I tak ani się obejrzeliśmy, a z zimy zrobiła się już prawie wiosna. A ja nawet aparatu nie wyciągam, bo czasu nie mam i sama za sobą nie nadążam.
Na tym zdjęciu jeszcze miałam plecy, następnego dnia już wszystko mnie ciągnęło i żadne ćwiczenia rozciągające nie pomagały. |
Ano trochę (całkiem sporo) dobrego i trochę niezbyt dobrego. Ale po kolei.
Ostatni raz postanowiłam sobie napisać nowego posta dopiero, jak się w moim bałaganie coś poprawi, bo mam już za sobą całą długą czarną serię u siebie i praktycznie wszystkich moich bliskich. Najpierw więc musiałam to chociaż trochę uporządkować. Nie, żebym już uporządkowała, a i opisywać całego tego chłamu nie zamierzam, ale już powoli wychodzę na prostą.
Wolę napisać, że część rzeczy się nareszcie poprawiła!
Biała lista:
1. Po pierwsze wczoraj Miły wrócił ze szpitala i jak na razie ma trochę obolałe gardło. Mam więc fory w gadaniu. Nie tylko zresztą teraz, jakby co.
Trochę niestety czuje jeszcze drapanie w gardle, ale to się musi zagoić, żeby było zupełnie dobrze. Głos na razie musi oszczędzać. Ale poza tym czuje się nieźle i jest w stanie normalnie funkcjonować, chociaż czuje się trochę słabszy. Ale kto by się nie czuł. Ma w końcu za sobą operację w pełnej narkozie. Na wyniki poczekamy, ale pierwsze wrażenia są dobre, jak twierdzą lekarze.
2. Drugie dobre jest takie, że wreszcie odpoczęłam na tyle, że zaczęła mi z powrotem dobrze iść praca. I zleceń od razu przybyło, jak to zwykle u mnie bywa, kiedy je już odważnie zapraszam do domu.
3. Co jeszcze bardziej mi się podoba, pojawiły się pierwsze zlecenia (w tym jedno już potwierdzone!) stąd. Czyli google zaczyna mnie już i tutaj indeksować i odnajdywać.
4. Kici boczek już prawie całkiem się zagoił, czyli czwarte dobre.
5. Dobre to moja nowa zabawka, a raczej środek transportu, bardzo ważny w takim niewielkim mieście, jak to. Można się na nim przemieszczać wszędzie, praktycznie o każdej porze roku. I nie ma się problemów z parkowaniem. Poza tym tutaj mamy surowe powietrze znad morza i ciągłe deszcze, ale nie ma smogu, co tym bardziej przemawia za jazdą na rowerze. O i takie cudo sobie sprawiłam! W dodatku udało mi się sprzedać mój poprzedni wieloletni rower w rozliczeniu. To tutaj też praktykują. A z tego jestem mega-zadowolona, szkoda tylko, że nie jeździłam na nim jeszcze za dużo, o powodach za chwilę, w mniej pozytywnej części tego wpisu.
6. Już na jutro rano udało mi się umówić z fizjoterapeutą. Zobaczymy, jaki będzie efekt. Mój M. wprawdzie wymasował mi plecy, ale jednak taki spec lepiej wie, gdzie i co nacisnąć i naciągnąć, żebym naprawdę stanęła na nogi. Także – trzymajcie jutro za mnie kciuki, żebym wreszcie mogła stanąć na nogi i przede wszystkim znów wrócić do jazdy na rowerze.
6. Powiodła się operacja (zaćmy) oka mojej mamy, oby operacja drugiego oka poszła równie pozytywnie.
Czarna lista:
1. Najbardziej męczący jest mój kręgosłup, siadł mi kilka dni temu, częściowo chyba pod wpływem stresów, bo było tego ostatnio za dużo. A częściowo pod wpływem noszenia psa. Ileż można dźwigać wierzgające 22 kilo psa po 4 razy dziennie co najmniej (spacer rano – pies do wozu, pies z wozu, spacer po południu – oborot to samo).
2. Niefajne jest też to, że kici znowu odnowił się problem z ogonkiem, jak tylko zagoiły się rany po szyciu boku. Niestety tutejsi lekarze wet też wolą eksperymentować i nie wierzą, że kot już raz został zdiagnozowany przez najlepszą specjalistkę dr wet od dermatoligii w Warszawie. I kicia zamiast dostać określony lek w zastrzyku, dostaje niby podobny, ale nie ten sam preparat. A potem biedna ma znów pęknięty ogon, nie chcą mi tu poza tym sprzedać płynu Ringera z mleczanami na okłady, bo to tylko na receptę i tylko do celów operacyjnych, no żesz ty kurna jego olek! I miało przejść bez tego środka. Wiedziałam, że nie przejdzie, ale pani wet lepiej wiedziała.
No więc mamy znów biedną kicię nie dość, że miauczącą o wypuszczenie (a wiadomo, że już nie wypuszczamy), to jeszcze bez kołnierza dostającą świra i znów skaczącą na biedny obolały ogonek.
