Spacerowanie też może być świetnym hobby. Szczególnie w połączeniu z robieniem zdjęć, prowadzeniem wewnętrznych dialogów – monologów z samą sobą, lub też takie celem mocnego przewietrzenia kopuły – taki przewiew często przywraca w naturalnym trybie porządek w głowie.
Taki spacer to coś, za czym tęskniłam przez lata życia w wielkim mieście. Wtedy wyprawa nad morze była czymś mało osiągalnym, bo i dojechać trzeba było i jakieś miejsce nad morzem wynająć, żeby się nacieszyć tym krajobrazem choćby przez kilka dni czy weekend. I wreszcie mi się udało! Zamieszkałam w miejscu, gdzie takie widoki mam za przysłowiowym rogiem, o kilka – może te akurat kilkanaście minut spacerowym krokiem od domu.
Ostatnio w niedzielę wybrałam się na długi spacer nadmorskim deptakiem. To naprawdę blisko od mojego mieszkania, więc jest to mój najszybszy sposób na relaks. Chwytam plecak z aparatem, zakładam ciepłą bluzę, czapkę z opaską pod spodem, żeby mi zatok nie przewiało, ciepłe legginsy pod spodnie i wyruszam łapać słońce, niebo i wiatr w aparat i na klatę.
Miasto Bremerhaven jest miastem portowym położonym na brzegach Wezery (stamtąd jeszcze niezły kawałek do Morza Północnego), ale to właśnie tu ląd otwiera się na morskie wpływy.
Pierwsze co widzę zwykle to przystań Weserfähre (Promu na Wezerze), tutaj widok z boku.
Za promem widoczny jest ciąg budynków w kolorze brązowym – to bardzo ekskluzywne osiedle mieszkaniowe. Z racji położenia, ciekawej opływowej architektury i niezwykłego widoku z okien zaliczające się do najdroższych miejsc do zamieszkania w Bremerhaven. Co ciekawe – położone jest ono na cyplu pomiędzy widocznym na pierwszym planie kanale żeglugowym promu, a znajdującym się za budynkiem kolejnym kanałem, z tym że tamten jest zamknięty i służy do celów technicznych. Parę razy zastanawiałam się, czy nie chciałabym tu mieszkać… Pomijając kwestię kosztów mieszkania w tym budynku położone są niezwykle malowniczo. A najciekawiej zapewne byłoby zamieszkać na jednym z najwyższych pięter, gdzie każde mieszkanie wyposażone jest w duży lub olbrzymi taras, a widoczność sięga daleko w morze. A jednocześnie nigdy jeszcze nie byłam tam na tyle blisko, żeby sobie obejrzeć bezpośrednią okolicę budynków. Chyba to niedługo zrobię z czystej ciekawości.
W tle po prawej stronie dobrze widoczna tutaj wieża radiowo-telewizyjna Rundfunkturm. Nocne oświetlenie tej wieży chyba już kilkakrotnie pokazywałam.
Idąc dalej napotykamy na ślady historyczne: ciągle się zastanawiam, co to właściwie za urządzenie, bo tablica info dawno została zamazana przez tutejszego samozwańczego „artystę bazgralarza”.
Często na tej łące i pod tym industrialnym pomnikiem dawnej rzeczywistości odbywają się jakieś prywatne nasiadówki i imprezy w towarzyszeniu muzyki i piwka.
Idąc dalej dochodzimy do zatoczki, z której wypływa prom. Na szczytach zatoki latarnie morskie – dla ułatwienia komunikacji w warunkach braku lub słabej widoczności. Jest tam też umieszczony wysunięty w stronę wody stalowy ażurowy pomost – zawsze mnie mrowi w środku, kiedy po nich przechodzę, staram się tam walczyć z moim lękiem wysokości, na szczęście pod spodem nie jest zbyt wysoko, ale jednak nie chciałabym tam spaść, bo są kamienie.
A tu ujęcie w stronę lądu:
Dalej idę w prawo od tego pomostu i tuż za zwodzonym mostem (są dwa, żeby zawsze któryś był przejezdny) znajduję się na trasie spacerowej, rowerowej nad morzem.
I tak podążam tym deptakiem kilka kilometrów przed siebie. W taki ładny dzień, jak w ostatnią niedzielę, spotykam na trasie często ludzi z psami, spacerujących lub uprawiających jogging lub nordic walking.
