Blog

Mozart – kot bez ogona

14 sierpnia 2018
Jak pamiętacie, a jeśli nie pamiętacie, odsyłam do posta „Batalia„, pod koniec czerwca tego roku moja kicia Mozart została poddana amputacji ogona, czy też znacznej jego części. Tej części, na której od lat pękał jej ten ogon wzdłuż i ziała rana. Przez większość kociego życia próbowałam to jakoś leczyć. Ostatnio przez trzy lata kot był pod opieką świetnej pani dermatolog.
Ale na koniec i to leczenie przestało działać.
Bałam się, że stracę kota.
A w takich sytuacjach podejmuje się czasem nawet ryzykowne decyzje.
Ogon został więc amputowany, a Mozart spędziła najpierw dwa tygodnie po operacji ze mną, a potem przez miesiąc była u mojej mamy, bo ja miałam w Niemczech przeprowadzkę.
Przy okazji tego przyjazdu do Warszawy jednym z głównych celów było zabranie Mozarta. Przyjechałam do mamy prosto z drogi po 10 godzinach jazdy i przejechanych prawie 1000 km, czyli jak zwykle z BHW do WAW. Byłam u niej późnym popołudniem.
Tego dnia koło południa Córka wyjeżdżała na wakacje i musiała z kolei swojego kota zostawić u babci, bo gdzieżby indziej.
Oba koty są jedynakami i obfukały się oraz każdy siedział w swoim pokoju, a mama krążyła przez te parę godzin między nimi.
Miałam ochotę po przyjeździe na chwilę usiąść i wypić herbatę, ale kiedy zobaczyłam, jak zestresowana jest Mozart, jak się chowa za wersalkę, wypiłam tylko łyk i zabrałam się do wyciągania jej zza wersalki, żeby jak najszybciej wsadzić kota do kontenera i zawieźć do swojego mieszkania. Kicia była bardzo wystraszona, toteż sama nie chciała stamtąd wyjść na tyle, żebym ją złapała i normalnie włożyła do kontenera. Podrapała mnie broniąc się przed wyciąganiem z bezpiecznej kryjówki, ale uspokoiła się jak tylko wyszła z mieszkania mamy, a zupełnie, kiedy wylądowała na swoim zwykłym miejscu w samochodzie, przypięta pasem (tj. kontener był przypięty) na miejscu pasażera.
W domu już była całkowicie szczęśliwa, bo zna tu już każdy kąt i pachnie tylko mną bądź nią.

I tak tu sobie na tym balkonie siedzimy, przy czym kicia wychodząc na balkon póki co na szeleczkach i smyczy, bo balkon jeszcze nie jest zabezpieczony siatką. Planuję to zrobić, ale miałam ostatnio bardzo duże wydatki, a tu będzie potrzebne dobre zabezpieczenie, bo balkon od góry jest w części otwarty i trzeba to będzie jakoś uzupełnić, żeby można było rozciągnąć siatkę do samej góry. No więc zarabiam teraz nie tylko na chleb z masłem i chrupki, ale i na tę siatkę, żebyśmy obie mogły odetchnąć.
Mozart od szelek, które co i rusz próbuje sobie przegryzać.
A ja od pilnowania jej i ciągłego zakładania uprzęży i jej zdejmowania.
Stan ogólny kota jest w zasadzie bez zarzutu. Ogon, łącznie z tkanką kostną jest już całkowicie zagojony (według wetki proces ten trwa dwa miesiące). Kicia już też raczej zapomniała, że miała ogon, to zapominanie też trwa około dwa miesiące.
Wskakuje wszędzie tam, gdzie poprzednio.
Nie mam wrażenia, jakby była mniej sprawna. Bawi się, jest radosna i szczęśliwa.
A z tyłu nie ma już tego paskudzącego się nieustannie ogona.
Jeśli ten stan się utrzyma (a ciągle jeszcze gdzieś tam w środku obawiam się, czy na pewno jej się ta alergia gdzieś nie przeniesie), to jesteśmy w domu. 
Czyli mam zdrową kotkę bez ogona.
Dla ułatwienia sobie życia kupiłam jej ostatnio nową kuwetę, taką z daszkiem, tylko póki co zdemontowałam klapkę, bo z klapką jednak trochę miała problem żeby korzystać.
Drugą taką zabieram ze sobą do Bremerhaven.
U mamy została ta pierwsza, najprostsza i najmniejsza.
I tak już będzie. Drapak też będzie miała jeden tutaj, a drugi w domu w BHV.
Po pierwsze cieszę się, że mam gdzie już tu zostawić. Po drugie nie mam już siły tego całego wyposażenia za każdym razem przewozić i przenosić z miejsca na miejsce. Co nie mniej ważne wysiadają mi znowu ostatnio plecy, ledwo dokończyłam przeprowadzkę, w przeddzień wyjazdu miałam znów takie bóle pleców, że tylko szybka interwencja w postaci leków przeciwzapalnych i maści mnie uratowała. Dziś po raz kolejny wstałam z bólem głowy i pleców. Krótko mówiąc: muszę już się zacząć szanować, bo nie będzie dobrze.
No to na deser popatrzcie sobie jeszcze na Mozarta, bo teraz już wreszcie chodzi sobie spokojnie bez kołnierza i tak już mam nadzieję na długo zostanie.
Mozart uwielbia ostatnio popołudniami walnąć się na to krzesełko i przesypia tam całe godziny.
Ta mina mówi: a daj mi jeszcze trochę pospać.
No to dałam.
Żeby potem na trochę wyjść na zakupy, musiałam kota wnieść do domu razem z krzesłem, bo nie miałam sumienia odpinać jej stamtąd i przenosić. Podczas odpinania smyczy niestety sama z lekkim fochem zeskoczyła i poszła dalej wypoczywać w inny kąt.
Czyli – normalny kot!
Subscribe
Powiadom o
guest
29 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
świechna

