Blog

Moja biała i czarna lista z ostatnich tygodni

8 marca 2017
Dni mijają jak z bicza strzelił, a dzieje się tyle, że za moimi opowiadaniami bez notatek nadąża tylko moja najbliższa Przyjaciółka, której zdaję szczegółową relację codziennie niemal ze wszystkiego.
I tak ani się obejrzeliśmy, a z zimy zrobiła się już prawie wiosna. A ja nawet aparatu nie wyciągam, bo czasu nie mam i sama za sobą nie nadążam.
A co u nas?

Na tym zdjęciu jeszcze miałam plecy, następnego dnia już wszystko mnie ciągnęło i żadne ćwiczenia rozciągające nie pomagały.

Ano trochę (całkiem sporo) dobrego i trochę niezbyt dobrego. Ale po kolei.

Ostatni raz postanowiłam sobie napisać nowego posta dopiero, jak się w moim bałaganie coś poprawi, bo mam już za sobą całą długą czarną serię u siebie i praktycznie wszystkich moich bliskich. Najpierw więc musiałam to chociaż trochę uporządkować. Nie, żebym już uporządkowała, a i opisywać całego tego chłamu nie zamierzam, ale już powoli wychodzę na prostą.
Wolę napisać, że część rzeczy się nareszcie poprawiła!
Biała lista:
1. Po pierwsze wczoraj Miły wrócił ze szpitala i jak na razie ma trochę obolałe gardło. Mam więc fory w gadaniu. Nie tylko zresztą teraz, jakby co. 
Trochę niestety czuje jeszcze drapanie w gardle, ale to się musi zagoić, żeby było zupełnie dobrze. Głos na razie musi oszczędzać. Ale poza tym czuje się nieźle i jest w stanie normalnie funkcjonować, chociaż czuje się trochę słabszy. Ale kto by się nie czuł. Ma w końcu za sobą operację w pełnej narkozie. Na wyniki poczekamy, ale pierwsze wrażenia są dobre, jak twierdzą lekarze.
2. Drugie dobre jest takie, że wreszcie odpoczęłam na tyle, że zaczęła mi z powrotem dobrze iść praca.  I zleceń od razu przybyło, jak to zwykle u mnie bywa, kiedy je już odważnie zapraszam do domu.
3. Co jeszcze bardziej mi się podoba, pojawiły się pierwsze zlecenia (w tym jedno już potwierdzone!) stąd. Czyli google zaczyna mnie już i tutaj indeksować i odnajdywać.
4. Kici boczek już prawie całkiem się zagoił, czyli czwarte dobre.

5. Dobre to moja nowa zabawka, a raczej środek transportu, bardzo ważny w takim niewielkim mieście, jak to. Można się na nim przemieszczać wszędzie, praktycznie o każdej porze roku. I nie ma się problemów z parkowaniem. Poza tym tutaj mamy surowe powietrze znad morza i ciągłe deszcze, ale nie ma smogu, co tym bardziej przemawia za jazdą na rowerze. O i takie cudo sobie sprawiłam! W dodatku udało mi się sprzedać mój poprzedni wieloletni rower w rozliczeniu. To tutaj też praktykują. A z tego jestem mega-zadowolona, szkoda tylko, że nie jeździłam na nim jeszcze za dużo, o powodach za chwilę, w mniej pozytywnej części tego wpisu.


6. Już na jutro rano udało mi się umówić z fizjoterapeutą. Zobaczymy, jaki będzie efekt. Mój M. wprawdzie wymasował mi plecy, ale jednak taki spec lepiej wie, gdzie i co nacisnąć i naciągnąć, żebym naprawdę stanęła na nogi. Także – trzymajcie jutro za mnie kciuki, żebym wreszcie mogła stanąć na nogi i przede wszystkim znów wrócić do jazdy na rowerze.

