
Poranne przytulanki
Jedną z najpiękniejszych chwili dnia jest moment, kiedy tuż po budziku przybiega do mnie Mozart. Sypia zwykle w drugim pokoju w małym hamaku na kaloryferze chociaż zasypia mi na brzuchu (to jest taka jej kanapa, a potem leci sobie „do siebie”).

Mozart w hamaku
Rano przylatuje na pierwszy sygnał, że się budzę. Jest wtedy jeszcze uroczo zaspana, stęskniona pieszczotek, wskakuje do mnie, układa się znów na brzuchu, bo wie, że na 99% pozostanę jeszcze na trochę w łóżku, przytulę, ugłaszczę, a ona mi pomruczy.
Poranne powolne wstawanie
Właśnie tak lubię rozpoczynać dzień. Poranki z wyskakiwaniem z łóżka i lotem błyskawicy prysznic, śniadanie i bieg gdziekolwiek kojarzą mi się jak najgorzej i dlatego próbuję żyć inaczej. Specjalnie nastawiam wcześniej budzik, żeby mieć dla siebie ten czas. A właściwie to nawet serię budzików.
Nie dla mnie zrywanie się świtem. Wolę zaczynać dzień powoli i kończyć powoli.
I lubię moje małe rytuały.
Poranna kawa
Jednym z nich była ostatnio poranna kawa. Niestety oba ekspresy: i ten w domu i ten w firmie, niemal jednocześnie zażądały „odkamień mnie!”
W pracy mogłam odpuścić, uznać, że poczekam.
Ale w domu wczoraj poczułam, że jednak chętnie napiłabym się mojej domowej kawy z ekspresu.
Co z tego, kiedy ekspres zamiast mi ją zrobić, zaczął nerwowo błyskać czerwonym małym centralnie położonym oczkiem, co miało oznaczać:
– Dość tego dobrego! Zajmij się mną, zaopiekuj, wyczyść, a Ty nic tylko mnie wykorzystujesz, nawet nie popieścisz! Nawet imienia mi żadnego nie nadałaś, nic tylko ekspres i ekspres. Może tak byś wreszcie mnie zapytała, jak mam na imię. Magnus wspaniały, czyli Magnificus jestem!
Tak, razem z ekspresem była instrukcja obsługi, nawet płyn do odkamieniania.
Nie, niestety nie mam zielonego pojęcia, gdzie ja to schowałam.

Złowrogi ekspres do kawy z czerwonym oczkiem, domowy, na zdjęciu tytułowym jest ten z pracy
Generalne porządki
Dlatego właśnie obiecałam sobie, że czas posprzątać ten cały bałagan w moim mieszkaniu, trzeba wreszcie ruszyć z tym, co czeka odłogiem od paru miesięcy. Wtedy z większym prawdopodobieństwem w domu zrobi się miejsce na nowe.
Albo może po kolei, bo całego w jeden weekend nie ogarnę. Czyli czekają mnie regularne porządki. W papierach szczególnie, ale i jakieś odkurzanie by się przydało.
Pomocy! Serwis ekspresu do kawy potrzebny!
Bo ja się do tego niezbyt nadaję!
Ale zaraz, ja chciałam tylko napić się kawy. Niestety bez instrukcji nie potrafiłam odkamienić wczoraj dobrze ekspresu. Przesłuchałam całe półgodzinne video, na którym wyraźnie widać, jakie to łatwe. No jasne! Według mnie przeprowadziłam wszystkie kroki tak, jak sugerowało to wideo. I co? I Nic!
Nadal mi błyska to małe czerwone złośliwe oczko pośrodku, niby u jakiegoś cyklopa.
Dobrze, że w ubiegłym roku takie ekspresy kupiłam dwa – najpierw do biura, a kiedy się sprawdził po kilkunastu dniach do domu. I chociaż nie mam instrukcji obsługi tego w domu (to znaczy mam na pewno, ale kto wie, gdzie?), to sobie ją pożyczę z pracy i jak już opanuję sztukę odkamieniania w domu, zamierzam ją przenieść także do biura.
Trzymajcie za mnie kciuki w tym tygodniu, żeby się udało.
W poprzednim ekspresie do kawy firmy saeco (ten nowy to Phillips), który miałam ponad 10 lat, też za każdym razem nie wiedziałam, gdzie to przeprowadzić przez kręty proces czyszczenia wnętrzności. Ale w tamtym zawsze mogła mi pomóc córka, bo kilka razy odkamienianie przeprowadzała sama pod moją nieobecność. Tu jednak mi nie pomoże, bo akurat jest na wakacjach, to ja jej przecież teraz wyszukiwaniem pomocy w internecie głowy zawracać nie będę. Poza tym to chyba jeszcze nie ten wiek, żebym musiała wołać dziecko do techniki. Jak na razie jeszcze cały czas pomagam mamie. Chociaż z tym ekspresem to chciałabym, żeby ktoś za mnie zrobił.