Super jest to Twoje życie z kotem. Ja moją kociarnię zostawiłam w rodzinnym domu i zbieramy się w sobie, żeby zaadoptować kota. Nie jest to wcale takie proste, bo przemieszczamy się z wyspy do Polski od czasu do czasu, więc w podróżach trzeba będzie uwzględniać kocią rzeczywistość. Najwygodniejszy dla nas Ryanair nie przewozi zwierząt 🙁

Iwona B.

A ja powiem tak: Ladne masz paznokietki 😉

Anna Maria P.

No tak, balkon ma wyjatkowo rzadkie barierki, a dokola tyle ptaszkow i motylkow, ze wystarczylaby chwila nieuwagi. No i, jak piszesz, gore tez trzeba jakos specjalnie zabezpieczyc. Nie ma jak stara dobra loggia, wystarczylaby siatka z przodu i po robocie. Dobrze, ze choc w niemieckim domu masz juz gotowa siatke, jedno zmartwienie mniej.
Glaski dla rekonwalescentki. :*

v

a wiesz, że wygląda Mozart świetnie bez ogona!! 🙂 i to była dobra decyzja.
Miałam problem z moim starym kotem ze względu na jego zęby! wysiadały mu nerki, teraz myślę, że gdybyśmy tę decyzję, dość okrutną, mianowicie wyrwanie zębów bez kłów, podjęli wcześniej mój ukochany osiemnastoletni kot by żył dłużej i mniej cierpiał…

marigold

To Mozart tak bardzo bala sie kota Twojej corki ze az chowala sie, bidulka?
Dobrze ze juz moze byc z Toba i ze koniec klopotow z ogonem.

Anna

Wszystko dobrze – to dobrze, a ja też zwróciłam uwagę na paznokcie o pięknym kolorze pasującym do kota 😂

jotka

Nawet nie wiedziałam, że takie problemy mogą sie dziać z kocim ogonem, to musiała strasznie się wycierpieć! Najważniejsze, że szczęśliwy finał.
Plecy szanuj, bo gdy wysiądą to nie ma zmiłuj!
Paznokcie sama czy w salonie?

Margarithes

Czyli z Mozartem wszystko w normie 🙂 Pozdrawiam

Margarithes

Jesteście twarde dziewczyny :*

Frau Be

Zabierasz ją teraz do Niemiec?

Frau Be

To dobrze. Skończy się jej tułaczka. To znaczy, będziecie podróżować we dwie, ale będzie wreszcie z Tobą. Całe szczęście, że z nią wszystko w porządku – oby jak najdłużej, a najlepiej na zawsze!

Annette ;-)

Ależ ona jest fajniutka 🙂 Mam nadzieję, że dzięki amputacji ogonkowe perypetie staną się tylko wspomnieniem. Tak przy okazji – podoba mi się Twój pedicure, wesoły taki.

Agnieszka Dębska

Te wszystkie zabiegi wokół Mozarta pokazują jaka miłością darzy się te nasze sierciuchy, jak bardzo potrafią nam skraść serce… Uwielbiam czytać o Twoim kocie <3 Ładne wakcyjne pazurki u stóp

iwonakmita.pl

Widzę jednak, ze kawałek spory ogonka został, Mozart ma czym pomachać, całe szczęście. Biedny kotek z taką alergia. Ja niestety mam alergię na… kotki. Ot, życie. W jakiejś pięknej okolicy mieszkasz, jakiś las wokół? Pozdrawiam imienniczko:)

Czarny(w)Pieprz

I wszystko dobrze się skończyło! Mozart wygląda na zadowoloną z życia, i tak trzymać. 🙂

29
0
Would love your thoughts, please comment.x