6. Powiodła się operacja (zaćmy) oka mojej mamy, oby operacja drugiego oka poszła równie pozytywnie.

Czarna lista:
1. Najbardziej męczący jest mój kręgosłup, siadł mi kilka dni temu, częściowo chyba pod wpływem stresów, bo było tego ostatnio za dużo. A częściowo pod wpływem noszenia psa. Ileż można dźwigać wierzgające 22 kilo psa po 4 razy dziennie co najmniej (spacer rano – pies do wozu, pies z wozu, spacer po południu – oborot to samo).
2. Niefajne jest też to, że kici znowu odnowił się problem z ogonkiem, jak tylko zagoiły się rany po szyciu boku. Niestety tutejsi lekarze wet też wolą eksperymentować i nie wierzą, że kot już raz został zdiagnozowany przez najlepszą specjalistkę dr wet od dermatoligii w Warszawie. I kicia zamiast dostać określony lek w zastrzyku, dostaje niby podobny, ale nie ten sam preparat. A potem biedna ma znów pęknięty ogon, nie chcą mi tu poza tym sprzedać płynu Ringera z mleczanami na okłady, bo to tylko na receptę i tylko do celów operacyjnych, no żesz ty kurna jego olek! I miało przejść bez tego środka. Wiedziałam, że nie przejdzie, ale pani wet lepiej wiedziała.
No więc mamy znów biedną kicię nie dość, że miauczącą o wypuszczenie (a wiadomo, że już nie wypuszczamy), to jeszcze bez kołnierza dostającą świra i znów skaczącą na biedny obolały ogonek. 
Że się mała w tym wszystkim nie poddaje, oto dowód rzeczowy.

Dowód rzeczowy numer 2:

A to dowód rzeczowy numer 3:

Czyli ogólnie jest dobrze, ale mogłoby być znacznie lepiej.
3. Piesio jakoś się czuje, ale z tygodnia na tydzień coraz gorzej powłóczy łapami i to mimo przyjmowania środka przeciwbólowego. Ale czasem ma dobre dni i przez większość czasu porusza się dość sprawnie. Poza tym nawiązał tu dużo nowych znajomości i na starość się socjalizuje. Nareszcie.

4. Ilość spraw do załatwienia w PL zamiast maleć – rośnie! To jest niepojęte. Urzędy i instytucje, w tym te, które od dawna chciałam zapomnieć, pałają nagle do mnie wszystkie takim uczuciem, że zapomnieć się o nich nie da. Wszystkie łącznie z wydziałem komunikacji na skutek mandatu, celem przyjęcia i zapłacenia którego muszę najpierw wypełnić i odesłać jakiś stos papierzysk.

Nie mogę jednak jako osoba z natury pozytywnie nastawiona do świata zakończyć tego wpisu samymi złymi rzeczami. Szczególnie, że zaczynam powoli i tutaj cieszyć się tym, co mam wokół. 
Choćby taką kąpielą w piance. Pokażę się Wam w tej wannie, a co mi tam!



Podsumowanie:
Podsumowując wszystko jednak powoli i ze zgrzytami idzie w dobrym kierunku.
Oczywiście współczuję sobie, moim bliskim i zwierzaczkom chorób, ale ogólnie wszyscy z wyjątkiem mnie są porządnie zdiagnozowani i wiedząc, co się dzieje w większości podejmują właściwe decyzje lub dzięki nam (zwierzaki) też są pod odpowiednią opieką. 
Mam nadzieję na poprawę mojego stanu po jutrzejszej wizycie u fizjoterapeuty, oraz na negatywne (czyli dobre) wyniki badań po kilku dniach u Mojego po dokonanym u niego zabiegu.

Żeby się jakoś trzymać w zdrowiu co i rusz robię nam zdrowe soki warzywno-owocowe, nie wierzę w żadne tam suplementy. Z tym wyciskaniem wprawdzie mocno trzeba się upaprać, ale efekt czyli produkt jest nie do podrobienia.
Żeby nie było, że my już tylko warzywkami, korzonkami i szarańczą, to pokażę, że udka z piwem też serwujemy.