Zdrowe jedzenie
Kolejnym rytuałem jest szykowanie sobie jedzenia. Ostatnio w weekend czułam się przeziębiona, więc postanowiłam zadbać o moje zdrowie i zaczęłam od przyszykowania sobie dobrego jedzenia. Na tyle było mnie stać. Leczyłam się dużą ilością czosnku rozgniecionego na kanapkach, do tego jeszcze cebulka. I trwało to kilka dni, ale pomogło.
A przed Wami moje dokonania sprzed tygodnia: pieczeń z mięsa wołowego mielonego, wymieszanego ze startymi na tarce (mechanicznej rzecz jasna) tarce warzywami: marchew, pietruszka, seler i cukinia. Na wierchu posypałam sezamem.
Do tego makaron i brukselka – jak dla mnie obiad idealny.

Obiad: pieczeń, makaron, brukselka
Co dwa-trzy dni robię sobie też surówkę z marchewki i jabłka. Dodaję do niej tylko troszkę oliwy z oliwek i soku z cytryny.

Surówka z marchewki i jabłka
Spacery
Rytuałem stały się też moje spacery po Bremerhaven, często mogę wyjść dopiero pod wieczór. Ale w weekendy mam na spacery wiele godzin. Najchętniej wybieram się na deptak czy promenadę, to świetne miejsce do spokojnego ruchu, oddychania i nabierania dystansu do całego tego zgiełku. Na przykład taki spacer wieczorem wokół Nowego Portu.

Nocne BHV, Nowy Port
A jakie Wy macie ulubione rytuały?
O, to rytuały mamy podobne, bo chociaż budzę sie wcześnie, to lubię zaczynać dzień leniwie, a po śniadaniu oczywiście kawa.
Na szczęście odkamienianiem zajmuje sie mąż, a płyn do tejże czynności zamawia w sieci, bo o wiele taniej.
Spacery to must have przy każdej pogodzie – człowiek nie wychodzony jest jak wybrakowany 🙂
Jak widać człowiek to nie maszyna i potrzebuje rozruchu, a właściwie to nawet maszyna potrzebuje, a człowiek tym bardziej :).
Dziś dokupiłam w sklepie odkamieniacz, mam nadzieję, że się sprawdzi, bo mi już brakuje mojej kawusi!
Przy takich okazjach przydaje się chłop w domu – no niestety, akurat nie dysponuję. :))))
Zdecydowanie przyznaję się do uzależnienia od spacerów!
Uściski Jotko
Chyba nie mam żadnych rytuałów. Od biedy mogę pod to podciągnąć codzienne śniadanie – dwie moje garście płatków kukurydzianych z jogurtem greckim. A reszta? a tak od przypadku do przypadku. Ja nawet nie mam stałych godzin posiłków- jem kiedy jestem głodna bez spoglądania na zegarek. No dobra dopatrzyłam się jeszcze jednego rytuału- budzę się regularnie o 6 rano, łykam swój hormon i dosypiam godzinę. No i przy śniadaniu włączam komputer, czyli mój kontakt z ludźmi. Muszę kupić sól do zmywarki bo się dopomina- soli i nabłyszczacza.
Takie łykanie leku o określonej porze też można podciągnąć pod rytuał :). Myślę, że rytuały są dobre, bo ustawiają nam jakiś porządek w życiu, a każdy człowiek moim zdaniem potrzebuje pewnych ram.
Uściski Anabell!
Klik dobry:)
Doszłam do wniosku, że w 1 – osobowym gospodarstwie domowym technika utrudnia tylko życie i wręcz zniewala człowieka. Więcej czasu zajmuje czyszczenie i konserwacja wszelkich urządzeń, niż ręczne przygotowanie do spożycia jednej marchewki lub wyciśnięcie soku z ćwiartki cytryny. W związku z tym przestałam używać wszelkie cuda techniki. Także ekspres do kawy poszedł (za to, że znęcał się nade mną) do kąta.
Pozdrawiam serdecznie.
Dzień dobry, często postępuję podobnie jak Ty, ale są czynności tak znienawidzone, jak tarcie warzyw na tarce i tu już wolę pozmywać, niż babrać się z tarką ręczną. Wyciskanie soku z paru pomarańczy to też jednak nadal robota dla robota, a nie dla mnie. 🙂 No cóż, może ja po prostu bardziej lubię zmywać, niż trzeć czy wyciskać ręcznie. 🙂
A kawę lubię bardzo, stąd na razie jeszcze zawalczę z tym ekspresem, trudno powinno być tylko pierwszy raz. :))
A próbowałaś kawę parzoną po turecku? Ja, od czasu wizyty w Turcji, taką kawę lubię najbardziej.
