A w mojej głowie … Mozart
Większość rzeczy, czy to dobrych, czy tych złych, zaczyna i kręci się w ludzkiej głowie.
I tak oto ta nasza głowa może się stać zarówno naszą odskocznią, oazą spokoju i miejscem bezpiecznym, jak i miejscem, gdzie toczą się wojny, trwają rozgrywki wszelkich dyscyplin sportu i niesportowych.
Tu pozwolę sobie przytoczyć jedną z moich ulubionych piosenek Anety Lipnickiej Mosty:
Piosenka piękna, no i oddaje to wszystko, co się potrafi dziać w człowieku. Kiedyś w trudnych momentach życiowych bardzo często jej słuchałam, nie tylko dlatego, że piękna. W piosence takie słowa: … a w mojej głowie wojna…
Walczymy przez większość życia głównie ze sobą.
Ale też walczymy o siebie, dla siebie i dla bliskich.
Właściwie my wszyscy, to dlatego mówi się czasem: nie oceniaj człowieka, nie wiesz, jaką walkę toczy (lub stoczył).
Nauki dzień pierwszy
W przeddzień pierwszego dnia w nowej grupie, w starej uczelni, jeszcze w zawieszeniu, też miałam w głowie jedną wojnę za drugą. Jedną jeszcze z powodu niewygaszonych emocji wynikających z ostatnich przeżyć. Drugą o to, jak pójść dalej w kierunku, w którym chcę. W pewnym momencie po prostu zapaliłam światło, wzięłam z półki książkę i zaczęłam czytać o pierwszym języku programowania, który wiedziałam, że będę miała następnego dnia w szkole.
Z mojego zegarna rano wyczytałam, że spałam dokładnie 2 godz. 44 minuty. Nie mam pojęcia, jak wstałam i przeżyłam ten pierwszy dzień: ucząc się, zapisując wszystko i wykonując ćwiczenia, a w przerwach chodząc do sekretariatu załatwiać wszystkie sprawy formalne.
Na szczęście umowy, które dostałam z podpisem, potwierdziły wszystko, co miałam przed nowym rokiem potwierdzone ustnie.
Dzięki temu następnego dnia już mogłam spokojnie iść spać.
Dzień pierwszy Mozarta w Bremen
Chociaż to też nie był łatwy dzień, bo po zajęciach wróciłam najpierw do Bremerhaven, a potem zebrałam ostatnie rzeczy i kota w jego Transport-Box i pojechałyśmy.
I tak oto wczoraj koło 20 Kicia po raz pierwszy przyjechała ze mną do mojego pokoiku w Bremen.
Oczywiście najpierw była wystraszona i onieśmielona: nowe miejsce, tyle nowych zapachów, kątów, ale o dziwo wszędzie już stały jej drapaki, jej kocyki, jej zabawki, kuweta i miseczki (tu akurat musiałam kupić nowe, bo starych zapomniałam zabrać, ale nieważne).
Tak więc pierwszą godzinę i potem coraz częściej kot siedział pod łóżkiem. Tym bardziej, że położyłam jej tam jej łóżeczko. Kiedy pierwszy raz wychodziła sprawdzić, co z jedzeniem i piciem, odetchnęłam z ulgą.
A potem wybrała sobie ulubione miejsce na fotelu, na swoim starym dobrym kocyku. I siedziała tam na przemian z moimi kolanami.
Dzień drugi Mozarta w Bremen
Dziś już Mozart zachowuje się swobodniej. Kiedy mnie nie ma, spędza dzień pod kołdrą. Zostawiam jej termoforek ze świeżo ugotowaną wodą, żeby jej było cieplutko.
Jak widać kicia normalnie jada posiłki, wędruje po pokoju, siada w swoich ulubionych miejscach, w tym głównie blisko na moich kolankach.
Inne potrzeby też załatwia i nie wygląda, jakby jej czegoś bardzo brakowało. Wprawdzie spędziła dziś cały dzień pod kołdrą, ale to samo robi w domu, kiedy mnie nie ma. Aż najemczyni, która akurat jest w domu, pytała, czy przypadkiem nie zabrałam kotka ze sobą na zajęcia, bo tak była cicha. Na chwilę tylko wcześnie rano wybiegła na korytarz i zamiauczała bardzo zawodząc, ale w pokoju już siedzi spokojnie.
Jestem pełna optymizmu, że przynajmniej tę przeprwawę i nowy rozdział przygotowałam na tyle dobrze, że teraz pójdzie z górki. W przerwach obiadowych chodzę na długie spacery i napawam się krajobrazami nadrzecznymi.
Już udaje mi się spać spokojnie, przesypiam bez problemu noce.
Idzie nowe. Trudne, intensywne, ale czuję się coraz silniejsza i liczę, że to ogarnę.
Czemu kicia ma na imię Mozart? Czy to Twój ulubiony kompozytor?
Pozdrawiam cieplutko.
