Kiedy niedawno zaczęłam oglądać filmiki z panami jeżdżącymi na rolkach, nie przypuszczałam jeszcze, że moje długoletnie marzenie zamienię w cel, po czym przejdę od planów do czynów.
W ostatnią sobotę miałam więcej czasu dla siebie, toteż wyruszyłam do sklepu sportowego w moim miasteczku i wyszłam z tymi oto cudeńkami:
Niewiele myśląc postanowiłam zrealizować moje niedawne marzenie od razu, czyli przejechać się na nich na długiej trasie, którą do tej pory przeważnie jeździłam rowerem. Na przejazd wybrałam drogę asfaltową po wewnętrznej stronie wału przeciwpowodziowego (bo wejście i zejście na rolkach po schodach wydaje mi się na tym etapie niemożliwe). I to była też część wymarzonej trasy na przejażdżki.
Nie myślcie sobie, że tak łatwo mi poszło i z miejsca ruszyłam i pojechałam. Na początek wybrałam najgorszy możliwy scenariusz, czyli zmianę butów na rolki wprost z siedzenia kierowcy. Wtedy wydawało mi się, że pokonanie tych kilkunastu metrów za mną po parkingu z kocich łbów na rolkach to pestka! Jakżeż się myliłam!!!
Kiedy spocona i wymordowana dociąganiem tych wszystkich zapięć, sznurowadeł i ochronników na łokcie, kolana i nadgarstki wreszcie chciałam stanąć na nogach, oczywiście się skutecznie rozjechałam. A że stałam przy samochodzie, rozjechałam się otwierając jeszcze szerzej drzwi mojego auta i lądując na pupie szybciej niż mogłam pomyśleć o eleganckim lądowaniu. Udając, że taki był plan, bo dzieci wsiadały właśnie z rodzicami do sąsiedniego samochodu, rozsiadłam się wygodnie w przerwie między samochodami, dociągając zapięcia. Niezwykle zwinnie (czytaj: ledwo co utrzymując jako tako rozjeżdżające się na wszystkie strony kończyny) odwróciłam się do swojego auta, sprawdzając przy okazji, czy moje drzwi nie zrobiły kuku drzwiom sąsiada, znosząc bez mrugnięcia okiem pytania dzieci o to, czy tak trzeba, jakimś cudem stanęłam na dwóch nogach, a raczej na sześciu w sumie rolkach.
A następnie rozpoczęłam najtrudniejszą z misji impossible tego dnia, czyli przejście tych kilkunastu metrów po kocich łbach do miejsca, gdzie zaczynał się asfalt. Moje poczynania obserwowała już całkiem pokaźna grupka gapiów, którzy albo wracali akurat do samochodów, albo z przejazdów rowerami. Widownia nie zawiodła i mocno mi kibicowała, szczególnie, kiedy chwiejąc się na wszystkie strony, dotarłam wreszcie do odcinka wyasfaltowanego i odetchnęłam głośno z ulgą i niemalże ze śpiewem na ustach: No! Dotarłam!
Wszyscy odetchnęli z ulgą, z trybun rozległy się nieśmiałe oklaski, słowa otuchy i uznania, w górę poleciały szaliki w barwach klubowych, zabrzmiał hymn państwowy, Rihanna odśpiewała swój galowy utwór, więc uznałam, że się grzecznie pożegnam i pomknę w stronę zachodzącego słońca, co też szybko uczyniłam.
Chociaż szybko nie jest tutaj słowem adekwatnym. Kupując te cholerne (cudne!) rolki, nie zdawałam sobie sprawy, że kompletnie nie pamiętam, jak się na tym sprzęcie poruszać. Moją największą obawą było, że jechać to dam radę, w końcu wypróbowałam je też w sklepie, ale tam mogłam wyhamować na okolicznych wieszakach i półkach. A tu miałam do dyspozycji jako naturalną barierę jedynie trawnik zakończony niewysokim krawężnikiem. Toteż jazda na pierwszych metrach przypominała raczej manewry próbne, a nie zaawansowane ruchy sportowe.
Od razu wyciągnęłam komórkę, żeby sfilmować te pierwsze wrażenia, niepewna, czy cała akcja nie skończy się: a) w rowie, b) na wyhamowaniu główką o beton, a kasku akurat nie wzięłam ze sobą, c) szybkim odwrotem z placu boju. Powstałe wtedy filmiki pokazują mnie na pierwszych metrach trasy, z wolnej ręki, ale z radością łapałam kamerą te pierwsze momenty. I z nadzieją, że z czasem opanuję trudną sztukę manewrowania.
Nagle zrobiło się stromo, czyli poczułam, że teren nachylił się nieznacznie (ale i tak o wiele za bardzo!!!), a ja zaczynam zjeżdżać coraz szybciej. Ale przecież do jasnej niespodziewanej – ja nie umiem hamować! Niby jest na prawej rolce z tyłu takie ustrojstwo do hamowania, ale nie jest to na tyle skuteczne, żebym czuła się pewnie. Parę razy wypróbowałam i uznałam, że to musi iść jakoś inaczej, bo tym sposobem wszyscy jeżdżący ciągle hamowaliby pupą o asfalt.