Piję czasami długo w Warszawie nie miałam ekspresu, za to mam tam nawet taki specjalny mały imbryczek do kawy do parzenia jej po turecku, ale tu nie mam takiego, a kupowanie kolejnego, kiedy za moment znów mój ekspres będzie na chodzie uważam za zbytek. 🙂 Jakoś przeżyję. Nie ukrywam, że najbardziej jednak lubię kawę z ekspresu :),
pozdrawiam
Ja z tych, co to w dni powszednie wyskakują z łóżka na dźwięk budzika i pędzą do łazienki, ale przy śniadaniu staram się nie śpieszyć. Gdy mam wolne, to i tak bez budzika budzę się mniej więcej jak do pracy, ale śniadanie z książką przeciąga mi się do godziny, podobnie jest z kolacją, a w każdą niedzielę w południe siadam do wyszywania kartek w towarzystwie TVN Style.
Podziwiam to wyskakiwanie z łóżka, mnie to właśnie zawsze zajmuje najwięcej czasu, chyba że jestem mega-wyspana. Przy śniadaniu nie wolno się spieszyć, taką zasadę wyznaję od dawna, więc Twoja bardzo mi się podoba.
Książka przed snem to jeszcze jeden z moich rytuałów, najczęściej czytam chociaż kilka stron, chyba że jestem totalnie przemęczona.
Pozdrowienia!
też tak mam, że wstaję o jakąś godzinę wcześniej, niż teoretycznie by wystarczyło danego dnia… to nawet nie chodzi o kwestię rozkręcania się, bo ja się uruchamiam dość błyskawicznie, tylko o to, że nie lubię nic robić w pośpiechu, z siekierą nad głową… budzik ustawiam /jeśli ustawiam/ tylko na wszelki wypadek, bo przed świtem sierściucha przypomina mi o mojej funkcji odźwiernego okiennego /o tej porze roku koci lufcik na taras jest zamknięty/, kręci się to z domu na dwór, to odwrotnie, więc z grubsza się orientuję w czasie i gdy już wstanę na dobre, to budzik wyłączam przed terminem… co… Czytaj więcej »
Może nie nazywasz tego rytuałami, ale jest to pewna regularność, choćby te kocie pobudki :))) Zazdroszczę Ci wstawania bez budzików, ja niestety od pewnego czasu mam jednak z tym wstawaniem pewien kłopot. Chyba ciągle jeszcze za bardzo zarywam noce. Pracuję nad tym… Kawa to symbol. Od paru dni jej nie używam, a czuję się całkiem dobrze w sumie! A w kawiarniach niemal zawsze piję cappuccino. Co do tłumaczenia na soku – nie obwiniaj tłumaczy, najczęściej takie kwiatki biorą się z oszczędności, bo producent musi mieć tłumaczenie za max. 20 zł za str., więc pada na przypadkowych ludzi, zamiast tłumaczy z… Czytaj więcej »
Ach, ten rytuał z kotem – u nas z Fortuną identycznie 🙂 Też zawsze najpierw czas na przytulanie kota, a ona mruczy i grucha bez opamiętania. Potem dopiero się podnoszę z łóżka, myśląc o porannej kawie i podśpiewując sobie jakąś piosenkę w stylu „hej ho, hej ho, do pracy by się szło”, albo „rano trzeba wstać, rano to jest tak gdzieś po siódmej, bo później już nie” 😉 Mnie takie wstawanie daje pozytywne nastawienie już od początku dnia. W temacie urządzeń AGD wszelkiej maści, ostatnio byłam sobie w sklepie ze sprzętem i oglądałam lodówki, kuchenki, pralki, w końcu podeszłam do… Czytaj więcej »
Kocie pieszczochy z rana lub pobudka celem wypuszczenia sierściucha na zewnątrz jest więc jak widać dość popularnym rytuałem, kiedy jest się opiekunem kocim lub psim. Muszę chyba też zacząć podśpiewywać sobie z rana. Ja raczej włączam muzykę pasującą mi do nastroju, żeby lepiej zacząć dzień. Bez niektórych urządzeń AGD nie chciałabym już funkcjonować, bo po prostu bardzo ułatwiają życie. Należy do nich zmywarka, pralka, sieczkarnia do warzyw i owoców (taka automatyczna tarka ja mam akurat Zelmera). Także zmywarka to naprawdę zakup warty inwestycji wg mnie. Tam nie ma aż tak dużo czyszczenia, jeśli stosuje się zasadę „opłukać z grubszych brudów,… Czytaj więcej »
Tak ładnie opowiadasz o tej zmywarce, że chyba się jeszcze zastanowię czy może jednak się nie skusić 😉 Uściski!