A to akurat był pomysł mojej Córci 🙂 Kot był znaleziony w polu chyba kapusty, i błąkał się tam sam, aż się córka zlitowała. Nie planowałam wtedy kota, miałam już psa, a on strasznie ganiał koty. Kiedy Kicia trafiła do nas, była niewielkim kłębuszkiem, nie wiadomo było, jakiej płci. Córka oszacowała to po swojemu i wyszło jej, że to kocur. I to ona nadała kici imię Mozart. A potem tak zostało. W końcu w Ameryce wiele kobiet nosi imię Mercedes 🙂 A swoją drogą bardzo lubię Mozarta, uważam, że był jednym z najgenialniejszych kompozytorów wszechczasów, i kiedy zdarza mi się… Czytaj więcej »
To nie kobiety noszą imię samochodu, tylko samochód został nazwany imieniem kobiety, ale pewnie to wiesz.
Merceda – imię żeńskie, pochodzi od wyrażenia [Maria] de las Mercedes (po polsku łaski pełna, a chodzi o Matkę Boską). Od imienia Mercédès Jellinek, córki Emila Jellinka, generalnego przedstawiciela firmy Daimler, pochodzi nazwa marki samochodów Mercedes.
Pozdrawiam 🙂
No tak, tak, to był skrót myślowy, dziękuję za słuszne dopowiedzenie i uzupełnienie :))
Serdeczności!!!
Dasz radę!!!! A Mozart się szybko przyzwyczai. Odporna kiciula, nawet mnie wytrzymała.
Mozart to faktycznie kot przebojowy i przyzwyczajony do zmian. Najważniejsze pewnie dla niej jest to, że ma blisko mnie, a dla mnie to też miła odmiana po ostatnich miesiącach, w których wprawdzie wiem, że była dobrze zaopiekowana, ale mi jej bardzo brakowało.
Uściskuję
Pewnie, że dasz radę, skoro już lepiej śpisz, to jest dobry znak, a Mozart Ci kibicuje i daje przykład, że wszystko i wszędzie można!
Powodzenia we wszystkim!
Dobry pomysł, żeby brać przykład z kota :)))
I sypiam lepiej, i skończyły mi się bóle głowy, to bardzo wyraźnie mówi, że moja sytuacja w sumie się poprawiła.
Mnie zawsze wzrusza, kiedy na nią patrzę, a ona wszędzie taka odważna, bojowa i wszędobylska, nawet kiedy początkowo się strasznie łatwo płoszy :)))
Tobie też Joteczko powodzenia!
Obie dajecie radę.
Podoba mi się ta nadrzeczna zabudowa.
Na ten tydzień zapowiedziano i zaczęły się już protesty: rolników i kolei.
Tak więc póki co dziś miałam zajęcia online, ale chyba jednak lepiej wychodzę na tych na żywo i dziś wieczorem pojadę do Bremen.
Wczoraj nie dałam rady się zebrać. Jakiś taki mocno ciężki to był dzień dla mnie.
Też bardzo lubię zabudowę nad rzeką i ten krajobraz nadrzeczny.
Uściski!
Pomyślane… Jak u nas paraliżują miasto jakimiś wydarzeniami, pracodawca nie ma litości, jak nie możesz przyjechać do pracy, bo to fizycznie niemożliwe, chyba że samolotem… Dwa razy miałam sytuację (gdzie indziej wtedy pracowałam), zamknęli całe moje osiedle i całe centrum, nie mogłam się wydostać. Udało się jakoś obwodnicą dojechać, ale dwa razy dłużej jechałam. Gdybym nie miała samochodu, to nie wiem jak, chyba pieszo.
Tutaj na szczęście uwzględniają warunki zewnętrzne i okoliczności. Od środy ma dojść jeszcze strajk na kolei, więc te ok 70 km z Bremerhaven do Bremen musiałabym jechać autem, a z kolei na drogach zapowiedziane są blokady rolników.
To będzie trudny tydzień, bo nauka idzie najlepiej jednak na miejscu, ale wolę nie ryzykować, że gdzieś stanę na długie godziny w szczerym polu.
Na rowerze takiej trasy ot tak rano i wieczorem, w dodatku bez drogi rowerowej na tej trasie, nie pokonam.
Najbardziej zadowolony z tego rozwiązania jest kot, bo ma dużo miejsca do biegania i taras 🙂
Pozazdrościć. Silna osoba z Ciebie. Ja przy każdej większej zmianie mam po dwie depresje, trzy załamania nerwowe cały czas przewiduję wszystko, co najgorsze. Wystarczy niespodziewana delegacja, a ja już zabieram się za pisanie testamentu.