Ten spacer będzie w pełni poświęcony prawemu brzegowi, czyli temu nadmorskiemu, bo jakoś mało mnie interesuje, że po drodze mijam jakiś instytut naukowy. Za to docieram aż do tych wiatraków (elektrowni wiatrowych), mijając po drodze takie oto wykwity na morzu (tutaj dość niski stan wody):
A tu już rzeczone elektrownie wiatrowe:
I może jeszcze pojedynczo:
I tu docieram do kolejnej zatoki, częściowo zarośniętej trzciną, widok na częściowo odsłonięty brzeg jest moim zdaniem wart każdego zmęczenia, żeby dotrzeć aż tam.
Oczywiście po drodze robię dużo, dużo zdjęć, szczególnie przy sprzyjającej pogodzie.
Kiedy decyduję się na powrót, słońce często już schodzi z horyzontu. A tak wygląda most zwodzony – jeden z dwóch.
To taki na szybko przebieg z mojej stałej trasy. Zawsze z tych spacerów przynoszę przynajmniej kilkadziesiąt zdjęć. A niebo jest za każdym razem inne aż po horyzont, więc za każdym razem całość wygląda inaczej.
Szczerze? Mnie się to nie nudzi. Za każdym razem mam inne ujęcia chmur, nieba, deptaka, spotykam innych ludzi, z większością wymieniamy się uśmiechem i uprzejmym pozdrowieniem: „Hallo”.
Doszłam do wniosku, że ten deptak to jest właśnie moje ulubione miejsce, a raczej ulubiona trasa w Bremerhaven. Kiedy jeszcze miałam mój półsportowy rower, przemieszczanie się tą trasą należało do niemal codziennych rytuałów. Wrócę do tego już niedługo, na rynek właśnie wchodzi mój typ roweru.
Ładnie tam, choć trochę pustawo, bo zimowe spacery nie każdemu służą, albo może nie każdy je ;lubi. Ciekawa jestem jak się mieszka w tych blokach pomiędzy dwoma kanałami. Podejrzewam, że gdy leje i wieje to za miło raczej nie jest. Gdy szleje na morzu sztorm to i ujscie Wezery zapewne nie powala cisza i spokojem, a raczej przeciwnie.
Pustawo, bo tak jak mówię trasa jest dość długa i większość ludzi nawet przy ładnej pogodzie chodzi raczej tą krótszą wokół portu, a ta jest dla wytrwalszych.
Faktycznie zastanawiam się, czy mieszkanie między tymi dwoma kanałami nie jest obciążone zbyt dużym wpływem pogody, szczególnie podczas sztormów i przy silnych powiewach wiatru. Ale za to większość balkonów jest standardowo wyposażona w szklane osłony, można je otwierać lub zamykać. Tutaj to dobry pomysł, bo pogoda jak to nad morzem bardzo zmienna. 🙂
Tego morza i tej przestrzeni Ci zazdroszczę. Ale masz rację, że po to są spacery, by dać pole dla oka i ucha, by dać myślom polatać…
Takie zdjęcia to gotowy kalendarz z widokami.
Rower tez lubię, ale na piechotę często więcej się zobaczy 🙂
Jak widać marzenia się spełniają, teraz jest czas na spełnienie tych marzeń, a przecież nic nie jest nam dane na wieczność z gwarancją trwałości. Korzystam więc i się cieszę jak często się da. Przewietrzam myśli, nasycam oczy.
No i może nie kalendarz, ale te obrazki już zamierzam oprawić w ramki (przynajmniej niektóre!).
