulotnych dni spędzonych z córką, ostatnio to dla nas rzadki rarytas.
ale ciacha!… luz, spokojnie zacne Panie, nie bierzcie tego aż tak osobiście… nie chodziło mi też o kaczki… chodziło dosłownie o te ciacha w cukierni… i obudziło wspomnienia… gdy dostałem paszport do szuflady nie było problemów z wyjazdami na Zachód rozjeździłem się wtedy porządnie i trafiłem pewnego razu do Freiburga… no, i właśnie takie ciacha w cukierni były czymś, co mi najbardziej wpadło w oko… co prawda widziałem już wcześniej cukiernie w innych miastach, ale jakoś nie skupiałem na tym uwagi… tym razem skupiłem… zaiste cacuszka, aż szkoda je było jeść, by tego nie zepsuć… osioł, pies, kot i kogut…… Czytaj więcej »
Dzień dobry Piotrze, myślę, że wszystkie wyżej wymienione ciacha poczuły się docenione! 🙂 Kaczuchy naprawdę były wyjątkowe i rozmowne, żal aż było, że nie dostały od nas niczego w ramach wdzięczności za fotosesję. A ciacha w kawiarni owszem – bardzo apetyczne, bo obie próbowałyśmy też od siebie. Tort Sachera właściwie pochodzi z Austrii, a dokładniej z Wiednia, tam był chyba najlepszy, aczkolwiek i ten wydawał się zrobiony na miejscu i bardzo świeży. Jak widać historycznie nie do każdego aktu samoobrony potrzeba od razu słonia, bywa, że nawet z najgorszymi rozbójnikami radzą sobie zwykłe zwierzęta gospodarskie z odrobiną oleju w głowie!… Czytaj więcej »
Wyglądasz bardziej na koleżankę niż matkę 🙂 super
Dziękuję bardzo. 🙂 Z tych kilkunastu zdjęć zawsze da się wybrać jedno lepsze, na którym się młodziej wygląda, ale miło mi. 🙂
Pozdrowienia!
Super majówka, a na pierwszym zdjęciu wyglądacie jak gwiazdy filmowe, zazdroszczę:-)
Bo wyszłyśmy ze sklepu z zabawkami (czyt.: z drogerii) gdzie wypróbowałyśmy parę kosmetyków. 🙂
Altstadt jak zawsze i wszędzie bardzo ładny. O, widzę, że znalazłyście nawet taką uliczkę, w którą ledwo się człowiek mieści. 😛
Zgadza się, takich wąskich uliczek akurat tutaj jest całkiem sporo, ta na zdjęciu jest chyba najwęższa. Ludzie przechodzą naprzemiennie – raz w jedną, raz w drugą stronę. 🙂 A wszystko obok Katzen-Caffee!
Nie widać między wami różnicy wieku, a przecież jakaś musi być.:))
Dwie super laski w fajnym miejscu!
Pozdrawiam
A dziękujemy, miejsce naprawdę fajne i warto zwiedzenia. 🙂 Polecamy!
Extra blog, t dlatego jakoś tak gdzieś mi znikłaś :-)))
Widać,że pięknie dopracowany 🙂
Julek będzie musiał popracować, by Tobie dorównać 🙂
Z córką ?
Jakoś tak mi się kojarzysz, że Ty jesteś w wieku córki 🙂
Jak ten czas leci …
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Cieszę się Krysiu, że Ci się u mnie podoba, bardzo chętnie będę dalej przyglądać się Julkowi. 🙂
Nie da się być w wieku córki, ale rozumiem, że masz na myśli bardzo miły komplement. Dziękuję.
A czas faktycznie sobie leci jak chce….
Pozdrowienia
Zrobiłam „ciekawe” odkrycie- zginęłaś mi z listy czytelniczej, na która Cie te 2 (chyba) tygodniu temu wciągnęłam. Dziwne, prawda? No więc na stronie mego bloga, wykasowałam tytuł poprzedniego bloga i wpisałam ten nowy. Gdy kliknę w tytuł to wpierw pokazuje mi się Twój stary blog i zaraz po nim…….aktualny. Ogólnie biorąc ogłupieć można. Za jakiś czas znów spróbuje wciągnąć Cię na tę listę czytelniczą i zobaczymy co wtedy będzie. Ktoś mi podpowiedział, ze to wszystko przez to, że kolejne Twe blogi są zbyt podobne w tytule i blogger odbiera je jak jeden i ten sam. Ale nie wiem ile w… Czytaj więcej »
Anabell nie ogarniam listy czytelniczej, więc w tym temacie chyba nic nie poradzę, mam pewien pomysł, jak sprawdzić, czy mój blog się aktualizuje na blogspocie, ale jeszcze tego nie sprawdziłam. To nie tak, że blogger odbiera moje blogi jako ten sam, zostało ustawione przekierowanie z moich starych blogów na ten, żeby zaginieni wędrowcy mogli zaglądać do mnie, kiedy trafią na bloga nawet po dłuższym czasie. :).
Jeśli się wybierzesz do Bremy, to wtedy koniecznie zahacz o moje małe miasto. 🙂
A po Bremie już bym Cię mogła trochę oprowadzić nawet.
Tort był wart grzechu!
Buziaki!
Nie widać różnicy wieku ..żadnej:)) Dwie super -laski.I tyle w temacie,pozdrawiam.
I bardzo nam miło, przyjmujemy komplement!
Niezłe sępy z tych kaczek 😀 Coś jak u nas gołębie 😉 Pamiętam też jak mieliśmy w domu podobne radio do tego zaraz nad rowerem – pudło takie 🙂 Uwielbiałam jako mała dziewczynka wciskać na nim takie wysokie, białe klawisze – miały fajny dźwięk (chyba już wtedy ciągnęło mnie do klawiatur 😉 ) No i śliczna fontanna, taka z klimatem. Super jest się tak wyrwać na chwilę w inne miejsce.
Sępiły, sępiły i niestety nic nie wysępiły, aż żal było patrzeć. Następnym razem zabiorę jakieś nasionka wiedząc o nich. 🙂
Nie do końca zrozumiałam, jakie było to radio i dlaczego było nad rowerem.
Pociąg do klawiatur rozumiem, sama nie mogę się odczepić od lat, jak widać! 🙂
pozdrowienia
w godziwym towarzystwie zwiedzanie ma niezapomniany smak. nawet, kiedy się zwiedza „macierzyste” miasto.
Masz rację. Nawet każdy znany posiłek inaczej smakuje w godziwym towarzystwie. A co dopiero taki pyszny tort, czy takie piękne miasto. Także w deszczu. 🙂
Świetny weekend miałyście 🙂 Jak popatrzyłam na te wąskie uliczki, to mi się Hoorn zamarzył.
Pewnie te uliczki w Bremie i w Hoorn powstawały w podobnym okresie, kiedy jeszcze szerokość ulic nie była starannie planowana, jak w późniejszych czasach ::)
Piękne miejsca i ujęcia zdjęć.