Tak się w moim życiu złożyło, niektórzy powiedzą, że tak sobie wybrałam, że mam w życiu mnóstwo zmian. I praca przez większość życia polegająca na ciągłych zmianach klientów (tłumacz), bardzo dużo wyjazdów związanych z pracą, a tu mi doszły jeszcze przeprowadzki. Mam wrażenie, że czuję uciekający czas i dlatego od jakiegoś czasu jestem jeszcze bardziej otwarta na zmiany, bo w końcu warto wszystkiego, no prawie, spróbować 🙂
Testament mam już napisany, więc o to się akurat nie muszę martwić! 😀
O kurcze Iw a byłam pewna że zostawiłam komentarz. Też myślę że bardzo dobrze sobie radzisz sama z Mozartem😀 aż za dobrze kochana. Kotek już pewnie się oswoił i z górki. A Ty zapewne wpadniesz w dobrze znane ci koleiny i …zapomnisz. zajmiesz się swoimi sprawami które cię interesują i …dobrze że śpisz. W razie co polecam melatoninę. Ściskam
O kurcze Teatralna, a ja byłam pewna, że Ci tutaj odpowiedziałam. No radzimy sobie, jak możemy, kicia jest kochana i w sumie grzeczna z niej towarzyszka życia, to bardzo pomaga :). Powoli oswajam się z nowymi warunkami, nowymi kolegami w nowej grupie, z tym, że weekendy mam już tylko dla siebie, a sypiam coraz lepiej. W ostatnich dwóch tygodniach pozałatwiałam większość niezbędnych formalności, żeby wszystko mogło się toczyć dalej. Trochę muszę jeszcze nadgonić materiał, bo na to nie wystarczyło mi mocy. Ale jestem dobrej myśli. Dzięki za polecenie, gdybym regularnie nie mogła spać, pewnie poszukałabym leku albo lekarza, ale w… Czytaj więcej »
przecież to podróżniczka, więc świetnie się wszędzie adaptuje, wszędzie szybko staje się „tutejsza”, więc luz…
a za to ja teraz wyjeżdżam, ale koty zostają pod opieką swoich, więc też luz, choć dwa (Kudłaty i Czarny) może trochę potęsknią, bo są akurat do mnie centralnie przywiązane, tylko zanim się z tym rozkręcą, to będę z powrotem, to tylko tydzień, a biorąc pod uwagę, że zima i dużo śpią w domu, to jeszcze krócej im zejdzie…
p.jzns 🙂
Ano czasem trochę potęsknią, ale czekają i cieszą się po powrocie, chociaż to trochę inna radość, niż ta wszechobecna psia.
Mozart szczęśliwa, bo spędza ostatnio o wiele więcej czasu ze mną.
Pozdrowionka i udanego wyjazdu!
Koty są ostroźne ale za to się szybko dostosowywują. Ja też mam takiego mruczącego „pingwinka” i nazywa się Filo. Ciekawi mnie jaki był ten jeżyk programowania i przy okazji Dzięki za komentarz do Social Algorytmy
Mruczący pingwinek, ale fajne imię 😀
Teraz Javascript, myślałam, że szybciej sobie przypomnę, ale nie idzie aż tak rewenacyjnie, dużo pracy w domu, do której ostatnio dość trudno mi się było zebrać.
Ogólnie schematy już znam, bo niedawno dość dużo było Javy, a są dość podobne.
Ale tu są jednak trochę inne założenia, program idzie wprost do przeglądarki, nie musi się kompilować, za to musi być napisany prawidłowo, żeby to w ogóle poszło.
Wiem, że u Ciebie komentowałam, ale teraz mi wypadła z głowy Twoja strona, dopisz proszę, bo warto mieć kontakt, pracując w podobnych dziedzinach 🙂
Pozdrowienia!
Wspaniale, że podjęłaś te nowe wyzwania, zarówno w sferze nauki, jak i w życiu z Kicią. To fascynujące śledzić Twoje doświadczenia z pierwszymi dniami Mozarta 🙂 Twoje umiejętności opowiadania sprawiają, że każdy moment nabiera głębokiego znaczenia. Trzymam kciuki za pomyślność i harmonię w nowym rozdziale Twojego życia 🙂 pozdrawiam serdecznie i cieplutko choć u mnie okropne mrozy 😉
Każde nowe wyzwanie niesie ze sobą wiele niepewności na początek. I wymaga naprawdę porządnej konsekwencji, żeby iść dalej. Na szczęście życiowo przeszłam już tyle kryzysów, że przechodząc teraz przez kolejne etapy, umiem je nazwać i umiem pomóc sobie w tej drodze. Co nie znaczy, że kopy od losu bolą mniej. 🙂 Bardzo mi miło, że tak przyjemnie CI się czyta, niebawem wrócę znów coś napisać, w ostatnim czasie skupiona byłam na życiowym układaniu sobie tego wszystkiego od nowa. Bardzo dziękuję też za życzenia harmonii, bo to jest właśnie moja najważniejsza wartość w życiu, coraz bardziej to widzę. 🙂 W Bremen… Czytaj więcej »
Świetne imię dla kocura. Moje mają na imiona: Cactus i Smudge (dziewucha). Kiedyś odwiedzę Bremen, bo jest tam wiatrak, ale nie tylko dlatego. Wiem, ze to piękne miasto.
Dzięki za pochwałę imienia Marta 🙂
Tylko muszę Ci powiedzieć, że Mozart to koteczka :)))), no tak wyszło.
Pozdrawiamy Cactusa i Smudge!!!!
W Bremen jest faktycznie parę fajnych miejsc do zwiedzenia.
A koło wiatraka prawie codziennie przechodzę, idąc na zajęcia.
Pozdrowienia :))))