Czy ja wiem – rowerem też można pojechać sobie w tempie spacerkowym :)))
Ależ bym chciała mieszkać nad morzem…Pięknie tam u Ciebie 🙂 Deptak aż zaprasza do spacerów i truchtania. Próbuję sobie wyobrazić odgłosy tego miejsca na podstawie zdjęć – romantyczka ze mnie czasem 😉 Tam to dopiero myśli mają gdzie hasać ach… Fajnie, że znów jesteś 🙂
Dziękuję, ja tu cały czas jestem, tylko żaden tekst jakoś nie chciał dojrzeć, żeby ujrzeć światło dzienne. Ale jestem na przykład codziennie w stories na Instagramie, dość często tam też (i na fanpejdżu) w zdjęciach, i tam możesz posłuchać pod jednym z ostatnich filmów (z 19.01.2020), jak słychać, kiedy dość mocno wieje wiatr. Jeśli ma się szczęście – wieje ciepły. Bywa i chłodny, wtedy trzeba się naprawdę mocno opatulić. I ja bywam romantyczką, szczególnie kiedy jestem w bezpiecznym otoczeniu i nikt nie widzi. 😉
A myśli hasają co najmniej w tempie tego wiatru. 🙂
Właśnie zauważyłam w stopce zawartość Instagrama i sobie puściłam ten filmik 🙂 . Właśnie takie klimaty przyprawiają mnie o rozmarzenie. Gdy wiatr nie jest ciepły, a aura chłodna, mam pewność, że ludzi raczej jest garstka – tych najbardziej zdeterminowanych 😉 . Wśród nich raczej nie zdarzają się tacy, którzy „januszują” i zakłócają spokój miejsca 😛 . Pssst… kiedyś byłam romantyczką generalnie, teraz – dla własnego dobra – romantyczką jestem tylko w kontekście natury w zwierzaków 😛 To zdecydowanie lepsza opcja hihi… Swoją szosą, trzeba by było znów trochę wrócić do fotografowania i, uwaga, ostatnio naładowałam mojego dziadka Canona, leżakującego na… Czytaj więcej »
Miło mi, że filmik uruchomił Ci rozmarzenie :)). Każdy inaczej odbiera pogodę. Ale fakt, ja też lubię deptaki, kiedy są niemal opustoszałe, wolę pozostać sama ze swoimi myślami i widokami.
Cieszę się, że odkopałaś Canona! U mnie trochę trwa uczenie się tego sprzętu, ale już najczęściej wyrusza ze mną na każdy spacer i koniecznie każdą wyprawę.
To bardzo przyjemna pasja, nie broń się przed tym!
Odkopałam, odkopałam…i czuję się teraz zagubiona w obsłudze 😉 No i…jaki on malusieńki w porównaniu z moim Nikonem 😀 Co do pogody, nauczyłam się doceniać każdą pogodę i każdą porę roku gdy miałam psa, który wymagał solidnych spacerów po lasach bez względu na wszystko. Golden retrievery są nie do zdarcia 😉 Straszna szkoda, że gdy jeszcze miałam Goldiego, to jeszcze nie miałam lustrzanki – ależ by była dokumentacja foto 😀
Mój Canon jeszcze nowy i jeszcze ma przede mną wiele tajemnic 🙂
Mam podobne podejście do pogody, bylebym była w formie a nie smarkająca, wkładam ubranie stosownie do pogody i idę na spacer. I zawsze wracam zadowolona, najwyżej bez zdjęć, jeśli bardzo lało. 🙂
Zawsze uwielbiałam golden retrivery!!! Faktycznie szkoda, miałabyś mnóstwo cudnych zdjęć, ale na pewno robiłaś też fajne bezlusterkowcem. 🙂
Tak, goldeny to wyjątkowe psy 🙂 Przynajmniej mnie się trafił wspaniały egzemplarz. Masz rację – sporo zdjęć robiłam mu „małpką” Premierem, który był maleńki i miał zaskakująco dobrą optykę. Jednak co lustrzanka to lustrzanka – zdjęcia żyleta 😉
To ja się pochwalę, nie mogłam skazać mojej starszej lustrzanki na śmierć. Oddałam ją do naprawy i odbiorę, jak będę następnym razem w Warszawie. 🙂
Będę miała rezerwowy aparat, a znając siebie pewnie będę robić zdjęcia porównawcze i zobaczę, który mi się gdzie lepiej sprawdza.
Na teleobiektyw do Canona zdecyduję się też już niebawem, póki co zaoszczędzone pieniądze idą na inny cel, ale o tym pewnie dosłownie za chwileczkę napiszę, więc póki co cisza.
Jeśli jeszcze kiedyś rozważę jakiegoś psa, to jednym z głównych psów do rozważenia byłby właśnie Golden, uwielbiam te psy. :)!!!
