Od paru dni siadam przed otwartym oknem ekranu mojego komputera i mam zamiar nadążyć opisać ten pęd i ilość spraw, które się wokół dzieją.
Jest tego jednak zbyt dużo, a moje osłabienie przez kilka dni po podróży sprawiło, że je po prostu poświęciłam na przymusowy odpoczynek.
Po około trzech dniach zaczęłam się czuć jako tako i od razu przyszły zlecenia. Trzeba się więc było brać do pracy. Jedną z większych przyjemności po przebywaniu na terenach objętych remontem jest powrót do rzeczywistości w miarę uporządkowanej.
Ale druga strona tego medalu to wielka tęsknota, obecna każdego dnia. Pokonujemy ją telefonami, ale to i tak nie jest łatwe. Tym bardziej, że tym razem muszę tu znów zostać około miesiąca, jeśli nie dłużej. To zależy od wielu czynników i spraw do załatwienia.
Ta jazda jednak zaczyna być męcząca. Taki wyjazd do jak wysiadanie z jadącego dość szybko pociągu i wsiadanie do drugiego, też w biegu.
Bardzo potrzeba mi spokoju, ale jakoś tak ciągle się nie składa, żebym mogła go zaznać…
Z pozytywów: wstawione do końca okna i żaluzje w BH. Założone kaloryfery. Ukończone już prawie płytki naścienne i podłogowe w tamtejszej kuchni i części przedpokoju itd. Śledzę wszystko podczas codziennych rozmów z Mikaelem, dostaję zdjęcia…
I u mnie dzieje się bardzo dużo. Przybyło zleceń, więc mam co robić. A wczoraj musiałam skosić trawnik, bo dziś trzeba było wystawić odpady zielone, żeby służby miejskie je zabrały. a nie robiłam tego jeszcze w tym sezonie. Część ścięła w ramach dobrych a niechcianych uczynków moja mama sierpem i musiałam najpierw te spleśniałe sterty trawy spakować do worków. Operacja trwała dwie godziny.
Potem dokonałam reszty kosiarką. Chcąc nie chcąc zaliczyłam w sumie 5 godzin siłowni mimo woli.
Tak się składa, że ubiegłej jesieni pod jedno z drzewek wysypaliśmy ziemię z ziarnami rukoli.
Efekt – małe poletko tejże rukoli tam wyrosło i ma się nieźle.
Drugą część wysypaliśmy do kompostownika i tam też wyrosła.
Żeby mieć ją blisko do zrywania postanowiłam część posadzić w donicach przeniesionych na taras. Jednak widzę, że tam mi więdną.
Pewnie więc dalej będę musiała biegać pod drzewko.
Z ubiegłego roku został mi też czosnek niedźwiedzi, donica przezimowała w nieogrzewanej piwnicy.
Potem na wiosnę wystawiłam ją, powyrywałam stare zeschłe liście i dziś wyrósł mi tak:
W przyschodowym ogródku wyrosły mi pięknie poziomki.
Są słodziutkie i pyszne, ale ślimaki próbują mi podjadać te moje pyszności. Prowadzimy więc grę w „kto pierwszy, ten lepszy”.
Wszystkie prace ogrodowe wczoraj i dziś nadzorował mój kochany piesio.
Z miłą wizytą wpadła dziś do mnie też moja chrześnica, miło było wypić kawę po chyba dwóch latach od ostatniego spotkania.
Wieczór upływa nam ze zwierzaczkami na spokojnie.
Kici musiałam podać advocate do ochrony przeciw pchłom i kleszczom oraz pasożytom wewnętrznym.
Żeby go sobie nie zlizała i żeby przeniknął na całą skórę ubrałam ją w kołnierz.
W takich chwilach czuje się słaba i lgnie do mnie.
Przyszła nawet położyć mi się na brzuchu, choć zwykle robi to dopiero w łóżku, kiedy już kładę się spać.
I to tyle na dziś.
Dobranoc
Tak miała Tobołkowa (ponad 10 lat temu), zanim wyszła za Tobołka. Ona tu, on w Hamburgu… Ale wszystko ma swój koniec, szarpanina też.
Pozdrawiam zatem Tobołkową – z nadzieją na to, że i u mnie też się wreszcie ta szarpanina skończy. 🙂
Iw, jak Ty kwitniesz! Pięknie wyglądasz 🙂
A pęd.. cóż. Po zawirowaniach jeszcze bardziej docenia się spokój i porządek 🙂
Marcheweczko, dzięki, już i teraz doceniam każdy kawałek spokoju i organizacji!
Tak z ciekawości – ten megafon na głowie kota naprawdę wzmacnia jego miauczenie?
Ten megafon wzmacnia mruczenie podczas miziania! 🙂
Kobieta podróżna:-)
Czy jesteś pewna, że jak już dom będzie gotowy, to więcje będziesz pracować w pobliżu domu, czy nadal w rozjazdach?
W życiu tylko jedno jest pewne: że nic nie jest pewne! 🙂 A już w moim szczególnie!
I nie szkoda Ci tego zostawiać? Tej rukoli, poziomek, czosnku?
Annette – poziomki, rukolę i czosnek (być może są to funkie) można zasiać też w nowym ogrodzie. 🙂 Ziemia przyjmie wszystko. A dom warto jednak mieć jeden, ten do mieszkania przynajmniej. Inaczej człowiek się ciągle rozmienia na drobne. Pozdrowienia
A propos rukoli (której szczerze nie znoszę). Czytałam gdzieś, że to jest chwast i że bardzo trzeba uważać z sadzeniem w ogrodzie, bo potem zagarnia coraz większe tereny.
Pamiętam Twoją awersję do rukoli :). Niestety mama mi jej nawsadzała gdzie tylko mogła, teraz chodzę i wyrywam….
Życie w szalonym pędzie. Znam to. W tygodniu nawet nie ma się kiedy wyspać.
Wszyscy ostatnio zmęczeni, mnie chyba też ta choroba ze zmęczenia dopadła. Trzymajmy się
Ten "czosnek niedźwiedzi" to jedna z odmian funkii 😀
Dodałaś je już do jakiejś potrawy jako czosnek? Podobno funkie nie są trujące, ale nie znam ich smaku ; )
Tak, teraz już wiem, ale bardzo mi pasuje, że mam czosnek niedźwiedzi (ten zresztą też albo coś podobnego na moim małym poletku rośnie, chyba że go już inne rośliny zdusiły).
Ja też mam te liście w du odmianach
Pozdrawiam
Ładne i ozdobne są – i już wiem, że się nazywają funkie! 🙂
Jak ja Cię rozumiem ;(
Też tak masz?
Coż, ludzie teraz nie potrafią usiedzieć na miejscu. Wiem jak to jest, ale u mnie zakończEnia szarpaniny na horyzoncie nie widać. Wyglądasz pięknie i na tym się skupmy:-)
Chyba tak się zmieniło życie, nie ma już stabilnych pracy, rodziny, domu. Wszystko się zmieniło i nie widać końca tych zmian. Dzięki, skupiam się 🙂
co się odwlecze to nie uciecze , ano pamiętam jak mało zleceń miałaś Iwonko i jak z remontem w swoim domu się borykałaś .A teraz zaczyna byc wodoczny w Twoim życiu PION
macham – Gryzmo