Nie żałuję iż nie posiadam ekspresu, bo zanim znalazłabym instrukcję by go odkamienić, to prędzej padłabym pod stół z braku kofeiny. Nigdy nie lubiłam tartej marchewki, brukselki. Makaron i mielone jak najbardziej chociaż sezam to lubiłam w prostokątnych ciasteczkach „Sezamkach”. Pozdrawiam serdecznie.
Każdemu według potrzeb, ja akurat wezmę na siebie trud odkamieniania, odnalazłam nawet instrukcję obsługi, żeby to odkamienianie przeprowadzić. Co do jedzonka – j.w., każdy powinien jeść to, po czym się czuje najlepiej. 🙂
serdeczne pozdrowienia
Ja dzień od samego początku bardzo intensywny 🙂 Cudny kociak:)
Na czym u Ciebie polega bardzo intensywny dzień?
Dziękuję, przekażę Kici. 🙂
Pozdrowienia
Bardzo interesujące. Ja nie mam rytuałów z kawą, bo kawy nie piję…;) Od urodzenia jakoś się nie przekonałam. Ale na pewno drobnych przyjemności sobie nie szczędzę
Mnie jako dziecku nie wolno było pić kawy :)), długo rodzice mnie pilnowali. Toteż kawa była dla mnie w pewnym sensie synonimem dorosłości. Największą frajdę sprawia mi picie czarnej z ekspresu, albo cappuccino.
Drobne przyjemności to to, co nas na co dzień ratuje od wielkich nieszczęść, więc należy o nie dbać! 🙂
pozdrowienia
no więc zryw o 6 albo 6.50, ubieranie się na śpiąco w ciuchy do kijków, 45 minut kijkowania w dobrym towarzystwie, po powrocie kawa, sok z warzyw wyciskany, śniadanie, prysznic i komputer jeśli jest czas. A potem do pracy. To jest czas dla mnie, zajmuje mi dwie do trzech godzin za wyjątkiem wtorku, kiedy to mam na 8 do szkoły. Postawiłam na ruch z rana. Lubię tak jak Ty leniwie ale sadło mi oczy zalało…a wieczoerem a właściwie po nicy, kiedy wracam z pracy już nie mam siły.
Bardzo mi się podoba Twój początek dnia, szczególnie te kijki, kijkowanie (w dobrym towarzystwie) i potem ten sok z warzyw – ja na jakiś czas przerwałam soki, ale już się szykuję do powrotu do dobrych zwyczajów.
Tylko nie wiem, czy dałabym radę tak rano wstawać, był czas, że treningi (dywanówki) robiłam zawsze wieczorem przed snem.
W każdym razie zamierzam zacząć znów się ruszać, bo też mi się nie podoba przyrost sadełka!
Powodzenia 🙂
Wzajemnie ))))
Nienawidzę serii budzików. Zrozumiałam to kiedy odkryłam z wielkim bólem, że mój mąż tak się budzi. Sygnał co 5 minut. Ja wtedy już po drugim sygnale wstaję jak potwór z krainy dreszczowców i każdy następny sygnał uwalnia ze mnie kolejne demony. Jak spać, to spać. Jak wstać, to wstać. Nie mam ekspresu i nie potrzebuję. Korzystam z włoskiej kafeterki, to bardzo fajny sposób parzenia i nie mam problemu z odkamienianiem ani myciem elementów. No i nie martwię się o dostępność kawy jakby prądu zabrakło. 🙂 Ta czerwona lampka to jest „złowrogie oko odmowy”. XD Ja osobiście nie znam lepszego lekarstwa… Czytaj więcej »
Ja też nienawidzę serii budzików, szczególnie kiedy nie chcą mnie obudzić, tylko sobie dzwonią, a ja nadal nie umiem wstać. Niestety od dość dawna zmagam się z trudnościami z zasypianiem. Chociaż po wznowieniu treningów i to nawet wieczornych jakby łatwiej mi się zasypia, więc może mi minie bezsenność. 🙂 Kawa jednak najbardziej smakuje mi z ekspresu, ale nie lubię tych na kapsułki – z powodów ekologicznych, czyli ideologicznych, bo w smaku są bardzo dobre. W zasadzie w razie chęci wypiję każdą kawę, nawet rozpuszczalną, chociaż ta ostatnia należy u mnie do kategorii najmniej lubianych kaw. Masz rację z tym surowym… Czytaj więcej »