Jesteś gotowa na wiecznie utytłanego w błocie albo szlamie psa? 😛 😀 😉 Mojego z tego powodu pieszczotliwie nazywałam „szambonurkiem”, a sama przy nim wyglądałam niewiele lepiej gdy się otrzepał. Koniecznie tuż obok mnie 😀
Ja „dzięki” mojemu poznałam topografię wszelkich cieków wodnych w moich lasach – zarówno cieków stałych, jak i okresowych 😀
Wiem wiem…w polecaniu goldenów jestem najlepsza 😛
Hmmmm, to ja nie wiem :))) Może to jeszcze przemyślę!
Co do rowerów, to wczoraj mijała mnie kobieta z Gazelą – od razu pomyślałam o Tobie 🙂 Nad morze mam rzut beretem i może właśnie dlatego rzadko nad nim bywam, bo blisko i najeździłam się nad nie w dzieciństwie.
A wiesz, że ja też czasem wspominam moją Gazelę…. Ale już niedługo mam nadzieję kupię sobie nowy rower o bardziej rekreacyjno-sportowym przeznaczeniu.
Z tym bywaniem rzadko to jest tak jak u mnie z chodzeniem do teatru i muzeów – kiedy mieszkałam w Warszawie ciągle nie miałam na to czasu. Teraz kiedy bywam, znacznie częściej wyruszam gdzieś przeżyć coś nowego.
Ale u mnie to też trochę w wyniku mojego ciągłego urządzania się. Człowiek potem nie bardzo ma chwilami czas i siłę na inne aktywności, bo na prawdę też przecież musi być czas i energia.
Pozdrowienia
Powiem Ci, że trochę zmarzłam przy tym poście 😉 Jakaś taka niedogrzana jestem i mimo że zdjęcia piękne, tak mi wiało od nich zimnem. Pewnie tym od morza 🙂
A wiesz, że ja Cię dobrze rozumiem, bo na tych spacerach naprawdę – szczególnie teraz, czyli w miesiącach zimowych – jest zimnawo, żeby nie powiedzieć zimno jak sk….n! Ja też nie jestem odporna na wiatr od morza, mnie też przewiewa.
Ale i tak niemal codziennie, o ile tylko mogę, wyruszam i łapię te chwile w obiektyw aparatu.
W domu na szczęście mam cieplutko. 🙂
Uściski – cieplutkie oczywiście
Jest mi miło, że mogłam pospacerować z Tobą! Tam, gdzie królują żywioły. Tego dnia pogoda na fotografowanie była sprzyjająca, bo chmury wyszły piękne. Takie spacery sprawiają, że chce się wrócić do domu, aby znowu wyruszyć…Przecież nigdy nie ma takiego samego dnia…
Pozdrawiam!
Dokładnie, nigdy to niebo i to morze nie jest takie samo. Zawsze różni się optyka chmur, powiew wiatru kształtuje morskie fale, a kolor nieba nadaje mu barwy.
Zapraszam na kolejne spacery, na pewno będą 🙂 Przynajmniej na Instagramie będą na pewno!
Niczego nie będzie
Niczego nie było
Jest wiatrak
p.jzns 🙂
Jest morze. Jest wiatr. Jest niebo i chmury. 🙂
pozdrowienia najserdeczniejsze
Nie dziwię się, że to Twoja ulubiona trasa. Ja pewnie bym z portu nie wychodził, bo uwielbiam gapić się na statki – nawet jeśli to tylko prom.
I masz rację – to jest przenośnik kubełkowy. Takich używano kiedyś do czerpania wody i zasilano nimi akwedukty. Każde takie urządzenie podnosiło strumień na wyższy poziom. Rodzaj prymitywnej pompy wodnej.
Witaj Nitagerze, dawno nie widziany!
Port tutaj jest widoczny właściwie z każdego punktu nabrzeża. Statki, doki, naprawy statków, stacje przeładunkowe i wszystko, co tylko sobie wymarzysz. A do tego cykliczne zloty historycznych żaglowców. Naprawdę jest na co popatrzeć i czym oczy nacieszyć!
Dziękuję za potwierdzenie nazwy tego urządzenia, w zapiskach o Bremerhaven nie mogłam jakoś znaleźć żadnej konkretnej informacji na ten temat. 🙂
Mnie brakuje jeziora i lasu. Mieszkając w Łodzi, miałam świetny substytut, ale teraz ewidentnie cierpię braki.