Że się mała w tym wszystkim nie poddaje, oto dowód rzeczowy.
Dowód rzeczowy numer 2:
A to dowód rzeczowy numer 3:
Czyli ogólnie jest dobrze, ale mogłoby być znacznie lepiej.
3. Piesio jakoś się czuje, ale z tygodnia na tydzień coraz gorzej powłóczy łapami i to mimo przyjmowania środka przeciwbólowego. Ale czasem ma dobre dni i przez większość czasu porusza się dość sprawnie. Poza tym nawiązał tu dużo nowych znajomości i na starość się socjalizuje. Nareszcie.
4. Ilość spraw do załatwienia w PL zamiast maleć – rośnie! To jest niepojęte. Urzędy i instytucje, w tym te, które od dawna chciałam zapomnieć, pałają nagle do mnie wszystkie takim uczuciem, że zapomnieć się o nich nie da. Wszystkie łącznie z wydziałem komunikacji na skutek mandatu, celem przyjęcia i zapłacenia którego muszę najpierw wypełnić i odesłać jakiś stos papierzysk.
Nie mogę jednak jako osoba z natury pozytywnie nastawiona do świata zakończyć tego wpisu samymi złymi rzeczami. Szczególnie, że zaczynam powoli i tutaj cieszyć się tym, co mam wokół.
Choćby taką kąpielą w piance. Pokażę się Wam w tej wannie, a co mi tam!
Podsumowanie:
Podsumowując wszystko jednak powoli i ze zgrzytami idzie w dobrym kierunku.
Oczywiście współczuję sobie, moim bliskim i zwierzaczkom chorób, ale ogólnie wszyscy z wyjątkiem mnie są porządnie zdiagnozowani i wiedząc, co się dzieje w większości podejmują właściwe decyzje lub dzięki nam (zwierzaki) też są pod odpowiednią opieką.
Mam nadzieję na poprawę mojego stanu po jutrzejszej wizycie u fizjoterapeuty, oraz na negatywne (czyli dobre) wyniki badań po kilku dniach u Mojego po dokonanym u niego zabiegu.
Żeby się jakoś trzymać w zdrowiu co i rusz robię nam zdrowe soki warzywno-owocowe, nie wierzę w żadne tam suplementy. Z tym wyciskaniem wprawdzie mocno trzeba się upaprać, ale efekt czyli produkt jest nie do podrobienia.
Żeby nie było, że my już tylko warzywkami, korzonkami i szarańczą, to pokażę, że udka z piwem też serwujemy.
Oczywiście micha sałatki własnej roboty colesław z kapusty i marchewki z dodatkiem jogurtu musi być, ale to niezbędne uzupełnienie tej rozpusty.
Żeby dorzucić oliwy do ognia, pokażę jeszcze deser z tamtego dnia:
W ubiegłą niedzielę poszliśmy też spotkać się ze znajomymi Mikaela do dobrej chińskiej restauracji, gdzie można było częstować się do woli (zasada bufetu ze wszystkim!). Wyturlaliśmy się jakoś stamtąd i doturlaliśmy do domu, ale łatwo nie było, a zalegające od tamtego dnia jedzenie czułam jeszcze przez co najmniej 4 kolejne dni.
No to teraz wiadomo, dlaczego jemy warzywka, w każdym razie ja. 🙂
Moja biała lista:
1. Mam grypę żołądkową.
Moja czarna lista:
1. Cała reszta.
Pozdrawiam 🙂
Dopiszę jeden punkt do twojej białej listy:
2. Nie opuszcza Cię poczucie humoru!
Kazdy z nas ma takie bialo-czarne listy i oby tylko na bialych bylo wiecej tych pozytywow.
Biała lista zaczyna się zapełniać, a czarną staram się krok po kroku rozwiązywać i zmniejszać ilość bzdur na niej.
Odnotowuję postępy. 🙂
Suma summarum, wszystko zdaje się wychodzić już na prostą. U mnie totalnie bez zmian. I cieszę się z tego 😉
Wychodzi conieco na prostą, chociaż nie tak szybko, jak bym tego chciała. Ale cieszę się z każdego kroku naprzód.
A Tobie życzę, żeby dalej było dobrze 🙂
Moja lista raczej szara- w perspektywie przeprowadzka na stałe do córki.Czarny wzór na szarości- kłopot ze znalezieniem niedużego mieszkania odległego od niej nie więcej niż 600m. Duża czarna plama- nie znam ani w ząb niemieckiego.
Chyba trzeba by zrobić Twojemu psu wybieg toaletowy na podwórku. Jemu już dłuższe spacery nie są potrzebne a jego dzwiganie nie wpłynie korzystnie na Twój kręgosłup.Mniej się uszarpiesz sprzątając po nim na tym wybiegu niż dwa razy dziennie wsadzając i wyciągając go z samochodu.