Oczywiście micha sałatki własnej roboty colesław z kapusty i marchewki z dodatkiem jogurtu musi być, ale to niezbędne uzupełnienie tej rozpusty.
Żeby dorzucić oliwy do ognia, pokażę jeszcze deser z tamtego dnia:

W ubiegłą niedzielę poszliśmy też spotkać się ze znajomymi Mikaela do dobrej chińskiej restauracji, gdzie można było częstować się do woli (zasada bufetu ze wszystkim!). Wyturlaliśmy się jakoś stamtąd i doturlaliśmy do domu, ale łatwo nie było, a zalegające od tamtego dnia jedzenie czułam jeszcze przez co najmniej 4 kolejne dni.
No to teraz wiadomo, dlaczego jemy warzywka, w każdym razie ja. 🙂

Subscribe
Powiadom o
guest
20 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Frau Be

Moja biała lista:
1. Mam grypę żołądkową.
Moja czarna lista:
1. Cała reszta.
Pozdrawiam 🙂

Anna Maria P.

Kazdy z nas ma takie bialo-czarne listy i oby tylko na bialych bylo wiecej tych pozytywow.

Hexe

Suma summarum, wszystko zdaje się wychodzić już na prostą. U mnie totalnie bez zmian. I cieszę się z tego 😉

anabell

Moja lista raczej szara- w perspektywie przeprowadzka na stałe do córki.Czarny wzór na szarości- kłopot ze znalezieniem niedużego mieszkania odległego od niej nie więcej niż 600m. Duża czarna plama- nie znam ani w ząb niemieckiego.
Chyba trzeba by zrobić Twojemu psu wybieg toaletowy na podwórku. Jemu już dłuższe spacery nie są potrzebne a jego dzwiganie nie wpłynie korzystnie na Twój kręgosłup.Mniej się uszarpiesz sprzątając po nim na tym wybiegu niż dwa razy dziennie wsadzając i wyciągając go z samochodu.
Miłego;)

Basia

Niezle te listy 🙂
Moja biala lista: na koncie mam plus, hura!, przestaly mnie bolec barki
moja czarna lista: zaczely mnie bolec stopy i lokiec, prawy niestety 🙂
Kupilam sobie wisnie w czekoladzie – nie wiem gdzie zaliczyc 🙁 smaczne , to plus, wejda w udka, to minus… Pozdrawiam 🙂

Nivejka

Dopisałam dziś kolejny punkt do czarnej…
Ale i tak się nie poddam;D

marigold

W zyciu nie uda sie tak zeby wszystko bylo dobrze i same radosci. Najwazniejsze zeby sobie radzic z tym niedobrym i wtedy sie poprawia.
Przechodzilam szpitale i wiem co to za slabosc po tych pobytach, zdrowe jedzenie tak jak opisujesz chyba najwazniejsze.
Kicia dopoki ma obsesje gryzienia ogonka musi polubic ten kolnierz.
Nie znam bolu w plecach ale to chyba okropne, musisz sie pozbyc tego, bo rower czeka. Ale duzo(?)pokazalas na zdjeciu w kapieli.

Iwona Zmyslona

Bardzo zmartwiły mnie informacje o złym stanie zdrowia Twoim i zwierząt. Ostatni post jaki czytałam donosił o operacji M i twojej mamy. Życząc im zdrowia sądziłam, że dość "katastrof". Okazuje się, że nieszczęścia potrafią chodzić nie tylko dwójkami. Trzymam kciuki za Twój kręgosłup, oby fizjoterapeuta się sprawdził, za łapy psiaka i oczywiście bok i ogonek kocurka, który rzeczywiście mimo cierpienia, śmiało sobie poczyna. Powinnam wziąć z niego przykład, bo sama skapcaniałam w lutym okropnie. Uściski.

Annette ;-)

Jakie piękne zdjęcie w nagłówku 🙂

Pozdrawiam i zdrowia Wam wszystkim życzę 🙂

PKanalia

istotnie Piesio wygląda dość dziarsko, ale Kicia mnie martwi…
p.jzns :)…

20
0
Would love your thoughts, please comment.x