Nie twierdzę, że mieszkam w nieładnym krajobrazowo miejscu, ale lepiej się czuję w innych klimatach. Wokół urodzaj pól, trochę łąk, drzew jak na lekarstwo, woda tylko w regulowanych sztucznie rzekach. Marudzę na to od samego początku. 😛
Każdemu dobrze robi inne otoczenie: ja też wolę wodę, najlepiej tak jak teraz wielką wodę :). A przynajmniej jezioro, najlepiej w zasięgu wzroku. Obiecałam sobie, że właśnie w takim miejscu kiedyś zamieszkam. I póki co mieszkam, tylko jeszcze nie widzę tej wody z okna… Ale może mi się jakoś uda zmienić ten stan. Poza tym też mam wokół siebie dużo pól, łąk, drzew dość sporo, nawet jakieś laski (dużych lasów w okolicy nie mam). Ale za to do takich gór, jak Ty masz w zasięgu może nie dojścia, ale dojazdu samochodem dość bliską trasą nie ma tu u mnie wcale.… Czytaj więcej »
Widzieć wodę z okna to by było wspaniałe, ale muszę się pogodzić, że nierealne, chyba że sobie basen wykopię. ;D (Ale przecież to nie to). Mój mąż ma w Polsce dom, w którym zakotwiczymy na ostatnie lata, niestety stoi on na wsi bez choćby najmniejszego stawu. I wszędzie daleko. Ech, mam ja chyba jakiś problem z miejscem zamieszkania, może dlatego nigdzie już nie potrafię się poczuć jak w domu. Mój ideał: mieszkanie w bloku nad jakąś przyzwoitą riwierą. Może też być mieszkanie w Olsztynie na jednym z osiedli zawierających w landszafcie piękne jezioro. Taki był cel, przeprowadzić się na Warmię,… Czytaj więcej »
Wiesz, może się okazać, że dziś nie wiemy, gdzie wylądujemy może niekoniecznie jutro, ale za rok.
Ja tutaj już się w moim mieszkaniu poczułam jak u siebie. 🙂 Może dlatego właśnie, że ta niesamowita wielka woda jest na wyciągnięcie ręki 🙂
ile kilometrów Iw? myślę, że sporo. szacuneczek kochana.
Ja nie przepadam za bieganiem, chodzeniem, spacerowaniem gdy wieje. wietrzne rasy a takie sa głównie nad morzem mnie aktualnie powalaja i boje się przewiania…
oczywiści wietrzne trasy…a dziś u nas prawdziwy huragan, że spać nie mogę
Trasa w tę i z powrotem to jakieś 7 km z okładem, na rowerze to pestka, na nogach trzeba być już troszkę w formie – nota bene można jeszcze maszerować dalej, ale oddalając się nieco od morza, więc tam najwyżej na rowerze się wybieram. 🙂 Ale ja uwielbiam takie włóczęgi, jeśli tylko jestem w formie, to mogłabym i 10 i 20 km robić. W ub. roku z mamą i z córką chyba raz miałyśmy 18 km na liczniku. A potem jeszcze do muzeum :)) Oczywiście, że ja też boję się przewiania, mam delikatne zatoki. Dlatego na tę trasę wychodzę zawsze… Czytaj więcej »
Jesteś tutaj 🙂 Witaj Iw ponownie.
Jestem jestem, sorry, ostatnio bywam mniej, bo real wciąga. :)’Miło Cię znowu u mnie widzieć.
p.s. moderacja jest na starsze komentarze.
Jesteś tutaj 🙂 Witaj Iw ponownie 🙂
Jestem i miło Cię widzieć również u mnie, chyba miałaś dłuższą przerwę 🙂
Pewnie tak jak Ty korzystałabym z tej dłuższej trasy. Uwielbiam morze i uwielbiam spacerować. Za dzieciaka marzyłam o domu nad morzem. A teraz przyszło mi mieszkać w DE w Crossen, gdzie teren jest górzysty i ścieżki także nawołują mnie do spacerów.
Pozdrawiam, zapraszam także do siebie 🙂
Mnie tu aż wyciąga na spacery :)), właśnie znów się wybieram.
Pozdrowienia