Miłego;)
Dzień dobry Anabell, niezbyt miła perspektywa, zważywszy, że zapewne nie masz za bardzo ochoty na tę przeprowadzkę…
Z psem chyba nie będzie wyjścia, jeśli dalej jego stan będzie się pogarszał. Póki co M. wrócił ze szpitala i z nim wychodzi.
A moje plecy staram się ratować, zobaczymy, z jakim efektem.
Niezle te listy 🙂
Moja biala lista: na koncie mam plus, hura!, przestaly mnie bolec barki
moja czarna lista: zaczely mnie bolec stopy i lokiec, prawy niestety 🙂
Kupilam sobie wisnie w czekoladzie – nie wiem gdzie zaliczyc 🙁 smaczne , to plus, wejda w udka, to minus… Pozdrawiam 🙂
Plus na koncie to zawsze dobry punkt na rozpoczęcie białej listy! 🙂
Mnie niestety bóle jeszcze nie opuszczają. Współczuję Ci twoich, może też wybierz się do fizjoterapeuty?
U mnie najgorsze by były śliwki w czekoladzie – nie umiem się oprzeć!
Dopisałam dziś kolejny punkt do czarnej…
Ale i tak się nie poddam;D
Oczywiście, że się nie poddamy, trzeba walczyć, póki sił wystarczy, bo inaczej za łatwo by się można było stoczyć.
A tak – mimo wszystko po jakimś czasie wychodzi się na prostą. 🙂
Uściski, nie dawaj się!
W zyciu nie uda sie tak zeby wszystko bylo dobrze i same radosci. Najwazniejsze zeby sobie radzic z tym niedobrym i wtedy sie poprawia.
Przechodzilam szpitale i wiem co to za slabosc po tych pobytach, zdrowe jedzenie tak jak opisujesz chyba najwazniejsze.
Kicia dopoki ma obsesje gryzienia ogonka musi polubic ten kolnierz.
Nie znam bolu w plecach ale to chyba okropne, musisz sie pozbyc tego, bo rower czeka. Ale duzo(?)pokazalas na zdjeciu w kapieli.
Właśnie odgarnęłam trochę śmieci, czyli załatwiłam parę reklamacji i mam nadzieję na załatwienie reszty zaległych spraw, żeby wreszcie przestali mnie ścigać byli operatorzy domu, w którym od ponad 3 miesięcy nie mieszkam, a który 4 miesiące temu sprzedałam.
Gdyby nie zdrowe jedzenie, to by było jeszcze gorzej, więc tego staramy się w miarę możliwości trzymać.
Ból przeszedł mi na tylne mięśnie nóg, ciągnie mnie przy każdym wstawaniu i nie chce się wyprostować w całości. Jestem po pierwszej wizycie u fizjoterapeuty, niestety nie u mojego, który z takim czymś u mnie radził sobie dość szybko.
Bardzo zmartwiły mnie informacje o złym stanie zdrowia Twoim i zwierząt. Ostatni post jaki czytałam donosił o operacji M i twojej mamy. Życząc im zdrowia sądziłam, że dość "katastrof". Okazuje się, że nieszczęścia potrafią chodzić nie tylko dwójkami. Trzymam kciuki za Twój kręgosłup, oby fizjoterapeuta się sprawdził, za łapy psiaka i oczywiście bok i ogonek kocurka, który rzeczywiście mimo cierpienia, śmiało sobie poczyna. Powinnam wziąć z niego przykład, bo sama skapcaniałam w lutym okropnie. Uściski.
Zdecydowanie mam kumulację czego tylko się da. A kłopoty zdrowotne są z tego chyba najgorsze, bo osłabiają człowieka na całej linii.
Oby już ta kumulacja mi się skończyła!!!!
Zobaczymy, na ile pomoże mi ten fizjo.
Buziaki, trzeba coś ze sobą robić, bo jak się człowiek nie rusza, to faktycznie kapcanieje okropnie, widzę po sobie po tych kilku tygodniach praktycznie głównie przed komputerem.
Powoli się odkopuję i mam nadzieję na poprawę.
Serdeczności
Jakie piękne zdjęcie w nagłówku 🙂
Pozdrawiam i zdrowia Wam wszystkim życzę 🙂
Dziękuję, włosy rosną, to zaktualizowałam, zaczynam używać mocniejszych szminek i dobrze mi z tym.
Oby zdrowie było, u Ciebie też, dziękuję w imieniu wszystkich 🙂
istotnie Piesio wygląda dość dziarsko, ale Kicia mnie martwi…
p.jzns :)…
On może i wygląda dziarsko, ale porusza się przez większość czasu dość niemrawo. Za to kicia niestety porusza się aż zbyt szybko i to mimo kołnierza. Dopiero dziś dotarło lekarstwo do przykładania kompresów na ogonku, mam nadzieję, że się od tego wreszcie polepszy! Trzymaj kciuki Piotr