I nagle stał się cud! To znaczy poddałam się ruchowi ciała i przypomniałam sobie, jak jeździłam na nartach! Tak, nie na łyżwach, tylko właśnie na nartach! I takimi właśnie ruchami tułowia i rąk zaczęłam się poruszać do przodu, a im bardziej zakręcałam ciałem, tym większe odzyskiwałam panowanie nad trasą i prędkością poruszania.
To był ten efekt AHA, czyli moment zrozumienia i od tej chwili zrobiło się wspaniale. Pozwoliłam sobie rozwinąć prędkość i pojechać szybciej, wypróbowując manewry, które właśnie sobie przypomniałam i dostosowując je do tego sprzętu.
Mówię wam, co za rozkosz tak pojechać przed siebie, czując jak ciało samo odnajduje równowagę i spokój w ruchu. Czując, jak odżywają mięśnie i jak usta milczą, a dusza śpiewa!
Nie ukrywamm przed Wami nawet mojego dyszenia na drugim wideo. Nie dodałam też tam muzyki, żeby je przykryć, jak to zrobiłam w filmiku na IG. Ale za to wideo jest realistyczne, a ja się jaram!
To był świetny pomysł i tylko żałowałam dziś, że deszczowa pogoda popsuła mi szyki i nie dałam rady wyjść znów na rolki. Dzień przerwy w zupełności mi wystarczył do regeneracji, chociaż w pierwszy dzień po czułam wszystkie mięśnie. Ale też poczułam, jak moje ciało odżyło i jak bardzo potrzebowałam tego ruchu!
No to do zobaczenia w trasie 🙂
Dzielna z Ciebie dziewczynka!
Mówisz, że dzielna? To tego będę się trzymać! 😉
GRATULACJE! Podziwiam, że kupiłaś i od razu spróbowałaś jazdy. Dzielna jesteś, na szczęście pupa cała, więc teraz to problem jazdy z górki.
Zasyłam serdeczności
Dziękuję :))) I cieszę się jak dziecko z nowej zabawki i tylko mi lepszej pogody brak!!!
Cieszę się tym bardziej, że spróbowałam od razu i to z pozytywnym skutkiem.
Teraz to już będę sobie ćwiczyć poszczególne rodzaje ruchów i akrobacje :)!
pierwszy moje kontakty, pierwsze próby jeszcze jako dziecko miałem z zimową wersja rolek i wrotek, czyli z łyżwami i szybko dość okazało się, że to nie jest moje… późniejsze próby na letnich, kółkowych odmianach tylko tu potwierdzały, więc generalna, ostateczna puenta brzmi nie…czyli te sporty trafiły u mnie do tej samej szufladki, co trunki i drinki oparte na anyżku lub z jego dodatkiem…
p.jzns 🙂
Też miałam takie przypinane do butów rolki i łyżwy jako kilkulatka :)! I pamiętam, ile mi to radości sprawiało. Potem kiedyś dostałam dorosłe łyżwy i też miałam na nich mnóstwo frajdy!
Każdy ma coś, co lubi, czyli formę ruchu, która „robi mu dobrze”. U mnie na przykład jest to rower, ogólne ćwiczenia na całe ciało (w tym niektóre na siłowni), pływanie, rower, a teraz rolki. Na łyżwy i narty chyba będzie trudno znaleźć czas.
Bieganie natomiast, czyli bardzo popularny teraz jogging jakoś zupełnie do mnie nie trafia, mam obawy o kostki i kolana, chociaż chodzić lubię kilometrami!
Pozdrowienia i serdeczności!
Rolki mam jakieś dwadzieścia lat ))) Przestałam jeździć jakiś czas temu. A teraz jeśli już, to z kijami, bo jak się wypierniczę… i masz racje mnie pomogło to w nauce jazdy na nartach. Fajny filmik.
Ja też miałam moje poprzednie przez wiele lat, ale jakoś na nich nie jeździłam. Za to teraz mam ochotę śmigać codziennie! 🙂 Może to kwestia wygłodzenia, bo przez ostatnie miesiące miałam zdecydowanie zbyt mało ruchu 🙂
Chodzenie z kijami to np. kolejny sport, który jakoś jest zupełnie nie mój, w komentarzu do Piotra wymieniłam te, które lubię :).
A Ty co jeszcze lubiesz? Jeździsz jeszcze może na nartach? :))
Dzięki, starałam się w filmiku oddać trochę mojej radości z tego przeżycia!
No kochana, nie bądź taka skromna, ja musiałabym się nauczyć stać najpierw, a gdzie dopiero jeździć!
Cudny sprzęt, Brawo TY!
Nie jestem skromna, tylko realistycznie oceniam moje możliwości, na przykład na snowboardzie zupełnie się nie odnalazłam, podobnie jak na deskorolce, ale nie powiem – ostatnio miałam ochotę się na niej przejechać :)))
W każdym razie dla mnie ten sezon zdecydowanie będzie pod znakiem rolek i roweru!
Uściski!!!
Gratuluję! I zazdroszczę, bo ja nawet wrotek nie opanowałam, o łyżwach nie mówiąc, ze strachu, że jak upadnę na tyłek, to już do końca życia będę jeździć na wózku, a chętnie bym sobie na rolkach pośmigała w dal. Powodzenia w zdobywaniu kolejnych kilometrów 🙂